Kornel Makuszyński ,,Szatan z siódmej klasy" Opowiadanie na temat znikających drzwi minimum 200 słów na poniedziałek na poziomie 6 klasy. Z góry dzięki.*
ann97
Oficer leżał już na łożu śmierci i dobrze o tym wiedział. Byłoby dla niego ulgą, móc już odejść na tamten świat. Jego jedynym zmartwieniem był skarb. Musiał czekać na swojego brata, któremu miał go przekazać. Niestety nie było wiadomo, kiedy zjawi się brat. Mógł przybyć za kilka dni, kilka tygodni, kilka miesięcy, a nawet za kilka lat. Mężczyzna wiedział, że nie może długo czekać, bo śmierć już zaczyna się o niego upominać. Postanowił napisać list ze wskazówkami dla brata, który był człowiekiem mądrym i potrafił rozszyfrować każdą zagadkę. Patrząc całymi daniami w okno, wymyślił już nawet, gdzie ukryć swój skarb. Gwiazdy i księżyc spoglądały na świat z ciemnych połaci nieba, kiedy wycieńczony oficer wręcz czołgał się do drzewa, aby dostawić w jego wnętrzu swoje bogactwa. Wcześniej napisał list, objaśniający bratu miejsce ukrycia skarbu. Wetknąwszy tobołek w dziuplę drzewa, tuż pod okazałym bocianim gniazdem odczołgał się z powrotem do swojego łóżka. Dzisiejszej nocy już spał spokojnie, niedręczony żadnymi problemami. Wpadające przez okno słońce zmusiło oficera do otwarcia zaspanych oczu. Z niepokojem spojrzał na list, który wciąż leżał na jego szafce nocnej. Przez chwilę odczuł irracjonalny strach, że nie zobaczy listu tam, gdzie go wczoraj zostawił. Na szczęście list leżał nietknięty na swoim miejscu. Kilka godzin później do bawialni wszedł gospodarz, zdziwiony, że oficer już nie śpi. Kolejną rzeczą, która zadziwiła mężczyznę było to, że oficer przywołał go do siebie gestem i wyciągnąwszy do niego rękę z listem nakazał przekazać go swojemu bratu, gdy tylko ten zjawi się w Bejgole. Miesiąc później wszyscy ludzie mówili tylko o tym, że zmarł pewien cudzoziemiec, zatrzymujący się w ich miasteczku. Nie wiedzieli jednak, że oficer odszedł z uśmiechem na ustach i z poczuciem wypełnionego obowiązku oraz błogiego spokoju.
Opowiadanie ma 283 słowa, możesz sprawdzić, jeżeli nie wierzysz mi na słowo. Pozdrawiam i mam nadzieję, że się przydałam.
5 votes Thanks 1
klaudusia110
Szatan z siódmej klasy"Szatan z siódmej klasy" jest opisem przygody myślącego siedemnastolatka Adasia Cisowskiego. Jest to chłopak, którego warto naśladować. Sam autor zachwyca się nim: "Umiał rozwikłać najtrudniejsze zagadki. Nie tylko patrzył bystrze, lecz i widział bystrze. Spokojnie, cierpliwie obserwował wszystko i wszystkich. Sklejał z prawdziwą zręcznością niedopowiedziane słowo, ułamki zdarzeń, okruchy i szczątki, i umiał skleić z tego znikomego materiału prawdopodobną całość(...) W nauce wyprzedzał wszystkich, ponad podziw pojętny, pamięć miał znakomitą. Powolny z natury myślał zawsze rozważnie, bez pośpiechu z ciekawością niezgodną z jego wiekiem, miał bowiem lat siedemnaście. Nigdy nie tracił spokoju, ani nie unosił się gniewem. Pogodny i serdeczny kolega, wesoły i uśmiechnięty, uczynny i współczujący, zdobył sobie miłość u wszystkich". Ten młodzian dał się poznać w klasie jako zdolny detektyw. Bardzo zręcznie rozwiązał parę trudnych zagadek. Docenił to stary profesor historii, pan Gąsowski i poprosił "detektywa" o pomoc w rozwikłaniu przedziwnej zagadki, dotyczącej rodzinnego domu profesora na wsi. Otóż w bardzo starym dworku, rodzinnym gnieździe profesora, ktoś kradnie drzwi. Dlaczego? Komu potrzebne są te drzwi? Pytania dręczyły całą rodzinę. Zaalarmowano profesora, który zaniepokojony postanowił zaprosić swojego ucznia-detektywa na wakacje do brata na wieś. Miał nadzieję, że Adaś spróbuje dzięki swoim zdolnościom rozwiązać zagadkę. Rodzice Adama wyrazili zgodę. Okazało się, że drzwi znaleziono w dalekim kącie ogrodu, ale całkiem odrapane z farby. Dlaczego? "Detektyw" na początku trochę się zagubił w dociekaniach, ale "błyskawice strzelających fiołkowych oczu" bratanicy profesora trafiły go prosto w serce i dodały takiej mocy, że Adaś stawił czoła nieznanemu. A nieznane to: strzępki wspomnień rodzinnych profesora, spotkania z różnymi ludźmi, odrobina śledztwa i podchodów nocnych, niemało cierpień, stare dokumenty, listy, znajomość literatury. Wreszcie życzliwość, koleżeństwo, przyjaźń i rozum razem wzięte pomogły pokonać trudności. Adaś wydostał się z lochu, uratował człowieka i odkrył tajemnicę ukrytego skarbu. Jak to zrobił? Owszem, można by opowiadać całą historię, ale ile się traci, kiedy samemu nie czyta się tej książki. Jest również film, dosyć wiernie pokazujący fabułę, ale jak w filmie można pokazać magię fiołkowych oczu albo jak pokazać opinię profesora o klasie: "trzydzieści zbójców, po kwiecistej łące historii skakało z kępy na kępę i ze środy na piątek wiele umie; nie zauważył w klasie siódmej zbyt wielkiej ilości zawodowych i upartych kretynów". A jak film może wyrazić sens tych słów: "Pan profesor Gąsowski wałęsając się przez długie swoje życie po nieorganicznych dziedzinach, przeskakując przez tysiąclecia jak przez przepaście, biorąc żywy i namiętny udział w wojnach, zawierając sojusze i podjudzając rewolucje, stał się niezwykle roztargniony. Czasem z nagła przerywał wykład, patrzył daleko przed siebie i długo się czemuś przyglądał. Cała siódma klasa wpatrywała się w to samo miejsce, lecz nikt niczego nie mógł dojrzeć, bo nie było w tym miejscu nawet mizernej muchy, podrygującej w wiosennym słońcu. Coś jednak musiało być... Może Perykles, może krzyżowcy, a może ukochany Napoleon? A trzydzieści gęb patrzyło w niego ciepłym spojrzeniem, bo pan profesor był wielce miłowany". Tak. U Makuszyńskiego bohaterowie są pełni wad i śmiesznostek, ale mają wielkie serca.
Gwiazdy i księżyc spoglądały na świat z ciemnych połaci nieba, kiedy wycieńczony oficer wręcz czołgał się do drzewa, aby dostawić w jego wnętrzu swoje bogactwa. Wcześniej napisał list, objaśniający bratu miejsce ukrycia skarbu. Wetknąwszy tobołek w dziuplę drzewa, tuż pod okazałym bocianim gniazdem odczołgał się z powrotem do swojego łóżka. Dzisiejszej nocy już spał spokojnie, niedręczony żadnymi problemami.
Wpadające przez okno słońce zmusiło oficera do otwarcia zaspanych oczu. Z niepokojem spojrzał na list, który wciąż leżał na jego szafce nocnej. Przez chwilę odczuł irracjonalny strach, że nie zobaczy listu tam, gdzie go wczoraj zostawił. Na szczęście list leżał nietknięty na swoim miejscu.
Kilka godzin później do bawialni wszedł gospodarz, zdziwiony, że oficer już nie śpi. Kolejną rzeczą, która zadziwiła mężczyznę było to, że oficer przywołał go do siebie gestem i wyciągnąwszy do niego rękę z listem nakazał przekazać go swojemu bratu, gdy tylko ten zjawi się w Bejgole.
Miesiąc później wszyscy ludzie mówili tylko o tym, że zmarł pewien cudzoziemiec, zatrzymujący się w ich miasteczku. Nie wiedzieli jednak, że oficer odszedł z uśmiechem na ustach i z poczuciem wypełnionego obowiązku oraz błogiego spokoju.
Opowiadanie ma 283 słowa, możesz sprawdzić, jeżeli nie wierzysz mi na słowo. Pozdrawiam i mam nadzieję, że się przydałam.
Ten młodzian dał się poznać w klasie jako zdolny detektyw. Bardzo zręcznie rozwiązał parę trudnych zagadek. Docenił to stary profesor historii, pan Gąsowski i poprosił "detektywa" o pomoc w rozwikłaniu przedziwnej zagadki, dotyczącej rodzinnego domu profesora na wsi.
Otóż w bardzo starym dworku, rodzinnym gnieździe profesora, ktoś kradnie drzwi. Dlaczego? Komu potrzebne są te drzwi? Pytania dręczyły całą rodzinę. Zaalarmowano profesora, który zaniepokojony postanowił zaprosić swojego ucznia-detektywa na wakacje do brata na wieś. Miał nadzieję, że Adaś spróbuje dzięki swoim zdolnościom rozwiązać zagadkę. Rodzice Adama wyrazili zgodę.
Okazało się, że drzwi znaleziono w dalekim kącie ogrodu, ale całkiem odrapane z farby. Dlaczego? "Detektyw" na początku trochę się zagubił w dociekaniach, ale "błyskawice strzelających fiołkowych oczu" bratanicy profesora trafiły go prosto w serce i dodały takiej mocy, że Adaś stawił czoła nieznanemu.
A nieznane to: strzępki wspomnień rodzinnych profesora, spotkania z różnymi ludźmi, odrobina śledztwa i podchodów nocnych, niemało cierpień, stare dokumenty, listy, znajomość literatury. Wreszcie życzliwość, koleżeństwo, przyjaźń i rozum razem wzięte pomogły pokonać trudności. Adaś wydostał się z lochu, uratował człowieka i odkrył tajemnicę ukrytego skarbu. Jak to zrobił? Owszem, można by opowiadać całą historię, ale ile się traci, kiedy samemu nie czyta się tej książki. Jest również film, dosyć wiernie pokazujący fabułę, ale jak w filmie można pokazać magię fiołkowych oczu albo jak pokazać opinię profesora o klasie: "trzydzieści zbójców, po kwiecistej łące historii skakało z kępy na kępę i ze środy na piątek wiele umie; nie zauważył w klasie siódmej zbyt wielkiej ilości zawodowych i upartych kretynów". A jak film może wyrazić sens tych słów: "Pan profesor Gąsowski wałęsając się przez długie swoje życie po nieorganicznych dziedzinach, przeskakując przez tysiąclecia jak przez przepaście, biorąc żywy i namiętny udział w wojnach, zawierając sojusze i podjudzając rewolucje, stał się niezwykle roztargniony. Czasem z nagła przerywał wykład, patrzył daleko przed siebie i długo się czemuś przyglądał. Cała siódma klasa wpatrywała się w to samo miejsce, lecz nikt niczego nie mógł dojrzeć, bo nie było w tym miejscu nawet mizernej muchy, podrygującej w wiosennym słońcu. Coś jednak musiało być... Może Perykles, może krzyżowcy, a może ukochany Napoleon? A trzydzieści gęb patrzyło w niego ciepłym spojrzeniem, bo pan profesor był wielce miłowany".
Tak. U Makuszyńskiego bohaterowie są pełni wad i śmiesznostek, ale mają wielkie serca.