Miesiąc przed Dniem Dziecka rodzice poprosili mnie żebym wybrał sobie prezent z tej okazji. Miałem do wyboru nowa grę komputerową albo rower. Zawsze marzyłem o szczeniaku,jednak mama obawiała się,że będę się bawił całe dnie z psiakiem zamiast odrabiać lekcje. Wszyscy w mojej klasie mają jakies zwierzątko. Ja niestety nie. Nie próbowałem już nawet o tym wspominać. Poprostu z bardzo ponurą miną powiedziałem: rower. Rodzice ucieszyli się i obiecali,że następnego dnia po szkole pójdziemy do sklepu i dosane najpiękniejszy rower.
W szkole jak zwykle trochę się nudziłem i bylem smutny z tego,że nie wracam od razu do domu po zajeciach, choć to do mnie niepodobne. Po szkole udawałem,że się cieszę na wypad do sklepu. Na miejscu oglądałem kilka rowerów. W końcu wybrałem i nadszedł czas na próbną przejażdżkę. Wsiadłem na rower i zacząłem myśleć o tym, dlaczego zawsze dostaję coś innego niż bym chciał. do szkoły mogę jeździc autobusem jak zawsze. Dosłownie nagle przede mną znalazł się bezpański, zabrudzony pies. Zahamowałem bardzo ostro i przewróciłem się. Rozbiłem kolano. Rodzice z przerażeniem przybiegli mnie pozbierać. Pan sprzedawca bardzo na mnie nakrzyczał,choć rowerowi nic się nie stało.Ja miałem w myślach tylko tego ślicznego,smutnego pieska. Zagwizdałem. Kudłaty przyjaciel podszedł niepewnie i oblizał chore kolano. Powiedzialem,że nie chcialem i nie chcę roweru tylko właśnie tego kochanego psa. Rodzice z wyrzutami sumienia zgodzili się.
Dziś razem z psem czujemy się dobrze. Choć mama często narzeka na wylinkę Burego w domu zawsze powtarza,że bardzo go pokochała. Tata mówi,że nigdy nie widział mnie takim szczęśliwym, chociaż kolano długo krwawiło i bolało. Mimo wszystko śmiejemy się z tego co zaszło. Więc tak czy inaczej nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło.
Miesiąc przed Dniem Dziecka rodzice poprosili mnie żebym wybrał sobie prezent z tej okazji. Miałem do wyboru nowa grę komputerową albo rower. Zawsze marzyłem o szczeniaku,jednak mama obawiała się,że będę się bawił całe dnie z psiakiem zamiast odrabiać lekcje. Wszyscy w mojej klasie mają jakies zwierzątko. Ja niestety nie. Nie próbowałem już nawet o tym wspominać. Poprostu z bardzo ponurą miną powiedziałem: rower. Rodzice ucieszyli się i obiecali,że następnego dnia po szkole pójdziemy do sklepu i dosane najpiękniejszy rower.
W szkole jak zwykle trochę się nudziłem i bylem smutny z tego,że nie wracam od razu do domu po zajeciach, choć to do mnie niepodobne. Po szkole udawałem,że się cieszę na wypad do sklepu. Na miejscu oglądałem kilka rowerów. W końcu wybrałem i nadszedł czas na próbną przejażdżkę. Wsiadłem na rower i zacząłem myśleć o tym, dlaczego zawsze dostaję coś innego niż bym chciał. do szkoły mogę jeździc autobusem jak zawsze. Dosłownie nagle przede mną znalazł się bezpański, zabrudzony pies. Zahamowałem bardzo ostro i przewróciłem się. Rozbiłem kolano. Rodzice z przerażeniem przybiegli mnie pozbierać. Pan sprzedawca bardzo na mnie nakrzyczał,choć rowerowi nic się nie stało.Ja miałem w myślach tylko tego ślicznego,smutnego pieska. Zagwizdałem. Kudłaty przyjaciel podszedł niepewnie i oblizał chore kolano. Powiedzialem,że nie chcialem i nie chcę roweru tylko właśnie tego kochanego psa. Rodzice z wyrzutami sumienia zgodzili się.
Dziś razem z psem czujemy się dobrze. Choć mama często narzeka na wylinkę Burego w domu zawsze powtarza,że bardzo go pokochała. Tata mówi,że nigdy nie widział mnie takim szczęśliwym, chociaż kolano długo krwawiło i bolało. Mimo wszystko śmiejemy się z tego co zaszło. Więc tak czy inaczej nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło.