Ciemna noc, niebo pokryte kłębiastymi burzowymi chmurami. Niedaleko ruiny zamku, w jednym małym okienku dostrzec można światło. Tli się tam jakgdyby promień świecy - bardzo wątły, a chwilami nawet nie do spostrzerzenia. Podeszłem pod mury cicho i sprytnie wymykając się zza drzewa. Usłyszałem głos. Wysoki, męski alt. Serce podeszło mi do gardła. Ześlizgłem się wspierając o stare, drewniane drzwi. Ze strachu usiadłem na piętach, zamknąłem oczy. Chciałem, aby to wszystko wydało się tylko złym snem. Chwile milczenia przerwał nagle podniesiony ton głosu. -Mówiłem Ci tyle razy! Czy ty tego naprawde nie rozumiesz.?
- Ale Marek ja nie chce brać udziału w tym napadzie.
- Ja Cię utaj nie pytam o zdanie. Posłuchaj mnie uważne i zrób to co Ci karze.
- Prosze..Ja mam rodzine, dzieci. Mam dla kogo żyć. Nie chce iść do więzienia.- coraz ciszej mówił mężczyzna
Odważyłem się zbliżyć do okna i spojrzeć. Zobaczyłem mężczyzne w masce. Nie widać było jego twarzy. Tuż obok niego na kanapie siedział drugi mężczyzna, znacznie mizerniejszy, chudzina. Bardzo się czegoś bał. Malowało to się na jego twarzy. Wznogła się kłótnia. Chciałem uciec. Ale jak, gdzie którędy. Bałem sie myśleć co stanie się jeśli ktoś mnie tu znajdzie. Przeczołgałem się powili pod oknem i wylądowałem w pobliskich krzakach. Szybko wstałem i pobiegłem w stone domu. W głowie miałem tylko jedną myśl. Co tak właściwie mnie podkusiło, żeby zwiedzić tą ruine.? Sam.? W środku nocy.? Rano obudziłem się w swoim łóżku, zeszłem na śniadanie. Rodzice czytali gazete. Tata powiedział mi, że doszło do napadu na bank. Znaleziono tak kilka poszkodowanych, a bandytom udało się uciec..
Ciemna noc, niebo pokryte kłębiastymi burzowymi chmurami. Niedaleko ruiny zamku, w jednym małym okienku dostrzec można światło. Tli się tam jakgdyby promień świecy - bardzo wątły, a chwilami nawet nie do spostrzerzenia. Podeszłem pod mury cicho i sprytnie wymykając się zza drzewa. Usłyszałem głos. Wysoki, męski alt. Serce podeszło mi do gardła. Ześlizgłem się wspierając o stare, drewniane drzwi. Ze strachu usiadłem na piętach, zamknąłem oczy. Chciałem, aby to wszystko wydało się tylko złym snem. Chwile milczenia przerwał nagle podniesiony ton głosu. -Mówiłem Ci tyle razy! Czy ty tego naprawde nie rozumiesz.?
- Ale Marek ja nie chce brać udziału w tym napadzie.
- Ja Cię utaj nie pytam o zdanie. Posłuchaj mnie uważne i zrób to co Ci karze.
- Prosze..Ja mam rodzine, dzieci. Mam dla kogo żyć. Nie chce iść do więzienia.- coraz ciszej mówił mężczyzna
Odważyłem się zbliżyć do okna i spojrzeć. Zobaczyłem mężczyzne w masce. Nie widać było jego twarzy. Tuż obok niego na kanapie siedział drugi mężczyzna, znacznie mizerniejszy, chudzina. Bardzo się czegoś bał. Malowało to się na jego twarzy. Wznogła się kłótnia. Chciałem uciec. Ale jak, gdzie którędy. Bałem sie myśleć co stanie się jeśli ktoś mnie tu znajdzie. Przeczołgałem się powili pod oknem i wylądowałem w pobliskich krzakach. Szybko wstałem i pobiegłem w stone domu. W głowie miałem tylko jedną myśl. Co tak właściwie mnie podkusiło, żeby zwiedzić tą ruine.? Sam.? W środku nocy.? Rano obudziłem się w swoim łóżku, zeszłem na śniadanie. Rodzice czytali gazete. Tata powiedział mi, że doszło do napadu na bank. Znaleziono tak kilka poszkodowanych, a bandytom udało się uciec..