Za 20 pkt
Analizując podany fragment Lalki Bolesława Prusa, scharakteryzuj
występujących w nim bohaterów. Określ ich stosunek do nauki i miłości.
Bolesław Prus Lalka (fragment)
Wokulski stanął na ulicy.
– Pan zajmuje się fizyką czy chemią?... – spytał zdziwiony.
– Ach, czym ja się nie zajmuję!... – odparł Ochocki. – Fizyką, chemią i technologią... Przecież
skończyłem wydział przyrodniczy w uniwersytecie i mechaniczny w politechnice... Udało mi
się trochę ulepszyć mikroskop, zbudować jakiś nowy stos elektryczny6, jakąś tam lampę...
Wokulski zdumiewał się coraz więcej.
– Więc to pan jest tym Ochockim wynalazcą?...
– Ja – odparł młody człowiek. – No, ale i cóż to znaczy?... Razem nic. Kiedy pomyślę,
że w dwudziestym ósmym roku tylko tyle zrobiłem, ogarnia mnie desperacja7. Ogniwo
Ochockiego albo – lampa elektryczna Ochockiego... jakież to głupie!... Rwać się8 gdzieś
od dzieciństwa i utknąć na lampie, to okropne... Dobiegać środka życia i nie znaleźć nawet
śladu drogi, po której by się iść chciało – cóż to za rozpacz!...
– Chcę zadać panu pytanie... nie ... dwa pytania, bardzo poufne9, a może nawet drażliwe –
mówił Ochocki. – Czy nie obrazi się pan? ...
– Słucham – odparł Wokulski.
– Pan był przyrodnikiem? – spytał Ochocki.
– Tak.
– I w dodatku przyrodnikiem entuzjastą. Wiem, co pan przeszedł, od dawna szanuję pana
z tego powodu... Wspomnienie o trudnościach, z jakimi szamotał się pan, dodawało mi
otuchy... Mówiłem sobie: zrobię przynajmniej to, co ten człowiek, a ponieważ nie mam takich
przeszkód, więc – zajdę dalej od niego...
Wokulski, słuchając, myślał, że marzy albo że rozmawia z wariatem.
– Byłeś pan przyrodnikiem entuzjastą i ... w rezultacie rzuciłeś pan nauki przyrodnicze. Otóż,
w którym roku życia osłabnął pański zapał w tym kierunku? ...
Pytanie było tak przykre i niespodziewane, że przez chwilę Wokulski nie tylko
nie umiał odpowiedzieć, ale nawet zebrać myśli.
– W którym roku? ... – rzekł – W zeszłym roku ... Dziś mam czterdziesty szósty rok...
– A zatem ja do kompletnego ochłodzenia się mam jeszcze przeszło piętnaście lat. To mi
trochę dodaje odwagi... – rzekł jakby do siebie Ochocki.
– To jedno pytanie, a teraz drugie, ale – nie obraź się pan. W którym roku życia zaczynają
mężczyźnie... obojętnieć kobiety?...
Drugi cios. Był moment, że Wokulski chciał schwycić młodzieńca za gardło i udusić.
Opamiętał się jednak i odparł ze słabym uśmiechem:
– Myślę, że one nigdy nie obojętnieją... Owszem, coraz wydają się droższymi...
– Źle! – szepnął Ochocki. – Ha, zobaczymy, kto mocniejszy.
– Kobiety, panie Ochocki.
– Jak dla kogo, panie – odpowiedział młody człowiek i zaczął mówić jakby do siebie.
– Kobiety ważna rzecz. Kochałem się już, zaraz, ileż to? ... Cztery... sześć... ze siedem, tak, siedem razy... Zabiera to dużo czasu i napędza desperackie10 myśli... Poznajesz, kochasz,
cierpisz... Potem jesteś znudzony albo zdradzony... A tymczasem gdy raz opanuje człowieka
idea, już go nie opuszcza i nie zdradza nigdy...
Położył rękę na ramieniu Wokulskiego i spytał:
– Wszakże pan myślał kiedyś o machinach latających?11 ... Nie o kierowaniu balonami, które
są lżejsze od powietrza, bo to błazeństwo, ale – o locie machiny ciężkiej, napełnionej
i obwarowanej jak pancernik?12 ... Czy pan rozumie, jaki nastąpiłby przewrót na świecie
po podobnym wynalazku?... Już ujarzmiliśmy wiatr, ciepło, światło, piorun... Czy więc
nie sądzisz pan, że nadeszła pora nam samym wyzwolić się z okowów ciężkości? ... To idea
leżąca dziś w duchu czasu ... Inni już pracują nad nią; mnie ona dopiero nasyca, ale od stóp
do głów ... Co mnie żeniaczka, kobiety, a nawet mikroskopy, stosy i lampy elektryczne? ...
Oszaleję albo ... przypnę ludzkości skrzydła...
– A gdybyś pan je nawet przypiął, to co? ... – spytał Wokulski.
– Sława, jakiej nie dosięgnął jeszcze żaden człowiek – odparł Ochocki. – To moja żona,
to moja kobieta... Bądź pan zdrów, muszę iść...
Uścisnął Wokulskiemu rękę, zbiegł ze wzgórza i zniknął między drzewami.
„Wariat czy geniusz?... – szepnął Wokulski czując, że sam jest w najwyższym stopniu
rozstrojony.13 – A jeżeli geniusz?14 ...”
Wstał i poszedł w głąb ogrodu, między spacerujących ludzi. Zdawało mu się,
że nadchodzi moment, w którym powinien zrobić rachunek sumienia czy też ogólny bilans
życia.15
„Gdyby spytano mnie, kto jest wart panny Izabeli: Ochocki czy Wokulski, musiałbym
przyznać, że – Ochocki... O osiemnaście lat młodszy ode mnie (osiemnaście lat!...) i taki
piękny... W dwudziestym ósmym roku życia skończył dwa fakultety16 (ja w tym wieku ledwie
zaczynałem się uczyć ...) i już zrobił trzy wynalazki (ja żadnego!). Machina latająca musi być
cięższa, nie zaś jak balon lżejsza od powietrza; bo wszystko, co prawidłowo lata, począwszy
od muchy, skończywszy na olbrzymim sępie, jest od powietrza cięższe. Ma prawdziwy punkt
wyjścia, ma twórczy umysł, czego dowiódł bodajby swoim mikroskopem i lampą; któż wie
zatem, czy nie uda mu się zbudować machiny latającej? A w takim razie będzie większym
dla ludzkości od Newtona i Napoleona razem wziętych... I ja mam z nim
współzawodniczyć?...” [...]
Dziwny traf.17 Gdy Wokulski wstąpił18 do Szkoły Przygotowawczej, najtajniejszym
jego pragnieniem było – wynaleźć sposób kierowania balonami. To, co dla Wokulskiego było
tylko fantastycznym cieniem, w Ochockim przybrało już formę praktycznego zagadnienia.
„Cóż to za okrucieństwo losów! – myślał z goryczą. – Dwóm ludziom dano prawie te same
aspiracje, tylko jeden urodził się o osiemnaście lat wcześniej, drugi później; jeden w nędzy,
drugi w dostatku; jemu nie przeszkodzi miłość, którą traktuje jak zabawkę; podczas gdy dla
mnie uczucie to jest niebem i zbawieniem... On triumfuje nade mną na każdym polu...”
Wokulski dobrze znał ludzi i często porównywał się z nimi, lecz gdziekolwiek był,
wszędzie widział się trochę lepszym od innych. I dopiero dziś spotkał człowieka wyższego
od siebie, wariata, który chce budować machiny latające!...
Odmiennego zdania jest natomiast Wokulski.Jako dojrzały mężczyzna jest podróżnikiem-entuzjastą,który niegdyś porzucił nauki przyrodnicze.Dla niego bowiem miłość to piękne uczucie,zaś kobiety traktuje z należnym im szacunkiem,poważnie.