Z punktu widzenia Becky lub Tomka opowiedz o przygodzie w jaskiniach . :) Prosze z punktu widzenia Becky bo jestem dziewczynką :) . P.S. Pani powiedziała ż eby były emocje , że np. Becky sie bała i trzeba tak napisać jak by się nią było ;)
Narnia1
Na pikniku, który organizowałam kilka dni temu, jak pewnie wiecie z plotek zgubiłam się z Tomkiem w jaskini. Na początku to była świetna zabawa. Czułam się niesamowicie a zarazem głodna przygody. Nie zdawałam sobie sprawy, że przygoda już jest tuż tuż. Nagle ja i Tomek odłączyliśmy się od reszty naszych kolegów i koleżanek. Następnie szliśmy coraz dalej i dalej, aż w końcu podłoga prowadziła coraz stromiej w dół. Zaniepokoiło mnie to, ale nie chciałam wyjść na tchórza przy Tomku. Nagle jedna z naszych pochodni zgasła. Ale nic szliśmy dalej. W końcu z wyczerpania spoczęliśmy w jakiejś kopule wydrążonej przez wodę. Nasza druga świeca była na skraju zgaśnięcia. Wtedy zapytałam Tomka czy już wyjdziemy stąd. Niestety Tomek zapomniał, którą drogą przyszliśmy. Wtedy czułam jakby caly świat runą przede mną. Myślami dążyłam do wyjścia, ale na próżno bo nigdzie go nie yło. Tomek szukał go przez wiele godzin. Nagle we dwoje poszliśmy do jakiegoś tunelu. Tomek uprzedził mnie abym szzła powoli , bo gdzieś mogą być dziury. Szliśmy i szliśmy a strop robił się coraz niższy. Nagle tomek poczuł brak podłoża pod nogami. Wsadził tam ręke, aby zobaczyć jak głęboka jest ta zapadlina. Nagle Tomek ujrzał płomyk a jego rękę ktos złapał. Obydwoje ucieszyliśmy się. Niestety jak się okazało był to okrutny Indianin Joe. Zaniepokoiło nas ten fakt, że też był w jaskini. Widocznie równierz się zgubił. No nic. Cofnęliśmy się do kopuły. Tomek miał przy sobie kawałek prowiantu i podzielił się ze mną. Gdy zjadłam usnęłam. Myślami dochodziłam do takiego punktu, iż nigdy się z tąd nie wydostaniemy. Po niewiem jak długim czasie Tomek zbudził mnie z tego marnego snu. Powiedział, że zna drogę do wyjścia. Zdenerwowało mnie to, bo myślałam, że robi sobie ze mnie żarty. Tłumaczyłam mu więc, aby przestał sobie ze mnie drwić. Ale on nadal się upierał. W końcu zgodziłam się pójść za nim. Szłam tak i szłam i nagle w oddali ujrzałam światło. Serce niemało mi pękło z radości! Szłam potem trochę szybciej, aż w końcu wyszliśmy.! Czułam wtedy, jakby zbawienie czekało na mnie przed jaskinią. Zradości nawet chciałam pocałować Tomka, ale moja duma mi nie pozwoliła. Bardzo się ucieszyłam, że wyszliśmy z jaskini bez szwanku. A Indianin Joe pewnie jeszcze tam siedzi. Ale co tam! Ważne, że my żyjemy!!! Liczę na punkty ;)
Nagle ja i Tomek odłączyliśmy się od reszty naszych kolegów i koleżanek. Następnie szliśmy coraz dalej i dalej, aż w końcu podłoga prowadziła coraz stromiej w dół. Zaniepokoiło mnie to, ale nie chciałam wyjść na tchórza przy Tomku. Nagle jedna z naszych pochodni zgasła. Ale nic szliśmy dalej. W końcu z wyczerpania spoczęliśmy w jakiejś kopule wydrążonej przez wodę. Nasza druga świeca była na skraju zgaśnięcia. Wtedy zapytałam Tomka czy już wyjdziemy stąd. Niestety Tomek zapomniał, którą drogą przyszliśmy. Wtedy czułam jakby caly świat runą przede mną. Myślami dążyłam do wyjścia, ale na próżno bo nigdzie go nie yło. Tomek szukał go przez wiele godzin. Nagle we dwoje poszliśmy do jakiegoś tunelu. Tomek uprzedził mnie abym szzła powoli , bo gdzieś mogą być dziury. Szliśmy i szliśmy a strop robił się coraz niższy. Nagle tomek poczuł brak podłoża pod nogami. Wsadził tam ręke, aby zobaczyć jak głęboka jest ta zapadlina. Nagle Tomek ujrzał płomyk a jego rękę ktos złapał. Obydwoje ucieszyliśmy się. Niestety jak się okazało był to okrutny Indianin Joe. Zaniepokoiło nas ten fakt, że też był w jaskini. Widocznie równierz się zgubił. No nic. Cofnęliśmy się do kopuły. Tomek miał przy sobie kawałek prowiantu i podzielił się ze mną. Gdy zjadłam usnęłam. Myślami dochodziłam do takiego punktu, iż nigdy się z tąd nie wydostaniemy. Po niewiem jak długim czasie Tomek zbudził mnie z tego marnego snu. Powiedział, że zna drogę do wyjścia. Zdenerwowało mnie to, bo myślałam, że robi sobie ze mnie żarty. Tłumaczyłam mu więc, aby przestał sobie ze mnie drwić. Ale on nadal się upierał. W końcu zgodziłam się pójść za nim. Szłam tak i szłam i nagle w oddali ujrzałam światło. Serce niemało mi pękło z radości! Szłam potem trochę szybciej, aż w końcu wyszliśmy.! Czułam wtedy, jakby zbawienie czekało na mnie przed jaskinią. Zradości nawet chciałam pocałować Tomka, ale moja duma mi nie pozwoliła. Bardzo się ucieszyłam, że wyszliśmy z jaskini bez szwanku. A Indianin Joe pewnie jeszcze tam siedzi. Ale co tam! Ważne, że my żyjemy!!!
Liczę na punkty ;)