Wypiszę 5 onomatopeji i 5 przenośni z Fragmentu Pana Tadeusza "Matecznik"
A za tą mgłą na koniec(jak wieść gminna głosi)
Ciągnie się bardzo piękna, żyzna okolica,
Główna królestwa zwierząt i roślin stolica.
Z których się rozrastają na świat ich plemiona;
W niej, jak w arce Noego, z wszelkich zwięrząt rodu
Jedna przynajmniej para chowa się dla płodu.
W samym środku(jak słychać) mają swoje dwory
Dawny Tur, Żubr, Niedźwiedź, puszcz imperatory.
Około nich na drzewach gnieździ się Ryś bystry
I żarłoczny Rosomak, jak czujne ministry;
Dalej zaś, jak podwładni i szlachetni wasale,
Mieszkają Dziki, Wilki i Łosie rogale.
Nad głowami Sokoły i Orłowie dzicy,
Żyjący z pańskich stołów, dworscy zausznicy.
Te pary zwierząt głowne i patryjarchalne,
Ukryte w jądrze puszczy, światu niewidzialne,
Dzieci swe ślą dla osad granicę lasu,
A sami we stolicy używają wczasu;
Nie giną nigdy bronią sieczną ni palną,
Lecz starzy umierają śmiercią naturalną.
Mają też i swój smętarz, kędyn bliscy śmierci,
Ptaki składają pióra, czworonogi sierci.
Niedźwiedź, gdy zjadłszy zęby, strawy nie przeżuwa,
Jeleń zgrzybiały, gdy już ledwie nogi suwa,
Zając sędziwy, gdy mu juz krew w żyłach krzepnie,
Kruk, gdy już posiwieje, sokół, gdy oslepnie,
Orzeł, gdy mu dziób stary tak w kłąbłąk skrzywi,
Ża zamknięty na wieki już gardła nie żywi,
Idą na smętarz. Nawet mniejszy zwierz, raniony
Lub chory, bieży umrzeć w swe ojczyste strony.
Stąd to w miejscach dostępnych, kędy człowiek gości,
Nie znajdują się nigdy martwych zwierząt kości.
Słychać, że tam w stolicy, między zwierzętami
Dobre są obyczaje, bo rządzą się sami;
Jeszcze cywilizacją ludzką nie popsuci,
Nie znają własności, która świat nasz kłóci,
Nie znają pojedynków ni wojennej sztuki.
Jak ojce żyły w raju, tak dziś żyją wnuki,
Dzikie i swojskie razem, w miłości i zgodzie,
Nigdy jeden drugiego nie kąsa ni bodzie.
Nawet gdyby tam człowiek wpadł, chociaż niezbrojny,
Toby środkiem bestyi przechodził spokojny;
One by nań patrzyły tym wzrokiem zdziwienia,
Jakim w owym ostatnim, szóstym dniu stworzenia
Ojce ich pierwsze, co się w ogrójcu gnieździły,
Patrzyły na Adama, nim się z nim skóciły.
Szcześciem, człowiek nie zbłądzi do tego ostępu,
Bo Trud i Trowa, i Śmierć bronią mu przystępu.