March 2019 0 44 Report
Wypisać 10 przyimków, 10 spójników i 10 zaimków z tekstu.

Patrzcie, jak marne są ludzkie nadzieje wobec porządku świata; patrzcie, jak marne są wobec wyroków, które ognistymi znakami wypisał na niebie Przedwieczny!…
2
Choroba, Król, WładzaStuletni Ramzes, potężny władca Egiptu, dogorywał. Na pierś mocarza, przed którego głosem pół wieku drżały miliony, padła dusząca zmora i wypijała mu krew z serca, siłę z ramienia, a chwilami nawet przytomność z mózgu. Leżał, jak powalony cedr, wielki faraon na skórze indyjskiego tygrysa, okrywszy nogi triumfalnym płaszczem króla Etiopów[1]. LekarzA surowy nawet dla siebie, zawołał najmędrszego lekarza ze świątyni w Karnaku[2] i rzekł:
3
— Wiem, że znasz tęgie lekarstwa, które albo zabijają, albo od razu leczą. Przyrządź mi jedno z nich, właściwe mojej chorobie, i niech mi się to raz skończy… tak albo owak.
4
Lekarz wahał się.
5
— Pomyśl, Ramzesie — szepnął — że od chwili twego zstąpienia z wysokich niebios Nil wylewał już sto razy; mogęż ci zadać lekarstwo, niepewne nawet dla najmłodszego z twoich wojowników?
6
Ramzes aż usiadł na łożu.
7
— Muszę być bardzo chory — zawołał — kiedy ty, kapłanie, ośmielasz się dawać mi rady! Milcz i spełnij, com kazał. Żyje przecież trzydziestoletni wnuk mój i następca, Horus. Egipt zaś nie może mieć władcy, który by nie dosiadł wozu i nie dźwignął oszczepu.
8
Proroctwo, WierzeniaGdy kapłan drżącą ręką podał mu straszne lekarstwo, Ramzes wypił je, jak spragniony pije kubek wody; potem zawołał do siebie najsłynniejszego astrologa z Tebów i kazał szczerze opowiedzieć, co tam pokazują gwiazdy.
9
— Saturn połączył się z Księżycem — odparł mędrzec — co zapowiada śmierć członka twojej dynastii, Ramzesie. Źle zrobiłeś, pijąc dzisiaj lekarstwo, bo puste są ludzkie plany wobec wyroków, które na niebie zapisuje Przedwieczny.
10
— Naturalnie, że gwiazdy zapowiedziały moją śmierć — odparł Ramzes. — I kiedyż to może nastąpić? — zwrócił się do lekarza.
11
— Przed wschodem słońca, Ramzesie, albo będziesz zdrów jak nosorożec, albo twój święty pierścień[3] znajdzie się na ręku Horusa.
12
Władza— Zaprowadźcie — rzekł Ramzes cichnącym już głosem — Horusa do sali faraonów; niech tam czeka na moje ostatnie słowa i na pierścień, ażeby w sprawowaniu władzy ani na chwilę nie było przerwy.
13
Zapłakał Horus (miał on serce pełne litości) nad bliską śmiercią dziada; ale że w sprawowaniu władzy nie mogło być przerwy, więc poszedł do sali faraonów, otoczony liczną zgrają służby.
14
Usiadł na ganku, którego marmurowe schody biegły w dół, aż do rzeki, i pełen nieokreślonych smutków przypatrywał się okolicy.
15
Gwiazda, KsiężycWłaśnie księżyc, przy którym tliła się złowroga gwiazda Saturn, złocił spiżowe wody Nilu, na łąkach i ogrodach malował cienie olbrzymich piramid i na kilka mil wokoło oświetlał całą dolinę. Lud, WładzaMimo późnej nocy w chatach i gmachach płonęły lampy, a ludność pod otwarte niebo wyszła z domów. Po Nilu snuły się łódki, gęsto jak w dzień świąteczny; w palmowych lasach, nad brzegami wody, na rynkach, na ulicach i obok pałacu Ramzesa falował niezliczony tłum. A mimo to była cisza taka, że do Horusa dolatywał szmer wodnej trzciny i jękliwe wycie szukających żeru hien.
16
Duma— Czemu oni tak się gromadzą? — spytał Horus jednego z dworzan, wskazując na niezmierzone łany głów ludzkich.
17
— Chcą w tobie, panie, przywitać nowego faraona i z twoich ust usłyszeć o dobrodziejstwach, jakie im przeznaczyłeś.
18
W tej chwili pierwszy raz o serce księcia uderzyła duma wielkości, jak o stromy brzeg uderza nadbiegające morze.
19
— A tamte światła co znaczą? — pytał dalej Horus.
20
— Kapłani poszli do grobu twej matki, Zefory, ażeby zwłoki jej przenieść do faraońskich katakumb[4].
21
W sercu Horusa na nowo zbudził się żal po matce, której szczątki — za miłosierdzie okazywane niewolnikom — srogi Ramzes pogrzebał między niewolnikami.
22
— Słyszę rżenie koni — rzekł Horus nasłuchując — kto wyjeżdża o tej godzinie?
23
— Kanclerz, panie, kazał przygotować gońców po twojego nauczyciela, Jetrona.
24
Horus westchnął na wspomnienie ukochanego przyjaciela, którego Ramzes wygnał z kraju za to, że w duszy wnuka i następcy szczepił odrazę do wojen, a litość dla uciśnionego ludu.
25
— A tamto światełko za Nilem?
26
— Tamtym światłem, o Horusie! — odparł dworzanin — pozdrawia cię z klasztornego więzienia wierna Berenika. Już arcykapłan wysłał po nią łódź faraońską; a gdy święty pierścień błyśnie na twojej ręce, otworzą się ciężkie drzwi klasztorne i powróci do ciebie, stęskniona i kochająca.
27
Usłyszawszy takie słowa Horus już o nic nie pytał; umilkł i zakrył oczy ręką.
28
Nagle syknął z bólu.
29
— Co ci jest, Horusie?
30
— Pszczoła ukąsiła mnie w nogę — odparł pobladły książę.
31
Dworzanin przy zielonawym blasku księżyca obejrzał mu nogę.
32
Pająk— Podziękuj Ozyrysowi[5] — rzekł — że to nie pająk, których jad o tej porze bywa śmiertelny.
33
O! jakże marne są ludzkie nadzieje wobec niecofnionych wyroków…
34
W tej chwili wszedł wódz armii i skłoniwszy się Horusowi powiedział:
35
— Wielki Ramzes czując, że mu już stygnie ciało, wysłał mnie do ciebie z rozkazem: „Idź do Horusa, bo mnie niedługo na świecie, i spełniaj jego wolę, jak moją spełniałeś. Choćby kazał ci ustąpić Górny Egipt Etiopom i zawrzeć z tymi wrogami braterski sojusz, wykonaj to, gdy mój pierścień ujrzysz na jego ręce, bo przez usta władców mówi nieśmiertelny Ozyrys.”
36
— Nie oddam Egiptu Etiopom — rzekł książę — ale zawrę pokój, bo mi żal krwi mego ludu; napisz zaraz edykt i trzymaj w garści konnych gońców, aby gdy błysną pierwsze ognie na cześć moją, polecieli w stronę południowego słońca i zanieśli łaskę Etiopom. I napisz jeszcze drugi edykt, że od tej godziny aż do końca czasów żadnemu jeńcowi nie ma być wyrywany język z ust jego na polu bitwy. Tak powiedziałem…
37
Wódz upadł na twarz, a potem cofnął się, aby pisać rozkazy; książę zaś polecił dworzaninowi znowu obejrzeć swoją ranę, gdyż bardzo go bolała.
38
— Trochę spuchła ci noga, Horusie — rzekł dworzanin. — Cóż by się stało, gdyby zamiast pszczoły ukąsił cię pająk!…
39
Teraz wszedł do sali kanclerz państwa i skłoniwszy się księciu, mówił:
40
— Potężny Ramzes widząc, że już mu się wzrok zaćmiewa, odesłał mnie do ciebie z rozkazem: „Idź do Horusa i ślepo spełniaj jego wolę. Choćby ci kazał spuścić z łańcucha niewolników, a lud obdarować wszystką ziemią, uczynisz to, gdy zobaczysz na jego ręce mój święty pierścień, bo przez usta władców mówi nieśmiertelny Ozyrys.”
41
— Tak daleko nie sięga serce moje — rzekł Horus. — Ale zaraz napisz mi edykt, jako ludowi zniża się czynsz dzierżawny i podatki o połowę, a niewolnicy będą mieli trzy dni na tydzień wolne od pracy i bez wyroku sądowego nie będą bici kijem po grzbietach. I jeszcze napisz edykt odwołujący z wygnania mego nauczyciela, Jetrona, który jest najmędrszym i najszlachetniejszym z Egipcjan. Tak powiedziałem…
42
Kanclerz upadł na twarz, lecz nim zdążył cofnąć się dla napisania edyktów, wszedł arcykapłan.
43
— Horusie — rzekł — lada chwila wielki Ramzes odejdzie do państwa cieniów i serce jego na nieomylnej szali zważy Ozyrys. Gdy zaś święty pierścień faraonów błyśnie na twojej ręce, rozkazuj, a słuchać cię będę, choćbyś obalić miał cudowną świątynię Amona, bo przez usta władców mówi nieśmiertelny Ozyrys.
44
— Nie burzyć — odparł Horus — ale wznosić będę nowe świątynie i zwiększać skarbiec kapłański. Żądam tylko, abyś napisał edykt o uroczystym przewiezieniu zwłok matki mojej, Zefory, do katakumb i drugi edykt… o uwolnieniu ukochanej Bereniki z klasztornego więzienia. Tak powiedziałem…
45
— Mądrze poczynasz — odparł arcykapłan. — Do spełnienia tych rozkazów wszystko już przygotowane, a edykty zaraz napiszę; gdy ich dotkniesz pierścieniem faraonów, zapalę tę oto lampę, aby zwiastowała ludowi łaski, a twojej Berenice wolność i miłość.
46
Wszedł najmędrszy lekarz z Karnaku.
47
— Horusie — rzekł — nie dziwi mnie twoja bladość, gdyż Ramzes, dziad twój, już kona. Nie mógł znieść potęgi lekarstwa, którego mu dać nie chciałem, ten mocarz nad mocarze. Został więc przy nim tylko zastępca arcykapłana, aby gdy umrze, zdjąć święty pierścień z jego ręki i tobie go oddać na znak nieograniczonej władzy. Ale ty bledniesz coraz mocniej, Horusie?… — dodał.
48
— Obejrzyj mi nogę — jęknął Horus i upadł na złote krzesło, którego poręcze wyrzeźbione były w formę głów jastrzębich.
49
Lekarz ukląkł, obejrzał nogę i cofnął się przerażony.
50
— Horusie — szepnął — ciebie ukąsił pająk bardzo jadowity.
51
— Miałżebym umrzeć?… W takiej chwili?… — spytał ledwie dosłyszalnym głosem Horus.
52
A później dodał:
53
— Prędkoż to może się stać?… Powiedz prawdę…
54
— Nim księżyc schowa się za tę oto palmę…
55
— Ach, tak!… A Ramzes długo jeszcze żyć będzie?…
56
— Czy ja wiem?… Może już niosą ci jego pierścień.
57
W tej chwili weszli ministrowie z gotowymi edyktami.
58
— Kanclerzu! — zawołał Horus chwytając go za rękę — czy gdybym zaraz umarł, spełnilibyście moje rozkazy?
59
— Dożyj, Horusie, wieku twego dziada! — odparł kanclerz. — Lecz gdybyś nawet zaraz po nim stanął przed sądem Ozyrysa, każdy twój edykt będzie wykonany, byleś go dotknął świętym pierścieniem faraonów.
60
— Pierścieniem! — powtórzył Horus. — Ale gdzie on jest?
61
— Mówił mi jeden z dworzan — szepnął naczelny wódz — że wielki Ramzes już wydaje ostatnie tchnienie.
62
— Posłałem do mego zastępcy — dodał arcykapłan — aby natychmiast, gdy Ramzesowi serce bić przestanie, zdjął pierścień.
63
Śmierć— Dziękuję wam!… — rzekł Horus. — Żal mi… ach, jak żal… Ale przecież nie wszystek umrę… Zostaną po mnie błogosławieństwa, spokój, szczęście ludu i… moja Berenika odzyska wolność… Długo jeszcze?… — spytał lekarza.
64
— Śmierć jest od ciebie na tysiąc kroków żołnierskiego chodu — odparł smutno lekarz.
65
— Nie słyszycież, nikt stamtąd nie idzie?… — mówił Horus.
66
Milczenie.
67
CzasKsiężyc zbliżał się do palmy i już dotknął pierwszych jej liści; miałki piasek cicho szeleścił w klepsydrach[6].
68
— Daleko?… — szepnął Horus.
69
— Osiemset kroków — odparł lekarz — nie wiem, Horusie, czy zdążysz dotknąć wszystkich edyktów świętym pierścieniem, choćby ci go zaraz przynieśli…
70
Miłość, Śmierć, Władza— Podajcie mi edykty — rzekł książę nasłuchując, czy nie biegnie kto z pokojów Ramzesa. — A ty, kapłanie — zwrócił się do lekarza — mów, ile mi życia zostaje, abym mógł zatwierdzić przynajmniej najdroższe mi zlecenia.
71
— Sześćset kroków — szepnął lekarz.
72
Edykt o zmniejszeniu czynszów ludowi i pracy niewolnikom wypadł z rąk Horusa na ziemię.
73
— Pięćset…
74
Edykt o pokoju z Etiopami zsunął się z kolan księcia.
75
— Nie idzie kto?…
76
— Czterysta… — odpowiedział lekarz.
77
Horus zamyślił się i… spadł rozkaz o przeniesieniu zwłok Zefory.
78
— Trzysta…
79
Ten sam los spotkał edykt o odwołaniu Jetrona z wygnania.
80
— Dwieście…
81
Horusowi zsiniały usta. Skurczoną ręką rzucił na ziemię edykt o niewyrywaniu języków wziętym do niewoli jeńcom, a zostawił tylko… rozkaz oswobodzenia Bereniki.
82
— Sto…
83
Wśród grobowej ciszy usłyszano stuk sandałów. Do sali wbiegł zastępca arcykapłana. Horus wyciągnął rękę.
84
— Cud!… — zawołał przybyły. — Wielki Ramzes odzyskał zdrowie… Podniósł się krzepko z łoża i o wschodzie słońca chce jechać na lwy… Ciebie zaś Horusie, na znak łaski, wzywa, abyś mu towarzyszył…
85
ŁzyHorus spojrzał gasnącym wzrokiem za Nil, gdzie błyszczało światło w więzieniu Bereniki, i dwie łzy, krwawe łzy, stoczyły mu się po twarzy.
86
— Nie odpowiadasz, Horusie?… — spytał zdziwiony posłaniec Ramzesa.
87
— Czyliż nie widzisz, że umarł?… — szepnął najmędrszy lekarz z Karnaku.
88
Kondycja ludzka, LosPatrzcie tedy, że marne są ludzkie nadzieje wobec wyroków, które Przedwieczny ognistymi znakami wypisuje na niebie.
More Questions From This User See All

100 PKT Wypisz 10 epitetów, 5 porównań, wszystkie onomatopeje, wszystkie przenośnie, wszystkie pytania retoryczne, wszystkie wkrzyknenia. Jakiż to chłopiec piękny i młody? Jaka to obok dziewica? Brzegami sinej Świtezi wody Idą przy świetle księżyca. Ona mu z kosza daje maliny, A on jej kwiatki do wianka; Pewnie kochankiem jest tej dziewczyny, Pewnie to jego kochanka. Każdą noc prawie, o jednej porze, Pod tym się widzą modrzewiem. Młody jest strzelcem w tutejszym borze, Kto jest dziewczyna? - ja nie wiem. Skąd przyszła? - darmo śledzić kto pragnie, Gdzie uszła? - nikt jej nie zbada. Jak mokry jaskier wschodzi na bagnie, Jak ognik nocny przepada. "Powiedz mi, piękna, luba dziewczyno, Na co nam te tajemnice, Jaką przybiegłaś do mnie drożyną? Gdzie dom twój, gdzie są rodzice? Minęło lato, zżółkniały liścia I dżdżysta nadchodzi pora, Zawsze mam czekać twojego przyścia Na dzikich brzegach jeziora? Zawszeż po kniejach jak sarna płocha, Jak upiór błądzisz w noc ciemną? Zostań się lepiej z tym, kto cię kocha, Zostań się, o luba! ze mną. Chateczka moja stąd niedaleka Pośrodku gęstej leszczyny; Jest tam dostatkiem owoców, mleka, Jest tam dostatkiem źwierzyny". "Stój, stój - odpowie - hardy młokosie, Pomnę, co ojciec rzekł stary: Słowicze wdzięki w mężczyzny głosie, A w sercu lisie zamiary. Więcej się waszej obłudy boję, Niż w zmienne ufam zapały, Może bym prośby przyjęła twoje; Ale czy będziesz mnie stały?" Chłopiec przyklęknął, chwycił w dłoń piasku, Piekielne wzywał potęgi, Klął się przy świętym księżyca blasku, Lecz czy dochowa przysięgi? "Dochowaj, strzelcze, to moja rada: Bo kto przysięgę naruszy, Ach, biada jemu, za życia biada! I biada jego złej duszy!" To mówiąc dziewka więcej nie czeka, Wieniec włożyla na skronie I pożegnawszy strzelca z daleka, Na zwykłe uchodzi błonie. Próżno się za nią strzelec pomyka, Rączym wybiegom nie sprostał, Znikła jak lekki powiew wietrzyka, A on sam jeden pozostał. Sam został, dziką powraca drogą, Ziemia uchyla się grząska, Cisza wokoło, tylko pod nogą Zwiędła szeleszcze gałązka. Idzie nad wodą, błędny krok niesie, Błędnymi strzela oczyma; Wtem wiatr zaszumiał po gęstym lesie, Woda się burzy i wzdyma. Burzy się, wzdyma, pękają tonie, O niesłychane zjawiska! Ponad srebrzyste Świtezi błonie Dziewicza piękność wytryska. Jej twarz jak róży bladej zawoje, Skropione jutrzenki łezką; Jako mgła lekka, tak lekkie stroje Obwiały postać niebieską. "Chłopcze mój piękny, chłopcze mój młody - Zanuci czule dziewica - Po co wokoło Świteziu wody Błądzisz przy świetle księżyca? Po co żałujesz dzikiej wietrznicy, Która cię zwabia w te knieje: Zawraca głowę, rzuca w tęsknicy I może jeszcze się śmieje? Daj się namówić czułym wyrazem, Porzuć wzdychania i żale, Do mnie tu, do mnie, tu będziem razem Po wodnym pląsać krysztale. Czy zechcesz niby jaskółka chybka Oblicze tylko wód muskać, Czy zdrów jak rybka, wesół jak rybka, Cały dzień ze mną się pluskać. A na noc w łożu srebrnej topieli Pod namiotami źwierciadeł, Na miękkiej wodnych lilijek bieli. Śród boskich usnąć widziadeł". Wtem z zasłon błysną piersi łabędzie, Strzelec w ziemię patrzy skromnie, Dziewica w lekkim zbliża się pędzie I "Do mnie, woła, pójdź do mnie". I na wiatr lotne rzuciwszy stopy, Jak tęcza śmiga w krąg wielki, To znowu siekąc wodne zatopy, Srebrnymi pryska kropelki. Podbiega strzelec i staje w biegu, I chciałby skoczyć, i nie chce; Wtem modra fala, prysnąwszy z brzegu, Z lekka mu w stopy załechce. I tak go łechce, i tak go znęca, Tak się w nim serce rozpływa, Jak gdy tajemnie rękę młodzieńca Ściśnie kochanka wstydliwa. Zapomniał strzelec o swej dziewczynie, Przysięgą pogardził świętą, Na zgubę oślep bieży w głębinie, Nową zwabiony ponętą. Bieży i patrzy, patrzy i bieży; Niesie go wodne przestworze, Już z dala suchych odbiegł wybrzeży, Na średnim igra jeziorze. I już dłoń śnieżną w swej ciśnie dłoni, W pięknych licach topi oczy, Ustami usta różane goni I skoczne okręgi toczy. Wtem wietrzyk świsnął, obłoczek pryska, Co ją w łudzącym krył blasku; Poznaje strzelec dziewczynę z bliska, Ach, to dziewczyna spod lasku! "A gdzie przysięga? gdzie moja rada? Wszak kto przysięgę naruszy, Ach, biada jemu, za życia biada! I biada jego złej duszy! Nie tobie igrać przez srebrne tonie Lub nurkiem pluskać w głąb jasną; Surowa ziemia ciało pochłonie, Oczy twe żwirem zagasną. A dusza przy tym świadomym drzewie Niech lat doczeka tysiąca, Wiecznie piekielne cierpiąc żarzewie Nie ma czym zgasić gorąca". Słyszy to strzelec, błędny krok niesie, Błędnymi rzuca oczyma; A wicher szumi po gęstym lesie, Woda się burzy i wzdyma. Burzy się, wzdyma i wre aż do dna, Kręconym nurtem pochwyca, Roztwiera paszczę otchłań podwodna, Ginie z młodzieńcem dziewica. Woda się dotąd burzy i pieni, Dotąd przy świetle księżyca Snuje się para znikomych cieni; Jest to z młodzieńcem dziewica. Ona po srebrnym pląsa jeziorze, On pod tym jęczy modrzewiem. Kto jest młodzieniec? - strzelcem był w borze. A kto dziewczyna? - ja nie wiem.
Answer
Wypiszę 5 onomatopeji i 5 przenośni z Fragmentu Pana Tadeusza "Matecznik" A za tą mgłą na koniec(jak wieść gminna głosi) Ciągnie się bardzo piękna, żyzna okolica, Główna królestwa zwierząt i roślin stolica. Z których się rozrastają na świat ich plemiona; W niej, jak w arce Noego, z wszelkich zwięrząt rodu Jedna przynajmniej para chowa się dla płodu. W samym środku(jak słychać) mają swoje dwory Dawny Tur, Żubr, Niedźwiedź, puszcz imperatory. Około nich na drzewach gnieździ się Ryś bystry I żarłoczny Rosomak, jak czujne ministry; Dalej zaś, jak podwładni i szlachetni wasale, Mieszkają Dziki, Wilki i Łosie rogale. Nad głowami Sokoły i Orłowie dzicy, Żyjący z pańskich stołów, dworscy zausznicy. Te pary zwierząt głowne i patryjarchalne, Ukryte w jądrze puszczy, światu niewidzialne, Dzieci swe ślą dla osad granicę lasu, A sami we stolicy używają wczasu; Nie giną nigdy bronią sieczną ni palną, Lecz starzy umierają śmiercią naturalną. Mają też i swój smętarz, kędyn bliscy śmierci, Ptaki składają pióra, czworonogi sierci. Niedźwiedź, gdy zjadłszy zęby, strawy nie przeżuwa, Jeleń zgrzybiały, gdy już ledwie nogi suwa, Zając sędziwy, gdy mu juz krew w żyłach krzepnie, Kruk, gdy już posiwieje, sokół, gdy oslepnie, Orzeł, gdy mu dziób stary tak w kłąbłąk skrzywi, Ża zamknięty na wieki już gardła nie żywi, Idą na smętarz. Nawet mniejszy zwierz, raniony Lub chory, bieży umrzeć w swe ojczyste strony. Stąd to w miejscach dostępnych, kędy człowiek gości, Nie znajdują się nigdy martwych zwierząt kości. Słychać, że tam w stolicy, między zwierzętami Dobre są obyczaje, bo rządzą się sami; Jeszcze cywilizacją ludzką nie popsuci, Nie znają własności, która świat nasz kłóci, Nie znają pojedynków ni wojennej sztuki. Jak ojce żyły w raju, tak dziś żyją wnuki, Dzikie i swojskie razem, w miłości i zgodzie, Nigdy jeden drugiego nie kąsa ni bodzie. Nawet gdyby tam człowiek wpadł, chociaż niezbrojny, Toby środkiem bestyi przechodził spokojny; One by nań patrzyły tym wzrokiem zdziwienia, Jakim w owym ostatnim, szóstym dniu stworzenia Ojce ich pierwsze, co się w ogrójcu gnieździły, Patrzyły na Adama, nim się z nim skóciły. Szcześciem, człowiek nie zbłądzi do tego ostępu, Bo Trud i Trowa, i Śmierć bronią mu przystępu.
Answer

Life Enjoy

" Life is not a problem to be solved but a reality to be experienced! "

Get in touch

Social

© Copyright 2013 - 2024 KUDO.TIPS - All rights reserved.