Kamix5
Na jarmarku. W niedzielę wielkie święto parafialne - odpust św. Jakuba no i wielki jarmark. Czas na który czekają wszystkie dzieci z naszej okolicy. Wybrałem się tam wraz z rodzicami i z bratem. Ludzi jak zwykle bardzo dużo, zarówno kupujących jak i sprzedających. Uwielbiam ten przepych i tłok, zapach cukrowej waty i odgłosy strzelających korkowców. - Tomek! Zobacz, tu są kolorowe miody! - zawołał mój brat. |Podeszliśmy razem do straganu, a tam miody białe, żółte, brązowe, kilkukolorowe. Najbardziej spodobał mi się taki w słoiku biało-żółty. - Z czego ten miód? - zapytałem sprzedawcę. - Aa, widzisz, to jest miód rzepakowy i akacjowy, bardzo dobry. - odpowiedział właściciel stoiska. - A ile kosztuje taki słoik? - zapytałem. - 20 złotych, naprawdę warto. - rzekł. - To ja poproszę dwa. - powiedziałem, zapłaciłwm i poszedłem dalej, oglądać stragany. Do domu wróciliśmy po jakichś czterech godzinach. Trochę już nogi mnie bolały, ale nie żałuję. Za rok znów się tam wybiorę.
W poniedziałkowy poranek jak zwykle udałem się na pobliski jarmark, by obejrzeć stragany. Potrzebowałem też nowych butów, więc z uwagą przyglądałem się towarom.W pewnej chwili zauważyłem, jak mały chłopiec wyciąga portfel z torebki starszej kobiety. Skierowałem kroki w jego stronę, lecz malec mnie spostrzegł i zaczął uciekać. Ruszyłem za nim biegiem. Okradziona staruszka krzyczała: -Złap go młodzieńcze, złap! To moje ostatnie pieniądze! Potrącając przechodniów pędziłem za złodziejem.Minęliśmy targ i znaleźliśmy się w parku. Chłopiec nagle potknął się o krawężnik i upadł, raniąc sobie kolana. Złapałem go za rękę, by uniemożliwić mu dalszą ucieczkę. -Puść mnie!-krzyczał malec-ja nie chciałem ukraść, puść! Rozluźniłem uścisk i spojrzałem na jego zakrwawione nogi. -Dobrze, nic się nie stało-powiedziałem spokojnie-ale musimy te pieniądze oddać.Dlaczego je ukradłeś?-zapytałem po chwili. -Bo...bo ja chciałem mieć nowy rower. Wszyscy w klasie mają, a ja nie, bo mama nie ma pieniędzy-odpowiedział chłopiec i ponownie zalał się łzami. -Chodź,zaprowadzę cię do domu, opatrzymy twoje kolana-zaproponowałem.Po chwili już naklejałem plastry na małe nóżki. Poznałem chłopca-miał na imię Paweł. Wytłumaczyłem mu, że nie jest ważne, jakie ma się zabawki, tylko to, co ma się w sercu. A kradzieżą stanu serca nie poprawił.Oddaliśmy też pieniądze kobiecie-była to moja sąsiadka. Kupiłem Pawłowi skarbonkę, by mógł tam wrzucać swoje oszczędności. A niedługo po tym, widziałem jak szalał z kolegami na nowym rowerze-i najważniejsze, że sam na niego zarobił pomagając starszym ludziom w porządkach i robieniu zakupów.
64 votes Thanks 8
ewuciak1
To miało być na " Jarmarku " a nie owszem 1 piszesz o straganie ale większość akcji toczy się gdzieś indziej. Zboczyłeś/as z tematu ;)
W niedzielę wielkie święto parafialne - odpust św. Jakuba no i wielki jarmark. Czas na który czekają wszystkie dzieci z naszej okolicy.
Wybrałem się tam wraz z rodzicami i z bratem. Ludzi jak zwykle bardzo dużo, zarówno kupujących jak i sprzedających. Uwielbiam ten przepych i tłok, zapach cukrowej waty i odgłosy strzelających korkowców.
- Tomek! Zobacz, tu są kolorowe miody! - zawołał mój brat. |Podeszliśmy razem do straganu, a tam miody białe, żółte, brązowe, kilkukolorowe. Najbardziej spodobał mi się taki w słoiku biało-żółty.
- Z czego ten miód? - zapytałem sprzedawcę.
- Aa, widzisz, to jest miód rzepakowy i akacjowy, bardzo dobry. - odpowiedział właściciel stoiska.
- A ile kosztuje taki słoik? - zapytałem.
- 20 złotych, naprawdę warto. - rzekł.
- To ja poproszę dwa. - powiedziałem, zapłaciłwm i poszedłem dalej, oglądać stragany.
Do domu wróciliśmy po jakichś czterech godzinach. Trochę już nogi mnie bolały, ale nie żałuję. Za rok znów się tam wybiorę.
W poniedziałkowy poranek jak zwykle udałem się na pobliski jarmark, by obejrzeć stragany. Potrzebowałem też nowych butów, więc z uwagą przyglądałem się towarom.W pewnej chwili zauważyłem, jak mały chłopiec wyciąga portfel z torebki starszej kobiety. Skierowałem kroki w jego stronę, lecz malec mnie spostrzegł i zaczął uciekać. Ruszyłem za nim biegiem. Okradziona staruszka krzyczała:
-Złap go młodzieńcze, złap! To moje ostatnie pieniądze!
Potrącając przechodniów pędziłem za złodziejem.Minęliśmy targ i znaleźliśmy się w parku. Chłopiec nagle potknął się o krawężnik i upadł, raniąc sobie kolana. Złapałem go za rękę, by uniemożliwić mu dalszą ucieczkę.
-Puść mnie!-krzyczał malec-ja nie chciałem ukraść, puść!
Rozluźniłem uścisk i spojrzałem na jego zakrwawione nogi.
-Dobrze, nic się nie stało-powiedziałem spokojnie-ale musimy te pieniądze oddać.Dlaczego je ukradłeś?-zapytałem po chwili.
-Bo...bo ja chciałem mieć nowy rower. Wszyscy w klasie mają, a ja nie, bo mama nie ma pieniędzy-odpowiedział chłopiec i ponownie zalał się łzami.
-Chodź,zaprowadzę cię do domu, opatrzymy twoje kolana-zaproponowałem.Po chwili już naklejałem plastry na małe nóżki. Poznałem chłopca-miał na imię Paweł. Wytłumaczyłem mu, że nie jest ważne, jakie ma się zabawki, tylko to, co ma się w sercu. A kradzieżą stanu serca nie poprawił.Oddaliśmy też pieniądze kobiecie-była to moja sąsiadka. Kupiłem Pawłowi skarbonkę, by mógł tam wrzucać swoje oszczędności. A niedługo po tym, widziałem jak szalał z kolegami na nowym rowerze-i najważniejsze, że sam na niego zarobił pomagając starszym ludziom w porządkach i robieniu zakupów.