Proponuję rozwijać temat, jeżeli traficie na wzmianki o miejscowościach i legendach związanych z Królową Jadwigą napiszcie o tym lub podajcie adres strony internetowej.
Kiedy młodociana królowa Jadwiga zdążała ze swym świetnym orszakiem z Węgier do Polski, wypadła jej droga przez wieś Górki /ówczesna nazwa Świątnik Górnych/. A była bardzo zmęczona długą i uciążliwą podróżą, więc wzdychała do wypoczynku. Stąd też skoro ze szczytu wsi Górki po raz pierwszy zobaczyła stolicę Polski z Zamkiem Wawelskim, wieżycami kościołów, basztami i murami miejskimi, tak się ucieszyła tym widokiem i nadzieją rychłego wypoczynku, że mieszkańców wsi witających ją radośnie, obdarzyła wolnością oraz nadała im rozliczne przywileje, pod tym jednak warunkiem, że będą po wszystkie czasy wiekuistymi strażnikami kościoła katedralnego, z którym złączyły się później najważniejsze momenty jej życia i gdzie do dziś spoczywa.
http://swiatniki_gorne.re...ciekawostki.htm
Krakowskie podania, legendy i zwyczaje" Działo się to latem 1384 r., w bezimiennej jeszcze osadzie na południe od Krakowa, w której z dziada pradziada zamieszkiwali smolarze. Osada leżała na wysokim wzniesieniu, z którego doskonale widać było krakowski gród, położony w głębokiej Dolinie Wisły. Dobrze przed wieczorem, na trakcie, prowadzącym do Krakowa od Myślenic i Sieprawia, pojawił się orszak, złożony z jadącego na czele oddziału rycerzy, szeregu pojazdów – najpierw ozdobnych, wiozących jakieś znamienite osoby, a na końcu ciężko wyładowanych. Na szczycie góry orszak zatrzymał się. Była to Jadwiga, córka króla węgierskiego Ludwika, która przyjeżdżała właśnie do Krakowa, aby objąć tron polski. Tutaj po raz pierwszy ujrzała Kraków, w którym nazajutrz miała zostać koronowana na królową Polski. Ponieważ już się zmierzchało, Jadwiga wyraziła chęć przenocowania w tej osadzie. Wieczór spędziła przy ognisku wraz ze smolarzami. Osadę królewna określiła jako „górkę”, ponieważ położona była na wyniosłym wzgórzu. I tak już zostało na zawsze: osadę odtąd zwyczajowo nazywano Górką lub Górkami. Podczas rozmowy ze smolarzami Jadwiga zaprosiła ich do Krakowa, kiedy już będzie królową. Więc po pewnym czasie przyszli... I mimo że służba zamkowa nie chciała ich dopuścić przed oblicze królowej, udało im się dostać do komnat wawelskich i rozmawiać z królową. A ona pomna na to, że właśnie oni po raz pierwszy w życiu pokazali jej Kraków i pragnąc upamiętnić ten moment, wyjednała u biskupa krakowskiego Jana Radlicy, aby po wsze czasy nadał mieszkańcom wsi Górka przywilej obsługi katedry krakowskiej na Wawelu. wg. G. Zycha „Śpiewacy Królowej Jadwigi” Warszawa 1984 tak też się stało...Katedrę obsługiwali odtąd zwyczajowo kolejno ojcowie poszczególnych rodzin z tej wsi, która dzięki temu uzyskała nazwę Świątniki Górne. W 1745 r. P. H. Pruszcz w „Kleynotach Stołecznego Miasta Krakowa...” zanotował, że „są też przy tym Kościele Świątnicy albo Poddani do dzwonienia, y inszych posług Kościelnych. Jest ich zawsze czterech, a na święta wielkie bywa ich ośmiu.” Legenda ta powstała chyba stosunkowo niedawno, ponieważ ma charakter zadziwiająco zgodny z tendencją podań ludowych do dosłownego, wtórnego wyjaśniania genezy nazw topograficznych. W tym przypadku nastąpiła swoista kompilacja dawnych nazw „Górki” i „Świątnicze Górki”, przy wykorzystaniu sugestywnego, chociaż bardzo zwięzłego opisu J. Długosza (opis przybycia królewny Jadwigi do Polski – przyp. A.K.) (...) Nie jest jednak pewne, czy trasa przejazdu królowej wiodła rzeczywiście przez Świątniki Górne, choć jest to bardzo prawdopodobne, gdyż w tym rejonie przebiegał trakt tatrzański z Węgier do Krakowa, którym królowa przybyła do Polski ok. 13 października 1384 r.
Jest w tym tekście ciekawa legenda " Legenda mówi, że w miejscu gdzie dzisiaj znajduje się kościół i zespół klasztorny O.O. Dominikanów, wybudowany był kościółek drewniany z cudowną figurą Matki Bożej Bolesnej. W tym kościółku modliła się królowa Jadwiga o powodzenie oręża polskiego, w czasie kiedy pod niedalekim Stubnem trwała bitwa Polaków z wojskami Starosty Węgierskiego. Podczas tej wyprawy oddziałami polskimi dowodzili dwaj bracia stryjeczni z rodu Leliwitów: Spytek z Melsztyna i Jaśko z Tarnowa. Po wyprawie Spytek z Melsztyna otrzymał w dziedziczenie władanie ziemią samborską, a Jaśko z Tarnowa ziemię jarosławską oraz urząd generalnego starosty na Rusi. Tak zostały wynagrodzone zasługi trzech pokoleń Leliwitów, którym Jadwiga i Jagiełło zawdzięczali polski tron. W ten sposób rozrósł się na Rusi możny ród Leliwitów Tarnowskich, którego jedna z gałezi - Jarosławscy - przejeła nazwę od nadanego w dziedziczenie posiadania Jarosławia. Od tej pory Jarosław staje sie własnością prywatną. Wpłyneło to korzystnie na jego rozwój urbanistyczny i gospodarczy, bo leżało to w interesie nowych właścicieli zabiegających o przywileje królewskie. Przywileje te i dbałość dziedziców o rozwój handlu w mieście przyczyniły sie do znacznego rozwoju i świetności Jarosławia"
http://www.ziemia-jasielska.gal.pl/4.html
Ze Strzeszynem wiąże się piękna legenda o źródełku Królowej Jadwigi. Jedna z jej wersji głosi, że podczas częstych wizyt w Bieczu piła z niego wodę sama Święta Królowa, inna, że poiła jego wodą swego konia. Pewnego razu w drodze do ulubionego żródła zastała Panią Wawelską ogromna burza. Schroniła się więc pod strzechę jednej z chat, gdzie bardzo serdecznie ją przyjęto. Na pamiątkę tego wydarzenia założyła wieś i nadała jej nazwę "Strzeszyn".
http://dabrowa.pl/dg_historia_legendy.htm
Podczas pobytu Królowej Jadwigi w okolicy, tak ją zauroczyła kapliczka na wzgórzu, ze postanowiła udać się do niej pieszo. Aby modły były bardziej głębokie, zdjęła z nóg swoich pantofelki i udała się depcząc ścieżkę gołymi stopami, na sam szczyt wzgórza.
Dróżka była kręta i wyboista, dodatkowo usłana ostrymi kamieniami. Stopy Królowej po drodze kaleczyły się, a w miejscach gdzie upadały krople krwi, wyrastały fiołki.
http://www.wiadomosci24.p...elmo_53945.html Druga z opowieści o "śpiących rycerzach" związana jest z postacią św. królowej Jadwigi. Według wielu podań ludowych, to jej wojsko czuwa we wnętrzu góry. Na jednym z drzew ma znajdować się opis świadczący o liczebności wojska, o dacie, kiedy rycerze "zapadli się pod ziemię" oraz, kiedy ponownie wyjdą na powierzchnię. Ponoć w niektóre dni (zwłaszcza mgliste) można zaobserwować odbywaną przez nich musztrę na szczycie góry.
http://www.nsnn.rtk.net.pl/legendy1.html
„O KRÓLOWEJ JADWIDZE” PODARUNEK KRÓLOWEJ
Tam, gdzie jest teraz studnia był garncarz. Kiedy przejeżdżała królowa Jadwiga na Święty Krzyż, zatrzymała się przed studnią i chciała się napić Wyszedł wtedy garncarz i podał królowej wody w garnku przez siebie zrobionym. Królowa zabrała garnek, bo był taki piękny, a w zamian za to wręczyła garncarzowi szklaną statuę - postać świętej. Podarunek królowej był w rękach tej rodziny aż do momentu, kiedy wszyscy wymarli. Przekazano potem statuę do kościoła, gdzie stoi do dziś. /10
http://www.jablon.pl/historia.htm E G E N D A O J A B Ł O N I U --------------------------------------------------------------------------------
Dawno, bo prawie sześć wieków temu, o milę od królewskiego miasta Parczewa ciągnął się las ogromny i nieprzebyty, Czarnyn zwany. Drzewa gęsto tam rosły i zakrywały niebo tak, że nawet w południe ciemno pod nim było jak w nocy. Od dawien dawna przez Czarny Las wiódł trakt szeroki, którym kupcy z południa i zachodu przewozili swe towary na Litwę i Ruś. Ale odkąd zaczął tam grasować zbój Sławój, trakt przestał być bezpieczny. Sławój pośród gromady swoich kompanów, którym przewodził, był najwyższy, najzręczniejszy, ale i najbardziej okrutny. Miał ogromną, ciężką, z drzewa jabłoniowego sporządzoną maczugę, w której tkwiły ostre krzemienie. Czyhał na przejeżdżających ludzi, grabił ich, a kto by mu próbował się oprzeć, tego zabijał. Najchętniej napadał na kupców. Ale trafiało się, że i co zamożniejszym kmieciom nie darował. Rozeszła się wieść o okrutnym zbóju i trwoga ogarnęła okolicę. Niejeden, komu wypadła droga tamtędy, wolał nawet kilka mil nałożyć, byle ominąć niebezpieczny trakt. Jednego razu zdarzyło się, że gościńcem przez Czarny Las przejeżdżał król Polski i Litwy Władysław Jagiełło wraz z niedawno poślubioną, młodziutką żoną Jadwigą. Sławój, znęcony bogactwem strojów, postanowił ograbić zbliżający się orszak. Na dany znak zgraja zbójców z dzikim wrzaskiem wyskoczyła na drogę i otoczyła królewską karocę. W mgnieniu oka zbóje powalili na ziemię nie spodziewających się niczego i przerażonych pachołków. Ale ciągnący za królem o kilka stajań hufiec rycerski przybył napadniętym z pomocą. W walce został ciężko obuszkiem raniony herszt zbójców Sławój. Jeden z rycerzy królewskich chciał go dobić i już się nań czekanem zamierzył, ale przeszkodziła temu królowa. - Powalonego niegodzi się zabijać! - zawołała. Minęło wiele lat. O okrutnym zbóju Sławoju zapomniano i tylko starzy ludzie opowiadali o nim nieraz wieczorami przy łuczywie. Król Władysław, bawiący akurat wczesną jesienią w Parczewie, wyruszył pewnego dnia na łowy. Czarny Las huczał graniem myśliwskich rogów, aż złociste liście sypały się z drzew. Zapędził się król za śmigłym jeleniem w gęstwinę, gdy nagle doszedł go zapach dojrzałych jabłek. Zapach był tak przyjemny i mocny, że król zapragnął skosztować owoców i wstrzymał nieco konia. Oczom królewskim ukazała się mała polana, a na jej brzegu drzewo rozłożyste, a gałęzie na nim uginały się od ciężkich, złocistych jabłek. Pod jabłonią klęczał starzec wychudły, podobny do pnia, o który głową był wsparty. Włosy siwe okrywały mu nagie ramiona, biała jak mleko broda spływała aż do ziemi. - Hej, człowieku! - zawołał król. -Ktoś ty? Starzec poruszył się. Popatrzył na króla wyblakłymi oczyma i odrzekł powoli, z wysiłkiem: - Poznaję was panie. Wyście wtedy przed laty jechali gościem. Jestem tym, którego niegdyś zwano Sławojem. Zdumiał się król Władysław. Przypomniał sobie ów dzień i małżonkę swą królową Jadwigę, która w niedługi czas zmarła młodo... I dawna, przygasła już boleść obudziła się na nowo w królewskim sercu. Nadjechali dworzanie i stanąwszy kołem słuchali, jak Sławój klęcząc i obejmując jabłoń, trzęsącym się głosem wyznawał królowi swe winy. - Byłem okrutny i chciwy. Stawałem na gościńcu, grabiłem, zabijałem. Aż wtedy nie udało się i sam ległem. Jasna pani, co z wami jechała, nie dała mnie zabić. Wiele dni przeleżałem w niemocy. Potem zatknąłem w ziemię swoją skrwawioną pałkę i uczyniłem ślub, że już nigdy nikogo nie ukrzywdzę. Każdego dnia czyniąc pokutę, polewałem łzami tę pałkę, aż zazieleniała się i jabłonią wyrosła. Te jabłka na niej to ludzie, których kiedyś pobiłem. - Straszne są twoje winy - zawołał król. - Ale i długoś za nie pokutował. Mów, czego żądasz, człowieku. - Mnie nic nie trzeba, umieram... - odrzekł gasnącym głosem starzec i osunął się nieżywy. - Pogrzebcie go - rozkazał po chwili dworzanom, po czym nawrócił konia i ruszył z wolna ku traktowi. Mijały lata i wieki. O strasznym zbóju Sławoju ludzie pieśni śpiewali. Czarny Las wytrzebiono niemal doszczętnie. A w tym miejscu, gdzie rosła owa jabłoń, o dwie mile na północny wschód od Parczewa, znajduje się dziś miejscowość o nazwie Jabłoń.
Apolinary Nosalski
Co mówią legendy? http://www.glinik.pl/szkola_kleczany/nmiej.php
Jak powstały Klęczany? - legenda o królowej Jadwidze Pewnego słonecznego dnia królowa Jadwiga podążała ze wspaniałym orszakiem doliną rzeki Ropy w stronę Biecza. Niedaleko miejscowości, do której zdążali, rozszalała się wichura, która wkrótce przemieniła się w straszliwą burzę. Wiatr wył, drzewa z trzaskiem waliły się pod nogi, zwierzęta w popłochu uciekały, szukając miejsca schronienia. Z gór lały się strumienie deszczu, które szybko zmieniały małe potoczki w huczące, rwące rzeki. Czarne niebo rozdzierały potężne błyskawice, a lasem wstrząsał huk gromów. Niektóre konie, spłoszone odgłosami burzy, zerwały uprząż i rozpierzchły się we wszystkie strony. Sytuacja była krytyczna. "Jak ocalić mam ludzi i siebie przed nieuchronną śmiercią?" - rozmyślała gorączkowo królowa. Jedynie Bóg mógł uciszyć rozszalałe żywioły. Opuściwszy powóz, Jadwiga uklęknęła na kamienistej drodze i zaczęła wołać o łaskę. Z nadzieją ocalenia całego orszaku, z oczyma i rękami wzniesionymi ku niebu, na klęczkach przebyła drogę od miejsca postoju do widniejących na horyzoncie wysokich drzew. Wreszcie znużona upadła pod rozłożystym baldachimem liści, zalewając się łzami. Wtedy stał się cud, burza ustała. Aby upamiętnić to wydarzenie, pobliską miejscowość nazywano Klęczanami. Nazwa to przetrwała do dziś.
http://www.kluki.pl/strona/modules.php?name=herb HERB --------------------------------------------------------------------------------
W polu błękitnym dąb złoty, pod konarami u podstawy, lilia srebrna po prawej i takaż podkowa z zaćwieczonym krzyżem kawalerskim po lewej. Gdzie: złoty dąb, po pierwsze: symbolizuje leśny charakter gminy, gdyż prawie 47% jej powierzchni to lasy i przez stulecia, bezpośrednim i pośrednim źródłem utrzymania miejscowej ludności były okoliczne lasy; po drugie: na terenie gminy (przysiółek Kluk - Grobla) znajduje się pomnik przyrody 900-letni "Dąb Cygański", z którym związana jest lokalna legenda. Otóż królowa Jadwiga (obecnie Święta) podróżującą wraz z orszakiem do Parzna (miała ornat - prezent dla parzeńskiego proboszcza) i Sieradza, zabłądziła w czasie burzy w kluckich lasach. Po wielu godzinach, ktoś dostrzegł ognisko i tabor cygański rozłożony w pobliżu wspomnianego dębu. Cyganie serdecznie ugościli Królową i jej dwór i nakarmili. Srebrna lilia to nawiązanie do lilii andegaweńskiej z herbu rodowego królowej Jadwigi, o której mówi lokalna legenda. Srebrna podkowa z zaćwieczonym krzyżem kawalerskim to godło z herbu Pobóg, którym pieczętowali co najmniej od początku XIV wieku do roku 1719 założyciele, a później właściciele Kaszewic i okolicznych dóbr - ród Koniecpolskich. Byli oni w roku 1612 fundatorami istniejącego do dnia dzisiejszego kościoła w Kaszewicach. Do dnia dzisiejszego zachowała się w kaszewickim kościele inskrypcja upamiętniająca ten fakt: ECCLESIA HAEC A MICHAELE KONIECPOLSKI DOMINI KASZEWICE POSSESORE AD1612 EXTRUCTA EST. Uzasadnienie barw: błękit jest kolorem Matki Bożej (kultu maryjnego), nieba i wiary. Złoto (żółcień) symbolizuje Boski majestat, a także króla - jako Pomazańca Bożego, objawienie Ducha Świętego oraz szlachetność. Srebro (biel) to symbol czystości, uczciwości, pokoju i wody.
Jaksice - http://www.koszyce.gmina.pl/sol/jaksice.htm K. Szajnocha opierając się na relacji Jana Długosza w swej książce "Jadwiga i Jagiełło" opisał pewien epizod z życia królowej. "Jednego razu wstąpiła ona do Jaksic, wsi biskupów krakowskich. Stary kanonik krakowski Sieciech z Chmielnika, do którego to należało, nie postarał się o dostateczne ugoszczenie dworu. Co tak żywo obraziło Jadwigę, że gdy kapituła krakowska po śmierci biskupa Jana Radlicy jednozgodnie obrała następcą tegoż Sieciecha, rozgniewana królowa wstawiła się u papieża Bonifacego, aby nie Sieciech, lecz jej kanclerz, Piotr Wysz, został biskupem. Papież spełnił prośbę Jadwigi, a starowina Sieciech stratą infuły przypłacił nie dość skrzętną gościnność".
KWIATONOWICE
http://kwiatonowice.za.pl/legenda.html Według tradycji królowa Jadwiga była częstym gościem w Bieczu. Prawie 10 pobytów w piętnastoletnim jej panowaniu zostało potwierdzone znanymi dziś dokumentami w Bieczu wydawanymi. Z tymi pobytami wiąże się wiele legend, większość z nich dotyczy Biecza, ale są wśród nich takie które opowiadają o pobycie królowej we wsi Kwiatonowice i Strzeszyn. Z przekazów historycznych i tradycji wynika, że królowa Jadwiga w czasie pobytów w Bieczu wraz z mężem, królem Władysławem Jagiełło zamieszkiwała w zamku, w pobliżu miasta. Mimo, iż w tym zamku przebywało wielu królów polskich, w tradycji nosi on nazwę: Zamku królowej Jadwigi, a wzgórze na którym stał, do dziś nazywane jest Górą Królowej Jadwigi.
W czasie, gdy król przebywał na polowaniu, królowa udawała się na dalsze i bliższe spacery, aby poznać piękno ziemi, która do niej należała. Częsta trasa jej wędrówek wiodła drogą od zamku w stronę wsi Strzeszyna.
Razu pewnego, a było to, jak wieść niesie późną wiosną, w piękny słoneczny dzień, zawędrowała królowa wraz ze swoimi dwórkami na wyniosłe wzgórze, skąd roztaczała się piękna panorama. Na prawo widać było miasto Biecz, a na południu rozległe tereny usiane lasami i łąkami pełnymi kolorowego kwiecia. Kwitły tam kaczeńce, pierwiosnki, zawilce, śnieżyczki i przebiśniegi. Królowa postanowiła usiąść wśród tego prześlicznego kobierca i odpocząć. Siedząc na pieńku i patrząc na ukwiecone łąki Jadwiga zasnęła. Jej dwórki w tym czasie zbierały kwiaty, wiły wianki, nakładały je sobie na głowy i nuciły piosenki. Ustroiły również głowę dostojnej monarchini. To obudziło królową. Królowa przetarła oczy i patrząc na wzgórze pełne kwiatów, na dwórki z wiankami na głowach powiedziała: Słyszałam bicie kościelnych dzwonów i śpiewy pobożne, powiadam wam miną stulecia i w tym miejscu, wśród tych domów powstanie świątynia, w której ludzie oddawać będą cześć Bogu. A wieś ta z powodu tylu pięknych kwiatów powinna nosić nazwę Kwiatonowice
Wczoraj znalazłam ładne opowiadaniae o fiołkach Królowej Jadwigi Fiołki Królowej Jadwigi [ patrz niżej ]
Już za czasów królowej Jadwigi miała stać na wzgórzu Gołonoga kapliczka, w której był obraz cudami słynący. Dowiedziała się o nim Jadwiga, żona Jagiełły i pewnego razu wybrała się na pielgrzymkę do kapliczki gołonoskiej. Skalna góra była wówczas znacznie wyższa, a stoki jej zawalone odłamkami kamieni. Dostęp na szczyt był bardzo utrudniony, lecz królowa nie zważała na to, tylko przybywszy na miejsce, zdjęła obuwie, postanawiając wyjść na szczyt boso. Towarzyszący królowej dwór, odradzał swej pani podróży na bosaka, lecz nie na wiele się to przydało. Rozpoczęła się podróż na szczyt wzgórza. Wszyscy z trwogą spoglądali na bose nóżki monarchini i czekali rychło poleje się krew z pokaleczonych ostrymi odłamkami skały nóg. Lecz o dziwo! Patrzą i oczom nie wierzą. Gdziekolwiek spocznie stopa bosych nóg królowej, tam wszędzie wyrasta trawa i kępy przecudnych, wonnych fiołków. Zdumiony dwór skwapliwie zdejmuje obuwie i w wielkiej pokorze kroczy boso za swą panią. Tak doszli do kościoła, gdzie dzisiaj widnieje maleńka kapliczka na cmentarzu. Od tego czasu nie uświadczysz fiołków w okolicy - tylko na górze gołonoskiej. Ładne. Sporo jest takich opowieści.
Podoba mi sie również opowieść o rękawiczkach ale może ktoś kto nie zna chętnie przeczyta
Opowieść o rękawiczkach Królowej Jadwigi Jadwiga, młodsza córka Ludwika Węgierskiego, królowa Polski od 1384r., lubiła odwiedzać Sandomierz. Podanie ustne od niepamiętnych głosi czasów o następującym pod Sandomierzem wydarzeniu. Dobrotliwa królowa Jadwiga, która umiłowała sobie stary gród sandomierski, opiekując się tutejszymi kościołami i klasztorami, odwiedzała go też często. Tej zimy zaś odbyła pielgrzymkę do kościoła N.M. Marii na intencję urodzenia potomka królewskiego. Poranek był zimowy, mroźny i choć sypał drobny śnieg, królowa postanowiła jednak wyruszyć w drogę powrotną do Krakowa. Żegnali serdecznie sandomierzanie swoją dobrodziejkę, co sprawniejsi biegli nawet jakiś czas za saniami poza mury miejskie, aż Jadwiga, zatrzymawszy sanie, przywołała ich ku sobie: wracajcie doma, przemarzniecie, bo mróz tężeje, a i śnieg coraz większy. Nie chcieli jednak odstąpić od sań królewskich, aż im Jadwiga przyrzekła, że wiosną znów gród sandomierski odwiedzi. Po czym sanie, do których przymocowana była malowana węgierska buda, wysłana wewnątrz kobiercami i futrami, ruszyły gościńcem do Krakowa. Niebawem jednakoż śnieg zaczął padać coraz gęstszy, a i wiatr zerwał się wielki, tak że sanie królewskie z wielkim trudem posuwały się powoli naprzód. Wreszcie woźnica i hajduczek, którzy towarzyszyli królowej, w tej zadymce potracili głowy, zboczyli z drogi i zjechali w szczere pola. A zawieja stawała się coraz większa. Na domiar złego w pewnej chwili sanie ugrzęzły w zaspie śnieżnej, tak że woźnica i hajduczek nie dali rady ich stamtąd wydobyć. Dopiero ze zmierzchem zawieja ustała i pachołek wyruszył na poszukiwanie ludzkich siedzib, by sprowadzić pomoc. Niedaleko pod lasem napotkał niewielką wioskę, której mieszkańcy, dowiedziawszy się, jaki to wielki gość zabłądził i ugrzązł w śniegach, całą gromadą wyruszyli na pomoc. Kiedy wreszcie wydobyto sanie królowej Jadwigi, ściemniło się zupełnie. Królowa chciała więc wracać z powrotem do Sandomierza, aby tam przeczekać do rana. Wtedy to najstarszy z wioski skłonił się przed nią i odezwał: Najjaśniejsza pani, chocia skromne nasze chaty, nie odmawiaj nam i przyjmij naszą gościnę. Nie uchodzi tak nocą podróżować. Przyjęła tak miłe zaproszenie królowa i sanie ruszyły ku wsi. Przygotowano tam dla świetnego gościa największą izbę w chacie sołtysa, wymoszczono ją pachnącym sianem. Wyłożono sztuki czystego płótna. Znalazły się też ciepłe skóry, gorące mleko z miodem, krupy, trochę mięsiwa, a dla woźnicy i hajduka nawet piwo gorące. I tak oto królowa Jadwiga gościła w chłopskiej chacie, przyjęta tam z nie mniejszą gościnnością i serdecznością niż na magnackim dworze. Nazajutrz rano wypogodziło się, a i mróz zelżał znacznie. Postanowiła więc Jadwiga wyruszyć niezwłocznie do Krakowa. Przed odjazdem serdecznie żegnała się z mieszkańcami wsi, a widząc łzy szczere w niejednym oku, zapytała zgromadzonych: widzę, mili moi, że troskę macie, podzielcie się przeto ze mną troską oną, a jeśli to w mojej mocy, pomogę wam. Uklękli tedy ludzie z wioski przed saniami i jeden z nich tak się odezwał: Miłościwa pani, pan nasz srogi, nijakiej litości ani serca nie doświadczamy żadnego, tylko klątwy, bicie i robota nad siły. Dzieckom nawet spokoju nie daje, a teraz, że mu koń z rzędem zginął, obiecał sto kijów każdemu chłopu, a sołtysowi nawet dwieście, jeśli się ów koń przez tydzień nie znajdzie. Weź nas więc pani w obronę. Słyszałam ja o nim, lubo nie wierzyłam w te historie. Przedto obiecuję wam, mili moi, że dla was w tym względzie uczynię, co będę mogła, aby ulżyć ciężkiej doli waszej - odrzekła Jadwiga. Przed wyruszeniem w dalszą drogę zdjęła z rąk śliczne białe rękawiczki i darowała je sołtysowi w podzięce za pomoc i gościnę jej udzieloną.
SŁAWNA STOPKA Królowej Jadwigi / tekst legendy na stronie Karmelitów może ktoś chce przeczytać
A teraz jak Jezus na krzyżu zawieszon przemówił do Jadwigi, królowej nasze, pożytek cierpienia jej ukazując legenda według J. Szczypki, źródło Sieradzon Juliusz, Dynastia Jagiellonów na lekcjach historii i języka polskiego, Płock 1998, s. 30–32
Zdarzyło się pewnego wieczoru, iż najjaśniejsza królowa i pani Jadwiga przyszłą do świątyni wawelskiej. A był tam już w owe czasy krzyż ten sławny, na którym Zbawiciel dziwnie czarny wisi i łask ludziom nie odmawia, nad każdą nędzą się litując. Często zjawiała się tutaj królowa, ażeby w modlitwach i medytacji tkwić przed onym smutnym, jakby ściemniałym od samych bólów i mąk wszelakich obliczem Chrystusowym. Często wyklękiwała pokornie, gdyż zawsze milsza jej była rozmowa z niebem, niźli przyjemności, którymi możny dwór Jagiełłowy się trudnił i rycerstwo z najprzedniejszych krajów chrześcijańskich do siebie wabił. Wszelako tamtego wieczoru królowa przyszła do katedry okrutnie zasmucona, a widoczna szata żebracza ( w jaką dla niepoznaki się odziewała), jeszcze większego przymnażała jej rysom frasunku. Zaraz też święta wnuka Kazimierzowi padła przed krzyżem, ukryła twarz w dłoniach i zaczęła płakać, lament niepodobnie wielki wydając. jakież strapienie miała, iż krom szlochów i nadziei w Panu Bogu nie stało na nie już innej rady? Ach, żaliła się królowa, iż nieszczęście, które ją umiłowało, na jednym poprzestać nie chce, lecz stale nowy, gorzki dar jej przynosi. Żaliła się, iż jej zacnej matce, królowej Elżbiecie, straszliwą śmierć zadali buntownicy z ziemi Krowackiej, nawet zwłok nie szanując, ale wzgardliwie wieszając je na murach Nowigradu, Żaliła się, iż miła sercu siostra Maria ( która na one zelżywości Krowackie musiała patrzyć) zeszłą już z tego świata, niewielu roków, bo ledwo dwudziestu i pięciu dożywszy. Żaliła się, iż Pan Bóg, pewnie swój niewiadomy gniew okazując, nie daje długo jej, Jadwidze dziecięcia, co by zgryzoty koiło, a przy tym stało się kiedyś dziedzicem tronu krakowskiego. Żaliła się, intron ów, tak wspaniały, ona sama musiała okupić tyloma wyrzeczeniami, zostawiając hen madziarską ojcowiznę i przenosząc się na wzgórze, na Wawel, skąd tylko widać gród, bory i śpiesznie, jakby obojętnie nurt swój toczącą Wisłę. Żaliła się, iż zastępy krzyżackie, którym przewodzi Konrad Wallenrod, komtur nader fałszywy i złości niesyty, wciąż oblegając zamki wileńskie, miotając w nie kulami z wrzącym wapnem, beczułkami z palącą się smołą albo i kawałami ścierwa z ubitych, a prześmiardłych już koni. Żaliła się, iż szlachetny Książe Witold, pełen niezrozumiałego zaślepienia, nadal sprzymierza się z Teutonami [ lud barbarzyński] i braterską dłoń Jagiełłowy odrzuca, a zaś Skirgiełło, grododzierżca wileński zbyt prostaczym obdarzony umysłem miód tylko spija i Litwie przyczynia klęsk. Żaliła się, iż król jegomość, a jej Jadwigi, prawy małżonek, Władysław podług chrztu świętego, posądzał ją o wiarołomstwo, kiedy potwarca Gniewosz, Boże mu odpuść, tak szpetnie bajów nagadał, że jako musiał je potem odszczekiwać, pod stół włażąc. Żaliła się, iż chłopkowie cierpią krzywdy niepomierne od swych panów, a ona tylko wtedy bronić może prześladowanych, gdy gwałt jest osobliwiej widoczny i głośny. Żaliła się, iż mimo jej wysiłków wszędy tak wiele zła, dzikości, fałszu i przeciwieństwa jest narządzane, że poniektórym może się wydać, jakoby chytrzy diabłowie byli zwyciężeni i świata całego władni. A kiedy tak żaliła się królowa, snadź czymś nader niemiłym do podobnego smutku przywiedziona, nagle poruszyła się czarna figura Chrystusowa. Ledwo tchu łapiąc, umęczony, rozpięty na krzyżu Jezus przemówił do klęczącej! Mówił , iż prosi ją, by spokój ducha zachowywała. Mówił, iż każde cierpienie, to cząstka Jego krzyża, pożytek swój mająca. Mówił, iż kto chce iść za Nim, ten krzyż pospołu dźwigać musi. Mówił, iż ten, kto Go nie naśladuje, nie jest godzien Jego serca. I mówił, iż zawsze na świecie jedni płaczą, a drudzy się weselą, ale zaprawdę nadejdzie dla onych płaczków dzień, kiedy smutek ich w radość się obróci, której nikt już im nie odbierze. A potem, powiedziawszy to wszystko, czarny Jezus uniósł rękę wysoko i pobłogosławił czcigodną królową, ona zaś uczułą, iż znaczna moc i pocieszenie w niej zamieszkały i rychło poczęła inszych dobrym a miłosiernym słowem wspierać.
Dąbrowa Górnicza i jej okolice -Podczas pobytu Królowej Jadwigi w okolicy, tak ją zauroczyła kapliczka na wzgórzu, ze postanowiła udać się do niej pieszo. Aby modły były bardziej głębokie, zdjęła z nóg swoich pantofelki i udała się depcząc ścieżkę gołymi stopami, na sam szczyt wzgórza. Dróżka była kręta i wyboista, dodatkowo usłana ostrymi kamieniami. Stopy Królowej po drodze kaleczyły się, a w miejscach gdzie upadały krople krwi, wyrastały fiołki.
Proponuję rozwijać temat, jeżeli traficie na wzmianki o miejscowościach i legendach związanych z Królową Jadwigą napiszcie o tym lub podajcie adres strony internetowej.
http://www.swiatniki-gorn...e/historia.html
Legendy świątnickie
„O Królowej Jadwidze”
Kiedy młodociana królowa Jadwiga zdążała ze swym świetnym orszakiem z Węgier do Polski, wypadła jej droga przez wieś Górki /ówczesna nazwa Świątnik Górnych/. A była bardzo zmęczona długą i uciążliwą podróżą, więc wzdychała do wypoczynku. Stąd też skoro ze szczytu wsi Górki po raz pierwszy zobaczyła stolicę Polski z Zamkiem Wawelskim, wieżycami kościołów, basztami i murami miejskimi, tak się ucieszyła tym widokiem i nadzieją rychłego wypoczynku, że mieszkańców wsi witających ją radośnie, obdarzyła wolnością oraz nadała im rozliczne przywileje, pod tym jednak warunkiem, że będą po wszystkie czasy wiekuistymi strażnikami kościoła katedralnego, z którym złączyły się później najważniejsze momenty jej życia i gdzie do dziś spoczywa.
http://swiatniki_gorne.re...ciekawostki.htm
Krakowskie podania, legendy i zwyczaje"
Działo się to latem 1384 r., w bezimiennej jeszcze osadzie na południe od Krakowa, w której z dziada pradziada zamieszkiwali smolarze. Osada leżała na wysokim wzniesieniu, z którego doskonale widać było krakowski gród, położony w głębokiej Dolinie Wisły.
Dobrze przed wieczorem, na trakcie, prowadzącym do Krakowa od Myślenic i Sieprawia, pojawił się orszak, złożony z jadącego na czele oddziału rycerzy, szeregu pojazdów – najpierw ozdobnych, wiozących jakieś znamienite osoby, a na końcu ciężko wyładowanych. Na szczycie góry orszak zatrzymał się. Była to Jadwiga, córka króla węgierskiego Ludwika, która przyjeżdżała właśnie do Krakowa, aby objąć tron polski. Tutaj po raz pierwszy ujrzała Kraków, w którym nazajutrz miała zostać koronowana na królową Polski.
Ponieważ już się zmierzchało, Jadwiga wyraziła chęć przenocowania w tej osadzie. Wieczór spędziła przy ognisku wraz ze smolarzami. Osadę królewna określiła jako „górkę”, ponieważ położona była na wyniosłym wzgórzu. I tak już zostało na zawsze: osadę odtąd zwyczajowo nazywano Górką lub Górkami. Podczas rozmowy ze smolarzami Jadwiga zaprosiła ich do Krakowa, kiedy już będzie królową. Więc po pewnym czasie przyszli... I mimo że służba zamkowa nie chciała ich dopuścić przed oblicze królowej, udało im się dostać do komnat wawelskich i rozmawiać z królową. A ona pomna na to, że właśnie oni po raz pierwszy w życiu pokazali jej Kraków i pragnąc upamiętnić ten moment, wyjednała u biskupa krakowskiego Jana Radlicy, aby po wsze czasy nadał mieszkańcom wsi Górka przywilej obsługi katedry krakowskiej na Wawelu.
wg. G. Zycha „Śpiewacy Królowej Jadwigi” Warszawa 1984
tak też się stało...Katedrę obsługiwali odtąd zwyczajowo kolejno ojcowie poszczególnych rodzin z tej wsi, która dzięki temu uzyskała nazwę Świątniki Górne. W 1745 r. P. H. Pruszcz w „Kleynotach Stołecznego Miasta Krakowa...” zanotował, że „są też przy tym Kościele Świątnicy albo Poddani do dzwonienia, y inszych posług Kościelnych. Jest ich zawsze czterech, a na święta wielkie bywa ich ośmiu.”
Legenda ta powstała chyba stosunkowo niedawno, ponieważ ma charakter zadziwiająco zgodny z tendencją podań ludowych do dosłownego, wtórnego wyjaśniania genezy nazw topograficznych. W tym przypadku nastąpiła swoista kompilacja dawnych nazw „Górki” i „Świątnicze Górki”, przy wykorzystaniu sugestywnego, chociaż bardzo zwięzłego opisu J. Długosza (opis przybycia królewny Jadwigi do Polski – przyp. A.K.) (...)
Nie jest jednak pewne, czy trasa przejazdu królowej wiodła rzeczywiście przez Świątniki Górne, choć jest to bardzo prawdopodobne, gdyż w tym rejonie przebiegał trakt tatrzański z Węgier do Krakowa, którym królowa przybyła do Polski ok. 13 października 1384 r.
http://www.jaroslaw.pl/argcms_city/index.php?id=24
Jest w tym tekście ciekawa legenda
" Legenda mówi, że w miejscu gdzie dzisiaj znajduje się kościół i zespół klasztorny O.O. Dominikanów, wybudowany był kościółek drewniany z cudowną figurą Matki Bożej Bolesnej. W tym kościółku modliła się królowa Jadwiga o powodzenie oręża polskiego, w czasie kiedy pod niedalekim Stubnem trwała bitwa Polaków z wojskami Starosty Węgierskiego. Podczas tej wyprawy oddziałami polskimi dowodzili dwaj bracia stryjeczni z rodu Leliwitów: Spytek z Melsztyna i Jaśko z Tarnowa. Po wyprawie Spytek z Melsztyna otrzymał w dziedziczenie władanie ziemią samborską, a Jaśko z Tarnowa ziemię jarosławską oraz urząd generalnego starosty na Rusi. Tak zostały wynagrodzone zasługi trzech pokoleń Leliwitów, którym Jadwiga i Jagiełło zawdzięczali polski tron. W ten sposób rozrósł się na Rusi możny ród Leliwitów Tarnowskich, którego jedna z gałezi - Jarosławscy - przejeła nazwę od nadanego w dziedziczenie posiadania Jarosławia. Od tej pory Jarosław staje sie własnością prywatną. Wpłyneło to korzystnie na jego rozwój urbanistyczny i gospodarczy, bo leżało to w interesie nowych właścicieli zabiegających o przywileje królewskie. Przywileje te i dbałość dziedziców o rozwój handlu w mieście przyczyniły sie do znacznego rozwoju i świetności Jarosławia"
http://www.ziemia-jasielska.gal.pl/4.html
Ze Strzeszynem wiąże się piękna legenda o źródełku Królowej Jadwigi. Jedna z jej wersji głosi, że podczas częstych wizyt w Bieczu piła z niego wodę sama Święta Królowa, inna, że poiła jego wodą swego konia. Pewnego razu w drodze do ulubionego żródła zastała Panią Wawelską ogromna burza. Schroniła się więc pod strzechę jednej z chat, gdzie bardzo serdecznie ją przyjęto. Na pamiątkę tego wydarzenia założyła wieś i nadała jej nazwę "Strzeszyn".
http://dabrowa.pl/dg_historia_legendy.htm
Podczas pobytu Królowej Jadwigi w okolicy, tak ją zauroczyła kapliczka na wzgórzu, ze postanowiła udać się do niej pieszo. Aby modły były bardziej głębokie, zdjęła z nóg swoich pantofelki i udała się depcząc ścieżkę gołymi stopami, na sam szczyt wzgórza.
Dróżka była kręta i wyboista, dodatkowo usłana ostrymi kamieniami. Stopy Królowej po drodze kaleczyły się, a w miejscach gdzie upadały krople krwi, wyrastały fiołki.
http://www.wiadomosci24.p...elmo_53945.html
Druga z opowieści o "śpiących rycerzach" związana jest z postacią św. królowej Jadwigi. Według wielu podań ludowych, to jej wojsko czuwa we wnętrzu góry. Na jednym z drzew ma znajdować się opis świadczący o liczebności wojska, o dacie, kiedy rycerze "zapadli się pod ziemię" oraz, kiedy ponownie wyjdą na powierzchnię. Ponoć w niektóre dni (zwłaszcza mgliste) można zaobserwować odbywaną przez nich musztrę na szczycie góry.
http://www.nsnn.rtk.net.pl/legendy1.html
„O KRÓLOWEJ JADWIDZE” PODARUNEK KRÓLOWEJ
Tam, gdzie jest teraz studnia był garncarz. Kiedy przejeżdżała królowa Jadwiga na Święty Krzyż, zatrzymała się przed studnią i chciała się napić Wyszedł wtedy garncarz i podał królowej wody w garnku przez siebie zrobionym. Królowa zabrała garnek, bo był taki piękny, a w zamian za to wręczyła garncarzowi szklaną statuę - postać świętej. Podarunek królowej był w rękach tej rodziny aż do momentu, kiedy wszyscy wymarli. Przekazano potem statuę do kościoła, gdzie stoi do dziś. /10
http://www.jablon.pl/historia.htm
E G E N D A O J A B Ł O N I U
--------------------------------------------------------------------------------
Dawno, bo prawie sześć wieków temu, o milę od królewskiego miasta Parczewa ciągnął się las ogromny i nieprzebyty, Czarnyn zwany. Drzewa gęsto tam rosły i zakrywały niebo tak, że nawet w południe ciemno pod nim było jak w nocy.
Od dawien dawna przez Czarny Las wiódł trakt szeroki, którym kupcy z południa i zachodu przewozili swe towary na Litwę i Ruś. Ale odkąd zaczął tam grasować zbój Sławój, trakt przestał być bezpieczny.
Sławój pośród gromady swoich kompanów, którym przewodził, był najwyższy, najzręczniejszy, ale i najbardziej okrutny. Miał ogromną, ciężką, z drzewa jabłoniowego sporządzoną maczugę, w której tkwiły ostre krzemienie. Czyhał na przejeżdżających ludzi, grabił ich, a kto by mu próbował się oprzeć, tego zabijał. Najchętniej napadał na kupców. Ale trafiało się, że i co zamożniejszym kmieciom nie darował.
Rozeszła się wieść o okrutnym zbóju i trwoga ogarnęła okolicę. Niejeden, komu wypadła droga tamtędy, wolał nawet kilka mil nałożyć, byle ominąć niebezpieczny trakt.
Jednego razu zdarzyło się, że gościńcem przez Czarny Las przejeżdżał król Polski i Litwy Władysław Jagiełło wraz z niedawno poślubioną, młodziutką żoną Jadwigą.
Sławój, znęcony bogactwem strojów, postanowił ograbić zbliżający się orszak. Na dany znak zgraja zbójców z dzikim wrzaskiem wyskoczyła na drogę i otoczyła królewską karocę. W mgnieniu oka zbóje powalili na ziemię nie spodziewających się niczego i przerażonych pachołków.
Ale ciągnący za królem o kilka stajań hufiec rycerski przybył napadniętym z pomocą. W walce został ciężko obuszkiem raniony herszt zbójców Sławój.
Jeden z rycerzy królewskich chciał go dobić i już się nań czekanem zamierzył, ale przeszkodziła temu królowa.
- Powalonego niegodzi się zabijać! - zawołała. Minęło wiele lat.
O okrutnym zbóju Sławoju zapomniano i tylko starzy ludzie opowiadali o nim nieraz wieczorami przy łuczywie.
Król Władysław, bawiący akurat wczesną jesienią w Parczewie, wyruszył pewnego dnia na łowy. Czarny Las huczał graniem myśliwskich rogów, aż złociste liście sypały się z drzew.
Zapędził się król za śmigłym jeleniem w gęstwinę, gdy nagle doszedł go zapach dojrzałych jabłek. Zapach był tak przyjemny i mocny, że król zapragnął skosztować owoców i wstrzymał nieco konia.
Oczom królewskim ukazała się mała polana, a na jej brzegu drzewo rozłożyste, a gałęzie na nim uginały się od ciężkich, złocistych jabłek. Pod jabłonią klęczał starzec wychudły, podobny do pnia, o który głową był wsparty. Włosy siwe okrywały mu nagie ramiona, biała jak mleko broda spływała aż do ziemi.
- Hej, człowieku! - zawołał król. -Ktoś ty?
Starzec poruszył się. Popatrzył na króla wyblakłymi oczyma i odrzekł powoli, z wysiłkiem:
- Poznaję was panie. Wyście wtedy przed laty jechali gościem. Jestem tym, którego niegdyś zwano Sławojem.
Zdumiał się król Władysław. Przypomniał sobie ów dzień i małżonkę swą królową Jadwigę, która w niedługi czas zmarła młodo... I dawna, przygasła już boleść obudziła się na nowo w królewskim sercu.
Nadjechali dworzanie i stanąwszy kołem słuchali, jak Sławój klęcząc i obejmując jabłoń, trzęsącym się głosem wyznawał królowi swe winy.
- Byłem okrutny i chciwy. Stawałem na gościńcu, grabiłem, zabijałem. Aż wtedy nie udało się i sam ległem. Jasna pani, co z wami jechała, nie dała mnie zabić. Wiele dni przeleżałem w niemocy. Potem zatknąłem w ziemię swoją skrwawioną pałkę i uczyniłem ślub, że już nigdy nikogo nie ukrzywdzę. Każdego dnia czyniąc pokutę, polewałem łzami tę pałkę, aż zazieleniała się i jabłonią wyrosła. Te jabłka na niej to ludzie, których kiedyś pobiłem.
- Straszne są twoje winy - zawołał król. - Ale i długoś za nie pokutował. Mów, czego żądasz, człowieku.
- Mnie nic nie trzeba, umieram... - odrzekł gasnącym głosem starzec i osunął się nieżywy.
- Pogrzebcie go - rozkazał po chwili dworzanom, po czym nawrócił konia i ruszył z wolna ku traktowi.
Mijały lata i wieki. O strasznym zbóju Sławoju ludzie pieśni śpiewali. Czarny Las wytrzebiono niemal doszczętnie. A w tym miejscu, gdzie rosła owa jabłoń, o dwie mile na północny wschód od Parczewa, znajduje się dziś miejscowość o nazwie Jabłoń.
Apolinary Nosalski
Co mówią legendy? http://www.glinik.pl/szkola_kleczany/nmiej.php
Jak powstały Klęczany? - legenda o królowej Jadwidze
Pewnego słonecznego dnia królowa Jadwiga podążała ze wspaniałym orszakiem doliną rzeki Ropy w stronę Biecza. Niedaleko miejscowości, do której zdążali, rozszalała się wichura, która wkrótce przemieniła się w straszliwą burzę. Wiatr wył, drzewa z trzaskiem waliły się pod nogi, zwierzęta w popłochu uciekały, szukając miejsca schronienia. Z gór lały się strumienie deszczu, które szybko zmieniały małe potoczki w huczące, rwące rzeki. Czarne niebo rozdzierały potężne błyskawice, a lasem wstrząsał huk gromów. Niektóre konie, spłoszone odgłosami burzy, zerwały uprząż i rozpierzchły się we wszystkie strony. Sytuacja była krytyczna. "Jak ocalić mam ludzi i siebie przed nieuchronną śmiercią?" - rozmyślała gorączkowo królowa. Jedynie Bóg mógł uciszyć rozszalałe żywioły. Opuściwszy powóz, Jadwiga uklęknęła na kamienistej drodze i zaczęła wołać o łaskę. Z nadzieją ocalenia całego orszaku, z oczyma i rękami wzniesionymi ku niebu, na klęczkach przebyła drogę od miejsca postoju do widniejących na horyzoncie wysokich drzew. Wreszcie znużona upadła pod rozłożystym baldachimem liści, zalewając się łzami. Wtedy stał się cud, burza ustała. Aby upamiętnić to wydarzenie, pobliską miejscowość nazywano Klęczanami. Nazwa to przetrwała do dziś.
http://www.kluki.pl/strona/modules.php?name=herb
HERB
--------------------------------------------------------------------------------
W polu błękitnym dąb złoty, pod konarami u podstawy, lilia srebrna po prawej i takaż podkowa z zaćwieczonym krzyżem kawalerskim po lewej. Gdzie: złoty dąb, po pierwsze: symbolizuje leśny charakter gminy, gdyż prawie 47% jej powierzchni to lasy i przez stulecia, bezpośrednim i pośrednim źródłem utrzymania miejscowej ludności były okoliczne lasy; po drugie: na terenie gminy (przysiółek Kluk - Grobla) znajduje się pomnik przyrody 900-letni "Dąb Cygański", z którym związana jest lokalna legenda. Otóż królowa Jadwiga (obecnie Święta) podróżującą wraz z orszakiem do Parzna (miała ornat - prezent dla parzeńskiego proboszcza) i Sieradza, zabłądziła w czasie burzy w kluckich lasach. Po wielu godzinach, ktoś dostrzegł ognisko i tabor cygański rozłożony w pobliżu wspomnianego dębu. Cyganie serdecznie ugościli Królową i jej dwór i nakarmili. Srebrna lilia to nawiązanie do lilii andegaweńskiej z herbu rodowego królowej Jadwigi, o której mówi lokalna legenda. Srebrna podkowa z zaćwieczonym krzyżem kawalerskim to godło z herbu Pobóg, którym pieczętowali co najmniej od początku XIV wieku do roku 1719 założyciele, a później właściciele Kaszewic i okolicznych dóbr - ród Koniecpolskich. Byli oni w roku 1612 fundatorami istniejącego do dnia dzisiejszego kościoła w Kaszewicach. Do dnia dzisiejszego zachowała się w kaszewickim kościele inskrypcja upamiętniająca ten fakt: ECCLESIA HAEC A MICHAELE KONIECPOLSKI DOMINI KASZEWICE POSSESORE AD1612 EXTRUCTA EST. Uzasadnienie barw: błękit jest kolorem Matki Bożej (kultu maryjnego), nieba i wiary. Złoto (żółcień) symbolizuje Boski majestat, a także króla - jako Pomazańca Bożego, objawienie Ducha Świętego oraz szlachetność. Srebro (biel) to symbol czystości, uczciwości, pokoju i wody.
Jaksice - http://www.koszyce.gmina.pl/sol/jaksice.htm
K. Szajnocha opierając się na relacji Jana Długosza w swej książce "Jadwiga i Jagiełło" opisał pewien epizod z życia królowej. "Jednego razu wstąpiła ona do Jaksic, wsi biskupów krakowskich. Stary kanonik krakowski Sieciech z Chmielnika, do którego to należało, nie postarał się o dostateczne ugoszczenie dworu. Co tak żywo obraziło Jadwigę, że gdy kapituła krakowska po śmierci biskupa Jana Radlicy jednozgodnie obrała następcą tegoż Sieciecha, rozgniewana królowa wstawiła się u papieża Bonifacego, aby nie Sieciech, lecz jej kanclerz, Piotr Wysz, został biskupem. Papież spełnił prośbę Jadwigi, a starowina Sieciech stratą infuły przypłacił nie dość skrzętną gościnność".
KWIATONOWICE
http://kwiatonowice.za.pl/legenda.html
Według tradycji królowa Jadwiga była częstym gościem w Bieczu. Prawie 10 pobytów w piętnastoletnim jej panowaniu zostało potwierdzone znanymi dziś dokumentami w Bieczu wydawanymi. Z tymi pobytami wiąże się wiele legend, większość z nich dotyczy Biecza, ale są wśród nich takie które opowiadają o pobycie królowej we wsi Kwiatonowice i Strzeszyn. Z przekazów historycznych i tradycji wynika, że królowa Jadwiga w czasie pobytów w Bieczu wraz z mężem, królem Władysławem Jagiełło zamieszkiwała w zamku, w pobliżu miasta. Mimo, iż w tym zamku przebywało wielu królów polskich, w tradycji nosi on nazwę: Zamku królowej Jadwigi, a wzgórze na którym stał, do dziś nazywane jest Górą Królowej Jadwigi.
W czasie, gdy król przebywał na polowaniu, królowa udawała się na dalsze i bliższe spacery, aby poznać piękno ziemi, która do niej należała. Częsta trasa jej wędrówek wiodła drogą od zamku w stronę wsi Strzeszyna.
Razu pewnego, a było to, jak wieść niesie późną wiosną, w piękny słoneczny dzień, zawędrowała królowa wraz ze swoimi dwórkami na wyniosłe wzgórze, skąd roztaczała się piękna panorama. Na prawo widać było miasto Biecz, a na południu rozległe tereny usiane lasami i łąkami pełnymi kolorowego kwiecia. Kwitły tam kaczeńce, pierwiosnki, zawilce, śnieżyczki i przebiśniegi. Królowa postanowiła usiąść wśród tego prześlicznego kobierca i odpocząć. Siedząc na pieńku i patrząc na ukwiecone łąki Jadwiga zasnęła. Jej dwórki w tym czasie zbierały kwiaty, wiły wianki, nakładały je sobie na głowy i nuciły piosenki. Ustroiły również głowę dostojnej monarchini. To obudziło królową. Królowa przetarła oczy i patrząc na wzgórze pełne kwiatów, na dwórki z wiankami na głowach powiedziała:
Słyszałam bicie kościelnych dzwonów i śpiewy pobożne, powiadam wam miną stulecia i w tym miejscu, wśród tych domów powstanie świątynia, w której ludzie oddawać będą cześć Bogu. A wieś ta z powodu tylu pięknych kwiatów powinna nosić nazwę Kwiatonowice
Wczoraj znalazłam ładne opowiadaniae o fiołkach Królowej Jadwigi
Fiołki Królowej Jadwigi [ patrz niżej ]
Już za czasów królowej Jadwigi miała stać na wzgórzu Gołonoga kapliczka, w której był obraz cudami słynący. Dowiedziała się o nim Jadwiga, żona Jagiełły i pewnego razu wybrała się na pielgrzymkę do kapliczki gołonoskiej. Skalna góra była wówczas znacznie wyższa, a stoki jej zawalone odłamkami kamieni. Dostęp na szczyt był bardzo utrudniony, lecz królowa nie zważała na to, tylko przybywszy na miejsce, zdjęła obuwie, postanawiając wyjść na szczyt boso.
Towarzyszący królowej dwór, odradzał swej pani podróży na bosaka, lecz nie na wiele się to przydało. Rozpoczęła się podróż na szczyt wzgórza. Wszyscy z trwogą spoglądali na bose nóżki monarchini i czekali rychło poleje się krew z pokaleczonych ostrymi odłamkami skały nóg. Lecz o dziwo! Patrzą i oczom nie wierzą. Gdziekolwiek spocznie stopa bosych nóg królowej, tam wszędzie wyrasta trawa i kępy przecudnych, wonnych fiołków. Zdumiony dwór skwapliwie zdejmuje obuwie i w wielkiej pokorze kroczy boso za swą panią. Tak doszli do kościoła, gdzie dzisiaj widnieje maleńka kapliczka na cmentarzu. Od tego czasu nie uświadczysz fiołków w okolicy - tylko na górze gołonoskiej.
Ładne. Sporo jest takich opowieści.
Podoba mi sie również opowieść o rękawiczkach ale może ktoś kto nie zna chętnie przeczyta
Opowieść o rękawiczkach Królowej Jadwigi
Jadwiga, młodsza córka Ludwika Węgierskiego, królowa Polski od 1384r., lubiła odwiedzać Sandomierz. Podanie ustne od niepamiętnych głosi czasów o następującym pod Sandomierzem wydarzeniu. Dobrotliwa królowa Jadwiga, która umiłowała sobie stary gród sandomierski, opiekując się tutejszymi kościołami i klasztorami, odwiedzała go też często. Tej zimy zaś odbyła pielgrzymkę do kościoła N.M. Marii na intencję urodzenia potomka królewskiego.
Poranek był zimowy, mroźny i choć sypał drobny śnieg, królowa postanowiła jednak wyruszyć w drogę powrotną do Krakowa. Żegnali serdecznie sandomierzanie swoją dobrodziejkę, co sprawniejsi biegli nawet jakiś czas za saniami poza mury miejskie, aż Jadwiga, zatrzymawszy sanie, przywołała ich ku sobie: wracajcie doma, przemarzniecie, bo mróz tężeje, a i śnieg coraz większy.
Nie chcieli jednak odstąpić od sań królewskich, aż im Jadwiga przyrzekła, że wiosną znów gród sandomierski odwiedzi. Po czym sanie, do których przymocowana była malowana węgierska buda, wysłana wewnątrz kobiercami i futrami, ruszyły gościńcem do Krakowa. Niebawem jednakoż śnieg zaczął padać coraz gęstszy, a i wiatr zerwał się wielki, tak że sanie królewskie z wielkim trudem posuwały się powoli naprzód. Wreszcie woźnica i hajduczek, którzy towarzyszyli królowej, w tej zadymce potracili głowy, zboczyli z drogi i zjechali w szczere pola. A zawieja stawała się coraz większa. Na domiar złego w pewnej chwili sanie ugrzęzły w zaspie śnieżnej, tak że woźnica i hajduczek nie dali rady ich stamtąd wydobyć. Dopiero ze zmierzchem zawieja ustała i pachołek wyruszył na poszukiwanie ludzkich siedzib, by sprowadzić pomoc.
Niedaleko pod lasem napotkał niewielką wioskę, której mieszkańcy, dowiedziawszy się, jaki to wielki gość zabłądził i ugrzązł w śniegach, całą gromadą wyruszyli na pomoc.
Kiedy wreszcie wydobyto sanie królowej Jadwigi, ściemniło się zupełnie. Królowa chciała więc wracać z powrotem do Sandomierza, aby tam przeczekać do rana. Wtedy to najstarszy z wioski skłonił się przed nią i odezwał: Najjaśniejsza pani, chocia skromne nasze chaty, nie odmawiaj nam i przyjmij naszą gościnę. Nie uchodzi tak nocą podróżować.
Przyjęła tak miłe zaproszenie królowa i sanie ruszyły ku wsi. Przygotowano tam dla świetnego gościa największą izbę w chacie sołtysa, wymoszczono ją pachnącym sianem. Wyłożono sztuki czystego płótna. Znalazły się też ciepłe skóry, gorące mleko z miodem, krupy, trochę mięsiwa, a dla woźnicy i hajduka nawet piwo gorące. I tak oto królowa Jadwiga gościła w chłopskiej chacie, przyjęta tam z nie mniejszą gościnnością i serdecznością niż na magnackim dworze.
Nazajutrz rano wypogodziło się, a i mróz zelżał znacznie. Postanowiła więc Jadwiga wyruszyć niezwłocznie do Krakowa. Przed odjazdem serdecznie żegnała się z mieszkańcami wsi, a widząc łzy szczere w niejednym oku, zapytała zgromadzonych: widzę, mili moi, że troskę macie, podzielcie się przeto ze mną troską oną, a jeśli to w mojej mocy, pomogę wam. Uklękli tedy ludzie z wioski przed saniami i jeden z nich tak się odezwał:
Miłościwa pani, pan nasz srogi, nijakiej litości ani serca nie doświadczamy żadnego, tylko klątwy, bicie i robota nad siły. Dzieckom nawet spokoju nie daje, a teraz, że mu koń z rzędem zginął, obiecał sto kijów każdemu chłopu, a sołtysowi nawet dwieście, jeśli się ów koń przez tydzień nie znajdzie. Weź nas więc pani w obronę. Słyszałam ja o nim, lubo nie wierzyłam w te historie. Przedto obiecuję wam, mili moi, że dla was w tym względzie uczynię, co będę mogła, aby ulżyć ciężkiej doli waszej - odrzekła Jadwiga. Przed wyruszeniem w dalszą drogę zdjęła z rąk śliczne białe rękawiczki i darowała je sołtysowi w podzięce za pomoc i gościnę jej udzieloną.
SŁAWNA STOPKA Królowej Jadwigi / tekst legendy na stronie Karmelitów może ktoś chce przeczytać
źródło: http://www.karmelici.pl/html/hisbaz.htm#Stopka
A teraz jak Jezus na krzyżu zawieszon przemówił do Jadwigi, królowej nasze, pożytek cierpienia jej ukazując
legenda według J. Szczypki, źródło Sieradzon Juliusz, Dynastia Jagiellonów na lekcjach historii i języka polskiego, Płock 1998, s. 30–32
Zdarzyło się pewnego wieczoru, iż najjaśniejsza królowa i pani Jadwiga przyszłą do świątyni wawelskiej. A był tam już w owe czasy krzyż ten sławny, na którym Zbawiciel dziwnie czarny wisi i łask ludziom nie odmawia, nad każdą nędzą się litując. Często zjawiała się tutaj królowa, ażeby w modlitwach i medytacji tkwić przed onym smutnym, jakby ściemniałym od samych bólów i mąk wszelakich obliczem Chrystusowym. Często wyklękiwała pokornie, gdyż zawsze milsza jej była rozmowa z niebem, niźli przyjemności, którymi możny dwór Jagiełłowy się trudnił i rycerstwo z najprzedniejszych krajów chrześcijańskich do siebie wabił.
Wszelako tamtego wieczoru królowa przyszła do katedry okrutnie zasmucona, a widoczna szata żebracza ( w jaką dla niepoznaki się odziewała), jeszcze większego przymnażała jej rysom frasunku. Zaraz też święta wnuka Kazimierzowi padła przed krzyżem, ukryła twarz w dłoniach i zaczęła płakać, lament niepodobnie wielki wydając. jakież strapienie miała, iż krom szlochów i nadziei w Panu Bogu nie stało na nie już innej rady?
Ach, żaliła się królowa, iż nieszczęście, które ją umiłowało, na jednym poprzestać nie chce, lecz stale nowy, gorzki dar jej przynosi.
Żaliła się, iż jej zacnej matce, królowej Elżbiecie, straszliwą śmierć zadali buntownicy z ziemi Krowackiej, nawet zwłok nie szanując, ale wzgardliwie wieszając je na murach Nowigradu,
Żaliła się, iż miła sercu siostra Maria ( która na one zelżywości Krowackie musiała patrzyć) zeszłą już z tego świata, niewielu roków, bo ledwo dwudziestu i pięciu dożywszy.
Żaliła się, iż Pan Bóg, pewnie swój niewiadomy gniew okazując, nie daje długo jej, Jadwidze dziecięcia, co by zgryzoty koiło, a przy tym stało się kiedyś dziedzicem tronu krakowskiego.
Żaliła się, intron ów, tak wspaniały, ona sama musiała okupić tyloma wyrzeczeniami, zostawiając hen madziarską ojcowiznę i przenosząc się na wzgórze, na Wawel, skąd tylko widać gród, bory i śpiesznie, jakby obojętnie nurt swój toczącą Wisłę.
Żaliła się, iż zastępy krzyżackie, którym przewodzi Konrad Wallenrod, komtur nader fałszywy i złości niesyty, wciąż oblegając zamki wileńskie, miotając w nie kulami z wrzącym wapnem, beczułkami z palącą się smołą albo i kawałami ścierwa z ubitych, a prześmiardłych już koni.
Żaliła się, iż szlachetny Książe Witold, pełen niezrozumiałego zaślepienia, nadal sprzymierza się z Teutonami [ lud barbarzyński] i braterską dłoń Jagiełłowy odrzuca, a zaś Skirgiełło, grododzierżca wileński zbyt prostaczym obdarzony umysłem miód tylko spija i Litwie przyczynia klęsk.
Żaliła się, iż król jegomość, a jej Jadwigi, prawy małżonek, Władysław podług chrztu świętego, posądzał ją o wiarołomstwo, kiedy potwarca Gniewosz, Boże mu odpuść, tak szpetnie bajów nagadał, że jako musiał je potem odszczekiwać, pod stół włażąc.
Żaliła się, iż chłopkowie cierpią krzywdy niepomierne od swych panów, a ona tylko wtedy bronić może prześladowanych, gdy gwałt jest osobliwiej widoczny i głośny.
Żaliła się, iż mimo jej wysiłków wszędy tak wiele zła, dzikości, fałszu i przeciwieństwa jest narządzane, że poniektórym może się wydać, jakoby chytrzy diabłowie byli zwyciężeni i świata całego władni.
A kiedy tak żaliła się królowa, snadź czymś nader niemiłym do podobnego smutku przywiedziona, nagle poruszyła się czarna figura Chrystusowa.
Ledwo tchu łapiąc, umęczony, rozpięty na krzyżu Jezus przemówił do klęczącej!
Mówił , iż prosi ją, by spokój ducha zachowywała.
Mówił, iż każde cierpienie, to cząstka Jego krzyża, pożytek swój mająca.
Mówił, iż kto chce iść za Nim, ten krzyż pospołu dźwigać musi.
Mówił, iż ten, kto Go nie naśladuje, nie jest godzien Jego serca.
I mówił, iż zawsze na świecie jedni płaczą, a drudzy się weselą, ale zaprawdę nadejdzie dla onych płaczków dzień, kiedy smutek ich w radość się obróci, której nikt już im nie odbierze.
A potem, powiedziawszy to wszystko, czarny Jezus uniósł rękę wysoko i pobłogosławił czcigodną królową, ona zaś uczułą, iż znaczna moc i pocieszenie w niej zamieszkały i rychło poczęła inszych dobrym a miłosiernym słowem wspierać.
Stópka królowej Jadwigi
Dąbrowa Górnicza i jej okolice -Podczas pobytu Królowej Jadwigi w okolicy, tak ją zauroczyła kapliczka na wzgórzu, ze postanowiła udać się do niej pieszo. Aby modły były bardziej głębokie, zdjęła z nóg swoich pantofelki i udała się depcząc ścieżkę gołymi stopami, na sam szczyt wzgórza.
Dróżka była kręta i wyboista, dodatkowo usłana ostrymi kamieniami. Stopy Królowej po drodze kaleczyły się, a w miejscach gdzie upadały krople krwi, wyrastały fiołki.