Nieśmiałe promienie wiosennego słońca przedzierają się przez gąszcz gałęzi i z nieskrywanym zadowoleniem głaszczą twarz młodej kobiety. Ubrana jest ona w luźną żółtą koszulkę i dżinsowe szorty, a stopy jej obute są w brązowe sandałki. Jedzie na rowerze parkową alejką w ten jasny, spokojny dzień.
Delikatny, błogi uśmiech wygina jej pełne usta, a wiatr – urwis jeden – próbuje bawić się jej związanymi blond włosami. Ciemnobrązowe oczy są półprzymknięte pod gęsto orzęsionymi powiekami, malującymi długie cienie na policzkach rowerzystki, która właśnie rzuca tęskne spojrzenie na pobliskie jezioro. Zielonkawy kolor mętnej wody mieni się i połyskuje, to trącany przez wiatr, to ozłacany słońcem. Ławica opadłych liści kołysze się niespokojnie przy brzegu i plącze w liliach wodnych zamieszkujących ten wodny przybytek. Specyficzny zapach gnijącej zieleni najwyraźniej nie drażni rowerzystki. Wręcz przeciwnie – przywołuje rzewne wspomnienia wszystkich radosnych chwil spędzonych ongiś z rodziną lub przyjaciółmi gdzieś nad wodą. W jej głowie dźwięczy śmiech kąpiących się bliskich sercu istot. Upalne dnie spędzane na jeziorach, a pod wieczór pełne magii ogniska. Syczące języki ognia pełzające po wijących się kiełbaskach, nadzianych na ręcznie strugane patyki. I piosenki przy akompaniamencie gitary. I poczucie jedności z całym wszechświatem po kilku butelkach piwa…
Spacerowicze w oddali nie zwracają uwagi na rowerzystkę. Leniwie się wleką noga za nogą, zatopieni we własnych rozmowach. Ich głosy nie docierają do uszu jadącej, wsłuchującej się w bicie własnego serca. Pochłoniętej zapachem gnijącej zieleni. Przerzucającej w głowie narzucające się na myśl wspomnienia minionych wydarzeń.
ROWERZYSTKA W PARKU
Nieśmiałe promienie wiosennego słońca przedzierają się przez gąszcz gałęzi i z nieskrywanym zadowoleniem głaszczą twarz młodej kobiety. Ubrana jest ona w luźną żółtą koszulkę i dżinsowe szorty, a stopy jej obute są w brązowe sandałki. Jedzie na rowerze parkową alejką w ten jasny, spokojny dzień.
Delikatny, błogi uśmiech wygina jej pełne usta, a wiatr – urwis jeden – próbuje bawić się jej związanymi blond włosami. Ciemnobrązowe oczy są półprzymknięte pod gęsto orzęsionymi powiekami, malującymi długie cienie na policzkach rowerzystki, która właśnie rzuca tęskne spojrzenie na pobliskie jezioro. Zielonkawy kolor mętnej wody mieni się i połyskuje, to trącany przez wiatr, to ozłacany słońcem. Ławica opadłych liści kołysze się niespokojnie przy brzegu i plącze w liliach wodnych zamieszkujących ten wodny przybytek. Specyficzny zapach gnijącej zieleni najwyraźniej nie drażni rowerzystki. Wręcz przeciwnie – przywołuje rzewne wspomnienia wszystkich radosnych chwil spędzonych ongiś z rodziną lub przyjaciółmi gdzieś nad wodą. W jej głowie dźwięczy śmiech kąpiących się bliskich sercu istot. Upalne dnie spędzane na jeziorach, a pod wieczór pełne magii ogniska. Syczące języki ognia pełzające po wijących się kiełbaskach, nadzianych na ręcznie strugane patyki. I piosenki przy akompaniamencie gitary. I poczucie jedności z całym wszechświatem po kilku butelkach piwa…
Spacerowicze w oddali nie zwracają uwagi na rowerzystkę. Leniwie się wleką noga za nogą, zatopieni we własnych rozmowach. Ich głosy nie docierają do uszu jadącej, wsłuchującej się w bicie własnego serca. Pochłoniętej zapachem gnijącej zieleni. Przerzucającej w głowie narzucające się na myśl wspomnienia minionych wydarzeń.