Proszę o wstawienie przecinków w odpowiednich miejscach. Jest to moja praca domowa a problem polega w tym że zawsze dużo przecinków opuszczam. Dzięki, Daję naj. Józio dzisiejszego dnia przebudził się koło siódmej rano. Na polu jeszcze było ciemno, lecz już można było usłyszeć powolne szuranie sąsiadów z piętra. Będąc jeszcze w pół-śnie zaczął zastanawiać się nad swoim życiem. Zadawał sobie egzystencjalne pytania a następnie sam na nie odpowiadał. Były to pytania bardzo proste, zwyczajne – takie, które może zadawać człowiek, który jest półprzytomny. Bohater wywnioskował tylko tyle, iż musi wziąć się w garść i w końcu określić kim jest. Czy znajdzie sobie porządną pracę , czy będzie zachowywał się dziecinnie do końca życia. Niestety poranne refleksje przerwało pukanie do drzwi. Nieogarnięty Józio wstał oraz powolnym krokiem w swojej fioletowej piżamie zbliżył się do drzwi. Następnie spojrzał przez judasza, aby określić co za osoba dobija się do niego o tak wczesnej porze. Był to starszy, niski mężczyzna z krótką siwą brodą . Twarz jego wydawała się miła, na zadartym nosie wisiały staromodne, okrągłe binokle , oczy jego miały kolor brązowy a uszy odstawały ponad normę. Człowiek ten miał na sobie ładnie wyprasowany czarny garnitur, teczkę w rękach oraz bliżej nie określony przedmiot za lewym uchem. Był to profesor Pimko, dawny przyjaciel ciotki naszego trzystoletniego bohatera. Józio powolnym ruchem otworzył drzwi oraz zaprosił gościa do środka. Profesor szybkim ruchem wszedł do mieszkania. Witając się z gospodarzem wręczył mu papierek na którym pisało „ Kuratorium nakazuje Józiowi Kowalskiemu powrót do szkoły w celu uregulowania wiedzy, której w/w adresat nie posiada w wystarczających ilościach” . Zanim Józio zdążył zadać jakiekolwiek pytanie znajdował się już na klatce schodowej ciągnięty przez starszego pana. Nie wiedział co ma zrobić, chciał krzyczeć lecz nie mógł, chciał protestować ale język mu uwiązł w gardle, nie chciał iść lecz szedł. Po kwadransie znaleźli się przed budynkiem gimnazjum. Wchodząc do środka, Pimko ukłonił się barczystemu szatniarzowi. Chwilę później Józio siedział na korytarzu pod klasą i czekał na swoją lekcje. W przypływie nudy zaczął obserwować otoczenie. Na korytarzu było głośno, trudno było zidentyfikować pojedyncze głosy tych wszystkich uczniów. Widział jak niektórzy z uczniów trzymając komórki w rękach rozmawiali z matkami : „Tak mamo smakują mi twoje kanapki”, ”Tak, mamusiu kup mi jakąś zbawkę”, „Zadzwoń też mamciu na następnej przerwie” . W pewnym momencie jego uwagę przykuł nie kto inny a dobrze już nam znany prof. Pimko. Ten poczciwy staruszek niczym jak lis przez nikogo nie zauważony wślizgnąl się do jednej z sal lekcyjnych. Józio nie czekając ani chwili poszedł w jego ślady. Sala w której się znalazł była długa, lecz niezwyskle wąska (do tego stopnia że w linii mogły się zmieścić tylko dwie ławki), o jaskrawych kolorach, z wieloma nowoczesnymi dodatkami takimi jak laptop, tablica multimedialna czy przyciemniane szyby. Profesor pisał coś na karteczce pozostawionej na biórku, gdy już skończył uśmiechnął się do Józia ukratkiem i wyszedł pośpiesznie z sali. Początkowo nowy uczeń nie rozumiał sensu słów : „Na zasadzie moich obserwacji w szkole X podczas wielkiej pauzy, stwierdzam że młodzież męska niewinna jest ! Takie jest moje najgłębsze przekonanie. Dowodem tego – wygląd uczniów oraz niewinne rozmowy tudzież ich niewinne i przemiłe pupy.” T. Pimko Dzwonek za przerwę zadzwonił. Wszystkie dzieci udały się do sali w której wcześniej przebywał staruszek. Okazało się że nauczycielka od przedsiębiorczości zachorowała i całą lekcje uczniowie spedzą sami w sali. W ferworze krzyków,chrząknięć i pisków dostrzec można było pierwsze oznaki znudzenia. Po chwili uczniowie w geście ciekawości przeczytali skrawek papieru zostawiony przez profesora. Rozgorzała bitwa między „chłopakami” na czele których stał Miętus oraz „chłopiętami” którymi dowodził Syfon. Całe to zdarzenie z boku obserwował oszołomiony Józio. Nadal nie rozumiał co tutaj robi. Jednak nie chciał wychodzić, spór tak bardzo go zaintrygował że postanowił zostać. Lekcje mijały, Józio się nudził, a ogólny konflik między stronnikami Syfona i Miętusa wzrastał. W przerwie pomiędzy religią a angielskim postanowiono spór rozstrzynąć, a jako sędziego wybrano bezstronnicowego Józia. Ustalono, że wygra ten który bardziej obrazi przeciwnika lub jego rodzinę.Zaczął Syfon : - Twoja mama jest tak gruba że jest podzielona na strefy czasowe. - powiedział to z kamiennym spokojem, tak jakby wiedział że Miętus nie odpowie. - Tak ? A twoja matka ściągała na teście ciążowym ! - szybko go zripostował pewny siebie Miętus. - A twoja mama ubiera się w Castoramie ! - bez zastanowienia odpowiedział Pylaszczkiewicz. - Za to twoja ma stragan na allegro ! - na twarzy Miętusa zaczęło się rysować zdenerwowanie. - Twoja mama jest tak stara że wisi Mojższeowi pięć złotych ! - krzyknął triumfalnym glosem Syfon. Wszyscy pozostali zaczęli się śmiać. Sytuacja dla „chłopaków” stała się dramatyczna. Miętus niepewnym głosem starał się zripostować przeciwnika : - Nie, bo twoja ! Wynik był oczywisty. Wygrał Syfon, jednak zanim zaczął się cieszyć, doskoczył do niego Miętus. Zbliżył się do jego ucha wyszeptał kilka gróźb po czym odszedł. Mina Pylaszczkiewicza była straszna. Wyglądała jakby przeszło przez nią tornado, w oczach pojawiły się łzy. To był koniec „chłopięt”. Chwilę później do sali wszedł T.Pimko, który nakazał Józiowi iść za nim. Wychodząc ze szkoły stary profesor zaczął się zwierzać z planów jakie miał w stosunku do trzydziestoletniego ucznia : Tak, mówię ci...hmmm...teraz się nauczysz jak być nowoczesnym, a z tą nowoczesnąscią.... będziesz najnowocześniejszy z nowoczesnych. Zabieram cię teraz do domu Młodziaków... ekhem...tam zaczniesz nowe życie w pełnym tego słowa znaczeniu. - Józio szedł za nim. Zastanawiał się skąd tyle werwy w tak starym człowieku. Miał już on z sześćdzisiąt lat a sił i zapału więcej niż niejeden mężczyzna w kwiecie wieku. Tak, tak ! Ona cie nauczy... hmm... ona jest mistrzynią nowoczesności – ciągnął dalej profesor. Na miejsc dotarli niebawem. Młodzakowie mieszkali na szóstym piętrze bloku przy nowym centrum handlowym. Po wejściu panów do mieszkania oczom Józia ukazała się postać młodej kobiety, nowocześnie ubranej. Włosy miała ona obszczyrzone nowocześnie, twarz miała taką nowoczesną, posturę ciała nowoczesną, ruchy nowoczesne, wszystko nowoczesne ! Goście zostali zaproszeni do salonu. Młoda Młodziakowa pozostawiłaich samych sobie a sama poszła grać w gry komputerowe, ponieważ to był szczyt nowoczesności. Pimko rozmawiał ze starszą Młodziakową natomiast Józio w międzyczasie dostał esemesa od Miętalskiego o dziwnej treści: Brachu ty mój, to dzięki tobie wygrałem ! Mówię ci, ja taki nie jestem jak myślisz. Ja mam marzenia. Ja tak bardzo chciałbym spotkać prawdziwego wieśniaka, takiego z najprawdziwszej wsi. Takiego chodzącego z widłami, ścinającego trwę kosą, mówiącemu gwarą wiejską oraz dojącego krowy. Józio zamieszkał u Młodziaków, po tym jak Pimko i Młodziakowa się dagadali. Dni mijały mu strasznie szybko. Podczas podbytu w szkole przeważnie się nudził i rozmyślał o Zucie (bo tak miała na imię młoda Młodziakowa). W domu starał się śledzić jej każdy krok, każde posunięcie. Chciał ją przyłapać na byciu nienowoczesną.Podglądał ją gdy się kompała, gdy odrabiała lekcje na komputerze, gdy wychodziła z koleżankami do galerii handlowej. Wszystkie podstępki,próby, fortele kończyły się fiaskiem. Zuta była innym synonimem nowoczesności. Pewnego dnia, kiedy został sam w domu w akcie desperacji przeszukał jej pokój. W szafie jej panował nowoczesny bałagan, wszystko było zwinęte w kłębek : skarpetki z sukienkami, majtki z bluzkami, spodnie z czapkami a podkoszulki z getrami. Na biórku walały się stosy magazynów dla nastoletnich dziewczyn a pod biórkiem znajdowało się pudełko ze szczotkami,spinkami, gumkami i rzeczami o niewiadomej przydatności. W pewnym momencie Józio dostrzegł w rogu łózka telefon Zuty. Chwycił go w mgnieniu oka oraz zaczął przeczesywać skrzynkę odbiorczą. Znajdowały się tam wiadomości różnej długości. Jedne były krótkie i zwięzłe a inne tak dlugie że Józiowi nie chciało się czytać. Najważniejsi byli ich autorzy. Wypisywali do niej wszyscy : studenci, uczniowie podstawówki, adwokaci, trenerzy, politycy i aktorzy. Sens tych wszystkich wiadomości po przetłumaczeniu był taki sam:
Józio dzisiejszego dnia przebudził się koło siódmej rano. Na polu jeszcze było ciemno, lecz już można było usłyszeć powolne szuranie sąsiadów z piętra. Będąc jeszcze w pół-śnie zaczął zastanawiać się nad swoim życiem. Zadawał sobie egzystencjalne pytania, a następnie sam na nie odpowiadał. Były to pytania bardzo proste, zwyczajne – takie, które może zadawać człowiek, który jest półprzytomny. Bohater wywnioskował tylko tyle iż musi wziąć się w garść i w końcu określić kim jest. Czy znajdzie sobie porządną pracę , czy będzie zachowywał się dziecinnie do końca życia. Niestety poranne refleksje przerwało pukanie do drzwi. Nieogarnięty Józio wstał oraz powolnym krokiem w swojej fioletowej piżamie zbliżył się do drzwi. Następnie spojrzał przez judasza, aby określić co za osoba dobija się do niego o tak wczesnej porze. Był to starszy, niski mężczyzna z krótką siwą brodą . Twarz jego wydawała się miła, na zadartym nosie wisiały staromodne, okrągłe binokle , oczy jego miały kolor brązowy a uszy odstawały ponad normę. Człowiek ten miał na sobie ładnie wyprasowany czarny garnitur, teczkę w rękach oraz bliżej nie określony przedmiot za lewym uchem. Był to profesor Pimko, dawny przyjaciel ciotki naszego trzystoletniego bohatera. Józio powolnym ruchem otworzył drzwi oraz zaprosił gościa do środka. Profesor szybkim ruchem wszedł do mieszkania. Witając się z gospodarzem wręczył mu papierek na którym pisało „ Kuratorium nakazuje Józiowi Kowalskiemu powrót do szkoły w celu uregulowania wiedzy, której w/w adresat nie posiada w wystarczających ilościach” . Zanim Józio zdążył zadać jakiekolwiek pytanie znajdował się już na klatce schodowej ciągnięty przez starszego pana. Nie wiedział co ma zrobić, chciał krzyczeć lecz nie mógł, chciał protestować ale język mu uwiązł w gardle, nie chciał iść lecz szedł. Po kwadransie znaleźli się przed budynkiem gimnazjum. Wchodząc do środka, Pimko ukłonił się barczystemu szatniarzowi. Chwilę później Józio siedział na korytarzu pod klasą i czekał na swoją lekcje. W przypływie nudy zaczął obserwować otoczenie. Na korytarzu było głośno, trudno było zidentyfikować pojedyncze głosy tych wszystkich uczniów. Widział jak niektórzy z uczniów trzymając komórki w rękach rozmawiali z matkami : „Tak mamo smakują mi twoje kanapki”, ”Tak, mamusiu kup mi jakąś zbawkę”, „Zadzwoń też mamciu na następnej przerwie” . W pewnym momencie jego uwagę przykuł nie kto inny a dobrze już nam znany prof. Pimko. Ten poczciwy staruszek niczym jak lis przez nikogo nie zauważony wślizgnąl się do jednej z sal lekcyjnych. Józio nie czekając ani chwili poszedł w jego ślady. Sala w której się znalazł była długa, lecz niezwyskle wąska (do tego stopnia że w linii mogły się zmieścić tylko dwie ławki), o jaskrawych kolorach, z wieloma nowoczesnymi dodatkami takimi jak laptop, tablica multimedialna czy przyciemniane szyby. Profesor pisał coś na karteczce pozostawionej na biórku, gdy już skończył uśmiechnął się do Józia ukratkiem i wyszedł pośpiesznie z sali. Początkowo nowy uczeń nie rozumiał sensu słów : „Na zasadzie moich obserwacji w szkole X podczas wielkiej pauzy, stwierdzam że młodzież męska niewinna jest ! Takie jest moje najgłębsze przekonanie. Dowodem tego – wygląd uczniów oraz niewinne rozmowy tudzież ich niewinne i przemiłe pupy.” T. Pimko Dzwonek za przerwę zadzwonił. Wszystkie dzieci udały się do sali w której wcześniej przebywał staruszek. Okazało się że nauczycielka od przedsiębiorczości zachorowała i całą lekcje uczniowie spedzą sami w sali. W ferworze krzyków,chrząknięć i pisków dostrzec można było pierwsze oznaki znudzenia. Po chwili uczniowie w geście ciekawości przeczytali skrawek papieru zostawiony przez profesora. Rozgorzała bitwa między „chłopakami” na czele których stał Miętus oraz „chłopiętami” którymi dowodził Syfon. Całe to zdarzenie z boku obserwował oszołomiony Józio. Nadal nie rozumiał co tutaj robi. Jednak nie chciał wychodzić, spór tak bardzo go zaintrygował że postanowił zostać. Lekcje mijały, Józio się nudził, a ogólny konflik między stronnikami Syfona i Miętusa wzrastał. W przerwie pomiędzy religią a angielskim postanowiono spór rozstrzynąć, a jako sędziego wybrano bezstronnicowego Józia. Ustalono, że wygra ten który bardziej obrazi przeciwnika lub jego rodzinę.Zaczął Syfon : - Twoja mama jest tak gruba że jest podzielona na strefy czasowe. - powiedział to z kamiennym spokojem, tak jakby wiedział że Miętus nie odpowie. - Tak ? A twoja matka ściągała na teście ciążowym ! - szybko go zripostował pewny siebie Miętus. - A twoja mama ubiera się w Castoramie ! - bez zastanowienia odpowiedział Pylaszczkiewicz. - Za to twoja ma stragan na allegro ! - na twarzy Miętusa zaczęło się rysować zdenerwowanie. - Twoja mama jest tak stara że wisi Mojższeowi pięć złotych ! - krzyknął triumfalnym glosem Syfon. Wszyscy pozostali zaczęli się śmiać. Sytuacja dla „chłopaków” stała się dramatyczna. Miętus niepewnym głosem starał się zripostować przeciwnika : - Nie, bo twoja ! Wynik był oczywisty. Wygrał Syfon, jednak zanim zaczął się cieszyć, doskoczył do niego Miętus. Zbliżył się do jego ucha wyszeptał kilka gróźb po czym odszedł. Mina Pylaszczkiewicza była straszna. Wyglądała jakby przeszło przez nią tornado, w oczach pojawiły się łzy. To był koniec „chłopięt”. Chwilę później do sali wszedł T.Pimko, który nakazał Józiowi iść za nim. Wychodząc ze szkoły stary profesor zaczął się zwierzać z planów jakie miał w stosunku do trzydziestoletniego ucznia : Tak, mówię ci...hmmm...teraz się nauczysz jak być nowoczesnym, a z tą nowoczesnąscią.... będziesz najnowocześniejszy z nowoczesnych. Zabieram cię teraz do domu Młodziaków... ekhem...tam zaczniesz nowe życie w pełnym tego słowa znaczeniu. - Józio szedł za nim. Zastanawiał się skąd tyle werwy w tak starym człowieku. Miał już on z sześćdzisiąt lat a sił i zapału więcej niż niejeden mężczyzna w kwiecie wieku. Tak, tak ! Ona cie nauczy... hmm... ona jest mistrzynią nowoczesności – ciągnął dalej profesor. Na miejsc dotarli niebawem. Młodzakowie mieszkali na szóstym piętrze bloku przy nowym centrum handlowym. Po wejściu panów do mieszkania oczom Józia ukazała się postać młodej kobiety, nowocześnie ubranej. Włosy miała ona obszczyrzone nowocześnie, twarz miała taką nowoczesną, posturę ciała nowoczesną, ruchy nowoczesne, wszystko nowoczesne ! Goście zostali zaproszeni do salonu. Młoda Młodziakowa pozostawiłaich samych sobie a sama poszła grać w gry komputerowe, ponieważ to był szczyt nowoczesności. Pimko rozmawiał ze starszą Młodziakową natomiast Józio w międzyczasie dostał esemesa od Miętalskiego o dziwnej treści: Brachu ty mój, to dzięki tobie wygrałem ! Mówię ci, ja taki nie jestem jak myślisz. Ja mam marzenia. Ja tak bardzo chciałbym spotkać prawdziwego wieśniaka, takiego z najprawdziwszej wsi. Takiego chodzącego z widłami, ścinającego trwę kosą, mówiącemu gwarą wiejską oraz dojącego krowy. Józio zamieszkał u Młodziaków, po tym jak Pimko i Młodziakowa się dagadali. Dni mijały mu strasznie szybko. Podczas podbytu w szkole przeważnie się nudził i rozmyślał o Zucie (bo tak miała na imię młoda Młodziakowa). W domu starał się śledzić jej każdy krok, każde posunięcie. Chciał ją przyłapać na byciu nienowoczesną.Podglądał ją gdy się kompała, gdy odrabiała lekcje na komputerze, gdy wychodziła z koleżankami do galerii handlowej. Wszystkie podstępki,próby, fortele kończyły się fiaskiem. Zuta była innym synonimem nowoczesności. Pewnego dnia, kiedy został sam w domu w akcie desperacji przeszukał jej pokój. W szafie jej panował nowoczesny bałagan, wszystko było zwinęte w kłębek : skarpetki z sukienkami, majtki z bluzkami, spodnie z czapkami a podkoszulki z getrami. Na biórku walały się stosy magazynów dla nastoletnich dziewczyn a pod biórkiem znajdowało się pudełko ze szczotkami,spinkami, gumkami i rzeczami o niewiadomej przydatności. W pewnym momencie Józio dostrzegł w rogu łózka telefon Zuty. Chwycił go w mgnieniu oka oraz zaczął przeczesywać skrzynkę odbiorczą. Znajdowały się tam wiadomości różnej długości. Jedne były krótkie i zwięzłe a inne tak dlugie że Józiowi nie chciało się czytać. Najważniejsi byli ich autorzy. Wypisywali do niej wszyscy : studenci, uczniowie podstawówki, adwokaci, trenerzy, politycy i aktorzy. Sens tych wszystkich wiadomości po przetłumaczeniu był taki sam: