Ułóż kartkę z pamiętnika z życia Ani.Musi zajmować chociaż pół strony A5.Proszę pilne.
Demetri
Kochany pamietniczku !!! 21.04.10 r. Miałam okropny dzień.Najpierw spóźniłam się do szkoły.Oczywiście na lekcję z panem Witoldem. A pan Witold jak zwykle zresztą robi ze spóźnialskimi wywołał mnie do tablicy.Kiedy rozpoczął przepytywanie (uwierz mi), pytał z tak trudnych rzeczy że ani słowa nie rozumiałam. Speszona zaczęłam opowiadać głupoty o Koniu Trojańskim.Później pomyślałam, że może skłąmię ze nie miałam czasu na naukę. Ale przecież każdy (tym bardziej pan Witold) wie,że ćwiczyłam taniec zamiast się uczyć.Nauczyciel nakrzyczał na mnie na oczach całej klasy i odprawił mnie do ławki.Na przerwie siadłam w kącie żeby się trochę pouczyć francuskiego. Po chwili tak zagłębiłąm się wnauce że nie zauwarzyłam jak Kasia idzie w moim kierunku z sokiem pożeczkowym(Kasia to moja najlepsza przyjaciółka).Gdybym ją zuważyął powiedziałabym jej że się uczę i nie mam czasu (ale było na odwrót).Podniosłam głowę dopiero wtedy gdy dziewczyna stanęła przedemną.Spytałam ją czego chce. A ona powiedziała że ma dla mnie soczek pożeczkowy. Nie zdążyłam odprawić jej z kwitkiem bo jakiś dzieciak ją popchnął i cały sok wylądował na mnie i mojej książce.Drobna dziewczyna Zosia, na którj głowę kapnęłą zaledwie kropelka soku pobiegła poskarżyć się pani.Pni Sylwia uznała ze to byłą nasza wina i kazała nam po lekcji pomóc pani sprzątaczce w czyszczeniu klas.Pozostałe lekcje minęły dość szybko.Gdy zadzwoniła dzwonek oznaczający koniec lekcji nie cieszyłyśmy się zbytnio.Zrezygnowane ruszyłyśmy w kierunku pokoju pań sprzątaczek.tak zwana"Pomoc" trwałą aż 2 godziny.A wdodatku polegała na tym że sprzątaczka odpoczywa a my czyścimy szkołę. Po powrocie do domu było jeszcze gorzej bo tata krzyczał na mnie bo miałam całą zalaną sokim książkę a mama denerwowała się o moje nowe zielone spodniei z których nie spierze się sok pożeczkowy.Mam dość kładę się spać ! buziaki, Ania
Miałam okropny dzień.Najpierw spóźniłam się do szkoły.Oczywiście na lekcję z panem Witoldem. A pan Witold jak zwykle zresztą robi ze spóźnialskimi wywołał mnie do tablicy.Kiedy rozpoczął przepytywanie (uwierz mi), pytał z tak trudnych rzeczy że ani słowa nie rozumiałam. Speszona zaczęłam opowiadać głupoty o Koniu Trojańskim.Później pomyślałam, że może skłąmię ze nie miałam czasu na naukę. Ale przecież każdy (tym bardziej pan Witold) wie,że ćwiczyłam taniec zamiast się uczyć.Nauczyciel nakrzyczał na mnie na oczach całej klasy i odprawił mnie do ławki.Na przerwie siadłam w kącie żeby się trochę pouczyć francuskiego. Po chwili tak zagłębiłąm się wnauce że nie zauwarzyłam jak Kasia idzie w moim kierunku z sokiem pożeczkowym(Kasia to moja najlepsza przyjaciółka).Gdybym ją zuważyął powiedziałabym jej że się uczę i nie mam czasu (ale było na odwrót).Podniosłam głowę dopiero wtedy gdy dziewczyna stanęła przedemną.Spytałam ją czego chce. A ona powiedziała że ma dla mnie soczek pożeczkowy. Nie zdążyłam odprawić jej z kwitkiem bo jakiś dzieciak ją popchnął i cały sok wylądował na mnie i mojej książce.Drobna dziewczyna Zosia, na którj głowę kapnęłą zaledwie kropelka soku pobiegła poskarżyć się pani.Pni Sylwia uznała ze to byłą nasza wina i kazała nam po lekcji pomóc pani sprzątaczce w czyszczeniu klas.Pozostałe lekcje minęły dość szybko.Gdy zadzwoniła dzwonek oznaczający koniec lekcji nie cieszyłyśmy się zbytnio.Zrezygnowane ruszyłyśmy w kierunku pokoju pań sprzątaczek.tak zwana"Pomoc" trwałą aż 2 godziny.A wdodatku polegała na tym że sprzątaczka odpoczywa a my czyścimy szkołę. Po powrocie do domu było jeszcze gorzej bo tata krzyczał na mnie bo miałam całą zalaną sokim książkę a mama denerwowała się o moje nowe zielone spodniei z których nie spierze się sok pożeczkowy.Mam dość kładę się spać !
buziaki,
Ania