To nie powinno się zdarzyć Fragment - "Reniston: , powiadasz ? - Kręciłem się niespokojnie.- Chyba trochę zbyt wspaniały.Tristan raczej leżał niż siedział w swoim ulubionym fotelu i przyglądał mi się przez chmurę dymu z papierosa. - Oczywiście , że wspaniały.To najbardziej luksusowy lokal w okolicy , ale dla twego celu jedyny.Przecież to dzisiaj twoja wielka szansa , prawda ? Chcesz zrobić wrażenie na dziewczynie.Zadzwoń do niej i powiedz , że chcesz zabrać ją do "Reniston".Jedzenie tam znakomite i w każdą sobotę wieczorem dansing , a dzisiaj sobota. - Usiadł nagle i oczy my się rozszerzyły.-Wyobraź sobie tylko , Jim:Beny Thornton cichutko gra na puzonie , a ty mając jeszcze w ustach smak sałatki z homora , płyniesz po parkiecie z przytuloną do siebie Helen. Szkopuł w tym , że będzie cię to kosztowało kupę pieniędzy , ale jeśli jesteś przygotowany , żeby wydać dwutygodniowy zarobek , przeżyjesz niezapomniany wieczór.Prawie nie słyszałem ostatniej partii jego wynurzeń , gdyż olśniła mnie wizja tulącej się do mnie Helen. Obraz ten przyćmił całkiem sprawy tak przyziemne jak pieniądze , stałem z ustami na wpół otwartymi , nasłuchując puzonu , słyszałem go wyraźnie .Tristan przerwał moje zamyślenie. – Jedno tylko , czy masz smoking ? Bez tego ani rusz. – Moja garderoba wizytowa niezbyt dobrze się przedstawia. Kiedy wybierałem się na przyjęcie do pani Pumphrey (czyt. Pamfrej) , wypożyczyłem sobie ubranie wizytowe w Brawton ( czyt.broutyn ) , ale dziś nie mam na to czasu. - Urwałem i chwilę się zastanowiłem . –Mam tu pierwszy i jedyny smoking , ale dostałem go , kiedy miałem siedemnaście lat , i nie wiem , czy uda mi się w niego wbić. Na Tristanie nie zrobiło to wrażenia. Zaciągnął się swoim woodbine’em (czyt.Łudbajnem) aż do samego dna płuc i wypuścił dym długą serią małych smużek i kółeczek , po czym oświadczył : - To nie ma znaczenia Jim .jeżeli jesteś odpowiednio ubrany , to cię wpuszczą ,a taki przystojny chłopak jak ty nie musi martwić się o krój ubrania. Poszedłem na górę i z głębin kufra wyciągnąłem smoking.Budziłem w nim sensację na potańcówkach w college’u i chociaż stał się pod koniec studiów mocno ciasny , nadal był prawdziwym strojem wieczorowym i jako taki zasługiwał na respekt.Ale dziś wyglądał raczej smętnie. Moda się zmieniła , noszono wygodne luźniejsze marynarki i miękkie , niekrochmalone koszule .Mój niemodny smoking miał idiotyczną kamizelkę z klapami , a koszula była ze sztywnym , lśniącym gorsetem i wysokim kołnierzykiem .Kłopoty się zaczęły , kiedy byłem już ubrany . Ciężka praca , górskie powietrze i dobre odżywianie pani Hall sprawiły , że utyłem , i marynarka nie dopinała mi się na brzuchu. .Chyba też urosłem , ponieważ była spora przerwa między końcem kamizelki a górą spodni , opiętych wyżej , ale o komicznie workowatych nogawkach . Entuzjazm Tristana rozwiał się , kiedy przed nim przedefilowałem. Postanowił wezwać panią Hall , żeby zasiegnąć jej rady . Była to kobieta zrównoważona i znosiła wariackie życie w Skeldale House (czyt. Skeldeil haus) ze stoickim spokojem ,ale kiedy weszła do pokoju i spojrzała na mnie , mięśnie jej twarzy wykrzywił spazm śmiechu.Wreszcie jednak pokonała słabość i jak zawsze była bardzo rzeczowa. – Mały klin z tyłu spodni sprawi cuda , panie Herriot , i myślę , że trzeba wszyć trochę jedwabnej tasiemki z przodu marynarki , będzie się w tedy dobrze trzymać. Oczywiście zostanie ciasna , ale nie będzie to panu przeszkadzać. A w ogóle całe ubranie wyprasuję – od razu będzie inny efekt.Nigdy nie poświęcałem specjalnie Wielę czasu swemu wyglądowi , ale tego wieczoru energicznie zabrałem się do siebie , szorując się , namaszczając i próbując zrobić przedziałek w różnych miejscach , aż wreszcie znalazłem to właściwie.Tristan objął rolę garderobianego i z wielką pieczołowitością przyniósł na górę smoking , jeszcze ciepły od żelazka pani Hall. Potem , jak zawodowy kamerdyner , asystował przy każdym etapie mego ubierania się .Wysoki , sztywny kołnierzyk sprawił mu najwięcej kłopotu , gdyż zapinając go uszczypnął mnie spinką w szyję. Skwitował to zduszonym przekleństwem. Kiedy się wreszcie ubrałem , Tristan obszedł mnie kilka razy wokoło , obciągając i wygładzając marynarkę , robiąc tu i ówdzie drobne poprawki. Wreszcie przestał krążyć i przyjrzał mi się uważnie . Jeszcze nigdy nie widziałem go tak poważnym.- Dobrze , Jim , dobrze , świetnie wyglądasz .Powiedziałbym : dystyngowanie .Nie każdy może nosić smoking , niejeden mężczyzna wygląda w nim jak sztukmistrz , ale nie ty. Poczekaj , zaraz przyniosę ci płaszcz. Umówiłem się , że podjadę po Helen o siódmej, i kiedy wysiadłem z samochodu w ciemności panującej przed jej domem , ogarnęło mnie dziwne zmieszanie .Dziś było całkiem inaczej.Przedtem bywałem tu jako weterynarz – ktoś , kto znał się na swoim fachu , kto był wzywany , kto przyjeżdżał żeby pomóc choremu zwierzęciu . Nigdy mi nie przyszło do głowy , jak ogromny wpływ miało to na moją pozycję. Teraz było całkiem inaczej. Przyjechałem po córkę właściciela farmy. Po prostu mógł on sobie tego nie życzyć.Stojąc przed domem , wciągnąłem głęboko powietrze .Wieczór był bardzo ciemny i spokojny . Żaden szelest nie dolatywał od wielkich drzew rosnących w pobliżu i tylko daleki szum Darrow ( czyt.darou) mącił ciszę.Ostatnie ulewne deszcze przemieniły leniwie wijącą się strugę w potężną rzekę , która miejscami wystąpiła z brzegów i zalała pobliskie pastwiska.Do obszernej kuchni wprowadził mnie młodszy brat Helen , który pięścią zasłaniał sobie usta , żeby nie wybuchnąć śmiechem.Najwidoczniej uważał sytuację za komiczną. Jego mała siostrzyczka , która siedziała przy stole i odrabiała lekcje , udawała że jest zajęta wyłącznie pisaniem , ale ona również była rozbawiona , choć uporczywie wpatrywała się w swój zeszyt. Pan Alderson , w niezasznurowanych z boku roboczych spodniach i z nogami w skarpetkach wyciągniętymi w stronę płonącego stosu polan , czytał „Farmera i Hodowcę „ .Spojrzał na mnie zza okularów.- Wejdź ,młody człowieku , i usiądź przy ogniu – powiedział z roztargnieniem .Miałem nieprzyjemne uczucie , że po jego najstarszą córkę często przyjeżdżali młodzi ludzie , co uważał najwyraźniej za dopust boży. Usiadłem z drugiej strony kominka , a pan Alderson wrócił do przerwanej lektury „ Farmera i Hodowcy „ . Powolne tykanie zegara , wieszącego na ścianie , głośno rozlegało się w ciszy . Wpatrywałem się w szkarłatne otchłanie ognia , aż rozbolały mnie oczy , i w tedy spojrzałem na duży olejny obraz w złoconej ramie wiszący nad kominkiem . Przedstawiał stado włochatych krów stojących po kolana w jeziorze o niezwykle jasnobłękitnej wodzie,a za nimi piętrzyły się groźne , nierealne góry z poszarpanymi szczytami , które otulała żółta jak siarka mgła. Potem , kolejno , obejrzałem uważnie bekony i szynki wiszące na hakach u sufitu .Pan Alderson przewrócił stronę pisma. Zegar tykał .od strony stołu dolatywały chichoty dzieci. Minęła cała wieczność , nim usłyszałem kroki na schodach i wreszcie weszła Helen w błękitnej sukience – czymś takim bez ramiączek , co trzymało się chyba dzięki jakiejś czarodziejskiej sztuczce. Jej ciemne włosy lśniły w blasku ciśnieniowej lampy , która oświetlając kuchnię , rzucała miękkie cienie na kark i ramiona Helen. Przez rękę miała przerzucony płaszcz z wielbłądziej sierści. Oniemiałem z wrażenia. Była jak cenny klejnot w prymitywnej oprawie kamiennych płyt i bielonych ścian. Uśmiechnęła się do mnie łagodnie , po swojemu. – Witam , mam nadzieję, że nie czekał pan na mnie zbyt długo ?Wybąkałem coś w odpowiedzi i pomogłem jej włożyć płaszcz .Podeszła i pocałowała ojca , który nawet na nią nie spojrzał , tylko machnął ręką . Od stołu doleciała następna porcja chichotów .Wyszliśmy .W samochodzie czułem się bardzo skrępowany i przez pierwsze dwie , trzy mile robiłem uwagi na temat pogody , żeby tylko podtrzymać rozmowę .Zacząłem czuć się swobodniej , gdyż z małego garbatego mostku zjechaliśmy ostro w dół.Ale w tedy nieoczekiwanie samochód stanął . Motor zakrztusił się i oto unieruchomieni siedzieliśmy w ciszy . I jeszcze coś –poczułem , że marzną mi nogi ! – O boże !- zawołałem .0 Wjechaliśmy na zalany odcinek drogi .Woda przedostała się do środka – Spojrzałem na Helen .- Strasznie mi przykro , pani z pewnością przemoczyła nogi . Lecz Helen śmiała się .Stopy miała na fotelu , a kolana wysoko pod brodą . – Tak , jestem trochę mokra , ale nie ma sensu tak bezczynnie siedzieć. Trzeba chyba wypchnąć wóz. Perspektywa brodzenia w czarnej , lodowatej wodzie napełniła mnie odrazą , ale nie widziałem innej możliwości. Na szczęście był to niewielki morris i wkrótce wspólnymi siłami udało nam się wypchnąć go poza rozlewisko. Potem w świetle latarki elektrycznej osuszyłem świece i motor znowu zapalił .Helen drżała – Muszę wrócić do domu , zmienić pończochy i pantofle.Panu też się to przyda .Jest jeszcze inna droga przez Fensley , niech pan skręci w pierwszą w lewo. Na farmie pan Alderson nadal czytał „ Farmera i Hodowcę „ i trzymając palec na tabeli podającej ceny Świń , rzucił nam spoza okularów roztargnione spojrzenie. Na wieść , że musi mi pożyczyć swoje buty i skarpetki , przyjrzał nam się z desperacją , cisnął gazetę na ziemię i jęknąwszy , wstał z fotela. Człapiąc , wyszedł z kuchni i słyszałem , jak coś mruczy pod nosem.Helen poszła za ojcem , a ja zostałem z dwojgiem jej rodzeństwa .Obejrzeli moje przemoczone spodnie z niekłamaną uciechą. Wodę jakoś wyżąłem , ale ostateczny wynik był opłakany. Ostre jak nóż kanty pani Hall sięgały tylko do kolan , poniżej – wygnieciony materiał stracił wszelki kształt , a kiedy stałem przy ogniu , żeby podsuszyć nogawki , unosił się wokół mnie białawy opar. Dzieci wpatrywały się we mnie zachwycone , co za wieczór! Wreszcie pan Alderson wrócił i wręczył mi jakieś buty i skarpetki. Szybko wciągnąłem skarpetki m ale zawahałem się , kiedy spojrzałem uważniej na buty . Były to czółenka do tańca , noszone na początku naszego stulecie , popękany lakier nosków szerokie , czarne , jedwabne kokardy .Otworzyłem usta , żeby zaprotestować , ale pan Alderson rozsiadł się wygodnie w fotelu i znowu pogrążył się w studiowaniu cen na świnie . Odniosłem wrażenie , że gdybym poprosił o parę innych butów , pan Alderson rzuciłby się na mnie z pogrzebaczem . Wobec tego włożyłem lakierki.Żeby ominąć powódź , musieliśmy jechać okrężną drogą , ale że dobrze przyciskałem pedał gazu , w ciągu pół godziny zostawiliśmy za sobą strome zbocza i zjeżdżaliśmy w kierunku równiny . Zacząłem nabierać otuchy.Mieliśmy całkiem przyzwoite tempo i nasz samochodzik , podskakując i klekocząc , spisywał się na piątkę. Właśnie pomyślałem , że nie spóźnimy się znowu tak bardzo , kiedy kierownica zaczęła wyraźnie ściągnąć w jedną stronę.Często łapałem gumy i od razu rozpoznałem objawy. Byłem znakomitym specem od zmieniania kół i przeprosiwszy Helen , wyskoczyłem jak błyskawica. W ciągu trzech minut operowania zardzewiałym podnośnikiem i kluczem nasadowym koło zostało zdjęte.Powierzchnia uszkodzonej opony była gładka , w wyjątkiem jaśniejszych , przetartych miejsc, gdzie przezierało płótno.Pracując jak szatan , nałożyłem zapasowe koło i z drżeniem serca przekonałem się , że jest w takim samym stanie , jak tamto. Postanowiłem nie myśleć , co zrobię , jeśli tam opona zawiedzie. Za dnia „ Reniston „ – hotel i restauracja – dominował nad miastem Brawton , jak wielka średniowieczna forteca , a barwne flagi trzepotały wyzywająco z jego czterech wieżyczek .Dzisiaj jednak przypominał skałę z rozjarzoną pieczarą wejścia , przed którą z wytwornych bentleyów wysiadli równie wytworni pasażerowie.Nie zatrzymałem się przed głównym wejściem , lecz stanąłem skromnie na tyłach parkingu. Imponujący portier otworzył nam drzwi i bezgłośnie stąpając po grubym chodniku , weszliśmy do holu.Tutaj się rostaliśmy , żeby zdiąć płaszcze, w umywalni dla panów rozpaczliwie zacząłem szorować poplamione smarem ręce. Nie wiele to pomogło , gdyż podczas zmiany koła wbiła mi się pod paznokcie czarna obwódka , która stawiała stanowczy opór mydłu i wodzie . Ale przecież Helen czekała na mnie . Spojrzałem w lustro i ujrzałem ubranego w białą kurtkę służącego , który stał za mną z ręcznikiem . Najwidoczniej zafascynowany strojem wpatrywał się w moje , jak u pierrota , pantofle z kokardami i pogniecione u dołu spodnie. Kiedy mi podał ręcznik , uśmiechnął się szeroko jakby w podzięce , że mu nie co ubarwiłem jego szarą egzystencję . W holu spotkałem się z Helen i podeszliśmy do kontuaru.- O której zaczyna się dansing ? – Spytałem . – Bardzo mi przykro ,proszę pana , ale dziś nie ma dansingu-odparł recepcjonista . – Odbywa się co druga sobotę.Zaskoczony spojrzałem na Helen , która jednak w cale nie wyglądała na rozczarowaną . – Nic nie szkodzi. Nie zależy mi na dansingu – Powiedziała z uśmiechem , żeby mi dodac otuchy. – W każdym razie możemy zjeść kolację – stwierdziłem. Starałem się udawać wesołość , ale czułem , jak mała czarna chmura formuje się nad moją głową. Czy dzisiaj wieczorem coś wreszcie ułoży się pomyślnie ? Przygnębiony rusyzłem po puszystym dywanie i nawet widok Sali restauracyjnej nie poprawił mego nastroju. Była wielka jak boisko futbolowe , a Zdobiony sztukaterią sufit podtrzymywały wysokie , marmurowe kolumny . „ Reniston „ Zosytął zbudowany w późnym okresie wiktoriańskim i całe nadmierne bogactwo oraz ornamentykę owej epoki zachowano tu bez zmian. Większość stolików była zajęta przez stałych gości , a więc okoliczną arystokrację i przemysłowców z West Riding .W życiu nie widziałem pod jednym dachem tylu pięknych kobiet i dumnie wglądających mężczyzn i z przerażeniem stwierdziłem że chociaż mężczyźni ubrani byli bardzo róźnie , począwszy od ciemnych garniturów a na kosmatych tweedach skończywszy , nie zauważyłem ani jednego smokingu. Przed nami pojawił się majestatyczny osobnik w białej muszcze i w fraku .Z grzywą białych włosów spadających na wyniosłe czoło , z imponującą klata piersiową , orlim nosem i władczym wzrokiem , przypominał rzymskiego cesarza .Omiótł mnie fachowym spojrzeniem i spytał obojętnie : - Pan życzy stolik , sir ?- Tak , bardzo proszę . – Wymamrotałem , w ostatniej chwili postrzymując się , żeby z kolei też nie powiedzieć „sir „ – stolik na 2 osoby .- Czy pan tu pozostaje , sir ? Pytanie zdumiało mnie . jak mogłem zjeść tu kolacje , nie „ pozostając „ – Tak , pozostaję . Cesarz zanotował coś na bloczku – Tędy proszę , sir . Z wielką godnością ruszył pomiędzy stolikami a ja wraz z Helen pokornie za nim. Długa to byłą droga, starałem się nie widzieć głów które się obracały żeby mnie raz jeszcze obejrzeć . O Boże , to ten klin pani Hall , z pewnością wszyscy go widzą . Wprost palił mnie poniżej pleców , kiedy tam szliśmy .Stolik był dobrze usytuowany i zaraz rzuciła się na nas chmara kelnerów , wysuwając krzesła , sadowiąc nas na nich , strzepując serwetki i układając je nam troskliwie na kolanach . Kiedy zniknęli , cesarz znowu obiął władanie . Stuknął piórem w bloczek – czy mogę prosić o numer pańskiego pokoju , sir ?Z trudem przełknąłem ślinę i sponad niebezpiecznie sterczącego gorsu koszuli spojrzałem na niego z determinacją . – Numer pokoju ?Przecież ja nie mieszkam w hotelu . – Ah , a więc pan tu nie pozostaje . – Mierzył mnie przez chwilę lodowatym spojrzeniem za nim przekreślił cos na bloczku z nadmierną gwałtownością. Szepnął kilka słów do jednego z kelnerów i odszedł majestatycznie . Dopiero w tedy uświadomiłem sobie ogrom klęski .Czarna chmura nad moją głową rozpostarła się i zstąpiła , otulając mnie gęsta mgłą rozpaczy i upokorzenia.Cały ten wieczór był fatalny . I zapowiadało się , że przybierze jeszcze gorzy obrót. Chyba zwariowałem , decydując się wyrać do tego zbytkownego lokalu , ubrany jak marny komendiant . A na domiar złego było mi piekielnie gorąco w tym strasznym smokingu i spinka boleśnie wypijała mi się w kark. Wziołem od kelenra kartę i starałem się trzymać palce schowane do środka , żeby ukryć brudne paznokcie . Wszystkie nazwy były francuskie i w stanie odrętwienia , w jakim się znajdowałem słowa zatraciły właściwie wszelkie znaczenie , ale jakoś udało mi się coś zamówić i kiedy jedliśmy , rozpaczliwie starałem się podtrzymywac rozmowę.Niestety zaczęły się rozciągać miedzy nami dlugie pustynie milczenia , zdawać się mogło , że tylko ja i Helen nic nie mówimy wśród otaczającego nas śmiechu i gwaru. A najgorszy był ten cichy głos który mi uporczywie szeptał że Hele nie miała zamiaru wybrać się ze mną. Zrobiła to powodowana grzecznością i starała się przebrnąć przez ten nudny wieczór najlepiej , jak umiała . Podróż powrotna stanowiła uwieńczenie całości. Jechaliśmy w patrzeni w światło reflektorów , ukazujące krętą drogę pnocą się stale w górę . Wymienialiśmy od czasu do czasu kulawe uwagi , a potem znowu zapadała pełna napięcia cisza. Kiedy wreszcie dojechaliśmy do farmy okropnie rozbolała mnie głowa uścisnęliśmy sobie dłonie i Helen podziękowała mi za miły wieczór. Głos jej drżał i w świetle księżyca spostrzegłem że jest roztargniona jakby nie obecna duchem .Powiedziałem jeszcze raz dobranoc wsiadłem do samochodu i odjechałem .
Napisz list w imieniu Jima do Helen i przeproś za nine udaną randke.
" Life is not a problem to be solved but a reality to be experienced! "
© Copyright 2013 - 2024 KUDO.TIPS - All rights reserved.
Przyjmij ode mnie najszczersze przeprosiny za wczorajszy wieczór.
Nie wiem zupełnie co ja sobie myślałem. Naraziłem Cię na dyskomfort i zażenowanie. Zamiast zadbać o każdy szczegół, przygotować i sprawdzić wszystko przed czasem, naraziłem Cię na trudy fatalnej podróży i brak rozrywki. Moje niefrasobliwe zachowanie zepsuło cały wieczór.
Helen, jest mi ogromnie przykro i proszę Cię o wybaczenie. Tak bardzo chciałem spędzić czas w Twoim towarzystwie, że o niczym innym nie myśląc popsułem cały wieczór.
Pozwól mi mieć nadzieję, że dasz mi jeszcze szansę i pozwolisz się kiedyś gdzieś zaprosić.
Pogrążony w smutku
Jim