John Coogan zwany Kraksą uwielbia grać w futbol, być zawsze pierwszy, nosić markowe adidasy i dokuczać słabszym. Łatwym celem ataków Johna był zawsze Penn, pełen sympatii dla całego świata słabeusz, wegetarianin i pacyfista. Okazuje się jednak, że przyjaźń pomiędzy nimi wcale nie jest niemożliwa. Kolejna po Gwieździe wydana w Polsce powieść Jerry'ego Spinelli, laureata Newberry Medal, uznanego i poczytnego pisarza amerykańskiego, autora kilkudziesięciu książek dla dzieci. John Coogan zwany Kraksą uwielbia grać w futbol, być zawsze pierwszy, nosić markowe adidasy i dokuczać słabszym. Łatwym celem ataków Johna był zawsze Penn, pełen sympatii dla całego świata słabeusz, wegetarianin i pacyfista.
rozdział 6 i 7 ( ogółem)
Pochyliłem się, otworzyłem usta i pozwoliłem pogryzionemu kotletowi owsianemu spaść do kosza. Ojciec wyniósł kosz. Na moim talerzu pozostały oblane syropem pataty, fasolka szparagowa oraz coś, czego nie rozpoznawałem: małe, brązowe grudki.
Ilustracja
Na początku myślałem, że to są hamburgery. Tylko kolor się nie zgadzał. Kotlety rybne? Ugryzłem i to był wielki błąd. Rodzice patrzyli na mnie. Odezwała się matka: - Penn, nie powiedziałeś swojemu koledze? Webb wpatrywał się w matkę. Oczy wychodziły mu z orbit i miał coraz bardziej zmartwioną minę. - Ojejku... Chyba zapomniałem. - Zapomniałeś o czym? - zapytałem. - Chyba nie całkiem zapomniałeś, prawda, synu? - odezwał się ojciec. Webb wyglądał na zawstydzonego: - Chyba nie. A ja chyba zaczynałem być trochę zmęczony tą mową-trawą. Zwróciłem się wprost do Webba: - O czym ja się powinienem dowiedzieć? Webb przeniósł wzrok na mnie. - Miałem ci powiedzieć, że jesteśmy wegetarianami. Nigdy wcześniej nie słyszałem tego słowa. - A co to znaczy? - zapytałem. Zaczynałem się zastanawiać, czy ci ludzie nie są przypadkiem zmutowanymi pomidorami ninja albo czymś w tym rodzaju. - Nie jemy mięsa - powiedział Webb. - A ty mu o tym nie wspomniałeś - mówił ojciec - bo bałeś się, że jak się dowie, to może nie będzie chciał przyjść na obiad. Webb pokiwał głową na tak i wsadził nos w talerz. Wciąż nie byłem pewien, czy dobrze go usłyszałem. - To znaczy, że nie jecie hot dogów? Wszyscy troje odpowiedzieli: - Nie jemy. - Hamburgerów? - Nie jemy. - Kurczaków? Indyka? Kotletów? - Nie jemy.
Ojciec oparł łokcie na stole, złożył dłonie i uśmiechnął się do mnie.
REKLAMA
- Kraksa, nam się po prostu zdaje, że zwierzęta są boskimi stworzeniami i my nie powinniśmy... hm... nie powinniśmy ich zjadać.
Ciągle miałem w ustach pierwszy kawałek tego, co było na talerzu. Doszedłem do wniosku, że cokolwiek to było, nie zostało stworzone przez Boga. Pokazałem palcem na talerz.
- Czyli co to jest? - Kotlet owsiany - zaszczebiotała radośnie matka. - Patrz - powiedział Webb i polał to syropem do naleśników. - Są pyszne z syropem. Ojciec starał się powstrzymać od śmiechu. - Pomogę temu chłopcu wybrnąć z kłopotów. - Wstał od stołu i wrócił za chwilę z koszem na śmieci. - Wrzuć to tutaj, Kraksa.
Pochyliłem się, otworzyłem usta i pozwoliłem pogryzionemu kotletowi owsianemu spaść do kosza. Ojciec wyniósł kosz. Na moim talerzu pozostały oblane syropem pataty, fasolka szparagowa oraz coś, czego nie rozpoznawałem: małe, brązowe grudki. Pani Webb zauważyła, że im się przyglądam.
troche kopia bo pozapominałam
John Coogan zwany Kraksą uwielbia grać w futbol, być zawsze pierwszy, nosić markowe adidasy i dokuczać słabszym. Łatwym celem ataków Johna był zawsze Penn, pełen sympatii dla całego świata słabeusz, wegetarianin i pacyfista. Okazuje się jednak, że przyjaźń pomiędzy nimi wcale nie jest niemożliwa. Kolejna po Gwieździe wydana w Polsce powieść Jerry'ego Spinelli, laureata Newberry Medal, uznanego i poczytnego pisarza amerykańskiego, autora kilkudziesięciu książek dla dzieci. John Coogan zwany Kraksą uwielbia grać w futbol, być zawsze pierwszy, nosić markowe adidasy i dokuczać słabszym. Łatwym celem ataków Johna był zawsze Penn, pełen sympatii dla całego świata słabeusz, wegetarianin i pacyfista.
rozdział 6 i 7 ( ogółem)
Pochyliłem się, otworzyłem usta i pozwoliłem pogryzionemu kotletowi owsianemu spaść do kosza. Ojciec wyniósł kosz. Na moim talerzu pozostały oblane syropem pataty, fasolka szparagowa oraz coś, czego nie rozpoznawałem: małe, brązowe grudki.
IlustracjaNa początku myślałem, że to są hamburgery. Tylko kolor się nie zgadzał. Kotlety rybne? Ugryzłem i to był wielki błąd.
Rodzice patrzyli na mnie. Odezwała się matka:
- Penn, nie powiedziałeś swojemu koledze?
Webb wpatrywał się w matkę. Oczy wychodziły mu z orbit i miał coraz bardziej zmartwioną minę.
- Ojejku... Chyba zapomniałem.
- Zapomniałeś o czym? - zapytałem.
- Chyba nie całkiem zapomniałeś, prawda, synu? - odezwał się ojciec.
Webb wyglądał na zawstydzonego:
- Chyba nie.
A ja chyba zaczynałem być trochę zmęczony tą mową-trawą. Zwróciłem się wprost do Webba:
- O czym ja się powinienem dowiedzieć?
Webb przeniósł wzrok na mnie.
- Miałem ci powiedzieć, że jesteśmy wegetarianami.
Nigdy wcześniej nie słyszałem tego słowa.
- A co to znaczy? - zapytałem. Zaczynałem się zastanawiać, czy ci ludzie nie są przypadkiem zmutowanymi pomidorami ninja albo czymś w tym rodzaju.
- Nie jemy mięsa - powiedział Webb.
- A ty mu o tym nie wspomniałeś - mówił ojciec - bo bałeś się, że jak się dowie, to może nie będzie chciał przyjść na obiad.
Webb pokiwał głową na tak i wsadził nos w talerz.
Wciąż nie byłem pewien, czy dobrze go usłyszałem.
- To znaczy, że nie jecie hot dogów?
Wszyscy troje odpowiedzieli:
- Nie jemy.
- Hamburgerów?
- Nie jemy.
- Kurczaków? Indyka? Kotletów?
- Nie jemy.
Ojciec oparł łokcie na stole, złożył dłonie i uśmiechnął się do mnie.
REKLAMA- Kraksa, nam się po prostu zdaje, że zwierzęta są boskimi stworzeniami i my nie powinniśmy... hm... nie powinniśmy ich zjadać.
Ciągle miałem w ustach pierwszy kawałek tego, co było na talerzu. Doszedłem do wniosku, że cokolwiek to było, nie zostało stworzone przez Boga. Pokazałem palcem na talerz.
- Czyli co to jest?
- Kotlet owsiany - zaszczebiotała radośnie matka.
- Patrz - powiedział Webb i polał to syropem do naleśników. - Są pyszne z syropem.
Ojciec starał się powstrzymać od śmiechu.
- Pomogę temu chłopcu wybrnąć z kłopotów. - Wstał od stołu i wrócił za chwilę z koszem na śmieci. - Wrzuć to tutaj, Kraksa.
Pochyliłem się, otworzyłem usta i pozwoliłem pogryzionemu kotletowi owsianemu spaść do kosza. Ojciec wyniósł kosz.
Na moim talerzu pozostały oblane syropem pataty, fasolka szparagowa oraz coś, czego nie rozpoznawałem: małe, brązowe grudki. Pani Webb zauważyła, że im się przyglądam.