„Na spustoszonym grodzie Chwostkowym zwołano wielki wiec kmieci o następnego miesiąca pełni”. Zapraszano również Piasta, ale wymówił się: „...jam ubogi człek i przodować nie chcę, bo się na siłach nie czuję”.
Na wiecu po raz kolejny kmiecie nic nie uchwali. Chcieli nawet losy rzucać, ale i temu rozwiązaniu się sprzeciwiono.
Przez kilka następnych dni Dobek, Doman i inni kmiecie prosili i namawiali Piasta, żeby wziął udział w wiecu. Mimo że był ubogi i skromny, wszyscy go szanowali, uważano go za człowieka mądrego i rozważnego, polegano na jego zdaniu. On stale odmawiał tłumacząc, że skoro zgody nie ma, to on jeden sam nic nie poradzi. „Wiec (...) rozszedł się z niczym lub gorzej jeszcze, bo ci, co nań przybyli druhami, popowracali wrogami, w sercu z żalem i z nienawiścią.”
Przed żniwami zwołano kolejny wiec. Przybył na niego Wizun z Lednicy i przyniósł kmieciom słowa wyroczni: „Wybierzcie pokornego!”, „Wybierzcie małego!”, „Wybierajcie ubogiego!”. Lecz tym razem obrady przerwała pewna już wiadomość przyniesiona przez posłańca, że synowie Popiela „z Pomorcami i Kaszubami a Niemcy” idą na kmieci i że przeszli już puszczę na granicy. Przywództwo nad przygotowaniami do obrony i nad wojskiem objął Dobek, a wobec powagi sytuacji nikt się temu nie sprzeciwił. Zaraz zorganizował ludzi w drużyny, a najsprytniejszych wysłał na zwiady.
Rozdział 2
Zwiadowcy wrócili z wieścią, że Niemcy są tak blisko, iż można ich podpatrzeć i podsłuchać, co też kmiecie uczynili, ale nie byli w stanie obliczyć sił przeciwnika. Z pewnością najeźdźców było wielu i mieli znacznie lepsze uzbrojenie niż Polanie. Tam, gdzie przeszli „zostawała po nich pustynia i zgliszcza”: kobiety i młodzieńców zabierali w niewolę, kmieciów wieszali, palili zagrody, brali łupy.
Dobek - w obawie, że w otwartym polu nie wytrzymają przewagi wrogów - postanowił napaść na wroga nocą, kiedy zmęczeni marszem, syci i pijani nie będą się spodziewali ataku. Plan był dobry i powiódł się w zupełności. Z pogromu uratowała się zaledwie garstka starszyzny z Leszkiem i Pepełkiem (synami Popiela) na czele. Wielka radość zapanowała w obozie Polan. Zdobyli wiele cennej broni i inne łupy, pobrali jeńców. Wśród nich znalazł się też Hengo - handlarz i szpieg. Ludek - syn Wisza - rozpoznał go, ale nie pozwolił, by Niemca powieszono. Zabrał go do swojej zagrody jako niewolnika.
Dwa dni Polanie ucztowali i świętowali a trzeciego postanowili udać się za wojskiem niemieckim choćby i za granicę; wyrzucić ich z kraju raz na zawsze. Tak więc główne siły pociągnęły pod dowództwem Dobka na zachód, a Ludek odprowadzał jeńców w głąb kraju i rozdzielał po zagrodach, gdzie mieli pracować.
Znaczniejszych kmieci (Myszków i innych) zaniepokoiło zwycięstwo Dobka. Obawiali się, że teraz sięgnie po władzę, a to im było nie w smak. Coraz częściej wspominali słowa wyroczni, aby wybrać „pokornego, małego i ubogiego”; takiego, który wdzięczny będzie za wyniesienie do godności kneziowskiej. Coraz liczniejsi kierowali wzrok na Piasta.
Rozdział 3
Huczne były zaślubiny Domana z Milą. Stary Mirsz przygotował wystawną ucztę, a pan młody przywiózł bogate podarki dla narzeczonej. Goście bawili się całą noc. O świcie uroczysty pochód państwa młodych i gości weselnych ruszył na uroczysko, pod święte dęby, gdzie ojciec pobłogosławił młodej parze; „wylano bogom ofiarę, odpędzono czary i uroki” i cały orszak ruszył z powrotem do domu. Teraz Mili obcięto warkocze, a założono czepek na głowę. Panna młoda trochę popłakała, bo tak wypadało, ale naprawdę była bardzo szczęśliwa. Zabawy i tańce trwały cały następny dzień i noc.
O świtaniu z krzykiem wpadła Jaruha - nawała Pomorców zmierzała wprost na weselną chatę. To Leszek i Pepełek, którym udało się wyjść cało z pogromu ciągnęli na czele obcego wojska na swój ojczysty kraj, by pomścić śmierć ojca i upomnieć się o prawa do tronu kneziowskiego. Zaskoczeni, nieprzygotowani weselnicy ani myśleli się bronić, ani ta obrona nie miała sensu - garstka przeciwko tłumowi uzbrojonych napastników. Jedynym wyjściem była ucieczka. Doman złapał żonę, przerzucił ją przed sobą przez koński grzbiet i puścił się galopem.
Najeźdźcy rozdzieli się; część mordowała i łupiła w - do niedawna weselnej - zagrodzie; część rzuciła się w pogoń za Domanem i Milą. Dogonili ich szybko: Domana poranili, Milę zabili oszczepem. Znęcano się potem, za zezwoleniem synów Popiela, nad rannym Domanem, a wieczorem poprowadzono go związanego na brzeg jeziora, do reszty jeńców. Kiedy zapadły ciemności, Doman zsunął się do jeziora i - mimo pęt na rękach - popłynął na wyspę.
Rozdział 4
Ledwie dopłynął. Wizun wszedł w wodę i wyciągnął na brzeg osłabłego Domana. Zaraz zajęli się nim serdecznie, ułożyli na łożu, opatrzyli rany, napoili ziołami aż zasnął twardym snem.
Również Jaruha dopłynęła na wyspę w starym czółnie, a chwilę później przybił do brzegu jeden z parobków, któremu udało się uniknąć rzezi. Przywiózł pewną wieść, że Pomorcy nie będą zdobywać Lednicy; cofnęli się w lasy.
Przez kilka dni Doman ciężko chorował, ale powoli wracał do zdrowia. Dziwa go unikała, bała się rozmowy, bała się zostać z nim sam na sam. Tymczasem on znowu poczuł się gorzej, a i stary Wizun rozchorował się tak, że Dziwa musiała teraz opatrywać dwóch chorych.
Wścibska jak zwykle Jaruha wszędzie wsadzała swoje trzy grosze. Korzystając z tego, że Doman sam leży w chacie, poszła do niego porozmawiać o Dziwie i przekonać go, że może dziewczynę i z chramu wziąć, byleby złożył odpowiedni okup. A potem poszła do Dziwy i pod pozorem pomocy przy wiązaniu ziół opowiedziała jej bajkę o królewnie, która się ukrywała przed królewiczem, dopóki nie zrozumiała, że jest jej przeznaczony.
Wtedy Dziwa po raz pierwszy pomyślała, że jej przeznaczeniem jest ślub z Domanem.
Rozdział 5
W kraju panował nieład i zamieszanie: Leszek i Pepełek raz po raz z Pomorcami i Kaszubami wpadali w granice, palili i niszczyli. Kmiecie ciągle się zwoływali na wiece, „radzili, swarzyli i z niczym precz jechali. Knezia sobie wybrać nie umieli.”
Pewnego dnia wieczorem, gdy kolejny wiec na Chwostkowym grodzisku kończył się na niczym, zjawiło się niespodziewanie dwóch mężczyzn. Byli to ci sami przybysze z dalekiej krainy, którzy gościli u Piasta na postrzyżynach jego syna. Wysłuchali, co im gromada ma do powiedzenia i poradzili, aby wybrali człowieka spośród siebie, małego i ubogiego. Podpowiedzieli, że Piast jest właśnie taki: ubogi, pokorny, mały. Jakby nagle wszystkim otwarły się oczy: „Piastun! - zawołali. - Piastun!”.
Część kmieci pojechała do chaty Piasta, gdzie zjawił się i Doman powracający z Lednicy. Całą noc trwały rozmowy, dyskusje i narady. Rankiem Piast zabrał kobiałkę i chciał cichcem wynieść się do lasu, ale podpatrzono jego manewr i niemal siłą zabrano na wiec. Tu jednogłośnie okrzyknięto Piasta kneziem. Ale on się tak przestraszył wyboru, że dopadł konia i - zanim się wyborcy zorientował - skoczył w las. Schował się tak dobrze, że sześć dni go szukali i pewnie by nie znaleźli, gdyby nie pomoc Jaruhy, która wskazała kmieciom kryjówkę Piasta. Już bez wielkich oporów dał się zaprowadzić na wiec, ale w dalszym ciągu wzdragał się przed przyjęciem władzy: rozumiał ją jako wielką odpowiedzialność i bał się - wiedział „co czyni w ubóstwie swoim”, ale nie wiedział jaki się stanie, gdy poczuje władzę i moc.
I znów nadeszło dwóch gości z dalekiej krainy. Pobłogosławili Piasta jako sprawiedliwego i uczciwego człowieka. Następnie młodszy z nich nałożył Piastowi na głowę kołpak kneziowski, uczyniwszy nad nim wcześniej znak krzyża. Teraz już nie było odwrotu. Piast objął władzę.
Przede wszystkim trzeba było szykować naród do wojny z Leszkiem i Pepełkiem, którzy coraz śmielej najeżdżali granice. Rozesłano zaraz wici po kraju zwołując wszystkich, aby stawili się u swoich wojewodów (dowódców większych oddziałów wojskowych). Wieczorem w chacie Piasta odbyła się uczta, przede wszystkim dzięki temu, że kmiecie dowiedziawszy się o wyborze, poznosili do jego zagrody co który miał do jedzenia i picia. Rozesławszy wici weselono się do rana.
A po kilku dniach nad jeziorem zebrało się prawie tysiąc młodzieży, którą szkolono wojskowo, szykując się do ostatecznej rozprawy z Niemcami.
Rozdział 6
Miłosz, stryj Popiela, zamknął się przed światem w swoim grodzie. Znalazł oślepionemu Leszkowi żonę - zaledwie piętnastoletnią Biełkę i żył nadzieją, że doczeka się wnuka. Dni płynęły cicho i spokojnie; jedynie straże na wałach zostały na wszelki wypadek podwojone.
Jednego z pierwszych dni po obiorze Piastuna do wrót grodu Miłosza zastukało dwóch nieoczekiwanych i niemile widzianych gości: Leszek i Pepełek, synowie Popiela. Przyszli zmusić stryja, by szedł z nimi i pomógł im odzyskać władzę. Straszna, bo długo tłumiona wściekłość zawrzała w sercu Miłosza: oto stali przed nim synowie mordercy i kata jego synów; młodzi i piękni, podczas gdy jedno jego dziecko już dawno spoczywało w mogile, a w drugim, ślepym, ledwo tliło się życie. Rozkazał obydwóch związać i wrzucić do lochu. Ale nie miał odwagi wydać rozkazu zamordowania młodzieńców: była to jego krew, krew Leszków i cały wzdragał się na myśl o popełnieniu zbrodni, jaką by była egzekucja młodych i zdanych na jego łaskę potomków rodziny.
Gdy Miłosz bił się z myślami, „do wrót się gwałtownie dobijać poczęto” i wołać o oddanie knezi. To przyboczna drużyna Leszków żądała uwolnienia swoich panów. Wkrótce nadciągnęła reszta wojska i rozpoczęło się oblężenie grodu. W nocy pojedynczy ludzie z wojska Leszków przekonali niektórych spośród czeladzi Miłosza, żeby go zdradzili i rano otwarła wrota. Miłosz był surowy, a życie na jego dworze „nędzne i nieznośne”, więc znalazła się grupka zdrajców. Rano wpuścili oblegających, którzy najpierw uwolnili Leszka i Pepełka, a potem na podwórzu rozpoczęła się rzeź: synowie Popiela nie mieli żadnych skrupułów, zabito starego Miłosza i jego żonę, ślepego Leszka, Biełkę przyprowadzono w ofierze zwycięzcom. Dwór został doszczętnie ograbiony.
Jednego tylko nie przewidzieli młodzi kneziowie: po tym uczynku reszta rodu Leszków, dotąd wspierająca w imię solidarności rodowej ich działania, teraz odwróciła się od nich. Zabrali swoich ludzi i odjechali do domów; Leszek i Pepełek zostali tylko z garstką Niemców, opuszczeni przez swoich.
Rozdział 7
Gdy wybierano się na wyprawę przeciwko Niemcom, Piast kazał zgromadzić niewolników wziętych w poprzedniej bitwie w grodzie nad Gopłem i otoczyć strażami, aby nie uciekli i nie donieśli wrogowi o sile i zamiarach Polan.
Wśród jeńców znalazł się Hengo, który dopóty prosił Piasta, żeby mu pozwolił zostać u siebie w chacie, tak długo przysięgał, że nie ucieknie, aż kneź się zgodził i zostawił Henga w zagrodzie. Sprytny Niemiec wszędzie się wciskał, słuchał co ludzie mówią, służył ochoczo radą i pomocą w ten sposób zjednując sobie zaufanie. Potrafił ostrzyć noże i miecze jak nikt; potrafił też oprawić na nowo złamane i utrzymać broń w czystości.
Dobek, przybywszy po rozkazy do Piasta, zorientował się w umiejętnościach Hengi i zaczął nalegać na knezia, by pozwolił mu zabrać Hengę do siebie, bo potrzebował kogoś, kto tak dobrze potrafi dbać o broń. Piast pozwolił i Dobek z Hengą odjechali.
Niemiec szybko wkradł się w łaski nowego pana, licząc na to, że swoim sprytem i wymową nakłoni go do zdrady. Nie wiedział, że Dobek przejrzał jego grę i specjalnie go zachęca do rozmów i opowiadań o niemieckich wspaniałościach, by tym łatwiej zorientować się w jego zamiarach. Kiedy Hengo już wprost zaczął nakłaniać do zdrady i ucieczki do Niemców, Dobek udał, że przychyla się do jego pomysłu. Po naradzie z Piastem postanowił jechać choćby po to, żeby zbadać siły i zamiary wroga.
Po kilkudniowej podróży przez lasy Dobek wraz z Hengą znaleźli się w obozie Leszków. Tu Dobek wysłuchał cierpliwie narzekania młodych kneziów na niewdzięczność narodu, a potem ich obietnic: jeżeli namówi do zdrady swoich krewnych i uderzy na tyły wojska polskiego podczas bitwy dostanie „ziemi wiele, władzę, namiestnictwo, skarby znaczne”, a na dodatek pannę z niemieckiego rodu ze sporym posagiem. Teraz kazano mu wracać do kraju i przeciągać kogo się da na stronę Leszków. W Dobku krew się gotowała, ale zachował spokój. U Leszków spędzili zaledwie jeden dzień, lecz Dobek zdołał się przyjrzeć wszystkiemu, co go interesowało: ludziom, uzbrojeniu, organizacji.
Wcześnie rano ruszyli z powrotem do kraju Polan. Teraz Dobek mógł dokonać zemsty na Hendze i zrobił to w sposób wyjątkowo okrutny: pod starym dębem rozpalił wielkie ognisko i uwiesił nad nim nieszczęsnego Niemca, podwiązanego pod pachy, tak, żeby się nie udusił, ale powoli palił żywcem w płomieniach. Dobek pognał konia - spieszno mu było znaleźć się wśród swoich.
Natychmiast po powrocie zdał sprawę Piastowi z tego, co zobaczył we wrogim obozie. Zorganizowane, wyćwiczone, karne wojsko Piasta ruszyło ku granicy, na wojnę z Niemcami.
Rozdział 8
W piękny, jesienny dzień, w dolinie nad Lednicą doszło do stanowczej rozprawy między Leszkami a kmieciami. Piast stał w otoczeniu sześciu wojewodów: Ścibora, „który lud prowadził od Warty”; Nagiego, mimo podeszłego wieku niecierpliwie rwącego się do walki; „za nim stał Luty, Międzyrzeczan wiodący”; „czwartym był Bolko Czarny”; „z drugiej strony stał Myszko zwany Kulikiem” i Poraj - najmłodszy z nich. Tuż przed bitwą do obozu Piasta dotarł Wizun przynosząc wojom wróżbę wyroczni: „wroga czeka zguba”.
W końcu dwa wojska ruszyły na siebie i doszło do starcia. W trwającej cały dzień krwawej i zaciętej bitwie Polanie pokonali Niemców. Wieczorem, zmęczeni zasiedli przy ogniu. Uradzili, aby dwóch wojewodów wysłać w pościg za niedobitkami Leszkowych wojsk, a w miejscu, w którym bogowie dali im tak znaczne zwycięstwo założyć gród i nazwać go Kneźnem.
Dobek - głównodowodzący wojskiem - został ranny w czasie bitwy i Doman oraz Sambor czółnem przewieźli go na wyspę do chramu, by Wizun mógł opatrzyć ranę. Ale naprawdę i Domanem i Samborem powodowała chęć ujrzenia Dziwy. Wizun orzekł, że ranę Dobka wystarczy przemyć wodą ze świętego źródła i powinna się zagoić. Po wodę poszła Dziwa, a Doman wymknął się za nią. Przekazał jej pozdrowienia od brata, ale dziewczyna była wyraźnie speszona i jak najszybciej powróciła do chaty Wizuna, gdzie było dużo ludzi. Szybko obmyła ranę chorego i znikła cicho i niepostrzeżenie. Doman został, bo wszyscy otoczyli go kołem pytając o przebieg bitwy, o czym musiał obszernie opowiedzieć.
Rankiem spotkał się jeszcze z Dziwą i wprost zapowiedział, że ją porwie z chramu. „Musi być moją” - myślał odpływając z wyspy.
Rozdział 9
Piast postanowił odłożyć założenie stolicy na później, a ponieważ wojsk wysłanych w pościg za uciekającym niedobitkami Niemców nie było widać, postanowił pójść na Pomorze „i na Leszki”, aby więcej nie występowali przeciwko Polanom. Zaledwie ogłosił swoją wolę, gdy na wzgórzu pojawił się orszak zbrojny, złożony z kilkunastu ludzi. To Bumir w imieniu Leszków przyjechał prosić o pokój i zgodę. Wkrótce przed Piastem mieli stanąć synowie Popiela, by pogodzić się z kmieciami.
Piątego dnia po wizycie Bumira nadciągnął orszak Leszka i Pepełka. Młodzi kneziowie przybyli skromnie ubrani, bez oznak władzy. Wszyscy zasiedli w kole, by radzić o pokoju. I znowu pojawili się dwaj mężczyźni, ci, którzy byli na postrzyżynach Ziemowida i przy wyborze Piasta. I znowu młodszy z nich przemówił zachęcając do zgody, a mówił tak przekonująco, że wkrótce wszyscy się zgodzili na zawarcie pokoju. Złożyli uroczystą przysięgę „na kamień w wodę” rzucając kamyki do jeziora ze słowami: „Jak kamień w wodę niech przepadną w niepamięć waśnie i nieprzyjaźnie nasze! Jak kamień w wodę!”. A potem świętowali zawarcie pokoju.
Wreszcie nadszedł uroczysty dzień założenia nowego grodu. Piast ujął w dłonie pług zaprzężony w dwa czarne woły i zaorał pierwszą skibę wyznaczającą granice nowego grodu, a potem po kolei orali wojewodowie i starszyzna na znak, że wszyscy budują stolicę i każdy daje jej cząstkę swej pracy i siły. „A było obyczajem prastarym, iż dla odegnania złych duchów ofiarą, domy, dwory i chaty zawszena głowęzakładano”, czyli zabijano w ofierze zwierzę lub... niewolnika. I tym razem dwunastu jeńców niemieckich miało zostać złożonych w ofierze, ale w zaoranej ziemi już bielały jakieś kości i Wizun orzekł, że nie trzeba nowej ofiary. Tym sposobem Kneźno nie powstało na ludzkiej krwi i krzywdzie.
Nadszedł błogosławiony czas pokoju, budowy, krzątania się wokół dobytku.
Doman w końcu zdecydował się na porwanie Dziwy. Przypłynął na wyspę i wieczorem spotkał Dziwę idącą samotnie brzegiem jeziora. Bogowie mu sprzyjali: zaczęła cofać się w kierunku, gdzie stały naszykowane czółna. Doman zaniósł dziewczynę do łodzi, która natychmiast odbiła od brzegu. I chociaż panna popłakiwała trochę, to przecież nie opierała się temu, co uważała za swoje przeznaczenie.
Doman zawiózł ją do chaty rodziców, by stamtąd uroczyście wyprowadzić ją jako swoją żonę.
Rozdział 1
„Na spustoszonym grodzie Chwostkowym zwołano wielki wiec kmieci o następnego miesiąca pełni”. Zapraszano również Piasta, ale wymówił się: „...jam ubogi człek i przodować nie chcę, bo się na siłach nie czuję”.
Na wiecu po raz kolejny kmiecie nic nie uchwali. Chcieli nawet losy rzucać, ale i temu rozwiązaniu się sprzeciwiono.
Przez kilka następnych dni Dobek, Doman i inni kmiecie prosili i namawiali Piasta, żeby wziął udział w wiecu. Mimo że był ubogi i skromny, wszyscy go szanowali, uważano go za człowieka mądrego i rozważnego, polegano na jego zdaniu. On stale odmawiał tłumacząc, że skoro zgody nie ma, to on jeden sam nic nie poradzi. „Wiec (...) rozszedł się z niczym lub gorzej jeszcze, bo ci, co nań przybyli druhami, popowracali wrogami, w sercu z żalem i z nienawiścią.”
Przed żniwami zwołano kolejny wiec. Przybył na niego Wizun z Lednicy i przyniósł kmieciom słowa wyroczni: „Wybierzcie pokornego!”, „Wybierzcie małego!”, „Wybierajcie ubogiego!”. Lecz tym razem obrady przerwała pewna już wiadomość przyniesiona przez posłańca, że synowie Popiela „z Pomorcami i Kaszubami a Niemcy” idą na kmieci i że przeszli już puszczę na granicy. Przywództwo nad przygotowaniami do obrony i nad wojskiem objął Dobek, a wobec powagi sytuacji nikt się temu nie sprzeciwił. Zaraz zorganizował ludzi w drużyny, a najsprytniejszych wysłał na zwiady.
Rozdział 2
Zwiadowcy wrócili z wieścią, że Niemcy są tak blisko, iż można ich podpatrzeć i podsłuchać, co też kmiecie uczynili, ale nie byli w stanie obliczyć sił przeciwnika. Z pewnością najeźdźców było wielu i mieli znacznie lepsze uzbrojenie niż Polanie. Tam, gdzie przeszli „zostawała po nich pustynia i zgliszcza”: kobiety i młodzieńców zabierali w niewolę, kmieciów wieszali, palili zagrody, brali łupy.
Dobek - w obawie, że w otwartym polu nie wytrzymają przewagi wrogów - postanowił napaść na wroga nocą, kiedy zmęczeni marszem, syci i pijani nie będą się spodziewali ataku. Plan był dobry i powiódł się w zupełności. Z pogromu uratowała się zaledwie garstka starszyzny z Leszkiem i Pepełkiem (synami Popiela) na czele. Wielka radość zapanowała w obozie Polan. Zdobyli wiele cennej broni i inne łupy, pobrali jeńców. Wśród nich znalazł się też Hengo - handlarz i szpieg. Ludek - syn Wisza - rozpoznał go, ale nie pozwolił, by Niemca powieszono. Zabrał go do swojej zagrody jako niewolnika.
Dwa dni Polanie ucztowali i świętowali a trzeciego postanowili udać się za wojskiem niemieckim choćby i za granicę; wyrzucić ich z kraju raz na zawsze. Tak więc główne siły pociągnęły pod dowództwem Dobka na zachód, a Ludek odprowadzał jeńców w głąb kraju i rozdzielał po zagrodach, gdzie mieli pracować.
Znaczniejszych kmieci (Myszków i innych) zaniepokoiło zwycięstwo Dobka. Obawiali się, że teraz sięgnie po władzę, a to im było nie w smak. Coraz częściej wspominali słowa wyroczni, aby wybrać „pokornego, małego i ubogiego”; takiego, który wdzięczny będzie za wyniesienie do godności kneziowskiej. Coraz liczniejsi kierowali wzrok na Piasta.
Rozdział 3
Huczne były zaślubiny Domana z Milą. Stary Mirsz przygotował wystawną ucztę, a pan młody przywiózł bogate podarki dla narzeczonej. Goście bawili się całą noc. O świcie uroczysty pochód państwa młodych i gości weselnych ruszył na uroczysko, pod święte dęby, gdzie ojciec pobłogosławił młodej parze; „wylano bogom ofiarę, odpędzono czary i uroki” i cały orszak ruszył z powrotem do domu. Teraz Mili obcięto warkocze, a założono czepek na głowę. Panna młoda trochę popłakała, bo tak wypadało, ale naprawdę była bardzo szczęśliwa. Zabawy i tańce trwały cały następny dzień i noc.
O świtaniu z krzykiem wpadła Jaruha - nawała Pomorców zmierzała wprost na weselną chatę. To Leszek i Pepełek, którym udało się wyjść cało z pogromu ciągnęli na czele obcego wojska na swój ojczysty kraj, by pomścić śmierć ojca i upomnieć się o prawa do tronu kneziowskiego. Zaskoczeni, nieprzygotowani weselnicy ani myśleli się bronić, ani ta obrona nie miała sensu - garstka przeciwko tłumowi uzbrojonych napastników. Jedynym wyjściem była ucieczka. Doman złapał żonę, przerzucił ją przed sobą przez koński grzbiet i puścił się galopem.
Najeźdźcy rozdzieli się; część mordowała i łupiła w - do niedawna weselnej - zagrodzie; część rzuciła się w pogoń za Domanem i Milą. Dogonili ich szybko: Domana poranili, Milę zabili oszczepem. Znęcano się potem, za zezwoleniem synów Popiela, nad rannym Domanem, a wieczorem poprowadzono go związanego na brzeg jeziora, do reszty jeńców. Kiedy zapadły ciemności, Doman zsunął się do jeziora i - mimo pęt na rękach - popłynął na wyspę.
Rozdział 4
Ledwie dopłynął. Wizun wszedł w wodę i wyciągnął na brzeg osłabłego Domana. Zaraz zajęli się nim serdecznie, ułożyli na łożu, opatrzyli rany, napoili ziołami aż zasnął twardym snem.
Również Jaruha dopłynęła na wyspę w starym czółnie, a chwilę później przybił do brzegu jeden z parobków, któremu udało się uniknąć rzezi. Przywiózł pewną wieść, że Pomorcy nie będą zdobywać Lednicy; cofnęli się w lasy.
Przez kilka dni Doman ciężko chorował, ale powoli wracał do zdrowia. Dziwa go unikała, bała się rozmowy, bała się zostać z nim sam na sam. Tymczasem on znowu poczuł się gorzej, a i stary Wizun rozchorował się tak, że Dziwa musiała teraz opatrywać dwóch chorych.
Wścibska jak zwykle Jaruha wszędzie wsadzała swoje trzy grosze. Korzystając z tego, że Doman sam leży w chacie, poszła do niego porozmawiać o Dziwie i przekonać go, że może dziewczynę i z chramu wziąć, byleby złożył odpowiedni okup. A potem poszła do Dziwy i pod pozorem pomocy przy wiązaniu ziół opowiedziała jej bajkę o królewnie, która się ukrywała przed królewiczem, dopóki nie zrozumiała, że jest jej przeznaczony.
Wtedy Dziwa po raz pierwszy pomyślała, że jej przeznaczeniem jest ślub z Domanem.
Rozdział 5
W kraju panował nieład i zamieszanie: Leszek i Pepełek raz po raz z Pomorcami i Kaszubami wpadali w granice, palili i niszczyli. Kmiecie ciągle się zwoływali na wiece, „radzili, swarzyli i z niczym precz jechali. Knezia sobie wybrać nie umieli.”
Pewnego dnia wieczorem, gdy kolejny wiec na Chwostkowym grodzisku kończył się na niczym, zjawiło się niespodziewanie dwóch mężczyzn. Byli to ci sami przybysze z dalekiej krainy, którzy gościli u Piasta na postrzyżynach jego syna. Wysłuchali, co im gromada ma do powiedzenia i poradzili, aby wybrali człowieka spośród siebie, małego i ubogiego. Podpowiedzieli, że Piast jest właśnie taki: ubogi, pokorny, mały. Jakby nagle wszystkim otwarły się oczy: „Piastun! - zawołali. - Piastun!”.
Część kmieci pojechała do chaty Piasta, gdzie zjawił się i Doman powracający z Lednicy. Całą noc trwały rozmowy, dyskusje i narady. Rankiem Piast zabrał kobiałkę i chciał cichcem wynieść się do lasu, ale podpatrzono jego manewr i niemal siłą zabrano na wiec. Tu jednogłośnie okrzyknięto Piasta kneziem. Ale on się tak przestraszył wyboru, że dopadł konia i - zanim się wyborcy zorientował - skoczył w las. Schował się tak dobrze, że sześć dni go szukali i pewnie by nie znaleźli, gdyby nie pomoc Jaruhy, która wskazała kmieciom kryjówkę Piasta. Już bez wielkich oporów dał się zaprowadzić na wiec, ale w dalszym ciągu wzdragał się przed przyjęciem władzy: rozumiał ją jako wielką odpowiedzialność i bał się - wiedział „co czyni w ubóstwie swoim”, ale nie wiedział jaki się stanie, gdy poczuje władzę i moc.
I znów nadeszło dwóch gości z dalekiej krainy. Pobłogosławili Piasta jako sprawiedliwego i uczciwego człowieka. Następnie młodszy z nich nałożył Piastowi na głowę kołpak kneziowski, uczyniwszy nad nim wcześniej znak krzyża. Teraz już nie było odwrotu. Piast objął władzę.
Przede wszystkim trzeba było szykować naród do wojny z Leszkiem i Pepełkiem, którzy coraz śmielej najeżdżali granice. Rozesłano zaraz wici po kraju zwołując wszystkich, aby stawili się u swoich wojewodów (dowódców większych oddziałów wojskowych). Wieczorem w chacie Piasta odbyła się uczta, przede wszystkim dzięki temu, że kmiecie dowiedziawszy się o wyborze, poznosili do jego zagrody co który miał do jedzenia i picia. Rozesławszy wici weselono się do rana.
A po kilku dniach nad jeziorem zebrało się prawie tysiąc młodzieży, którą szkolono wojskowo, szykując się do ostatecznej rozprawy z Niemcami.
Rozdział 6
Miłosz, stryj Popiela, zamknął się przed światem w swoim grodzie. Znalazł oślepionemu Leszkowi żonę - zaledwie piętnastoletnią Biełkę i żył nadzieją, że doczeka się wnuka. Dni płynęły cicho i spokojnie; jedynie straże na wałach zostały na wszelki wypadek podwojone.
Jednego z pierwszych dni po obiorze Piastuna do wrót grodu Miłosza zastukało dwóch nieoczekiwanych i niemile widzianych gości: Leszek i Pepełek, synowie Popiela. Przyszli zmusić stryja, by szedł z nimi i pomógł im odzyskać władzę. Straszna, bo długo tłumiona wściekłość zawrzała w sercu Miłosza: oto stali przed nim synowie mordercy i kata jego synów; młodzi i piękni, podczas gdy jedno jego dziecko już dawno spoczywało w mogile, a w drugim, ślepym, ledwo tliło się życie. Rozkazał obydwóch związać i wrzucić do lochu. Ale nie miał odwagi wydać rozkazu zamordowania młodzieńców: była to jego krew, krew Leszków i cały wzdragał się na myśl o popełnieniu zbrodni, jaką by była egzekucja młodych i zdanych na jego łaskę potomków rodziny.
Gdy Miłosz bił się z myślami, „do wrót się gwałtownie dobijać poczęto” i wołać o oddanie knezi. To przyboczna drużyna Leszków żądała uwolnienia swoich panów. Wkrótce nadciągnęła reszta wojska i rozpoczęło się oblężenie grodu. W nocy pojedynczy ludzie z wojska Leszków przekonali niektórych spośród czeladzi Miłosza, żeby go zdradzili i rano otwarła wrota. Miłosz był surowy, a życie na jego dworze „nędzne i nieznośne”, więc znalazła się grupka zdrajców. Rano wpuścili oblegających, którzy najpierw uwolnili Leszka i Pepełka, a potem na podwórzu rozpoczęła się rzeź: synowie Popiela nie mieli żadnych skrupułów, zabito starego Miłosza i jego żonę, ślepego Leszka, Biełkę przyprowadzono w ofierze zwycięzcom. Dwór został doszczętnie ograbiony.
Jednego tylko nie przewidzieli młodzi kneziowie: po tym uczynku reszta rodu Leszków, dotąd wspierająca w imię solidarności rodowej ich działania, teraz odwróciła się od nich. Zabrali swoich ludzi i odjechali do domów; Leszek i Pepełek zostali tylko z garstką Niemców, opuszczeni przez swoich.
Rozdział 7
Gdy wybierano się na wyprawę przeciwko Niemcom, Piast kazał zgromadzić niewolników wziętych w poprzedniej bitwie w grodzie nad Gopłem i otoczyć strażami, aby nie uciekli i nie donieśli wrogowi o sile i zamiarach Polan.
Wśród jeńców znalazł się Hengo, który dopóty prosił Piasta, żeby mu pozwolił zostać u siebie w chacie, tak długo przysięgał, że nie ucieknie, aż kneź się zgodził i zostawił Henga w zagrodzie. Sprytny Niemiec wszędzie się wciskał, słuchał co ludzie mówią, służył ochoczo radą i pomocą w ten sposób zjednując sobie zaufanie. Potrafił ostrzyć noże i miecze jak nikt; potrafił też oprawić na nowo złamane i utrzymać broń w czystości.
Dobek, przybywszy po rozkazy do Piasta, zorientował się w umiejętnościach Hengi i zaczął nalegać na knezia, by pozwolił mu zabrać Hengę do siebie, bo potrzebował kogoś, kto tak dobrze potrafi dbać o broń. Piast pozwolił i Dobek z Hengą odjechali.
Niemiec szybko wkradł się w łaski nowego pana, licząc na to, że swoim sprytem i wymową nakłoni go do zdrady. Nie wiedział, że Dobek przejrzał jego grę i specjalnie go zachęca do rozmów i opowiadań o niemieckich wspaniałościach, by tym łatwiej zorientować się w jego zamiarach. Kiedy Hengo już wprost zaczął nakłaniać do zdrady i ucieczki do Niemców, Dobek udał, że przychyla się do jego pomysłu. Po naradzie z Piastem postanowił jechać choćby po to, żeby zbadać siły i zamiary wroga.
Po kilkudniowej podróży przez lasy Dobek wraz z Hengą znaleźli się w obozie Leszków. Tu Dobek wysłuchał cierpliwie narzekania młodych kneziów na niewdzięczność narodu, a potem ich obietnic: jeżeli namówi do zdrady swoich krewnych i uderzy na tyły wojska polskiego podczas bitwy dostanie „ziemi wiele, władzę, namiestnictwo, skarby znaczne”, a na dodatek pannę z niemieckiego rodu ze sporym posagiem. Teraz kazano mu wracać do kraju i przeciągać kogo się da na stronę Leszków. W Dobku krew się gotowała, ale zachował spokój. U Leszków spędzili zaledwie jeden dzień, lecz Dobek zdołał się przyjrzeć wszystkiemu, co go interesowało: ludziom, uzbrojeniu, organizacji.
Wcześnie rano ruszyli z powrotem do kraju Polan. Teraz Dobek mógł dokonać zemsty na Hendze i zrobił to w sposób wyjątkowo okrutny: pod starym dębem rozpalił wielkie ognisko i uwiesił nad nim nieszczęsnego Niemca, podwiązanego pod pachy, tak, żeby się nie udusił, ale powoli palił żywcem w płomieniach. Dobek pognał konia - spieszno mu było znaleźć się wśród swoich.
Natychmiast po powrocie zdał sprawę Piastowi z tego, co zobaczył we wrogim obozie. Zorganizowane, wyćwiczone, karne wojsko Piasta ruszyło ku granicy, na wojnę z Niemcami.
Rozdział 8
W piękny, jesienny dzień, w dolinie nad Lednicą doszło do stanowczej rozprawy między Leszkami a kmieciami. Piast stał w otoczeniu sześciu wojewodów: Ścibora, „który lud prowadził od Warty”; Nagiego, mimo podeszłego wieku niecierpliwie rwącego się do walki; „za nim stał Luty, Międzyrzeczan wiodący”; „czwartym był Bolko Czarny”; „z drugiej strony stał Myszko zwany Kulikiem” i Poraj - najmłodszy z nich. Tuż przed bitwą do obozu Piasta dotarł Wizun przynosząc wojom wróżbę wyroczni: „wroga czeka zguba”.
W końcu dwa wojska ruszyły na siebie i doszło do starcia. W trwającej cały dzień krwawej i zaciętej bitwie Polanie pokonali Niemców. Wieczorem, zmęczeni zasiedli przy ogniu. Uradzili, aby dwóch wojewodów wysłać w pościg za niedobitkami Leszkowych wojsk, a w miejscu, w którym bogowie dali im tak znaczne zwycięstwo założyć gród i nazwać go Kneźnem.
Dobek - głównodowodzący wojskiem - został ranny w czasie bitwy i Doman oraz Sambor czółnem przewieźli go na wyspę do chramu, by Wizun mógł opatrzyć ranę. Ale naprawdę i Domanem i Samborem powodowała chęć ujrzenia Dziwy. Wizun orzekł, że ranę Dobka wystarczy przemyć wodą ze świętego źródła i powinna się zagoić. Po wodę poszła Dziwa, a Doman wymknął się za nią. Przekazał jej pozdrowienia od brata, ale dziewczyna była wyraźnie speszona i jak najszybciej powróciła do chaty Wizuna, gdzie było dużo ludzi. Szybko obmyła ranę chorego i znikła cicho i niepostrzeżenie. Doman został, bo wszyscy otoczyli go kołem pytając o przebieg bitwy, o czym musiał obszernie opowiedzieć.
Rankiem spotkał się jeszcze z Dziwą i wprost zapowiedział, że ją porwie z chramu. „Musi być moją” - myślał odpływając z wyspy.
Rozdział 9
Piast postanowił odłożyć założenie stolicy na później, a ponieważ wojsk wysłanych w pościg za uciekającym niedobitkami Niemców nie było widać, postanowił pójść na Pomorze „i na Leszki”, aby więcej nie występowali przeciwko Polanom. Zaledwie ogłosił swoją wolę, gdy na wzgórzu pojawił się orszak zbrojny, złożony z kilkunastu ludzi. To Bumir w imieniu Leszków przyjechał prosić o pokój i zgodę. Wkrótce przed Piastem mieli stanąć synowie Popiela, by pogodzić się z kmieciami.
Piątego dnia po wizycie Bumira nadciągnął orszak Leszka i Pepełka. Młodzi kneziowie przybyli skromnie ubrani, bez oznak władzy. Wszyscy zasiedli w kole, by radzić o pokoju. I znowu pojawili się dwaj mężczyźni, ci, którzy byli na postrzyżynach Ziemowida i przy wyborze Piasta. I znowu młodszy z nich przemówił zachęcając do zgody, a mówił tak przekonująco, że wkrótce wszyscy się zgodzili na zawarcie pokoju. Złożyli uroczystą przysięgę „na kamień w wodę” rzucając kamyki do jeziora ze słowami: „Jak kamień w wodę niech przepadną w niepamięć waśnie i nieprzyjaźnie nasze! Jak kamień w wodę!”. A potem świętowali zawarcie pokoju.
Wreszcie nadszedł uroczysty dzień założenia nowego grodu. Piast ujął w dłonie pług zaprzężony w dwa czarne woły i zaorał pierwszą skibę wyznaczającą granice nowego grodu, a potem po kolei orali wojewodowie i starszyzna na znak, że wszyscy budują stolicę i każdy daje jej cząstkę swej pracy i siły. „A było obyczajem prastarym, iż dla odegnania złych duchów ofiarą, domy, dwory i chaty zawszena głowęzakładano”, czyli zabijano w ofierze zwierzę lub... niewolnika. I tym razem dwunastu jeńców niemieckich miało zostać złożonych w ofierze, ale w zaoranej ziemi już bielały jakieś kości i Wizun orzekł, że nie trzeba nowej ofiary. Tym sposobem Kneźno nie powstało na ludzkiej krwi i krzywdzie.
Nadszedł błogosławiony czas pokoju, budowy, krzątania się wokół dobytku.
Doman w końcu zdecydował się na porwanie Dziwy. Przypłynął na wyspę i wieczorem spotkał Dziwę idącą samotnie brzegiem jeziora. Bogowie mu sprzyjali: zaczęła cofać się w kierunku, gdzie stały naszykowane czółna. Doman zaniósł dziewczynę do łodzi, która natychmiast odbiła od brzegu. I chociaż panna popłakiwała trochę, to przecież nie opierała się temu, co uważała za swoje przeznaczenie.
Doman zawiózł ją do chaty rodziców, by stamtąd uroczyście wyprowadzić ją jako swoją żonę.
krótsego nie ma chyba
Tutaj masz strzeszczenia wszystkich rodziałów : http://polski.opracowania.pl/stara_ba%C5%9B%C5%84_j_i_kraszewski/streszczenie/
Myślę , że pomogłam :)