October 2018 1 61 Report

Streść tekst "Znowu w szkole"

Tamtego pamiętnego, ciepłego wtorku, we wrześniu, Józinek szedł do szkoły z najwyższą niechęcią. Wyższą o wiele niż zazwyczaj, jedyną pociechę stanowił fakt, że tego dnia już nie obowiązywał strój apelowy, złożony – tfu!, tfu! – z granatowych spodni z kancikami oraz białej koszuli z krawacikiem. Ubrany po ludzku (sprany podkoszulek i znoszone szorty) Józinek stanął w drzwiach swojej szkoły i za nic nie mógł zmusić się do wejścia. Hall tego olbrzymiego gmachu, mieszczącego podstawówkę i gimnazjum, pomalowany był na kolor zwietrzałej musztardy z Dijon, a pachniał – rzecz ciekawa – także zwietrzałą musztardą z Dijon. Mętnie polśniewające ściany, obwieszone gablotkami i plakatami, a także papieroplastyką, tworzyły ponurą perspektywę, zamkniętą szybem klatki schodowej.

(…)

W tej szkole sporo czasu traciło się na wyczekiwanie pod drzwiami; nauczyciele nie przykładali się do swojej roboty, w przekonaniu, że za takie marne grosze nie warto kiwnąć nawet palcem. Józinek szczerze popierał ich stanowisko. Niech się nie przykładają. Nie lubił tylko tego wystawania – zawsze z nudów bolały go szczęki.

Tego dnia jednak nie czekali długo. Już po dwunastu minutach od dzwonka na pustym korytarzu pojawiła się pani wicedyrektor Zajęczyk ze swoją kunsztowną fryzurą w kolorze smoły i rozdzieliwszy tłukących się bliźniaków jednojajowych o nazwisku Trojak, wydała rozkaz, by klasa natychmiast ustawiła się parami. Następnie przeprowadziła trzecią „f” na drugie piętro, do sali biologicznej, należącej do gimnazjum.

- Wasza pani nie przyszła – wyjaśniła im po drodze, sądząc widocznie, że sami tego, w swej głupocie, nie dostrzegli. – Lekcję spędzicie u mnie.

Zero zdziwienia. Nie takie rzeczy tu się widywało.

(…)

Zajęty obserwacją, [Józinek] przegapił moment, kiedy ktoś zapukał i wszedł do sali. Usłyszał tylko, jak pani Zajęczyk mówi:

- A! Trolla.

Wtedy odwrócił głowę, i ją zobaczył. Była pulchna i nieduża, a na głowie miała dziwaczny, jasnozielony kapelusz o wysokiej główce. Tyle zauważył na pierwszy rzut oka, ale i tak już był pod wrażeniem.

- Ładnie zaczynasz pierwszy dzień w nowej szkole – wygłosiła pani Zajęczyk przykrym tonem. – Spóźnienie – dwadzieścia minut!

(…)

- Wstań! – zakrzyknęła wicedyrektor, ledwie Trolla usiadła. – Powiedz klasie, jak się nazywasz!

- Trolla – powiedziała klasie Trolla.

- Imię!

- Stanisława.

- Trolla Stanisława rozpoczyna naukę w naszej klasie. Witamy. Siadać i zdjąć kapelusz – rozkazała pani Zajęczyk i zajęła się znów listą obecności.

Trolla usiadła, lecz kapelusza nie zdjęła. (…)

- Trolla! – powiedziała wicedyrektor. – Co ja ci kazałam zdjąć!?

A Trolla nie zareagowała. Absolutnie!

(…)

- Twoi rodzice muszą jutro przyjść do szkoły – powiedziała [dyrektor Zajęczyk].

- Nie przyjdą, niestety. Są w Monachium. I to na dłużej.

- To kto jest twoim formalnym opiekunem?

- Chwilowo chyba siostra.

- Dorosła, tak? Jest proszona na rozmowę. Jutro na dużej przerwie.

- Siostra przecież pracuje – zdziwiła się Trolla. – Będę musiała poprosić szwagra.

(…)

Wszyscy z ciekawością wypatrywali szwagra, o którym Trolla zdradziła niewiele poza ogólną charakterystyką:

- Helmut jest słodki.

(…)

Wreszcie w mrokach hallu zamajaczyła jakby kupa pakuł; rychło rozpoznano w nich wspaniałe dredy. Cała bujna ich masa pokrywała głowę i barki chudego, wysokiego Murzyna, który – przyodziany w powiewne, żółte, czerwone i zielone szaty – kroczył właśnie korytarzem, a na ręce niósł śliczne brązowe dziecko w zielonej bluzeczce.

(…) musiał to być właśnie wyczekiwany przez wszystkich Helmut, bo Trolla uśmiechnęła się na jego widok i zasalutowała mu z daleka, on zaś pomachał jej szerokim gestem. Podszedł zaraz do drzwi pokoju nauczycielskiego i mocno w nie zapukał. Niedostępny z zewnątrz gabinet otwarto i wychyliła się z niego siostra katechetka, zaś do uszu podsłuchujących dotarło grzeczne zapytanie, wypowiedziane z doskonałą dykcją , potężnym, aksamitnym i soczystym basem:

- Proszę siostrę, czy szczeka pani Zajączek?

(…)

Wicedyrektor Zajęczyk wyskoczyła ze swego gabinetu jak kukułka z tyrolskiego zegara.

- Kto to? Kto to? – zakukała w popłochu.

- To ja, proszę panią Zajączek. Pan Helmut „Scratch” Oracabessa. Dzieńdobry dzień dobry.

Wicedyrektorka milczała, jakby doznała wstrząsu.

Pan Helmut „Scratch” Oracabessa skinął trzykrotnie głową, po czym troskliwie rozpiął dziecku bluzeczkę.

- Nie pocić się trzeba – pouczył je, po czym na powrót zwrócił się do wicedyrektorki:

- Czy pani wywobabczyni naszej Stachny? Stachny Trolla? – dopytywał się, zdejmując zarazem z czarnych loczków dziecka jasnozieloną czapkę z daszkiem. – Czy pani Zajączek chciała widzieć szwagra?

Wicedyrektorka przycisnęła obie dłonie do szyi.

- Tak proszę pana – odrzekła słabo. – Jest tak sprawa, że Stanisława…

- Yes taka sprawa, żes tanisława – powtórzył radośnie pan Oracabessa. – Yes taka sprawa, żes tanisława – kiwając się na boki, zaczął lekko wystukiwać rytm, uderzając dłonią o ścianę. Dziecko natychmiast podchwyciło ten rytm, wybijając go panu Oracabessie na głowie. – Yeah, yeah, yes! Taka sprawa, żes tanisława! Oh, man, przepraszam – przeląkł się nagle, widząc minę pani Zajęczyk. – Nic się nie stało?

- Nic – warknęła wicedyrektor.

- Pani Zajączek utopi w łyżce dziegciu – zażartował pan Oracabessa, a zerknąwszy na twarz wicedyrektorki dodał wyjaśniająco: - Idiom.

- Proszę?... – nie zrozumiała pani Zajęczyk. – Cóż, jest taka sprawa, że…

- …Stanisława – podpowiedział jej usłużnie pan Oracabessa, rozdziawiając wielkie usta w szerokim uśmiechu życzliwości.

- …Stanisława… - pani Zajęczyk zrobiła się czerwona, po czym nabrała powietrza, które uszło z niej po chwili w długim, powolnym jęku. – Ona… ach, ona nie chce zdjąć kapelusza! Na lekcjach!

Pan Oracabessa wyraźnie oczekiwał dalszego ciągu, lecz ten nie nastąpił. Wobec tego uśmiechnął się dobrotliwie.

- Tak, ona nie zdejma. Nie zdejma kapelusza, yeah.

Zapadła cisza.

Po chwili ogólnego milczenia i bezruchu pan Oracabessa poczuł się zakłopotany.

- A to jest zupełnie mała córeczka Jagienka Oracabessa. (…) Ma uczulenie na truskawek – wyjaśnił (…). – Dostała wysypek na całe ciałko. Jak ja zobaczyłem, ciarki mi przeszły koło nosa. Idiom.

Pani Zajęczyk milczała, tłamsząc sobie oburącz szyję i wlepiając oczy w swego rozmówcę.


More Questions From This User See All

Life Enjoy

" Life is not a problem to be solved but a reality to be experienced! "

Get in touch

Social

© Copyright 2013 - 2024 KUDO.TIPS - All rights reserved.