Wczesnym świtem z szałasu lada jak skleconego i dobrze ukrytego w gęstwinie leśnej wyszedł Hengo i zaczął budzić śpiącego syna - Gerdę. Spieszyło mu się w dalszą drogę. Ledwie napoiwszy konie, ruszyli przez las, wysokim brzegiem rzeki. Przy drodze stał stary posąg pogańskiego bóstwa, na który Hengo splunął z pogardą. Niemal natychmiast zostali zaatakowani przez tajemniczego wroga - świsnęły strzały, młodszy - Gerda - został ranny w nogę, jedna ze strzał utkwiła w koszuli Hengi, ale ich rany okazały się niegroźne. W południe zatrzymali się w zagrodzie starego kmiecia Wisza i jego żony - Jagi. Uprzednio Hengo nakazał Gerdzie, aby nie zdradził się z tym, że zna mowę Polan, której matka go nauczyła (żona Henga pochodziła z Polan). Zostali przyjęci gościnnie, jak nakazywał stary zwyczaj. I chociaż Wisz nie bardzo rad był przybyszowi podejrzewając, że szpieguje na rzecz Niemców, pozwolił mu zanocować.
rozdział 2.
Po wejściu do chaty Wisz przełamał się z nim chlebem, a następnie Hengo rozłożył towary, które przywiózł z dalekich stron. Gospodarz pozwolił, aby i kobiety - żona, córki, synowe - mogły przypatrzeć się przedmiotom rozłożonym na ławie. A były tam szpilki do spinania chust, naszyjniki, pierścionki, bransoletki mistrzowskiej roboty, na które kobiety patrzyły jak zauroczone. Dla mężczyzn kupiec miał siekierki, długie noże w pokrowcach, dłuta, kliny i inną broń. Wszyscy ciekawie oglądali towary. Wśród oglądających Hengo dostrzegł piękną córkę Wisza - Dziwę - i chciał jej ofiarować pierścionek, ale dziewczyna go nie przyjęła. Pomału zaczęto dobijać targu - za broń, narzędzia i ozdoby Wisz zapłacił skórami i bursztynem. Potem zjedli kolację i gospodarz z gościem, korzystając z ciepłego, pięknego wieczoru, wyszli nad rzekę.
rozdział 10.
Dzień przed Kupałą na Żmijowym Uroczysku zebrał się wiec. Nim zjechali się kmiecie, dotarł tam Znosek i ukrył się w dziupli starego dębu, by móc podsłuchiwać i podpatrywać obrady. Nie przewidział, że w dziupli czai się ryś i że będzie musiał stoczyć krwawą walkę ze zwierzęciem o miejsce w wypróchniałym pniu. Człowiek wyszedł z tej walki zwycięsko i, mimo że poraniony i zakrwawiony, zdołał wspiąć się do dziupli i wnieść tam martwego rysia. Wiec miał burzliwy przebieg, ale zakończył się niczym. Niektórzy z kmieci (Myszki) chcieli natychmiast iść rozprawić się z Popielem, inni dowodzili, że bez knezia zapanuje nieład i zamęt, a wtedy każdy wróg wtargnie na ziemie Polan, jeszcze inni wprost mówili, że przeciw księciu nie pójdą, bo nie czują się na siłach go zwyciężyć, a niektórzy opowiedzieli się za Popielem. Tymczasem czeladź stojąca opodal obradujących kmieci dostrzegła w dziupli dębu błyszczące oczy. Myśleli, że to jakieś zwierzę i zaczęli strzelać do niego z łuku. Jedna strzała trafiła Znoska (bo to jego oczy błyszczały w dziupli) i wybiła mu oko. Parobcy pobiegli zobaczyć, jakie zwierzę trafili. Chytry Znosek przykrył się ciałem martwego rysia i tak przetrwał oględziny dziupli. Nieprawdopodobnie odporny i wytrzymały na ból nawet nie jęknął. W końcu wiec się skończył, kmiecie bez podjęcia decyzji rozjechali się do zagród, a gdy ostatnie odgłosy ucichły, Znosek zsunął się z drzewa i na pół po omacku zaczął szukać drogi powrotnej.
rozdział 1.
Wczesnym świtem z szałasu lada jak skleconego i dobrze ukrytego w gęstwinie leśnej wyszedł Hengo i zaczął budzić śpiącego syna - Gerdę. Spieszyło mu się w dalszą drogę. Ledwie napoiwszy konie, ruszyli przez las, wysokim brzegiem rzeki. Przy drodze stał stary posąg pogańskiego bóstwa, na który Hengo splunął z pogardą. Niemal natychmiast zostali zaatakowani przez tajemniczego wroga - świsnęły strzały, młodszy - Gerda - został ranny w nogę, jedna ze strzał utkwiła w koszuli Hengi, ale ich rany okazały się niegroźne.W południe zatrzymali się w zagrodzie starego kmiecia Wisza i jego żony - Jagi. Uprzednio Hengo nakazał Gerdzie, aby nie zdradził się z tym, że zna mowę Polan, której matka go nauczyła (żona Henga pochodziła z Polan). Zostali przyjęci gościnnie, jak nakazywał stary zwyczaj. I chociaż Wisz nie bardzo rad był przybyszowi podejrzewając, że szpieguje na rzecz Niemców, pozwolił mu zanocować.
rozdział 2.
Po wejściu do chaty Wisz przełamał się z nim chlebem, a następnie Hengo rozłożył towary, które przywiózł z dalekich stron. Gospodarz pozwolił, aby i kobiety - żona, córki, synowe - mogły przypatrzeć się przedmiotom rozłożonym na ławie. A były tam szpilki do spinania chust, naszyjniki, pierścionki, bransoletki mistrzowskiej roboty, na które kobiety patrzyły jak zauroczone. Dla mężczyzn kupiec miał siekierki, długie noże w pokrowcach, dłuta, kliny i inną broń. Wszyscy ciekawie oglądali towary.Wśród oglądających Hengo dostrzegł piękną córkę Wisza - Dziwę - i chciał jej ofiarować pierścionek, ale dziewczyna go nie przyjęła. Pomału zaczęto dobijać targu - za broń, narzędzia i ozdoby Wisz zapłacił skórami i bursztynem. Potem zjedli kolację i gospodarz z gościem, korzystając z ciepłego, pięknego wieczoru, wyszli nad rzekę.
rozdział 10.
Dzień przed Kupałą na Żmijowym Uroczysku zebrał się wiec. Nim zjechali się kmiecie, dotarł tam Znosek i ukrył się w dziupli starego dębu, by móc podsłuchiwać i podpatrywać obrady. Nie przewidział, że w dziupli czai się ryś i że będzie musiał stoczyć krwawą walkę ze zwierzęciem o miejsce w wypróchniałym pniu. Człowiek wyszedł z tej walki zwycięsko i, mimo że poraniony i zakrwawiony, zdołał wspiąć się do dziupli i wnieść tam martwego rysia.Wiec miał burzliwy przebieg, ale zakończył się niczym. Niektórzy z kmieci (Myszki) chcieli natychmiast iść rozprawić się z Popielem, inni dowodzili, że bez knezia zapanuje nieład i zamęt, a wtedy każdy wróg wtargnie na ziemie Polan, jeszcze inni wprost mówili, że przeciw księciu nie pójdą, bo nie czują się na siłach go zwyciężyć, a niektórzy opowiedzieli się za Popielem.
Tymczasem czeladź stojąca opodal obradujących kmieci dostrzegła w dziupli dębu błyszczące oczy. Myśleli, że to jakieś zwierzę i zaczęli strzelać do niego z łuku. Jedna strzała trafiła Znoska (bo to jego oczy błyszczały w dziupli) i wybiła mu oko. Parobcy pobiegli zobaczyć, jakie zwierzę trafili. Chytry Znosek przykrył się ciałem martwego rysia i tak przetrwał oględziny dziupli. Nieprawdopodobnie odporny i wytrzymały na ból nawet nie jęknął.
W końcu wiec się skończył, kmiecie bez podjęcia decyzji rozjechali się do zagród, a gdy ostatnie odgłosy ucichły, Znosek zsunął się z drzewa i na pół po omacku zaczął szukać drogi powrotnej.