W barze, przy stoliku siedział około 50- letni mężczyzna ubrany w stary, znoszony frak, który mimo swego sfatygowania nadawał jego właścicielowi urzędniczy charakter. Marmieładow, bo o nim mowa, był stałym klientem tego przybytku, dobrze znanym personelowi. Na pierwszy rzut oka nie wyróżniał się niczym szczególnym. Był człowiekiem średniego wzrostu, krępej budowy ciała, włos przyprószyła już siwizna. Dopiero z bliska uwagę zwrócić mogła nalana twarz z niechlujnym zarostem, oraz głęboko osadzonymi, małymi, przekrwionymi oczkami , które co rusz rzucały badawcze spojrzenia na pozostałych klientów. Wnikliwy obserwator mógłby dojrzeć w tych oczach błysk szaleństwa. Nie był to jednak objaw jakiejś choroby psychicznej, lecz raczej skutek alkoholu, który od pewnego czasu stale krążył w jego ciele. Marmieładow był bowiem bezdennie zrozpaczony sytuacją w jakiej znalazł się razem z całą swoją rodziną, a że był człowiekiem nad wyraz słabym psychicznie i niezaradnym życiowo coraz bardziej pogrążał się w nałogu. Alkohol rozwiązywał mu język, tak, że Marmieładow sprawiał wrażenie osoby towarzyskiej i otwartej na otaczający świat. Były to jednak tylko pozory. Marmieładow czuł się bezsilny i winny, że jego rodzina głoduje, mieszka kątem u obcych ludzi, którzy ich poniżają, a ukochana córka zarabia na chleb sprzedając swe ciało na ulicy, nie podejmował jednak konkretnych działań, aby zmienić tę sytuację. Żyjąc przez długie lata pod rządami apodyktycznej żony uzależnił się od niej i nie był już w stanie podejmować autonomicznych decyzji. Wytrwale znosił jej ataki, czyniąc z siebie ofiarę, zdolną znieść wszystko w imię wielkiej miłości i poświecenia. Taką też wizje swojej osoby roztaczał przed osobami przypadkowo poznanymi w barze, licząc na ich zrozumienie i litość. Jednak o wiele częściej słuchacze ci wyśmiewali się z niego, gdyż był on dla nich egoistą, który tylko użala się nad sobą, podczas gdy tragedię rodziny spycha na dalszy plan. Twierdził on nawet, rozgrzeszając przy tym samego siebie, że te cierpienia będą im, już na tamtym świecie wynagrodzone, kiedy to on będzie nawet po śmierci musiał się męczyć. A to dla Marmieładowa było już szczytem ofiarności jakiej się podjął. Chcąc obiektywnie zanalizować postać Marmieładowa trzeba przyznać, że kochał swoją rodzinę i chciał być dla nich dobry, jednak jego niezaradność i lenistwo a także uzależnienie od alkoholu, paradoksalnie prowadziły do innych skutków. Mylił by się jednak ktoś bardzo poważnie, gdyby twierdził, że Marmieładow był samotnym wyjątkiem. Takich jak on w ówczesnej Rosji można było liczyć w tysiącach. Również i w dzisiejszych czasach, w wielu krajach żyją tysiące lub nawet i miliony Marmieładowów, tak samo niezaradnych, bezsilnych i nieszczęśliwych. Najważniejsze jest jednak to, by dać im szansę, by nie rozczulali się nad sobą, nie poddawali, a czym prędzej zaczęli coś robić tak, by w końcu było lepiej.
W barze, przy stoliku siedział około 50- letni mężczyzna ubrany w stary, znoszony frak, który mimo swego sfatygowania nadawał jego właścicielowi urzędniczy charakter. Marmieładow, bo o nim mowa, był stałym klientem tego przybytku, dobrze znanym personelowi. Na pierwszy rzut oka nie wyróżniał się niczym szczególnym. Był człowiekiem średniego wzrostu, krępej budowy ciała, włos przyprószyła już siwizna. Dopiero z bliska uwagę zwrócić mogła nalana twarz z niechlujnym zarostem, oraz głęboko osadzonymi, małymi, przekrwionymi oczkami , które co rusz rzucały badawcze spojrzenia na pozostałych klientów.
Wnikliwy obserwator mógłby dojrzeć w tych oczach błysk szaleństwa. Nie był to jednak objaw jakiejś choroby psychicznej, lecz raczej skutek alkoholu, który od pewnego czasu stale krążył w jego ciele. Marmieładow był bowiem bezdennie zrozpaczony sytuacją w jakiej znalazł się razem z całą swoją rodziną, a że był człowiekiem nad wyraz słabym psychicznie i niezaradnym życiowo coraz bardziej pogrążał się w nałogu. Alkohol rozwiązywał mu język, tak, że Marmieładow sprawiał wrażenie osoby towarzyskiej i otwartej na otaczający świat. Były to jednak tylko pozory. Marmieładow czuł się bezsilny i winny, że jego rodzina głoduje, mieszka kątem u obcych ludzi, którzy ich poniżają, a ukochana córka zarabia na chleb sprzedając swe ciało na ulicy, nie podejmował jednak konkretnych działań, aby zmienić tę sytuację. Żyjąc przez długie lata pod rządami apodyktycznej żony uzależnił się od niej i nie był już w stanie podejmować autonomicznych decyzji. Wytrwale znosił jej ataki, czyniąc z siebie ofiarę, zdolną znieść wszystko w imię wielkiej miłości i poświecenia. Taką też wizje swojej osoby roztaczał przed osobami przypadkowo poznanymi w barze, licząc na ich zrozumienie i litość. Jednak o wiele częściej słuchacze ci wyśmiewali się z niego, gdyż był on dla nich egoistą, który tylko użala się nad sobą, podczas gdy tragedię rodziny spycha na dalszy plan. Twierdził on nawet, rozgrzeszając przy tym samego siebie, że te cierpienia będą im, już na tamtym świecie wynagrodzone, kiedy to on będzie nawet po śmierci musiał się męczyć. A to dla Marmieładowa było już szczytem ofiarności jakiej się podjął.
Chcąc obiektywnie zanalizować postać Marmieładowa trzeba przyznać, że kochał swoją rodzinę i chciał być dla nich dobry, jednak jego niezaradność i lenistwo a także uzależnienie od alkoholu, paradoksalnie prowadziły do innych skutków. Mylił by się jednak ktoś bardzo poważnie, gdyby twierdził, że Marmieładow był samotnym wyjątkiem. Takich jak on w ówczesnej Rosji można było liczyć w tysiącach. Również i w dzisiejszych czasach, w wielu krajach żyją tysiące lub nawet i miliony Marmieładowów, tak samo niezaradnych, bezsilnych i nieszczęśliwych. Najważniejsze jest jednak to, by dać im szansę, by nie rozczulali się nad sobą, nie poddawali, a czym prędzej zaczęli coś robić tak, by w końcu było lepiej.