Obraz opowiada o prawdziwych wydarzeniach z 2004 roku, kiedy to fala tsunami zalała Azję, pozbawiając życia setki tysięcy ludzi. Watts i McGregor wcielają się w małżonków, którzy wraz z trójką synów jadą na wakacje do Tajlandii. Rankiem 26 grudnia ich wymarzony urlop zamienia się w koszmar.
Siedząc w kinie na seansie dzieła Juana Antonia Bayony, człowiek marzy o tym, by mieć pilota. Chociażby z jednym przyciskiem – fast forward. Film prawie nie ma dialogów, a te, które się pojawiają bez problemu można sobie samemu dopowiedzieć. „Ratunku, pomocy, mamo, szukam żony i syna”. Spokojnie można by więc film na przyspieszeniu obejrzeć. Dzięki temu, uniknęlibyśmy kilku nieznośnie patetycznych i na siłę melodramatycznych sekwencji. Ręce dramatycznie próbujące się dosięgnąć, zagubione dziecko, które głaszcząc po głowie, próbuje dodać kobiecie otuchy, staruszkowie robiący nosze z drzwi, ojciec żegnający się z synami, dziecko w ramionach ojca. Generalnie, dużo scen z udziałem dzieci mających na celu wyciskać łzy. Dla równowagi nieco drastycznych scen – otwarta rana, martwy pies. Rozumiem tragedię. Rozumiem, że muszą być krzyk, płacz, krew, ale czy koniecznie musi to być pokazane za pomocą tanich emocjonalnych sztuczek i wzniosłej muzyki?
Tsunami uderza w 15. minucie i trzeba przyznać, że widok żywiołu na dużym ekranie robi wrażenie. Dalej mamy niestety film na poziomie telewizyjnym, z tym, że z udziałem gwiazd. Obraz oparty jest na prawdziwej historii, szkoda tylko, że została ona opowiedziana w sposób banalny, na siłę wzruszający, przesadnie dramatyczny. chodzi ci o ten film co zalało tsunami azje? to to! prszę o naj ;d
Prosze :d
Obraz opowiada o prawdziwych wydarzeniach z 2004 roku, kiedy to fala tsunami zalała Azję, pozbawiając życia setki tysięcy ludzi. Watts i McGregor wcielają się w małżonków, którzy wraz z trójką synów jadą na wakacje do Tajlandii. Rankiem 26 grudnia ich wymarzony urlop zamienia się w koszmar.
Siedząc w kinie na seansie dzieła Juana Antonia Bayony, człowiek marzy o tym, by mieć pilota. Chociażby z jednym przyciskiem – fast forward. Film prawie nie ma dialogów, a te, które się pojawiają bez problemu można sobie samemu dopowiedzieć. „Ratunku, pomocy, mamo, szukam żony i syna”. Spokojnie można by więc film na przyspieszeniu obejrzeć. Dzięki temu, uniknęlibyśmy kilku nieznośnie patetycznych i na siłę melodramatycznych sekwencji. Ręce dramatycznie próbujące się dosięgnąć, zagubione dziecko, które głaszcząc po głowie, próbuje dodać kobiecie otuchy, staruszkowie robiący nosze z drzwi, ojciec żegnający się z synami, dziecko w ramionach ojca. Generalnie, dużo scen z udziałem dzieci mających na celu wyciskać łzy. Dla równowagi nieco drastycznych scen – otwarta rana, martwy pies. Rozumiem tragedię. Rozumiem, że muszą być krzyk, płacz, krew, ale czy koniecznie musi to być pokazane za pomocą tanich emocjonalnych sztuczek i wzniosłej muzyki?
Tsunami uderza w 15. minucie i trzeba przyznać, że widok żywiołu na dużym ekranie robi wrażenie. Dalej mamy niestety film na poziomie telewizyjnym, z tym, że z udziałem gwiazd. Obraz oparty jest na prawdziwej historii, szkoda tylko, że została ona opowiedziana w sposób banalny, na siłę wzruszający, przesadnie dramatyczny. chodzi ci o ten film co zalało tsunami azje? to to! prszę o naj ;d