Yola Czaderska-Hayek: Nie jest tajemnicą, że tytułowa postać w filmie "Salt" miała być mężczyzną. Czy miałaś jakiś wpływ na zmiany w scenariuszu, gdy dostałaś rolę?
Angelina Jolie: Poprosiłam o dwie modyfikacje. W pierwotnej wersji scenariusza bohater miał żonę i dziecko, a w finale, po kulminacji przechodził emocjonalną przemianę i był w stanie powiedzieć "Kocham cię". Okazywał, że jest człowiekiem, a nie tylko maszyną do zabijania. Uznałam, że w przypadku kobiety reakcja podobnego typu nie byłaby niczym zaskakującym. Dlatego scena została usunięta. Poza tym Salt w żaden sposób nie mogłaby pozwolić sobie na dziecko. To z pozoru nie są jakieś wielkie zmiany, ale w rzeczywistości miały wpływ na całą konstrukcję filmu.
Dlaczego Evelyn Salt nie może mieć dziecka?
Z prostego powodu. Miałaby świadomość, że syn lub córka to jej słaby punkt, który mogą wykorzystać przeciwnicy. Cóż, w zawodzie szpiega odczuwanie miłości to po prostu przeszkoda. Ale do pewnego stopnia rozumiem bohaterkę filmu. Ja też nie boję się o siebie, ale bardzo często denerwuję się, że któreś z moich dzieci zrobi sobie krzywdę. Nie zniosłabym, gdyby coś złego przytrafiło się mojej rodzinie.
Jak udaje Ci się zapanować nad całą gromadką dzieciaków?
Rozmawiam z nimi. Każde z nich jest inne od pozostałych. Niektóre są bardzo odważne, rozbiegane i trzeba mieć je bez przerwy na oku. Inne z kolei bywają strachliwe i trzeba postępować z nimi delikatnie. Cały sekret sprowadza się do tego, by znać swoje dzieci, wiedzieć, jakimi są ludźmi i czego można od nich oczekiwać. Wydawanie rozkazów nie zdaje się na wiele. Wolę raczej tłumaczyć im, żeby nie robiły tego czy tamtego, bo to niebezpieczne i można się skaleczyć. Pewnych rzeczy lepiej nie dotykać, jeśli człowiek nie umie się z nimi obchodzić. Trzeba po prostu umieć dotrzeć do dzieci, choć prawdę mówiąc, każdego dnia uczę się tego na nowo.
Wspominałaś ostatnio, że rozważasz zakończenie kariery aktorskiej, żeby poświęcić się wyłącznie akcjom charytatywnym. Czy to prawda? Rzeczywiście chcesz się wycofać?
Mam wrażenie, że w mediach niepotrzebnie rozdmuchano ten temat. Nie zamierzam na razie się wycofywać, choćby tylko dlatego, że wiążą mnie umowy z wytwórniami. Przez najbliższe lata czeka mnie sporo pracy, a kiedy już skończą się wszystkie zobowiązania, zamierzam zwolnić tempo i kręcić tylko takie filmy, na jakie będę miała ochotę. Poza tym nie mam pojęcia, co przyniesie przyszłość. Być może więcej czasu trzeba będzie poświęcić dzieciom. Trudno mi układać jakieś dalekosiężne plany. Na razie zamierzam po prostu pracować i spędzać z Bradem i dziećmi tyle czasu, ile się da. No i podróżować.
Jesteś typem mamy "na walizkach". Nie obawiasz się, że ciągłe przeprowadzki będą miały niekorzystny wpływ na Twoje dzieci?
Staram się, aby na tym jak najwięcej skorzystały. Kiedy byliśmy we Włoszech, zapisałam je na lekcje włoskiego, opowiadałam im też o historii tego kraju, pokazałam, jak wygląda Wenecja. Z kolei we Francji starałam się wytłumaczyć im, jak doszło do Rewolucji Francuskiej. Poza tym w Europie żyje się zupełnie inaczej niż w Ameryce. Przede wszystkim spokojniej. W USA nie do pomyślenia byłyby te długie, ciągnące się bez końca obiady Francuzów czy kolacje Włochów. No i te leniwe spacery. Amerykanie ciągle się dokądś spieszą. Zapomnieli już, co to znaczy chodzić powoli. Dzięki temu, że z Bradem stać nas na to, chcemy przyzwyczaić nasze dzieci raczej do europejskiego trybu życia.
Zapytam z ciekawości: naprawdę nie boisz się o siebie?
Wiem, że zabrzmi to śmiesznie, ale nie. Być może powinnam, bo czasami łatwo przekroczyć granicę, za którą kończy się odwaga, a zaczyna głupota. Wiem coś o tym i do dziś mam blizny po paru takich wyczynach. Tak się jednak składa, że często gram w filmach, w których pojawiają się kaskaderskie sceny, a że uwielbiam przypływ adrenaliny, więc najchętniej nie korzystałabym w ogóle z pomocy dublerów. Dla mnie skoki z wysokości czy bieganie po wąskich krawędziach to naprawdę nie problem. Robiłam to wiele razy i mogłabym jeszcze. Teraz jedynie powstrzymuje mnie obawa o rodzinę.
Scenariusz "Salt" dostałaś do przeczytania tuż po tym, jak urodziłaś bliźnięta. Nie przerażały Cię opisy scen akcji? Musiałaś mieć świadomość, że będą wymagały od Ciebie mnóstwa wysiłku.
Rzeczywiście łatwo nie było. Po urodzeniu dzieci przez jakiś czas dochodziłam do siebie. Pamiętam, że kiedy po raz pierwszy podniosłam się z łóżka i wyszłam na dwór, spróbowałam przebiec się kawałek. Nie byłam w stanie! Musiał minąć co najmniej tydzień, zanim w ogóle mogłam pomyśleć o bieganiu. Dlatego na plan szłam z duszą na ramieniu. Bałam się, że wciąż będę zbyt słaba, żeby cokolwiek zdziałać. Ale podczas ćwiczeń, przygotowań, a potem w trakcie realizacji zdążyłam nabrać kondycji. Zdjęcia zakończyłam w całkiem dobrej formie!
Sceny jazdy na motocyklu i z wbieganiem na ścianę musiały być wyjątkowo trudne.
Sprawa ze ścianą wyszła dość zabawnie. Reżyser zapytał mnie: "Czy potrafisz wbiec na ścianę?". Odparłam: "Nie, chyba nie dam rady". Na co usłyszałam: "Spróbuj". Dali mi buty na gumowej podeszwie. Wzięłam rozbieg… i wskoczyłam na ścianę! Udało się już za pierwszym razem. Z motocyklem natomiast było trochę gorzej. Dawno nie jeździłam i miałam kłopoty z opanowaniem kierownicy. Na szczęście pomógł mi Brad. Wybraliśmy się razem na parę wycieczek motocyklowych i dzięki temu z powrotem przyzwyczaiłam się do jazdy.
Nigdy nie zdarzyło Ci się pomyśleć przed jakąś akrobatyczną sceną: "Nie, to zbyt niebezpieczne. Niech to za mnie zrobi kaskader"?
Pamiętaj o jednym: większość tych wyczynów, które widać na ekranie, tylko wygląda niebezpiecznie. Ekipa kaskaderów dba o przygotowanie każdej sceny, buduje też cały system zabezpieczeń, żeby nikomu nie stała się krzywda. Zanim pozwolą mi, powiedzmy, wspiąć się na ścianę, najpierw sami przeprowadzają próby, żeby upewnić się, że to jest fizycznie możliwe i że nic się na przykład nie zawali pod ciężarem. Zresztą pracujemy razem już tyle lat, że mam do nich pełne zaufanie. Kiedy wreszcie pozwalają mi wyjść przed kamerę, to wiem, że wszystko zostało zapięte na ostatni guzik i nic mi nie grozi.
Łatwo Ci było wejść w skórę agentki CIA?
Wbrew pozorom nie tak bardzo. Przygotowując się do realizacji filmu, zebrałam sporo informacji na temat kobiet pracujących w Centralnej Agencji Wywiadowczej. Mają wyjątkowo trudne życie, wiedzą bowiem, że pewne rzeczy muszą utrzymywać w tajemnicy przed rodziną, a przede wszystkim przed własnymi mężami. Po prostu o sprawach zawodowych nie mówi się w domu, niezależnie od tego, co się dzieje w biurze. A ja nie wyobrażam sobie, bym nie mogła porozmawiać z najbliższą osobą o tym, co mnie gnębi, co sprawia mi problem. Nie wytrzymałabym długo w takiej pracy.
Evelyn Salt została do niej wyszkolona w dzieciństwie. Nieufność ma we krwi. To prawda. Czytając scenariusz, bez przerwy myślałam o moim synku, Paksie. Gdy poznałam go w Wietnamie, miał trzy latka. Spotkaliśmy się w sierocińcu. Pamiętam, że dałam mu w prezencie jakąś zabawkę, a on natychmiast mi ją oddał, ponieważ nie był przyzwyczajony, że może mieć coś, co należy tylko do niego. Wtedy omal się nie rozpłakałam. Nie chcę oczywiście oskarżać władz sierocińca o złe traktowanie dzieci. Po prostu wprowadzili takie, a nie inne zasady, by utrzymać tych małych ludzi w ryzach. Może skuteczne, ale na pewno surowe. Widzę zresztą nawet dziś, że przeżycia z sierocińca pozostawiły w Paksie głęboki ślad. Nadal przestrzega dyscypliny, choć nikt go już tak ściśle nie kontroluje. Musi pewnie minąć trochę czasu, zanim nauczy się korzystać z tej swobody, którą mu daliśmy. Jego sytuacja skojarzyła mi się z przejściami bohaterki "Salt", którą od najmłodszych lat szkolili Rosjanie.
Jednego z nich zagrał Daniel Olbrychski. Rzadko zdarza się, żeby polski aktor trafił do hollywoodzkiej produkcji, i do tego jeszcze wystąpił w jednej z kluczowych ról. Jak Ci się z nim współpracowało?
Wspaniale! Zrobił znakomite wrażenie na wszystkich. Wniósł do filmu niezwykle istotny element: wiarygodność. Nie tyle zagrał Rosjanina, co po prostu stał się nim. W jego kreacji nie ma ani śladu przerysowania, jest pełen realizm. Praca z Danielem była prawdziwą przyjemnością. Czuje się, że to jeden z najwybitniejszych aktorów europejskich. Podszedł do swojej roli z olbrzymim skupieniem. Nawet podczas przerw między ujęciami pozostawał skoncentrowany. Zaimponował mi tą powagą i wewnętrzną dyscypliną. Myślę, że nam wszystkim na planie posłużył jako wzór do naśladowania. A poza tym jest po prostu przeuroczy.
Zakończenie "Salt" otwiera możliwość kontynuacji. Czy to znaczy, że powstaną kolejne części?
Mam nadzieję, że widzowie będą tego chcieli. Z przyjemnością zagrałabym w sequelu, ponieważ ta postać ma potencjał, który można wykorzystać na wiele sposobów, zupełnie jak w przypadku Jamesa Bonda czy Jasona Bourne'a. Tak naprawdę bardzo niewiele wiemy o Evelyn Salt, o jej przeszłości, o jej szkoleniu… Ta kobieta ciągle zmaga się z tajemnicami przeszłości, nie potrafi pogodzić się z tym, kim jest. A dzięki umiejętności charakteryzacji i wtapiania się w tłum może pojawić się w dowolnym kraju, nie ma przed sobą żadnych ograniczeń. Lubię przebieranki, a jeszcze bardziej uwielbiam podróże, więc z przyjemnością zjeździłabym świat razem z nią.
Podpisałaś kontrakt tylko na jeden film czy na całą serię?
Tylko na jeden. Ale jeśli poproszą mnie o udział w sequelu, to nie odmówię.
Uważasz, że Evelyn Salt ma szansę zostać następczynią Jamesa Bonda?
A czemu nie? Bardzo chciałabym zerwać z pewnym stereotypem dotyczącym kina akcji. Istnieje takie niepisane założenie, że w tego rodzaju bohater musi być mężczyzną. Nikogo nie dziwi widok Bonda czy Jasona Bourne'a wykonującego niebezpieczne akrobacje. Kiedy zaś w podobnych scenach występuje kobieta, od razu przyjmujemy, że to nieprawda i oderwana od rzeczywistości fantazja. Dlatego właśnie zależało mi na tym, by w "Salt" zadbać o realizm. By widzowie uwierzyli, że bohaterka naprawdę jest w stanie bić się z facetami i strzelać lepiej od nich.
Według Ciebie "Salt" to film feministyczny?
Według mnie to film, który pozwala kobietom uwierzyć w siebie. Pozwala im przekonać się, że są w stanie walczyć o siebie i o najbliższych, że potrafią być silne fizycznie i psychicznie. Pamiętam, że w dzieciństwie oglądałam produkcje z Bondem i brakowało mi czegoś w podobnym stylu, ale dla dziewczynek. Nakręciłam "Salt" z myślą o moich córkach, by zobaczyły na własne oczy, że kobiety wcale nie są gorsze od swoich partnerów.
Nie lubisz Bonda?
Tego nie powiedziałam! Oczywiście uwielbiam Bonda i uważam, że Daniel Craig jest świetny w tej roli. Marzę o tym, by Bond i Salt mogli spotkać się na ekranie.
No dobrze, na koniec muszę Ci zadać pytanie: sypiesz sól [po angielsku: salt - Y. Cz.-H.] do każdej potrawy?
Jasne (śmiech). Gotowanie to nie jest coś, co wychodzi mi najlepiej, dlatego korzystam z każdej przyprawy, jaką mam pod ręką. Solę bardzo dużo.
To jest wywiad ktory pisalem do szkoly mam nadzieje ze pomoglem pozdrawiam :)
Yola Czaderska-Hayek: Nie jest tajemnicą, że tytułowa postać w filmie "Salt" miała być mężczyzną. Czy miałaś jakiś wpływ na zmiany w scenariuszu, gdy dostałaś rolę?
Angelina Jolie: Poprosiłam o dwie modyfikacje. W pierwotnej wersji scenariusza bohater miał żonę i dziecko, a w finale, po kulminacji przechodził emocjonalną przemianę i był w stanie powiedzieć "Kocham cię". Okazywał, że jest człowiekiem, a nie tylko maszyną do zabijania. Uznałam, że w przypadku kobiety reakcja podobnego typu nie byłaby niczym zaskakującym. Dlatego scena została usunięta. Poza tym Salt w żaden sposób nie mogłaby pozwolić sobie na dziecko. To z pozoru nie są jakieś wielkie zmiany, ale w rzeczywistości miały wpływ na całą konstrukcję filmu.
Dlaczego Evelyn Salt nie może mieć dziecka?
Z prostego powodu. Miałaby świadomość, że syn lub córka to jej słaby punkt, który mogą wykorzystać przeciwnicy. Cóż, w zawodzie szpiega odczuwanie miłości to po prostu przeszkoda. Ale do pewnego stopnia rozumiem bohaterkę filmu. Ja też nie boję się o siebie, ale bardzo często denerwuję się, że któreś z moich dzieci zrobi sobie krzywdę. Nie zniosłabym, gdyby coś złego przytrafiło się mojej rodzinie.
Jak udaje Ci się zapanować nad całą gromadką dzieciaków?
Rozmawiam z nimi. Każde z nich jest inne od pozostałych. Niektóre są bardzo odważne, rozbiegane i trzeba mieć je bez przerwy na oku. Inne z kolei bywają strachliwe i trzeba postępować z nimi delikatnie. Cały sekret sprowadza się do tego, by znać swoje dzieci, wiedzieć, jakimi są ludźmi i czego można od nich oczekiwać. Wydawanie rozkazów nie zdaje się na wiele. Wolę raczej tłumaczyć im, żeby nie robiły tego czy tamtego, bo to niebezpieczne i można się skaleczyć. Pewnych rzeczy lepiej nie dotykać, jeśli człowiek nie umie się z nimi obchodzić. Trzeba po prostu umieć dotrzeć do dzieci, choć prawdę mówiąc, każdego dnia uczę się tego na nowo.
Wspominałaś ostatnio, że rozważasz zakończenie kariery aktorskiej, żeby poświęcić się wyłącznie akcjom charytatywnym. Czy to prawda? Rzeczywiście chcesz się wycofać?
Mam wrażenie, że w mediach niepotrzebnie rozdmuchano ten temat. Nie zamierzam na razie się wycofywać, choćby tylko dlatego, że wiążą mnie umowy z wytwórniami. Przez najbliższe lata czeka mnie sporo pracy, a kiedy już skończą się wszystkie zobowiązania, zamierzam zwolnić tempo i kręcić tylko takie filmy, na jakie będę miała ochotę. Poza tym nie mam pojęcia, co przyniesie przyszłość. Być może więcej czasu trzeba będzie poświęcić dzieciom. Trudno mi układać jakieś dalekosiężne plany. Na razie zamierzam po prostu pracować i spędzać z Bradem i dziećmi tyle czasu, ile się da. No i podróżować.
Jesteś typem mamy "na walizkach". Nie obawiasz się, że ciągłe przeprowadzki będą miały niekorzystny wpływ na Twoje dzieci?
Staram się, aby na tym jak najwięcej skorzystały. Kiedy byliśmy we Włoszech, zapisałam je na lekcje włoskiego, opowiadałam im też o historii tego kraju, pokazałam, jak wygląda Wenecja. Z kolei we Francji starałam się wytłumaczyć im, jak doszło do Rewolucji Francuskiej. Poza tym w Europie żyje się zupełnie inaczej niż w Ameryce. Przede wszystkim spokojniej. W USA nie do pomyślenia byłyby te długie, ciągnące się bez końca obiady Francuzów czy kolacje Włochów. No i te leniwe spacery. Amerykanie ciągle się dokądś spieszą. Zapomnieli już, co to znaczy chodzić powoli. Dzięki temu, że z Bradem stać nas na to, chcemy przyzwyczaić nasze dzieci raczej do europejskiego trybu życia.
Zapytam z ciekawości: naprawdę nie boisz się o siebie?
Wiem, że zabrzmi to śmiesznie, ale nie. Być może powinnam, bo czasami łatwo przekroczyć granicę, za którą kończy się odwaga, a zaczyna głupota. Wiem coś o tym i do dziś mam blizny po paru takich wyczynach. Tak się jednak składa, że często gram w filmach, w których pojawiają się kaskaderskie sceny, a że uwielbiam przypływ adrenaliny, więc najchętniej nie korzystałabym w ogóle z pomocy dublerów. Dla mnie skoki z wysokości czy bieganie po wąskich krawędziach to naprawdę nie problem. Robiłam to wiele razy i mogłabym jeszcze. Teraz jedynie powstrzymuje mnie obawa o rodzinę.
Scenariusz "Salt" dostałaś do przeczytania tuż po tym, jak urodziłaś bliźnięta. Nie przerażały Cię opisy scen akcji? Musiałaś mieć świadomość, że będą wymagały od Ciebie mnóstwa wysiłku.
Rzeczywiście łatwo nie było. Po urodzeniu dzieci przez jakiś czas dochodziłam do siebie. Pamiętam, że kiedy po raz pierwszy podniosłam się z łóżka i wyszłam na dwór, spróbowałam przebiec się kawałek. Nie byłam w stanie! Musiał minąć co najmniej tydzień, zanim w ogóle mogłam pomyśleć o bieganiu. Dlatego na plan szłam z duszą na ramieniu. Bałam się, że wciąż będę zbyt słaba, żeby cokolwiek zdziałać. Ale podczas ćwiczeń, przygotowań, a potem w trakcie realizacji zdążyłam nabrać kondycji. Zdjęcia zakończyłam w całkiem dobrej formie!
Sceny jazdy na motocyklu i z wbieganiem na ścianę musiały być wyjątkowo trudne.
Sprawa ze ścianą wyszła dość zabawnie. Reżyser zapytał mnie: "Czy potrafisz wbiec na ścianę?". Odparłam: "Nie, chyba nie dam rady". Na co usłyszałam: "Spróbuj". Dali mi buty na gumowej podeszwie. Wzięłam rozbieg… i wskoczyłam na ścianę! Udało się już za pierwszym razem. Z motocyklem natomiast było trochę gorzej. Dawno nie jeździłam i miałam kłopoty z opanowaniem kierownicy. Na szczęście pomógł mi Brad. Wybraliśmy się razem na parę wycieczek motocyklowych i dzięki temu z powrotem przyzwyczaiłam się do jazdy.
Nigdy nie zdarzyło Ci się pomyśleć przed jakąś akrobatyczną sceną: "Nie, to zbyt niebezpieczne. Niech to za mnie zrobi kaskader"?
Pamiętaj o jednym: większość tych wyczynów, które widać na ekranie, tylko wygląda niebezpiecznie. Ekipa kaskaderów dba o przygotowanie każdej sceny, buduje też cały system zabezpieczeń, żeby nikomu nie stała się krzywda. Zanim pozwolą mi, powiedzmy, wspiąć się na ścianę, najpierw sami przeprowadzają próby, żeby upewnić się, że to jest fizycznie możliwe i że nic się na przykład nie zawali pod ciężarem. Zresztą pracujemy razem już tyle lat, że mam do nich pełne zaufanie. Kiedy wreszcie pozwalają mi wyjść przed kamerę, to wiem, że wszystko zostało zapięte na ostatni guzik i nic mi nie grozi.
Łatwo Ci było wejść w skórę agentki CIA?
Wbrew pozorom nie tak bardzo. Przygotowując się do realizacji filmu, zebrałam sporo informacji na temat kobiet pracujących w Centralnej Agencji Wywiadowczej. Mają wyjątkowo trudne życie, wiedzą bowiem, że pewne rzeczy muszą utrzymywać w tajemnicy przed rodziną, a przede wszystkim przed własnymi mężami. Po prostu o sprawach zawodowych nie mówi się w domu, niezależnie od tego, co się dzieje w biurze. A ja nie wyobrażam sobie, bym nie mogła porozmawiać z najbliższą osobą o tym, co mnie gnębi, co sprawia mi problem. Nie wytrzymałabym długo w takiej pracy.
Evelyn Salt została do niej wyszkolona w dzieciństwie. Nieufność ma we krwi. To prawda. Czytając scenariusz, bez przerwy myślałam o moim synku, Paksie. Gdy poznałam go w Wietnamie, miał trzy latka. Spotkaliśmy się w sierocińcu. Pamiętam, że dałam mu w prezencie jakąś zabawkę, a on natychmiast mi ją oddał, ponieważ nie był przyzwyczajony, że może mieć coś, co należy tylko do niego. Wtedy omal się nie rozpłakałam. Nie chcę oczywiście oskarżać władz sierocińca o złe traktowanie dzieci. Po prostu wprowadzili takie, a nie inne zasady, by utrzymać tych małych ludzi w ryzach. Może skuteczne, ale na pewno surowe. Widzę zresztą nawet dziś, że przeżycia z sierocińca pozostawiły w Paksie głęboki ślad. Nadal przestrzega dyscypliny, choć nikt go już tak ściśle nie kontroluje. Musi pewnie minąć trochę czasu, zanim nauczy się korzystać z tej swobody, którą mu daliśmy. Jego sytuacja skojarzyła mi się z przejściami bohaterki "Salt", którą od najmłodszych lat szkolili Rosjanie.
Jednego z nich zagrał Daniel Olbrychski. Rzadko zdarza się, żeby polski aktor trafił do hollywoodzkiej produkcji, i do tego jeszcze wystąpił w jednej z kluczowych ról. Jak Ci się z nim współpracowało?
Wspaniale! Zrobił znakomite wrażenie na wszystkich. Wniósł do filmu niezwykle istotny element: wiarygodność. Nie tyle zagrał Rosjanina, co po prostu stał się nim. W jego kreacji nie ma ani śladu przerysowania, jest pełen realizm. Praca z Danielem była prawdziwą przyjemnością. Czuje się, że to jeden z najwybitniejszych aktorów europejskich. Podszedł do swojej roli z olbrzymim skupieniem. Nawet podczas przerw między ujęciami pozostawał skoncentrowany. Zaimponował mi tą powagą i wewnętrzną dyscypliną. Myślę, że nam wszystkim na planie posłużył jako wzór do naśladowania. A poza tym jest po prostu przeuroczy.
Zakończenie "Salt" otwiera możliwość kontynuacji. Czy to znaczy, że powstaną kolejne części?
Mam nadzieję, że widzowie będą tego chcieli. Z przyjemnością zagrałabym w sequelu, ponieważ ta postać ma potencjał, który można wykorzystać na wiele sposobów, zupełnie jak w przypadku Jamesa Bonda czy Jasona Bourne'a. Tak naprawdę bardzo niewiele wiemy o Evelyn Salt, o jej przeszłości, o jej szkoleniu… Ta kobieta ciągle zmaga się z tajemnicami przeszłości, nie potrafi pogodzić się z tym, kim jest. A dzięki umiejętności charakteryzacji i wtapiania się w tłum może pojawić się w dowolnym kraju, nie ma przed sobą żadnych ograniczeń. Lubię przebieranki, a jeszcze bardziej uwielbiam podróże, więc z przyjemnością zjeździłabym świat razem z nią.
Podpisałaś kontrakt tylko na jeden film czy na całą serię?
Tylko na jeden. Ale jeśli poproszą mnie o udział w sequelu, to nie odmówię.
Uważasz, że Evelyn Salt ma szansę zostać następczynią Jamesa Bonda?
A czemu nie? Bardzo chciałabym zerwać z pewnym stereotypem dotyczącym kina akcji. Istnieje takie niepisane założenie, że w tego rodzaju bohater musi być mężczyzną. Nikogo nie dziwi widok Bonda czy Jasona Bourne'a wykonującego niebezpieczne akrobacje. Kiedy zaś w podobnych scenach występuje kobieta, od razu przyjmujemy, że to nieprawda i oderwana od rzeczywistości fantazja. Dlatego właśnie zależało mi na tym, by w "Salt" zadbać o realizm. By widzowie uwierzyli, że bohaterka naprawdę jest w stanie bić się z facetami i strzelać lepiej od nich.
Według Ciebie "Salt" to film feministyczny?
Według mnie to film, który pozwala kobietom uwierzyć w siebie. Pozwala im przekonać się, że są w stanie walczyć o siebie i o najbliższych, że potrafią być silne fizycznie i psychicznie. Pamiętam, że w dzieciństwie oglądałam produkcje z Bondem i brakowało mi czegoś w podobnym stylu, ale dla dziewczynek. Nakręciłam "Salt" z myślą o moich córkach, by zobaczyły na własne oczy, że kobiety wcale nie są gorsze od swoich partnerów.
Nie lubisz Bonda?
Tego nie powiedziałam! Oczywiście uwielbiam Bonda i uważam, że Daniel Craig jest świetny w tej roli. Marzę o tym, by Bond i Salt mogli spotkać się na ekranie.
No dobrze, na koniec muszę Ci zadać pytanie: sypiesz sól [po angielsku: salt - Y. Cz.-H.] do każdej potrawy?
Jasne (śmiech). Gotowanie to nie jest coś, co wychodzi mi najlepiej, dlatego korzystam z każdej przyprawy, jaką mam pod ręką. Solę bardzo dużo.
To jest wywiad ktory pisalem do szkoly mam nadzieje ze pomoglem pozdrawiam :)