Prosze o opisanie życia codziennego podczas Stanu Wojennego, tak w skócie co sie dzialo itp 10 - 14 zdan
Ala6
Warunki życia codziennego w stanie wojennym nie tylko zupełnie różniły się od dzisiejszych, ale też odbiegały od i tak surowych standardów peerelowskich. Wyróżniłbym dwa czynniki, które moim zdaniem zadecydowały o takim stanie rzeczy. Po pierwsze - wprowadzony dekretami reżim i militaryzacja wielu aspektów życia społecznego - czym zajmę się w pierwszej części mojego wystąpienia. Po drugie - drastyczne pogorszenie sytuacji materialnej społeczeństwa, będące wynikiem katastrofy gospodarki centralnie sterowanej.
Jeśli chodzi o pierwszy aspekt: wraz z pojawieniem się czołgów i transporterów na ulicach, wprowadzono znaczne ograniczenia swobody przemieszczania się obywateli. W godzinach od 22 do 6 rano obowiązywała "godzina milicyjna" (swoją drogą, czy można mówić o "godzinie"?; przecież trwała ona 1/3 doby). W okresie przedświątecznym w większości kraju skrócono ją nieco - trwała od 23 do 5 rano, a w noc wigilijną zawieszono ją ze względu na przewidywany masowy udział wiernych w pasterkach. Ale także i po zniesieniu godziny milicyjnej w połowie 1982 roku, wszechobecne patrole wojskowe i milicyjne miały prawo wylegitymować każdego przechodnia. Dorośli mieli obowiązek posiadania dowodu osobistego, młodzież - legitymacji szkolnej. Brak dokumentów groził aresztem lub dotkliwą karą pieniężną.
Osoby zatrudnione w systemie zmianowym lub nocnym - aby dotrzeć do pracy - musiały uzyskać w swoim zakładzie specjalne przepustki. Utrudniony był sam dojazd - w godzinie milicyjnej nie kursowały taksówki; również wieczorne kursy autobusów były odwołane. Obowiązywał też zakaz opuszczania stałego miejsca pobytu. Na przejazd do innego miasta trzeba było zdobyć stosowne pozwolenie, a w przypadku wyjazdu kilkudniowego - dodatkowo zarejestrować się po przyjeździe w miejscowym urzędzie. Dodajmy, że władze zarówno cywilne jak i mundurowe, mogły odmówić wydania pozwolenia - bez podawania zainteresowanemu przyczyn.
Innym dotkliwie odczuwanym ograniczeniem wolności w czasie stanu wojennego była blokada łączności telekomunikacyjnej. W nocy z 12 na 13 grudnia wyłączono telefony (operacja "Azalia"). Nie odpowiadały nawet numery alarmowe, np. pogotowie ratunkowe. Stąd mówić można o nieokreślonej liczbie "cichych ofiar" stanu wojennego , tj. o ludziach którym nie udzielono pomocy z wyżej wspomnianego powodu. Gdy w styczniu 1982 roku przywrócono połączenia telefoniczne rozmowy międzymiastowe podlegały kontroli. Funkcjonariusze bezpieczeństwa mieli prawo przerwać połączenie gdy uznali, że zagraża to interesom i obronności państwa. Szczególnym zainteresowaniem służb "cieszyły się" rozmowy z zagranicą, przywrócone z okazji święta 22 Lipca w roku 1982. Podobnej cenzurze podlegały listy i przesyłki pocztowe. Początkowo zresztą osoby prywatne nie miały prawa wysyłania paczek, a później należało przynosić je do urzędu pocztowego otwarte, tak aby odpowiedni pracownik sprawdził ich zawartość. Od decyzji cenzora o rekwizycji listu czy paczki na rzecz skarbu państwa (motywowanej potencjalnym zagrożeniem dla interesów państwa!) nie przysługiwało odwołanie. Alternatywą dla zatrzymania nieprawomyślnego listu było częściowe zamazanie jego treści.
Kolejnym przejawem blokady informacyjnej było zawieszenie wydawania gazet - z wyłączeniem "Trybuny Ludu" "Żołnierza Wolności". Obydwa te tytuły rychło zasłużyły sobie na miano "gadzinówek" (nawiązanie do "Nowego Kuriera Warszawskiego" z czasów hitlerowskiej okupacji). Z tytułów lokalnych wychodziły tylko niektóre gazety wojewódzkich komitetów partyjnych. Myśl opozycyjna znowu musiała zejść do podziemia... Zapewne wiele osób niemile ze względów osobistych wspomina dziś wprowadzone przez stan wojenny nowe przepisy organizacji zgromadzeń i imprez masowych. Jedynie nabożeństwa i ceremonie religijne mogły odbywać się bez specjalnych zezwoleń. Inne uroczystości - jak wesela, chrzciny czy nawet prywatki wymagały zgody organów administracyjnych. W pierwszą noc sylwestrową stanu wojennego balów nie było, a Studniówki '82, o ile się odbywały, miały skromny i symboliczny przebieg.
Z innych form wzmożonej kontroli społecznej należałoby wymienić jeszcze wprowadzone zmiany w prawodawstwie (szczególnie tryb doraźny rozpraw i rozszerzenie kompetencji sądów wojskowych) czy chociażby militaryzację większych zakładów pracy i przymus pracy. Mimo całej idącej w parze z nimi represyjności nie miały one tak szerokiego wpływu na ogół ludności. Zresztą reżim ulegał z czasem złagodzeniu, zwłaszcza po zawieszeniu stanu wojennego 19 XII 1982r.
Za to realia życia codziennego były udręką dla całego społeczeństwa. Bowiem sytuacja gospodarcza wcale nie uległa poprawie. Wręcz przeciwnie - spadła wartość produktu krajowego brutto (mimo pacyfikacji strajków!), jeszcze bardziej pogłębiły się charakterystyczne dla ustroju problemy z zaopatrzeniem ludności w podstawowe artykuły żywnościowe i gospodarcze. Kartki na cukier funkcjonowały już od kilku lat (wprowadzone w lipcu 1976 roku). Także przed stanem wojennym wprowadzono reglamentację na mięso, mąkę, ryż, masło i tłuszcze, mleko dla niemowląt, czekoladę, cukierki, proszek do prania, papierosy i alkohol - co wiele osób uznało za zapowiedź ostatecznego krachu systemu - a nawet na pieluchy dla niemowląt. Po kilku miesiącach rządów WRON wprowadziła kartki na benzynę i zeszyty a w sezonie zimowym 1982-83 weszły do użytku kupony na obuwie. Niewątpliwie oryginalnym osiągnięciem ówczesnej ekipy rządzącej były tzw. "Karty zaopatrzeniowe", czyli "kartki na kartki". Miały one ukrócić proceder wymuszania kolejnych bloczków z przydziałami, czego najpowszechniejszą metodą było zgłaszanie ich fikcyjnego zagubienia. Odbiór "Karty zaopatrzenia" był potwierdzony w dowodzie osobistym pieczęcią z wydającego ją zakładu pracy (tak na marginesie, to czego wówczas nie odnotowywano w dowodzie - nawet fakt zakupu muszli klozetowej). Zgubienie "kartki na kartki" oznaczało przepadek prawa do tych najskromniejszych przydziałów, teoretycznie tylko gwarantowanych przez państwo. Kartki bowiem często nie miały pokrycia w towarze (stąd częściej mówi się, że były np. "kartki na mięso", niż "mięso na kartki"). Dlatego, choć standardowe kartki wydawano na każdy poszczególny miesiąc, władze lokalne nieraz przedłużały ważność blankietów niezrealizowanych z powodu braku artykułów.
Innym sposobem zapewnienia realizacji kuponów było ogłoszenie możliwości zastąpienia jednego artykułu innym. Przy odrobinie szczęścia można było kupić "sześć jaj świeżych na dodatkowy odcinek kartki na buty", a na tzw. kupony rezerwowe zamiast cukru np. papierosy albo rajstopy (obowiązkowo "rzucane" na rynek przed Dniem Kobiet).
Za dodatkową niedogodność w tym systemie dystrybucji należy uznać fakt, iż kartek nie odbierało się w jednym miejscu. Te na żywność wydawał zakład pracy, podobnie jak jednorazowe asygnaty na obuwie; kartki dla kobiet w ciąży i niemowląt - wypisywały ośrodki zdrowia, zaś zatankowanie auta było poświadczone pieczęcią, początkowo na odwrocie pokwitowania OC, następnie na blankiecie wydawanym przez PZU. Jest jeszcze sprawa wielkości przydziału poszczególnych artykułów. Łamiąc zasadę równości - wcielono w życie "klasowy" podział społeczeństwa. Najlepsze przydziały mięsno-tłuszczowe mieli górnicy (sprzedaż węgla była głównym źródłem dewiz!). Ci pracujący pod ziemią mogli oni wykupić do 7 kg mięsa na miesiąc, dwukrotnie więcej niż zwykli robotnicy (teoretycznie "klasa rządząca") i kobiety w ciąży i trzykrotnie więcej niż inteligenci i dzieci (dostawali na równi do 2,3 kg mięsa). Inteligenci byli pokrzywdzeni również przy innych artykułach, ale na osłodę dostawali 2 kg cukru, pół kilograma więcej niż inne grupy. Wszystkim przysługiwało pół kilograma masła, które naprawdę było wówczas luksusem. W najgorszej sytuacji byli chłopi indywidualni - jeśli chodzi o żywność, to w znacznym stopniu byli zdani na siebie.
Natomiast przy rozdziale środków czystości podzielono społeczeństwo według kryteriów geograficznych. Mieszkańcy skażonych ekologicznie regionów (woj. katowickie, Wałbrzych, Kraków) dostawali kupony na 0,5 kg proszku do prania i 1 mydło na miesiąc, zaś pozostali 0,3 kg proszku i, co najbardziej szokuje - 1 mydło na dwa miesiące!
Tyle jeśli chodzi o artykuły pierwszej potrzeby. Z pozostałych warto wspomnieć jeszcze o benzynie - gdyż jej dystrybucja była również ograniczona, mimo pomocy z ZSRR. Samochody osobowe można było zatankować tylko 3 razy w miesiącu i nigdy więcej niż 10 litrów paliwa - co sprawdzano w pokwitowaniach OC. Wskutek ciągłych braków w zaopatrzeniu rozwinięto produkcję towarów zastępczych, o dużo gorszej jakości, jak tzw. wyroby czekoladopodobne czy bielizna z tasiemką zamiast gumki. Obniżono normy jakości i dopuszczano do sprzedaży buble czy wręcz odpady produkcyjne - na wagę sprzedawano odpadki pończosznicze lub papierosy, które należało samemu pociąć.
Niewiele, o ile w ogóle, poprawiało to sytuację. Sprzedawcy tłumaczyli że trudno jest "wystawiać twarze zamiast towarów przyjmując różne, często niewybredne komentarze klientów." Nadal ustawiały się w sklepach kolejki. Problem ten starano się rozwiązać poprzez przypisywanie klientów do placówek handlowych. Każdy obywatel mógł realizować kartkę tylko w wybranym przez siebie sklepie, (jego nazwa widniała na bloczku). Nie ulega wątpliwości, że najlepiej było znaleźć "dojście do sklepowej", która mogła dla znajomych schować "pod ladę" mięso, cytryny, rajstopy czy papier toaletowy... Oczywiście należało odpowiednio podziękować.
Na najbardziej deficytowe towary, jak pralki, lodówki, telewizory itp. tworzono "listy społeczne". Chętni na zakup tak rzadko pojawiających się rzeczy nie musieli stać dzień i noc, ale pełnili na zmianę dyżury w kolejce i codziennie rano meldowali się pod upatrzonym sklepem, aby potwierdzić gotowość zakupu i sprawdzić, czy jakimś cudem nie nadeszła już ta upragniona chwila.
Wydawać by się mogło, że skoro nic nie można było dostać w sklepach, to obywatele powinni mieć w domu nadmiar pieniędzy. Nic bardziej mylącego. Po pierwsze: na początku 1982 roku Rada Ministrów wprowadziła "nowe ceny" - podwyżki objęły artykuły spożywcze, opał i energię. Miały bardzo drastyczny charakter i sięgały niekiedy nawet kilkuset procent. Nałożyły się one na odczuwalny spadek dochodów, spowodowany częstymi przestojami w produkcji wskutek braku dostaw surowców i podzespołów (stąd zbiórki makulatury czy złomu, śmieszą dziś metody zachęty społeczeństwa do takich akcji: na Wybrzeżu za 300 kapsli po wodzie sodowej można było kupić majtki). Po drugie: istniała wręcz konieczność dokonywania zakupów na czarnym rynku, gdzie obowiązywały ceny dwu- a nawet trzykrotnie wyższe od oficjalnych, także od tych podwyższonych. "Rąbankę", ser czy jajka można było kupić od przywożącej je do miasta przysłowiowej "baby", lub też samemu udać się na wieś, gdzie było taniej, ale zważywszy na kontrolę milicyjną na drogach - także niebezpieczniej. Władze podejmowały akcje przeciw "spekulantom" (kryptonim "Rynek"). Nie mogły one przecież przynieść trwałych efektów - zbyt wielkie było zapotrzebowanie społeczne na tego typu działalność, a co za tym idzie - poparcie dla niej.
W tak tragicznej sytuacji, gdy brak było dosłownie wszystkiego (może poza octem i musztardą - to też symbol epoki), duże znaczenie miały nadchodzące zza granicy paczki. Zawierały one konserwy, olej, herbatę, odzież, lekarstwa, odżywki dla dzieci oraz kosmetyki, a nawet tak luksusowe produkty takie jak prawdziwa kawa i czekolada. Rozdzielaniem tych darów zajmowały się instytucje kościelne. Jakby w odpowiedzi na to nadchodziła także pomoc od bratnich organizacji socjalistycznych. I tak pod koniec roku 1981 niektóre (co w żadnym przypadku nie oznacza - przypadkowe) dzieci otrzymały "od kolegów" zza Odry słodkie prezenty wysłane pod hasłem "Pionierzy NRD przesyłają dzieciom polskim, cierpiącym na skutek kontrrewolucji, paczki świąteczne pod choinkę". Kreśląc obraz codzienności w stanie wojennym skoncentrowałem się na systemie reglamentacji kartkowej, gdyż najlepiej świadczy on o ówczesnym poziomie życia. Muszę pominąć wiele innych aspektów, ale nie jeden, trwający aż do końca PRL. Chodzi o atmosferę tamtych dni. Po zrywie "Solidarności", nadziejach i troskach jakie mu towarzyszyły, nadeszły lata zupełnej beznadziei. Stan psychiczny społeczeństwa określał wzrost liczby samobójstw, schorzeń psychicznych (depresja, mania prześladowcza). Tragiczna sytuacja w budownictwie mieszkaniowym powodowała konflikty pokoleniowe. W zakładach pracy kariery robili "partyjniacy"; szerzyły się patologie społeczne - złodziejstwo i alkoholizm (bimber pędzono ze wszystkiego, nawet z rodzynek i dżemów). Relacje między walczącymi o żywność były okropne. Z czasem słabły przejawy protestu przeciw wprowadzeniu stanu wojennego - palenie świec 13-go dnia każdego miesiąca, spacery i wystawianie na parapety telewizorów monitorem na zewnątrz w porze emisji dziennika, noszenie oporników (znaczki "Solidarności" były karane mandatami). Wiele osób, nie tylko prześladowanych przez władze stanu wojennego, ale i takich, które nie widziały swego miejsca w tej rzeczywistości, zdecydowało się na emigrację (podaje się liczby nawet do miliona osób). Zwłaszcza w mniejszych miejscowościach dał się odczuć ten odpływ najbardziej energicznych i społecznie zaangażowanych osób. Jest to strata do dziś odczuwana, o której, wydaje mi się, za mało się mówi.
2 votes Thanks 0
pysia1994
No to tak jak pamiętam z lekcji moze sie przyda ;] i to tak bardziej w punktach ci napisze ;]
- były masowe wysiedlenia Polaków (odbyl;y sie 4 wywózki polaków w latach 1940-41 wyworzono nad Morze Białe, Ural , Jakucka , Jrkucka , Władywostolen itp Polacy trafiali do do jednego z 132 zidentyfikowanych łagrów , wywieziono ok 1,7 mln ludzi - wywłaszczanie Polaków -konfiskowano fabryki , zakłady , majątki ziemski -niszczono cmentarze , kaplice , krzyże , kościoły zamieniano na magazyny -obowiązywał jezyk rosyjski w urzędach i szkołach -uczono zasad komunizmu -nad polakami sprawowano sciasłą kontrolą poprzez rozbudowana sieć konfdentów -dokonywano zbrodni katyńskiej
produkowano bron z niewypoałów wydawano prasę , organizowano występy teatralne w teatrze ludzie zawieralizwiązki małzeńskie, początkowo ludzi chowano w trumny potem ich brakowało gdy brakowało zywnosci pozyskiwano ją z niemieckich magazynów . początkowo wypiekano chleb , lecz z czasem zabrakło maki. wykorzystywano zasoby prywatne przyworzona z działek , ogrodów ,ze zlotów lotniczych. Niemcy odcieli wodę Polakom i zaczęto jej brakować . lecz budowano studnie . nie mozliwe było sie wykąpac . przed studniami padały nieraz niemiecki pociski. gdy brak zywnosci zaczęto równiez zjadac konie itp jecz gdyich brakowało z ulic powoli zaczynały znikac taz psy. Ludzie zaczeli głodowac !
Jeśli chodzi o pierwszy aspekt: wraz z pojawieniem się czołgów i transporterów na ulicach, wprowadzono znaczne ograniczenia swobody przemieszczania się obywateli. W godzinach od 22 do 6 rano obowiązywała "godzina milicyjna" (swoją drogą, czy można mówić o "godzinie"?; przecież trwała ona 1/3 doby). W okresie przedświątecznym w większości kraju skrócono ją nieco - trwała od 23 do 5 rano, a w noc wigilijną zawieszono ją ze względu na przewidywany masowy udział wiernych w pasterkach. Ale także i po zniesieniu godziny milicyjnej w połowie 1982 roku, wszechobecne patrole wojskowe i milicyjne miały prawo wylegitymować każdego przechodnia. Dorośli mieli obowiązek posiadania dowodu osobistego, młodzież - legitymacji szkolnej. Brak dokumentów groził aresztem lub dotkliwą karą pieniężną.
Osoby zatrudnione w systemie zmianowym lub nocnym - aby dotrzeć do pracy - musiały uzyskać w swoim zakładzie specjalne przepustki. Utrudniony był sam dojazd - w godzinie milicyjnej nie kursowały taksówki; również wieczorne kursy autobusów były odwołane. Obowiązywał też zakaz opuszczania stałego miejsca pobytu. Na przejazd do innego miasta trzeba było zdobyć stosowne pozwolenie, a w przypadku wyjazdu kilkudniowego - dodatkowo zarejestrować się po przyjeździe w miejscowym urzędzie. Dodajmy, że władze zarówno cywilne jak i mundurowe, mogły odmówić wydania pozwolenia - bez podawania zainteresowanemu przyczyn.
Innym dotkliwie odczuwanym ograniczeniem wolności w czasie stanu wojennego była blokada łączności telekomunikacyjnej. W nocy z 12 na 13 grudnia wyłączono telefony (operacja "Azalia"). Nie odpowiadały nawet numery alarmowe, np. pogotowie ratunkowe. Stąd mówić można o nieokreślonej liczbie "cichych ofiar" stanu wojennego , tj. o ludziach którym nie udzielono pomocy z wyżej wspomnianego powodu. Gdy w styczniu 1982 roku przywrócono połączenia telefoniczne rozmowy międzymiastowe podlegały kontroli. Funkcjonariusze bezpieczeństwa mieli prawo przerwać połączenie gdy uznali, że zagraża to interesom i obronności państwa. Szczególnym zainteresowaniem służb "cieszyły się" rozmowy z zagranicą, przywrócone z okazji święta 22 Lipca w roku 1982.
Podobnej cenzurze podlegały listy i przesyłki pocztowe. Początkowo zresztą osoby prywatne nie miały prawa wysyłania paczek, a później należało przynosić je do urzędu pocztowego otwarte, tak aby odpowiedni pracownik sprawdził ich zawartość. Od decyzji cenzora o rekwizycji listu czy paczki na rzecz skarbu państwa (motywowanej potencjalnym zagrożeniem dla interesów państwa!) nie przysługiwało odwołanie. Alternatywą dla zatrzymania nieprawomyślnego listu było częściowe zamazanie jego treści.
Kolejnym przejawem blokady informacyjnej było zawieszenie wydawania gazet - z wyłączeniem "Trybuny Ludu" "Żołnierza Wolności". Obydwa te tytuły rychło zasłużyły sobie na miano "gadzinówek" (nawiązanie do "Nowego Kuriera Warszawskiego" z czasów hitlerowskiej okupacji). Z tytułów lokalnych wychodziły tylko niektóre gazety wojewódzkich komitetów partyjnych. Myśl opozycyjna znowu musiała zejść do podziemia...
Zapewne wiele osób niemile ze względów osobistych wspomina dziś wprowadzone przez stan wojenny nowe przepisy organizacji zgromadzeń i imprez masowych. Jedynie nabożeństwa i ceremonie religijne mogły odbywać się bez specjalnych zezwoleń. Inne uroczystości - jak wesela, chrzciny czy nawet prywatki wymagały zgody organów administracyjnych. W pierwszą noc sylwestrową stanu wojennego balów nie było, a Studniówki '82, o ile się odbywały, miały skromny i symboliczny przebieg.
Z innych form wzmożonej kontroli społecznej należałoby wymienić jeszcze wprowadzone zmiany w prawodawstwie (szczególnie tryb doraźny rozpraw i rozszerzenie kompetencji sądów wojskowych) czy chociażby militaryzację większych zakładów pracy i przymus pracy. Mimo całej idącej w parze z nimi represyjności nie miały one tak szerokiego wpływu na ogół ludności. Zresztą reżim ulegał z czasem złagodzeniu, zwłaszcza po zawieszeniu stanu wojennego 19 XII 1982r.
Za to realia życia codziennego były udręką dla całego społeczeństwa. Bowiem sytuacja gospodarcza wcale nie uległa poprawie. Wręcz przeciwnie - spadła wartość produktu krajowego brutto (mimo pacyfikacji strajków!), jeszcze bardziej pogłębiły się charakterystyczne dla ustroju problemy z zaopatrzeniem ludności w podstawowe artykuły żywnościowe i gospodarcze. Kartki na cukier funkcjonowały już od kilku lat (wprowadzone w lipcu 1976 roku). Także przed stanem wojennym wprowadzono reglamentację na mięso, mąkę, ryż, masło i tłuszcze, mleko dla niemowląt, czekoladę, cukierki, proszek do prania, papierosy i alkohol - co wiele osób uznało za zapowiedź ostatecznego krachu systemu - a nawet na pieluchy dla niemowląt. Po kilku miesiącach rządów WRON wprowadziła kartki na benzynę i zeszyty a w sezonie zimowym 1982-83 weszły do użytku kupony na obuwie. Niewątpliwie oryginalnym osiągnięciem ówczesnej ekipy rządzącej były tzw. "Karty zaopatrzeniowe", czyli "kartki na kartki". Miały one ukrócić proceder wymuszania kolejnych bloczków z przydziałami, czego najpowszechniejszą metodą było zgłaszanie ich fikcyjnego zagubienia. Odbiór "Karty zaopatrzenia" był potwierdzony w dowodzie osobistym pieczęcią z wydającego ją zakładu pracy (tak na marginesie, to czego wówczas nie odnotowywano w dowodzie - nawet fakt zakupu muszli klozetowej). Zgubienie "kartki na kartki" oznaczało przepadek prawa do tych najskromniejszych przydziałów, teoretycznie tylko gwarantowanych przez państwo. Kartki bowiem często nie miały pokrycia w towarze (stąd częściej mówi się, że były np. "kartki na mięso", niż "mięso na kartki"). Dlatego, choć standardowe kartki wydawano na każdy poszczególny miesiąc, władze lokalne nieraz przedłużały ważność blankietów niezrealizowanych z powodu braku artykułów.
Innym sposobem zapewnienia realizacji kuponów było ogłoszenie możliwości zastąpienia jednego artykułu innym. Przy odrobinie szczęścia można było kupić "sześć jaj świeżych na dodatkowy odcinek kartki na buty", a na tzw. kupony rezerwowe zamiast cukru np. papierosy albo rajstopy (obowiązkowo "rzucane" na rynek przed Dniem Kobiet).
Za dodatkową niedogodność w tym systemie dystrybucji należy uznać fakt, iż kartek nie odbierało się w jednym miejscu. Te na żywność wydawał zakład pracy, podobnie jak jednorazowe asygnaty na obuwie; kartki dla kobiet w ciąży i niemowląt - wypisywały ośrodki zdrowia, zaś zatankowanie auta było poświadczone pieczęcią, początkowo na odwrocie pokwitowania OC, następnie na blankiecie wydawanym przez PZU.
Jest jeszcze sprawa wielkości przydziału poszczególnych artykułów. Łamiąc zasadę równości - wcielono w życie "klasowy" podział społeczeństwa. Najlepsze przydziały mięsno-tłuszczowe mieli górnicy (sprzedaż węgla była głównym źródłem dewiz!). Ci pracujący pod ziemią mogli oni wykupić do 7 kg mięsa na miesiąc, dwukrotnie więcej niż zwykli robotnicy (teoretycznie "klasa rządząca") i kobiety w ciąży i trzykrotnie więcej niż inteligenci i dzieci (dostawali na równi do 2,3 kg mięsa). Inteligenci byli pokrzywdzeni również przy innych artykułach, ale na osłodę dostawali 2 kg cukru, pół kilograma więcej niż inne grupy. Wszystkim przysługiwało pół kilograma masła, które naprawdę było wówczas luksusem. W najgorszej sytuacji byli chłopi indywidualni - jeśli chodzi o żywność, to w znacznym stopniu byli zdani na siebie.
Natomiast przy rozdziale środków czystości podzielono społeczeństwo według kryteriów geograficznych. Mieszkańcy skażonych ekologicznie regionów (woj. katowickie, Wałbrzych, Kraków) dostawali kupony na 0,5 kg proszku do prania i 1 mydło na miesiąc, zaś pozostali 0,3 kg proszku i, co najbardziej szokuje - 1 mydło na dwa miesiące!
Tyle jeśli chodzi o artykuły pierwszej potrzeby. Z pozostałych warto wspomnieć jeszcze o benzynie - gdyż jej dystrybucja była również ograniczona, mimo pomocy z ZSRR. Samochody osobowe można było zatankować tylko 3 razy w miesiącu i nigdy więcej niż 10 litrów paliwa - co sprawdzano w pokwitowaniach OC.
Wskutek ciągłych braków w zaopatrzeniu rozwinięto produkcję towarów zastępczych, o dużo gorszej jakości, jak tzw. wyroby czekoladopodobne czy bielizna z tasiemką zamiast gumki. Obniżono normy jakości i dopuszczano do sprzedaży buble czy wręcz odpady produkcyjne - na wagę sprzedawano odpadki pończosznicze lub papierosy, które należało samemu pociąć.
Niewiele, o ile w ogóle, poprawiało to sytuację. Sprzedawcy tłumaczyli że trudno jest "wystawiać twarze zamiast towarów przyjmując różne, często niewybredne komentarze klientów." Nadal ustawiały się w sklepach kolejki. Problem ten starano się rozwiązać poprzez przypisywanie klientów do placówek handlowych. Każdy obywatel mógł realizować kartkę tylko w wybranym przez siebie sklepie, (jego nazwa widniała na bloczku).
Nie ulega wątpliwości, że najlepiej było znaleźć "dojście do sklepowej", która mogła dla znajomych schować "pod ladę" mięso, cytryny, rajstopy czy papier toaletowy... Oczywiście należało odpowiednio podziękować.
Na najbardziej deficytowe towary, jak pralki, lodówki, telewizory itp. tworzono "listy społeczne". Chętni na zakup tak rzadko pojawiających się rzeczy nie musieli stać dzień i noc, ale pełnili na zmianę dyżury w kolejce i codziennie rano meldowali się pod upatrzonym sklepem, aby potwierdzić gotowość zakupu i sprawdzić, czy jakimś cudem nie nadeszła już ta upragniona chwila.
Wydawać by się mogło, że skoro nic nie można było dostać w sklepach, to obywatele powinni mieć w domu nadmiar pieniędzy. Nic bardziej mylącego. Po pierwsze: na początku 1982 roku Rada Ministrów wprowadziła "nowe ceny" - podwyżki objęły artykuły spożywcze, opał i energię. Miały bardzo drastyczny charakter i sięgały niekiedy nawet kilkuset procent. Nałożyły się one na odczuwalny spadek dochodów, spowodowany częstymi przestojami w produkcji wskutek braku dostaw surowców i podzespołów (stąd zbiórki makulatury czy złomu, śmieszą dziś metody zachęty społeczeństwa do takich akcji: na Wybrzeżu za 300 kapsli po wodzie sodowej można było kupić majtki). Po drugie: istniała wręcz konieczność dokonywania zakupów na czarnym rynku, gdzie obowiązywały ceny dwu- a nawet trzykrotnie wyższe od oficjalnych, także od tych podwyższonych. "Rąbankę", ser czy jajka można było kupić od przywożącej je do miasta przysłowiowej "baby", lub też samemu udać się na wieś, gdzie było taniej, ale zważywszy na kontrolę milicyjną na drogach - także niebezpieczniej. Władze podejmowały akcje przeciw "spekulantom" (kryptonim "Rynek"). Nie mogły one przecież przynieść trwałych efektów - zbyt wielkie było zapotrzebowanie społeczne na tego typu działalność, a co za tym idzie - poparcie dla niej.
W tak tragicznej sytuacji, gdy brak było dosłownie wszystkiego (może poza octem i musztardą - to też symbol epoki), duże znaczenie miały nadchodzące zza granicy paczki. Zawierały one konserwy, olej, herbatę, odzież, lekarstwa, odżywki dla dzieci oraz kosmetyki, a nawet tak luksusowe produkty takie jak prawdziwa kawa i czekolada. Rozdzielaniem tych darów zajmowały się instytucje kościelne. Jakby w odpowiedzi na to nadchodziła także pomoc od bratnich organizacji socjalistycznych. I tak pod koniec roku 1981 niektóre (co w żadnym przypadku nie oznacza - przypadkowe) dzieci otrzymały "od kolegów" zza Odry słodkie prezenty wysłane pod hasłem "Pionierzy NRD przesyłają dzieciom polskim, cierpiącym na skutek kontrrewolucji, paczki świąteczne pod choinkę".
Kreśląc obraz codzienności w stanie wojennym skoncentrowałem się na systemie reglamentacji kartkowej, gdyż najlepiej świadczy on o ówczesnym poziomie życia. Muszę pominąć wiele innych aspektów, ale nie jeden, trwający aż do końca PRL. Chodzi o atmosferę tamtych dni. Po zrywie "Solidarności", nadziejach i troskach jakie mu towarzyszyły, nadeszły lata zupełnej beznadziei. Stan psychiczny społeczeństwa określał wzrost liczby samobójstw, schorzeń psychicznych (depresja, mania prześladowcza). Tragiczna sytuacja w budownictwie mieszkaniowym powodowała konflikty pokoleniowe. W zakładach pracy kariery robili "partyjniacy"; szerzyły się patologie społeczne - złodziejstwo i alkoholizm (bimber pędzono ze wszystkiego, nawet z rodzynek i dżemów). Relacje między walczącymi o żywność były okropne. Z czasem słabły przejawy protestu przeciw wprowadzeniu stanu wojennego - palenie świec 13-go dnia każdego miesiąca, spacery i wystawianie na parapety telewizorów monitorem na zewnątrz w porze emisji dziennika, noszenie oporników (znaczki "Solidarności" były karane mandatami). Wiele osób, nie tylko prześladowanych przez władze stanu wojennego, ale i takich, które nie widziały swego miejsca w tej rzeczywistości, zdecydowało się na emigrację (podaje się liczby nawet do miliona osób). Zwłaszcza w mniejszych miejscowościach dał się odczuć ten odpływ najbardziej energicznych i społecznie zaangażowanych osób. Jest to strata do dziś odczuwana, o której, wydaje mi się, za mało się mówi.
- były masowe wysiedlenia Polaków (odbyl;y sie 4 wywózki polaków w latach 1940-41 wyworzono nad Morze Białe, Ural , Jakucka , Jrkucka , Władywostolen itp
Polacy trafiali do do jednego z 132 zidentyfikowanych łagrów , wywieziono ok 1,7 mln ludzi
- wywłaszczanie Polaków
-konfiskowano fabryki , zakłady , majątki ziemski
-niszczono cmentarze , kaplice , krzyże , kościoły zamieniano na magazyny
-obowiązywał jezyk rosyjski w urzędach i szkołach
-uczono zasad komunizmu
-nad polakami sprawowano sciasłą kontrolą poprzez rozbudowana sieć konfdentów
-dokonywano zbrodni katyńskiej
produkowano bron z niewypoałów
wydawano prasę , organizowano występy teatralne w teatrze ludzie zawieralizwiązki małzeńskie, początkowo ludzi chowano w trumny potem ich brakowało
gdy brakowało zywnosci pozyskiwano ją z niemieckich magazynów . początkowo wypiekano chleb , lecz z czasem zabrakło maki. wykorzystywano zasoby prywatne przyworzona z działek , ogrodów ,ze zlotów lotniczych. Niemcy odcieli wodę Polakom i zaczęto jej brakować . lecz budowano studnie . nie mozliwe było sie wykąpac . przed studniami padały nieraz niemiecki pociski. gdy brak zywnosci zaczęto równiez zjadac konie itp jecz gdyich brakowało z ulic powoli zaczynały znikac taz psy. Ludzie zaczeli głodowac !
sory za literówki mam nadzieje ze cos sie przyda