•proszę o wywiad z bogdanem wentą 2010® moze byc po jakims meczu albo przed mistrzostwami . :) dzięki z góry <3 •
robal1105
- Z jakim nastawieniem jechaliście do Chorwacji? Jaki były plan?
Pierwsze założenie to w ogóle wyjść z grupy, drugie wyjść z niej z pewną ilością punktów na koncie, ale to już nam się nie udało. Później jednak pokonaliśmy wszystkich faworytów. W związku z tym sytuacja w naszej grupie do samego końca była bardzo napięta, szanse na grę w półfinale miało aż pięć zespołów. Dramaturgia naszego meczu z Norwegią pokazuje jak zacięta była walka i że zwycięzca awansuje, a przegrany spada na piąte miejsce. Widać po nas ile wysiłku nas to kosztowało, jak trudne to były zawody. Ciągłe skupienie i determinacja dają teraz oznaki zmęczenia na naszych twarzach. Jestem dumny z tych chłopaków, bo przeszli naprawdę ciężką szkołę życia.
- Wyróżnianie przez media jednych zawodników, a wytykanie błędów innym… Jak Pan na to reaguje?
To jest grupa. My jesteśmy jak pojazd, który ma pewne osie i koła. Nawet jeśli zmieni się opony z letnich na zimowe to i tak porusza się do przodu. Jeśli się komuś ufa, to trzeba mu to pokazać także wtedy, kiedy ma słabszy dzień lub coś go boli. Tak wygląda praca w sporcie, w którym wielu rzeczy nie możemy zaprogramować. Możemy jedynie dać z siebie wszystko i to jest bardzo istotne.
- Jak jednak odbiera Pan falę krytyki, jaka zalewa drużynę?
Czasami trudno jest oddzielić zawodników od napływających informacji, później jeszcze trudniej jest odciągnąć ich myśli od przykrych komentarzy, które pojawiają się w prasie. Są problemy żeby na nowo zmobilizować takiego gracza. U nas jest albo niebo, albo piekło. Nie ma nic pośrodku, dlatego raz jesteś Bogiem, a następnego dnia nikim. W sporcie bardzo często jest coś pomiędzy! Zadam pytanie – czy Norwegia dlatego, że przegrała z nami różnicą jednej bramki jest złym zespołem? Wydaje mi się, że nie. Walka była wyrównana, mówiono nawet, że zwycięstwo wydawało się być po stronie naszych przeciwników, a zakończyło się inaczej i to my stanieliśmy po stronie słońca, a oni w dużym cieniu. Nie zawsze jest tak, że ze wszystkim musimy się zgadzać, czasem mamy odmienne zdanie. Jednak przez szacunek powinniśmy zwrócić uwagę na to żeby po prostu nie wypowiadać się w niektórych kwestiach. To mój komentarz do uszczypliwych wypowiedzi w mediach.
- Nieprzewidywalność gry jest bardzo wielka. Przekonaliśmy się o tym na turnieju w Chorwacji.
Francuzi pokazali, że można pokonać nawet gospodarza. Natomiast Niemcy, którzy mieli teoretycznie najłatwiejsze zadanie w swojej grupie, wyjechali z jednym remisem na koncie. To daje obraz tego, że był to trudny, nieprzewidywalny turniej. My dwukrotnie wygraliśmy z mistrzami Europy, co nie świadczy o tym, że znaleźliśmy dożywotnio na nich receptę. To wcale nie oznacza, że pokonując ich w Chorwacji za tydzień bylibyśmy w stanie znów ich ograć. W tym spocie ważną rolę odgrywa dyspozycja bramkarza, odpowiedzialność każdego zawodnika, ich samopoczucie, wiele czynników zależy od danego dnia.
- Po meczu z Norwegią mówiono, że jest Pan prorokiem.
To nie jest tak, bo jak już mówiłem jest to gra bardzo nieprzewidywalna. Jako trenerzy szukamy rozwiązania, staramy się do końca zachować zimną głowę. Sytuacja ta przejdzie na pewno do historii, ale to nie jest tak, że mogła zostać zaplanowana czy przewidziana. Założenie było takie żeby odciążyć prawe skrzydło i jak najszybciej pozwolić im oddać rzut tak, abyśmy zyskali jak najwięcej czasu na wykonanie naszej akcji. Ja widziałem smutek na niektórych twarzach już trzy minuty przed końcem, a to tak dużo czasu.
- Czy graliście ładnie dla oka podczas tego turnieju?
Trzeba przyznać, że ktoś, kto na spokojnie spojrzałby okiem fachowca byłby w stanie wytknąć nam wiele błędów, niedociągnięć. W Mistrzostwach Świata gra się o punkty, o zwycięstwo – tu nie ma pięknej gry. To dramaturgia pozwala mówić, że to było fantastyczne spotkanie. Najistotniejszy pozostaje wynik.
- Mówi się o planie minimum i planie maksimum.
Naszym planem minimum było wyjście z grupy, a z każdym meczem stawialiśmy sobie coraz większe wyzwania. Jeżeli jednak stawiasz sobie minimalny cel to wiąże się to z minimalnym nakładem pracy i nigdy nie doprowadzi do końcowego sukcesu.
- Jakie relacje panują w zespole po zejściu z boiska?
To zadziwiające, że media niedowierzają w to, że poza boiskiem dogadujemy się bez problemu, że nie żyjemy ciągle piłką ręczną i nie przenosimy sportowych rozmów poza trening czy mecz. Nie można żyć w ciągłym stresie, mimo tego, że stres jest motorem, że pomaga, to trzeba też umieć pozbywać się jego nadmiaru.
Pierwsze założenie to w ogóle wyjść z grupy, drugie wyjść z niej z pewną ilością punktów na koncie, ale to już nam się nie udało. Później jednak pokonaliśmy wszystkich faworytów. W związku z tym sytuacja w naszej grupie do samego końca była bardzo napięta, szanse na grę w półfinale miało aż pięć zespołów. Dramaturgia naszego meczu z Norwegią pokazuje jak zacięta była walka i że zwycięzca awansuje, a przegrany spada na piąte miejsce. Widać po nas ile wysiłku nas to kosztowało, jak trudne to były zawody. Ciągłe skupienie i determinacja dają teraz oznaki zmęczenia na naszych twarzach. Jestem dumny z tych chłopaków, bo przeszli naprawdę ciężką szkołę życia.
- Wyróżnianie przez media jednych zawodników, a wytykanie błędów innym… Jak Pan na to reaguje?
To jest grupa. My jesteśmy jak pojazd, który ma pewne osie i koła. Nawet jeśli zmieni się opony z letnich na zimowe to i tak porusza się do przodu. Jeśli się komuś ufa, to trzeba mu to pokazać także wtedy, kiedy ma słabszy dzień lub coś go boli. Tak wygląda praca w sporcie, w którym wielu rzeczy nie możemy zaprogramować. Możemy jedynie dać z siebie wszystko i to jest bardzo istotne.
- Jak jednak odbiera Pan falę krytyki, jaka zalewa drużynę?
Czasami trudno jest oddzielić zawodników od napływających informacji, później jeszcze trudniej jest odciągnąć ich myśli od przykrych komentarzy, które pojawiają się w prasie. Są problemy żeby na nowo zmobilizować takiego gracza. U nas jest albo niebo, albo piekło. Nie ma nic pośrodku, dlatego raz jesteś Bogiem, a następnego dnia nikim. W sporcie bardzo często jest coś pomiędzy! Zadam pytanie – czy Norwegia dlatego, że przegrała z nami różnicą jednej bramki jest złym zespołem? Wydaje mi się, że nie. Walka była wyrównana, mówiono nawet, że zwycięstwo wydawało się być po stronie naszych przeciwników, a zakończyło się inaczej i to my stanieliśmy po stronie słońca, a oni w dużym cieniu. Nie zawsze jest tak, że ze wszystkim musimy się zgadzać, czasem mamy odmienne zdanie. Jednak przez szacunek powinniśmy zwrócić uwagę na to żeby po prostu nie wypowiadać się w niektórych kwestiach. To mój komentarz do uszczypliwych wypowiedzi w mediach.
- Nieprzewidywalność gry jest bardzo wielka. Przekonaliśmy się o tym na turnieju w Chorwacji.
Francuzi pokazali, że można pokonać nawet gospodarza. Natomiast Niemcy, którzy mieli teoretycznie najłatwiejsze zadanie w swojej grupie, wyjechali z jednym remisem na koncie. To daje obraz tego, że był to trudny, nieprzewidywalny turniej. My dwukrotnie wygraliśmy z mistrzami Europy, co nie świadczy o tym, że znaleźliśmy dożywotnio na nich receptę. To wcale nie oznacza, że pokonując ich w Chorwacji za tydzień bylibyśmy w stanie znów ich ograć. W tym spocie ważną rolę odgrywa dyspozycja bramkarza, odpowiedzialność każdego zawodnika, ich samopoczucie, wiele czynników zależy od danego dnia.
- Po meczu z Norwegią mówiono, że jest Pan prorokiem.
To nie jest tak, bo jak już mówiłem jest to gra bardzo nieprzewidywalna. Jako trenerzy szukamy rozwiązania, staramy się do końca zachować zimną głowę. Sytuacja ta przejdzie na pewno do historii, ale to nie jest tak, że mogła zostać zaplanowana czy przewidziana. Założenie było takie żeby odciążyć prawe skrzydło i jak najszybciej pozwolić im oddać rzut tak, abyśmy zyskali jak najwięcej czasu na wykonanie naszej akcji.
Ja widziałem smutek na niektórych twarzach już trzy minuty przed końcem, a to tak dużo czasu.
- Czy graliście ładnie dla oka podczas tego turnieju?
Trzeba przyznać, że ktoś, kto na spokojnie spojrzałby okiem fachowca byłby w stanie wytknąć nam wiele błędów, niedociągnięć. W Mistrzostwach Świata gra się o punkty, o zwycięstwo – tu nie ma pięknej gry. To dramaturgia pozwala mówić, że to było fantastyczne spotkanie. Najistotniejszy pozostaje wynik.
- Mówi się o planie minimum i planie maksimum.
Naszym planem minimum było wyjście z grupy, a z każdym meczem stawialiśmy sobie coraz większe wyzwania. Jeżeli jednak stawiasz sobie minimalny cel to wiąże się to z minimalnym nakładem pracy i nigdy nie doprowadzi do końcowego sukcesu.
- Jakie relacje panują w zespole po zejściu z boiska?
To zadziwiające, że media niedowierzają w to, że poza boiskiem dogadujemy się bez problemu, że nie żyjemy ciągle piłką ręczną i nie przenosimy sportowych rozmów poza trening czy mecz. Nie można żyć w ciągłym stresie, mimo tego, że stres jest motorem, że pomaga, to trzeba też umieć pozbywać się jego nadmiaru.