Właściwie tytuł powinien brzmieć dosadniej - Co zrobić gdy czuję się do d...? To moje pisanie właśnie traktuje o tych głębszych "dołkach", o tych chwilach gdy pojawia się większy problem lub problemy się nawarstwiają i człowiek czuje się nimi przytłoczony. Wręcz wydaje się, że nie ma wyjścia, albo że potrzeba radykalnych rozwiązań. Tu ponownie wykorzystam pewne mądre powiedzenie. Może się powtarzam, ale to będzie ogląd na sprawę z kapkę innej perspektywy, a może po prostu przy użyciu innych słów? Czasami sam przechodzę przez różne zawirowania życiowe. Pojawiają się problemy do rozwiązania, problemy które mniej lub bardziej przytłaczają. Zauważam że w takich momentach pojawia się chęć do dużych zmian, do takich właśnie radykalnych działań. Jednakże szukanie takiego sposobu znajdując się psychicznie "w dołku" nie jest najlepszym rozwiązaniem. Właściwie to w takich momentach obmyślenie wyjścia z sytuacji jest niemożliwe. Jest tak dlatego, że każdy "radykalny" sposób który wymyślimy okaże się do d... Będzie dokładnie taki sam jak sytuacja w której się znajdujemy.
Jest takie fajne powiedzenie - Jeśli jesteś w dołku, najlepszą rzeczą jaką możesz zrobić, to odłożenie łopaty i zaprzestanie kopania. Zaprzestanie kopania - tylko tyle i aż tyle. Zaprzestanie kopania to jest moment w którym pozwalamy sobie na wytchnienie. Wtedy dopiero może pojawić się szansa na odprężenie, a gdy ono się pojawia wtedy też świadomość ma ogląd z różnych kierunków na tą problematyczną sprawę. Wtedy też może dojrzeć światełko w tunelu, czyli rozwiązanie. A o to przecież chodzi, prawda? Tutaj też pasuje rozwinięcie tej "łopatowej" metafory - gdy odłożymy łopatę, wtedy można dojrzeć gdzie znajduje się wyjście z sytuacji. Co ciekawe - będzie ono znajdować się z przeciwnej strony, niż ta w którą aktualnie postępowaliśmy z łopatą. To bardzo mocno głębokie i ciekawe doświadczenie. Co innego czytać o tym będąc na luzie, a co innego doświadczać mając ciężki problem na karku. Będąc w dołku perspektywa na te sprawy jest totalnie inna. Wtedy człowiek wynajduje rozwiązania, które są tylko pogłębianiem dołka, a do tego jest święcie przekonany że jest to rozwiązanie.
Przekładając powyższą metaforę na język praktyczny, można powiedzieć tak: - znajduję się w sytuacji mocno problematycznej - bardzo chcę to zmienić, czyli żeby mi nie było tak do d... - mam parcie na znalezienie rozwiązania ale pojawia się ostrzegawcze czerwone światełko - dziękuję światełku i przechodzi mi ochota na znalezienie rozwiązania, wtedy tylko odkładam łopatę - i następnie robię... ale o tym za chwilę
Tylko odkładam łopatę. Tylko. To wystarczy aby dojrzeć rozwiązanie. Bo człowiek zadręczony dłuuuugim kopaniem z przyjemnością wyprostuje plecy i podniesie głowę, a wtedy dojrzy rozwiązanie. Wielu cenionych nauczycieli, lekarzy i naukowców opowiada i wręcz naucza o zbawiennym wpływie relaksu na nasze życie. Relaks, odprężenie, wypoczynek, rozluźnienie - kiedy to ma szansę pojawić się w życiu? Gdy napierdzielam miarowo tą łopatą w te i nazad pogłębiając swój dół?
Potrzeba odłożyć własne narzędzie zbrodni, aby sytuacja uległa zmianie. Tak tak, własne własne, bo sami się krzywdzimy zalewając swój umysł potokiem druzgocących myśli. Problem jest w naszym myśleniu o problemach. W tym że wciąż ono powraca i w tym jak postrzegamy problemy. I tu dokończę wypunktowanie, czyli co na końcu robię, co jest tym odkładaniem łopaty? Jest to zajęcie zupełnie inne niż machanie łopatą - to zajęcie które da nam satysfakcję, sprawi przyjemność. Obojętnie dużą czy małą. Na początku może być to miniaturowa radość, lecz będzie to początek rozprostowywania udręczonych pleców.
Gdy łopata jest odłożona - mogę się zrelaksować. Ale kto do jasnej ciasnej ma tą łopatę odłożyć? ;-) Nikt jej nam z łapek nie wyrwie. Ale łatwo możemy sami upuścić łopatę. Wystarczy się zrelaksować. Zrelaksowane łapki same wypuszczą łopatę. To oczywiście metafora, bo mam na myśli pracę umysłu.
Wracając do konkretów - robię coś, co sprawi mi jakąkolwiek radość. Nawet malutką satysfakcję. Mogę umyć okno, zrobić porządek na półce. Następnie, gdy poczuję się odrobinę lepiej, mogę posłuchać muzyki która sprawi kapkę więcej radości. Później mogę pójść na spacer, albo obejrzeć coś ciekawego w telewizji lub na YouTube. Coś co mnie rozweseli, albo wciągnie, zainteresuje, coś co współgra z moimi zainteresowaniami. Cokolwiek, co co sprawi że poczuję w środku iskierkę życia, co oznacza że mogę w to się zatopić i porobić z przyjemnością. Dla mnie przykładowo w chwilach nadmiaru stresu sprzątanie jest taką super wciągającą czynnością. Z zewnątrz może to wyglądać dziwnie, ale robiąc porządki nieźle się "wkręcam". Mam na myśli odczuwanie tej satysfakcji - będzie czysto i przyjemnie, a do tego mam trochę przyjemnego ruchu.
Na koniec wrócę do metafory z łopatą - i tak krok po kroku rozprostowuję moje plecy, coraz bardziej się relaksuję i w końcu przychodzi doświadczenie eureka! Pojawia się inne spojrzenie na problem, i okazuje się, że jest wyjście z sytuacji. Widzę w którą stronę zmierzać aby wyjść z dołka. Nawet jeśli ta eureka nie jest taka wielka, to zmiana związana z tym problemem jest na tyle duża, że określenie eureka i tak tutaj pasuje :-)
Dodam jeszcze tylko, że doświadczając tego po wielokroć w końcu zrozumiałem co Bashar ma na myśli często powtarzając o podążaniu za swoją największą ekscytacją. Warto się zrelaksować aby wypuścić łopatę z rąk :-)
Właściwie tytuł powinien brzmieć dosadniej - Co zrobić gdy czuję się do d...? To moje pisanie właśnie traktuje o tych głębszych "dołkach", o tych chwilach gdy pojawia się większy problem lub problemy się nawarstwiają i człowiek czuje się nimi przytłoczony. Wręcz wydaje się, że nie ma wyjścia, albo że potrzeba radykalnych rozwiązań.
Tu ponownie wykorzystam pewne mądre powiedzenie. Może się powtarzam, ale to będzie ogląd na sprawę z kapkę innej perspektywy, a może po prostu przy użyciu innych słów?
Czasami sam przechodzę przez różne zawirowania życiowe. Pojawiają się problemy do rozwiązania, problemy które mniej lub bardziej przytłaczają. Zauważam że w takich momentach pojawia się chęć do dużych zmian, do takich właśnie radykalnych działań.
Jednakże szukanie takiego sposobu znajdując się psychicznie "w dołku" nie jest najlepszym rozwiązaniem. Właściwie to w takich momentach obmyślenie wyjścia z sytuacji jest niemożliwe. Jest tak dlatego, że każdy "radykalny" sposób który wymyślimy okaże się do d... Będzie dokładnie taki sam jak sytuacja w której się znajdujemy.
Jest takie fajne powiedzenie - Jeśli jesteś w dołku, najlepszą rzeczą jaką możesz zrobić, to odłożenie łopaty i zaprzestanie kopania.
Zaprzestanie kopania - tylko tyle i aż tyle. Zaprzestanie kopania to jest moment w którym pozwalamy sobie na wytchnienie. Wtedy dopiero może pojawić się szansa na odprężenie, a gdy ono się pojawia wtedy też świadomość ma ogląd z różnych kierunków na tą problematyczną sprawę. Wtedy też może dojrzeć światełko w tunelu, czyli rozwiązanie. A o to przecież chodzi, prawda?
Tutaj też pasuje rozwinięcie tej "łopatowej" metafory - gdy odłożymy łopatę, wtedy można dojrzeć gdzie znajduje się wyjście z sytuacji. Co ciekawe - będzie ono znajdować się z przeciwnej strony, niż ta w którą aktualnie postępowaliśmy z łopatą. To bardzo mocno głębokie i ciekawe doświadczenie. Co innego czytać o tym będąc na luzie, a co innego doświadczać mając ciężki problem na karku. Będąc w dołku perspektywa na te sprawy jest totalnie inna. Wtedy człowiek wynajduje rozwiązania, które są tylko pogłębianiem dołka, a do tego jest święcie przekonany że jest to rozwiązanie.
Przekładając powyższą metaforę na język praktyczny, można powiedzieć tak:
- znajduję się w sytuacji mocno problematycznej
- bardzo chcę to zmienić, czyli żeby mi nie było tak do d...
- mam parcie na znalezienie rozwiązania ale pojawia się ostrzegawcze czerwone światełko
- dziękuję światełku i przechodzi mi ochota na znalezienie rozwiązania, wtedy tylko odkładam łopatę
- i następnie robię... ale o tym za chwilę
Tylko odkładam łopatę. Tylko. To wystarczy aby dojrzeć rozwiązanie. Bo człowiek zadręczony dłuuuugim kopaniem z przyjemnością wyprostuje plecy i podniesie głowę, a wtedy dojrzy rozwiązanie.
Wielu cenionych nauczycieli, lekarzy i naukowców opowiada i wręcz naucza o zbawiennym wpływie relaksu na nasze życie.
Relaks, odprężenie, wypoczynek, rozluźnienie - kiedy to ma szansę pojawić się w życiu? Gdy napierdzielam miarowo tą łopatą w te i nazad pogłębiając swój dół?
Potrzeba odłożyć własne narzędzie zbrodni, aby sytuacja uległa zmianie. Tak tak, własne własne, bo sami się krzywdzimy zalewając swój umysł potokiem druzgocących myśli. Problem jest w naszym myśleniu o problemach. W tym że wciąż ono powraca i w tym jak postrzegamy problemy.
I tu dokończę wypunktowanie, czyli co na końcu robię, co jest tym odkładaniem łopaty?
Jest to zajęcie zupełnie inne niż machanie łopatą - to zajęcie które da nam satysfakcję, sprawi przyjemność. Obojętnie dużą czy małą. Na początku może być to miniaturowa radość, lecz będzie to początek rozprostowywania udręczonych pleców.
Gdy łopata jest odłożona - mogę się zrelaksować. Ale kto do jasnej ciasnej ma tą łopatę odłożyć? ;-)
Nikt jej nam z łapek nie wyrwie. Ale łatwo możemy sami upuścić łopatę. Wystarczy się zrelaksować. Zrelaksowane łapki same wypuszczą łopatę.
To oczywiście metafora, bo mam na myśli pracę umysłu.
Wracając do konkretów - robię coś, co sprawi mi jakąkolwiek radość. Nawet malutką satysfakcję. Mogę umyć okno, zrobić porządek na półce. Następnie, gdy poczuję się odrobinę lepiej, mogę posłuchać muzyki która sprawi kapkę więcej radości. Później mogę pójść na spacer, albo obejrzeć coś ciekawego w telewizji lub na YouTube. Coś co mnie rozweseli, albo wciągnie, zainteresuje, coś co współgra z moimi zainteresowaniami. Cokolwiek, co co sprawi że poczuję w środku iskierkę życia, co oznacza że mogę w to się zatopić i porobić z przyjemnością.
Dla mnie przykładowo w chwilach nadmiaru stresu sprzątanie jest taką super wciągającą czynnością. Z zewnątrz może to wyglądać dziwnie, ale robiąc porządki nieźle się "wkręcam". Mam na myśli odczuwanie tej satysfakcji - będzie czysto i przyjemnie, a do tego mam trochę przyjemnego ruchu.
Na koniec wrócę do metafory z łopatą - i tak krok po kroku rozprostowuję moje plecy, coraz bardziej się relaksuję i w końcu przychodzi doświadczenie eureka! Pojawia się inne spojrzenie na problem, i okazuje się, że jest wyjście z sytuacji. Widzę w którą stronę zmierzać aby wyjść z dołka. Nawet jeśli ta eureka nie jest taka wielka, to zmiana związana z tym problemem jest na tyle duża, że określenie eureka i tak tutaj pasuje :-)
Dodam jeszcze tylko, że doświadczając tego po wielokroć w końcu zrozumiałem co Bashar ma na myśli często powtarzając o podążaniu za swoją największą ekscytacją.
Warto się zrelaksować aby wypuścić łopatę z rąk :-)