Napisz plan wydarzeń do wiersza Adama Mickiewicza "Reduta Ordona". Proszę o szybką odpowiedź! DAM NAJ! REDUTA ORDONA - ADAM MICKIEWICZNam strzelać nie kazano. — Wstąpiłem na działoI spojrzałem na pole; dwieście armat grzmiało.Artyleryji ruskiéj ciągną się szeregi,Prosto, długo, daleko, jako morza brzegi;I widziałem ich wodza; — przybiegł, mieczem skinąłI jak ptak jedno skrzydło wojska swego zwinął.Wylewa się spod skrzydła ściśniona piechotaDługą, czarną kolumną, jako lawa błota,Nasypana iskrami bagnetów. Jak sępy,Czarne chorągwie na śmierć prowadzą zastępy. Przeciw nim sterczy biała, wąska, zaostrzona,Jak głaz, bodzący morze, reduta Ordona.Sześć tylko miała harmat. Wciąż dymią i świecą;I nie tyle prędkich słów gniewne usta miecą,Nie tyle przejdzie uczuć przez duszę w rozpaczy,Ile z tych dział leciało bomb, kul i kartaczy.Patrz, tam granat w sam środek kolumny się nurza,Jak w fale bryła lawy, pułk dymem zachmurza;Pęka śród dymu granat, szyk pod niebo leciI ogromna łysina śród kolumny świeci.Tam kula, lecąc, z dala grozi, szumi, wyje,Ryczy, jak byk przed bitwą, miota się, grunt ryje; —Już dopadła; jak boa śród kolumn się zwija,Pali piersią, rwie zębem, oddechem zabija.Najstraszniejszéj nie widać, lecz słychać po dźwięku,Po waleniu się trupów, po ranionych jęku:Gdy kolumnę od końca do końca przewierci,Jak gdyby środkiem wojska przeszedł anioł śmierci. Gdzież jest król, co na rzezie tłumy te wyprawia?Czy dzieli ich odwagę, czy pierś sam nadstawia?Nie, on siedzi o pięćset mil na swéj stolicy,Król wielki, samowładnik świata połowicy.Zmarszczył brwi, — i tysiące kibitek wnet leci;Podpisał, — tysiąc matek opłakuje dzieci;Skinął, — padają knuty od Niemna do Chiwy.Mocarzu, jak Bóg silny, jak szatan złośliwy! Gdy Turków za Bałkanem twoje straszą spiże,Gdy poselstwo paryskie twoje stopy liże:Warszawa jedna twojéj mocy się urąga,Podnosi na cię rękę i koronę ściąga,Koronę Kazimierzów, Chrobrych z twojéj głowy,Boś ją ukradł i skrwawił, synu Wasilowy! Car dziwi się — ze strachu drżą Petersburczany,Car gniewa się — ze strachu mrą jego dworzany;Ale sypią się wojska, których Bóg i wiaraJest car. — Car gniewny: umrzem, rozweselim cara! Posłany wódz kaukaski z siłami pół-świata,Wierny, czynny i sprawny — jak knut w ręku kata.Ura, ura! Patrz, blisko reduty, już w rowyWalą się, na faszynę kładąc swe tułowy;Już czernią się na białych palisadach wałów.Jeszcze reduta w środku, jasna od wystrzałów,Czerwieni się nad czernią: jak w środek mrowiskaWrzucony motyl błyska, — mrowie go naciska, —Zgasł; — tak zgasła reduta. Czyż ostatnie działo,Strącone z łoża, w piasku paszczę zagrzebało?Czy zapał krwią ostatni bombardyjer zalał?Zgasnął ogień. — Już Moskal rogatki wywalał.Gdzież ręczna broń? — Ach, dzisiaj pracowała więcéj,Niż na wszystkich przeglądach za władzy książęcéj!Zgadłem, dlaczego milczy, — bo nieraz widziałemGarstkę naszych walczącą z Moskali nawałem.Gdy godzinę wołano dwa słowa: pal, nabij;Gdy oddechy dym tłumi, trud ramiona słabi;A wciąż grzmi rozkaz wodzów, wre żołnierza czynność;Na koniec bez rozkazu pełnią swą powinność,Na koniec bez rozwagi, bez czucia, pamięci,Żołnierz, jako młyn palny, nabija — grzmi — kręciBroń od oka do nogi, od nogi na oko:Aż ręka w ładownicy długo i głębokoSzukała, nie znalazła — i żołnierz pobladnął,Nie znalazłszy ładunku, już bronią nie władnął;I uczuł, że go pali strzelba rozogniona;Upuścił ją i upadł; nim dobiją, skona!… Takem myślił, — a w szaniec nieprzyjaciół kupaJuż lazła, jak robactwo na świeżego trupa. Pociemniało mi w oczach; a gdym łzy ocierał,Słyszałem, że coś do mnie mówił mój jenerał.On przez lunetę, wspartą na mojém ramieniu,Długo na szturm i szaniec poglądał w milczeniu.Na koniec rzekł: „Stracona”. — Spod lunety jegoWymknęło się łez kilka, — rzekł do mnie: „Kolego,Wzrok młody od szkieł lepszy; patrzaj, tam na wale,Znasz Ordona, czy widzisz, gdzie jest?” — „Jenerale,Czy go znam? — Tam stał zawsze, to działo kierował.Nie widzę — znajdę — dojrzę — śród dymu się schował:Lecz śród najgęstszych kłębów dymu, ileż razyWidziałem rękę jego, dającą rozkazy. —Widzę go znowu — widzę rękę — błyskawicę,Wywija, grozi wrogom, trzyma palną świécę,Biorą go — zginął. — O, nie — skoczył w dół, do lochów!” —„Dobrze — rzecze jenerał, — nie odda im prochów”.Tu blask, — dym, — chwila cicho — i huk jak stu gromów!Zaćmiło się powietrze od ziemi wyłomów:Harmaty podskoczyły i jak wystrzeloneToczyły się na kołach; lonty zapaloneNie trafiły do swoich panew. I dym wionąłProsto ku nam; i w gęstéj chmurze nas ochłonął.I nie było nic widać, prócz granatów blasku,I powoli dym rzedniał, opadał deszcz piasku.Spojrzałem na redutę. — Wały, palisady,Działa i naszych garstka, i wrogów gromady:Wszystko jako sen znikło! — Tylko czarna bryłaZiemi niekształtnéj leży — rozjemcza mogiła.Tam i ci, co bronili, — i ci, co się wdarli,Pierwszy raz pokój szczery i wieczny zawarli; Choćby cesarz Moskalom kazał wstać: już duszaMoskiewska, tam raz pierwszy, cesarza nie słusza!Tam zagrzebane tylu set ciała, imiona:Dusze gdzie? Nie wiem; lecz wiem, gdzie dusza Ordona.On będzie Patron szańców! — Bo dzieło zniszczeniaW dobréj sprawie jest święte, jak dzieło tworzenia:Bóg wyrzekł słowo stań się, Bóg i zgiń wyrzecze!Kiedy od ludzi wiara i wolność uciecze,Kiedy ziemię despotyzm i duma szalonaObleją, jak Moskale redutę Ordona:Karząc plemie zwycięzców zbrodniami zatrute,Bóg wysadzi tę ziemię, jak on swą redutę.​
Answer

Life Enjoy

" Life is not a problem to be solved but a reality to be experienced! "

Get in touch

Social

© Copyright 2013 - 2024 KUDO.TIPS - All rights reserved.