Wiosna spóźnia się w tym roku. W marcu było chłodno, wiały huraganowe wichury, czasami śnieżne zawieje, a nad ranem chrzęścił mróz. Mżawki były codziennością, a słońce świeciło niezwykle rzadko. Wczesnowiosenne niebo przerzynały ohydne, ciemnografitowe chmurzyska. Znużeni, ale pełni nadziei, oczekiwaliśmy na świeżą, malachitową zieleń i na rześki haust wiosennego powietrza. Chcąc nie chcąc, snuliśmy się gnuśnie i chimerycznie w ocieplanych kurtkach i ciężkich buciorach. Na nic topienie w rzeczułce personifikującej zimę Marzanny. Na nic przemierzanie wzdłuż i wszerz, a także w poprzek i na przełaj pełnej kałuż łąki w poszukiwaniu kaczeńców i dziko rosnących hiacyntów i żonkili. A przecież gałązki wierzby purpurowej nie wypuściły jeszcze pędów i, prócz zszarzałych wróbli, nie zauważamy wielu ptaków. Rok temu na konarze spróchniałego buka roiło się już od różnorodnego ptactwa. Ornitolodzy w okamgnieniu rozróżniliby przede wszystkim szarobrązową piegżę, owadożerną gżegżółkę, jasnoszarą jemiołuszkę i sójkę. A gdzież to pierwsze zwiastuny wiosny? Nasamprzód pojawiają się przecież wędrowne skowronki i pierwsze bociany. W bezśnieżne zimy, nawet w lutym, mogą przywędrować do nas najniecierpliwsze z żurawi. Od tygodnia, wraz z ocieplaniem się i wydłużaniem dnia, przyroda budzi się do życia. Póki co, przymrużywszy oczy, marzymy o lazurze nieba i perłowozłotym kolorycie wiosennych kwiatów łąkowych, skądinąd tak doskonale harmonizującym z zielenią młodej trawy. Nade wszystko tęsknimy za wiosennym pejzażem i wiosną w sercu
Wiosna spóźnia się w tym roku. W marcu było chłodno, wiały huraganowe wichury, czasami śnieżne zawieje, a nad ranem chrzęścił mróz. Mżawki były codziennością, a słońce świeciło niezwykle rzadko. Wczesnowiosenne niebo przerzynały ohydne, ciemnografitowe chmurzyska.
Znużeni, ale pełni nadziei, oczekiwaliśmy na świeżą, malachitową zieleń i na rześki haust wiosennego powietrza. Chcąc nie chcąc, snuliśmy się gnuśnie i chimerycznie w ocieplanych kurtkach i ciężkich buciorach.
Na nic topienie w rzeczułce personifikującej zimę Marzanny. Na nic przemierzanie wzdłuż i wszerz, a także w poprzek i na przełaj pełnej kałuż łąki w poszukiwaniu kaczeńców i dziko rosnących hiacyntów i żonkili. A przecież gałązki wierzby purpurowej nie wypuściły jeszcze pędów i, prócz zszarzałych wróbli, nie zauważamy wielu ptaków. Rok temu na konarze spróchniałego buka roiło się już od różnorodnego ptactwa. Ornitolodzy w okamgnieniu rozróżniliby przede wszystkim szarobrązową piegżę, owadożerną gżegżółkę, jasnoszarą jemiołuszkę i sójkę. A gdzież to pierwsze zwiastuny wiosny? Nasamprzód pojawiają się przecież wędrowne skowronki i pierwsze bociany. W bezśnieżne zimy, nawet w lutym, mogą przywędrować do nas najniecierpliwsze z żurawi.
Od tygodnia, wraz z ocieplaniem się i wydłużaniem dnia, przyroda budzi się do życia. Póki co, przymrużywszy oczy, marzymy o lazurze nieba i perłowozłotym kolorycie wiosennych kwiatów łąkowych, skądinąd tak doskonale harmonizującym z zielenią młodej trawy. Nade wszystko tęsknimy za wiosennym pejzażem i wiosną w sercu