- Ola Boga! Co to się dzieje na mojej wyspie? – powiedział do siebie. – Czy kanibale mają zamiar urządzić sobie ucztę na brzegu?! Po moim trupie! I już Robinson zaczął wymyślać plan chroniący go od złej gromady ludożerców. Nagle zauważył przedziwny obraz. Oto jeden z jeńców, śmiały Karaib patrząc na zamiary swych porywaczy z łatwością rozwiązał sznury wokół siebie i zaczął uciekać w kierunku wzgórza, na którym obecnie stał Robinson. Jego trwoga była w tym czasie ogromna, ponieważ wszyscy ludożercy mogliby zacząć biec za swą zdobyczą, lecz na szczęście tylko trzech dzikich ruszyło w pogoń; Gdy ujrzał to uciekający jeniec, bez zastanowienia wskoczył do zatoki i płynął już prosto ku Robinsonowi. Z tych kilku goniących zostało tylko dwóch, ponieważ jeden obawiał się wody. Nawet nie wyobrażacie sobie, jaka była jego radość, kiedy zdał sobie sprawę, że prawdopodobnie od dziś będzie miał już towarzysza na bezludnej wyspie. Tylko było jedno „ale”. Jeniec zobaczywszy człowiek ze strzelbą przeląkł się jeszcze bardziej niż ludożerców. - Nie bój się mnie. Nie zrobię ci krzywdy. – ozwał się Kruzoe do Karaiba. Niestety, gdy on usłyszał te słowa, zaczął się trząść ze strachu jeszcze bardziej. Robinson pomyślał, że musi w inny sposób oswoić Karaiba. Chciał zabić nieprzyjaciół na dowód tego, że jest po jego stronie, więc wziął kolbę kukurydzy i trzasnął czaszkę jednemu, a drugi dostał kulą ze strzelby w łeb. Pozostali kanibale słysząc ten dźwięk zaczęli się bardzo bać i dlatego wsiedli na łodzie, po chwili już ich nie było. Ścigany stanął jak wryty, ale gdy Robinson zerwał zieloną gałązkę, zaczął nią przyjaźnie machać – uspokoił się i ośmielił przyklęknąć blisko Kruzoe bełkocząc nieznane słowa: - Bala gila laba sa la bikda wa so kofihna la ba ba bu!
- Ola Boga! Co to się dzieje na mojej wyspie? – powiedział do siebie. – Czy kanibale mają zamiar urządzić sobie ucztę na brzegu?! Po moim trupie!
I już Robinson zaczął wymyślać plan chroniący go od złej gromady ludożerców.
Nagle zauważył przedziwny obraz. Oto jeden z jeńców, śmiały Karaib patrząc na zamiary swych porywaczy z łatwością rozwiązał sznury wokół siebie i zaczął uciekać w kierunku wzgórza, na którym obecnie stał Robinson. Jego trwoga była w tym czasie ogromna, ponieważ wszyscy ludożercy mogliby zacząć biec za swą zdobyczą, lecz na szczęście tylko trzech dzikich ruszyło w pogoń;
Gdy ujrzał to uciekający jeniec, bez zastanowienia wskoczył do zatoki i płynął już prosto ku Robinsonowi. Z tych kilku goniących zostało tylko dwóch, ponieważ jeden obawiał się wody.
Nawet nie wyobrażacie sobie, jaka była jego radość, kiedy zdał sobie sprawę, że prawdopodobnie od dziś będzie miał już towarzysza na bezludnej wyspie. Tylko było jedno „ale”. Jeniec zobaczywszy człowiek ze strzelbą przeląkł się jeszcze bardziej niż ludożerców.
- Nie bój się mnie. Nie zrobię ci krzywdy. – ozwał się Kruzoe do Karaiba.
Niestety, gdy on usłyszał te słowa, zaczął się trząść ze strachu jeszcze bardziej. Robinson pomyślał, że musi w inny sposób oswoić Karaiba. Chciał zabić nieprzyjaciół na dowód tego, że jest po jego stronie, więc wziął kolbę kukurydzy i trzasnął czaszkę jednemu, a drugi dostał kulą ze strzelby w łeb. Pozostali kanibale słysząc ten dźwięk zaczęli się bardzo bać i dlatego wsiedli na łodzie, po chwili już ich nie było.
Ścigany stanął jak wryty, ale gdy Robinson zerwał zieloną gałązkę, zaczął nią przyjaźnie machać – uspokoił się i ośmielił przyklęknąć blisko Kruzoe bełkocząc nieznane słowa:
- Bala gila laba sa la bikda wa so kofihna la ba ba bu!