Pewnego pięknego i słonecznego dnia wyruszyłem na wyprawę morską razem z moimi rodzicami i starszym bratem. Brat strasznie mnie nie lubił, ponieważ rodzice często mnie faworyzowali. Wszystko zapowiadało się dobrze. Byłem szczęśliwy, że wreszcie popłynę statkiem. Mieliśmy wrócić w niedzielę wieczorem, bo był to tylko wyjazd na weekend. Jednak stało się zupełnie inaczej... Już pierszego dnia pobytu na statku bawiłem się świetnie. Biegałem po pokładzie i zwiedzałem wszystkie pomieszczenia. Chodziłem sam bez brata, bo nie lubiłem jego towarzystwa. On zajmował się teraz czym innym i nie obchodziło mnie czym. Ważne, że miałem spokój. Po pół godziny zmęczyłem się tym bieganiem i postanowiłem odpocząć przy brzegu statku patrząc na fale morskie. I nagle stało się! Poczułem mocne popchnięcie i już leciałem prosto do wody z głową skierowaną w dół. Gdy już wpadłem do zimnej wody byłem oszołomiony. Statek odpływał szybko. Spojrzałem w miejsce gdzie stałem wcześniej. Był tam teraz mój brat bardzo uradowany. Stał i poprostu się na mnie patrzył, a ja nie wierzyłem w to co się stało. Mój własny brat tak mnie potraktował! Gdy zorirntowałem się co się stało zacząłek krzyczeć i wołać o pomoc ale nikt nie odpowiadał. Nie mogłem się już utrzymać na wodzie, więc popłynąłem w stronę najbliższej wyspy. Tym czasem statek był już bardzo bardzo daleko. Wyspa na którą dopłynąłem była bardzo mała. Było na niej zaledwie kilka drzew, mała łąka i nic więcej. Postanowiłem pójść i rozejrzeć się po tej wyspie. Bałem się wołać o pomoc, bo nie wiedziałem co i kto może znajdować się na tej wyspie. Czetałem wiele książek o ludożercach i teraz z czasem uważam, że aż za dużo! Chodziłem z pół godziny i nie znalazłem żadnej żywej duszy, a serce chciało mi wyskoczyć z piersi ze strachu. Bałem się, że będę musiał zostać tam na zawsze. Wkońcu zmęczony znalazłem sobie kawałek miękkiej trawy w cieniu pod drzewem i położyłem się na chwilę po czym zasnąłem. Śniło mi się, że płynie po mnie statek i zaraz mnie zabierze do domu. Był już tak blisko i biegłem do niego i... Nagle obudziłem się, bo jakiś ptak dziobał mnie w głowę. Odgoniłem go i rozejrzałem się w około. Zobaczyłem, że na drugiej wyspie około ćwierć kilometra odemnie stoi jakieś dziwne zwierze, którego nie potrafiłem nazwać. Było duże i troche podobne psa. Wyglądało na groźne. Myślałem że dłużej tego nie wytrzymam! Po chwili namysłu znalazłem patyki i kamienie i zacząłem rozpalać ogień. Nadchodził już wieczór, a mi nic się jeszcze nie udało. W końcu zrezygnowany rzuciłem wszystko, znalazłem miejsce w którym wcześniej leżałem i ułożyłem się do snu, dosłownie po chwili spałem juz jak zabity. Rano obudziły mnie jakieś wołania. Ze strachem podskoczyłem do góry. Rozejrzałem się po wyspie. Nikogo nie było! Krzyki słyszałem nadal. Odwróciłem się w stronę morza. Całe szczęśnie płynął do mnie mój statek. Na pokładzie było widać moich rodziców. Skakałem z radości. Po chwili pobiegłem w stronę statku. Niedługo potem mokry ale szczęśliwy byłem już na pokładzie. Wszyscy oprócz brata cieszyli się z mojego powrotu. A mój kochany braciszek dostał burę od rodziców. Nigdy nie zapomnę tej przygody i więcej nie stanę tak blisko brzegu statku.
Pewnego pięknego i słonecznego dnia wyruszyłem na wyprawę morską razem z moimi rodzicami i starszym bratem. Brat strasznie mnie nie lubił, ponieważ rodzice często mnie faworyzowali.
Wszystko zapowiadało się dobrze. Byłem szczęśliwy, że wreszcie popłynę statkiem. Mieliśmy wrócić w niedzielę wieczorem, bo był to tylko wyjazd na weekend. Jednak stało się zupełnie inaczej...
Już pierszego dnia pobytu na statku bawiłem się świetnie. Biegałem po pokładzie i zwiedzałem wszystkie pomieszczenia. Chodziłem sam bez brata, bo nie lubiłem jego towarzystwa. On zajmował się teraz czym innym i nie obchodziło mnie czym. Ważne, że miałem spokój.
Po pół godziny zmęczyłem się tym bieganiem i postanowiłem odpocząć przy brzegu statku patrząc na fale morskie. I nagle stało się! Poczułem mocne popchnięcie i już leciałem prosto do wody z głową skierowaną w dół. Gdy już wpadłem do zimnej wody byłem oszołomiony. Statek odpływał szybko. Spojrzałem w miejsce gdzie stałem wcześniej. Był tam teraz mój brat bardzo uradowany. Stał i poprostu się na mnie patrzył, a ja nie wierzyłem w to co się stało. Mój własny brat tak mnie potraktował! Gdy zorirntowałem się co się stało zacząłek krzyczeć i wołać o pomoc ale nikt nie odpowiadał. Nie mogłem się już utrzymać na wodzie, więc popłynąłem w stronę najbliższej wyspy. Tym czasem statek był już bardzo bardzo daleko.
Wyspa na którą dopłynąłem była bardzo mała. Było na niej zaledwie kilka drzew, mała łąka i nic więcej. Postanowiłem pójść i rozejrzeć się po tej wyspie.
Bałem się wołać o pomoc, bo nie wiedziałem co i kto może znajdować się na tej wyspie. Czetałem wiele książek o ludożercach i teraz z czasem uważam, że aż za dużo! Chodziłem z pół godziny i nie znalazłem żadnej żywej duszy, a serce chciało mi wyskoczyć z piersi ze strachu. Bałem się, że będę musiał zostać tam na zawsze.
Wkońcu zmęczony znalazłem sobie kawałek miękkiej trawy w cieniu pod drzewem i położyłem się na chwilę po czym zasnąłem. Śniło mi się, że płynie po mnie statek i zaraz mnie zabierze do domu. Był już tak blisko i biegłem do niego i... Nagle obudziłem się, bo jakiś ptak dziobał mnie w głowę. Odgoniłem go i rozejrzałem się w około. Zobaczyłem, że na drugiej wyspie około ćwierć kilometra odemnie stoi jakieś dziwne zwierze, którego nie potrafiłem nazwać. Było duże i troche podobne psa. Wyglądało na groźne. Myślałem że dłużej tego nie wytrzymam!
Po chwili namysłu znalazłem patyki i kamienie i zacząłem rozpalać ogień. Nadchodził już wieczór, a mi nic się jeszcze nie udało. W końcu zrezygnowany rzuciłem wszystko, znalazłem miejsce w którym wcześniej leżałem i ułożyłem się do snu, dosłownie po chwili spałem juz jak zabity.
Rano obudziły mnie jakieś wołania. Ze strachem podskoczyłem do góry. Rozejrzałem się po wyspie. Nikogo nie było! Krzyki słyszałem nadal. Odwróciłem się w stronę morza. Całe szczęśnie płynął do mnie mój statek. Na pokładzie było widać moich rodziców. Skakałem z radości. Po chwili pobiegłem w stronę statku. Niedługo potem mokry ale szczęśliwy byłem już na pokładzie. Wszyscy oprócz brata cieszyli się z mojego powrotu. A mój kochany braciszek dostał burę od rodziców. Nigdy nie zapomnę tej przygody i więcej nie stanę tak blisko brzegu statku.