Opowieść fantastyczna.. ` dom w ktorym straszy`. nie musi być aż taka długa.. nie cała kartka A4.
wybiorę najlepszą.. ;D
milena95
Pewnej nocy, gdy spałam, obudziło mnie szczekanie moje suczki, i kilka razy usłyszałam, jak ktoś energetycznie porusza klamką od drzwi wejściowych, które były zamknięte "na cztery spusty". Przestraszyłam się nie na żarty.! Szybko pobiegłam do przedpokoju.Wyjrzałam przez wizjer-na klatce schodowej było ciemno, jednak gdy wyjrzałam, nikogo tam nie było(chyba, że był ubrany na czarno i go nie zauważyłam w tych egipskich ciemnościach), i nagle zauważyłam, że klamka się ruszyła.!Rybka znów zaczęła szczekać, najeżyła się. Popatrzyłam na zegarek- była 12 w nocy.Wszyscy domownicy byli już dawno w domu, i spali w najlepsze. A Rybka szczekała i nie mogłam jej uspokoić.Przy okazji trochę mnie podrapała.Więc znów podeszłam do drzwi, i było tak samo-ciemno i ani żywej duszy(chyba :shock: ).Jednak udałam, że zamykam drzwi.Pies się uspokoił.Usłyszałam jednak, że na klatce ktoś jest, słychać było, jak "przemyka" po schodach. Poszłam obudzić mamę.Powiedziałam jej o wszystkimi.Zaczęła mnie uspokajać (byłam nieźle roztrzęsiona). Potem położyłam się do łózko, chociaż nie mogłam spać.Zasnęłam nad ranem. Następnego dnia opowiedziałam wszystko dziadkom i mamie.Tylko Mama mi uwierzyła.Dziadkowie powiedzieli, że nic nie słyszeli, i że pewnie mi się przyśniło. To jakim cudem miałam "świeże" zadrapania na rękach.
Było to 23 sierpnia ubiegłego roku. Tego dnia pogoda była piękna. Jasne promienie słońca przedzierały się przez korony drzew, ujawniając radosny obraz flory i fauny. Błękitne niebo kontrastowało z pierwszoplanową zielenią współtworząc bajeczny krajobraz świata. Śpiew ptaków, rozbrzmiewał echem po całym paśmie górskim... Postanowiłam wybrać się na spacer. Pełna entuzjazmu i pośpiechu, ubrałam swoje ulubione adidasy i wybiegłam na dwór, kierując się w stronę lasu... Jak już mówiłam, pogoda była cudowna. Szmer strumienia, odgłos bawiących się dzieci... Radość rozprzestrzeniana na wszystkie strony świata... Dochodziłam akurat do jakiegoś dziwnego domu, otoczonego żywopłotem i obrośniętego bluszczem. Wyglądał tak dziwnie, jak gdyby krył w sobie coś, czego nikt nie był w stanie pojąć. Sekrety? Ukryte komnaty?.. Nie wiem... I nagle stało się coś niezrozumianego... Jak gdyby cały świat zawirował. Wszystko zaczęło się w okamgnieniu. Niespodziewanie kiedy niebo zostało zasnute chmurami, nie ciemniejszymi jednak niż zwykle podczas niepogody... Zaraz potem eksplodowało błyskawicami, huraganem i oślepiającą ulewą. Nie miałam gdzie się schronić. Byłam zbyt daleko od domu. Jedyną możliwością był stary dom, koło którego się znajdowałam. Niewiele myśląc, pobiegłam w jego stronę, a już po kilku sekundach, znalazłam się wewnątrz tajemniczego budynku... ...Było tu przerażająco ciemno i zimno. Mnóstwo, jak gdyby renesansowych przedmiotów oplecionych było pajęczynami, po których kroczyły niewielkie insekty... Rozejrzałam się wokoło i po chwili znalazłam świeczkę, która natychmiast rozjaśniłam zakamarki strachu... Ujrzałam także spróchniałe schody, prowadzące gdzieś do góry, po których postanowiłam kroczyć. Posunęłam się cztery stopnie ku górze gdy nagle usłyszałam przerażający krzyk... Moje serce ogarnął niepokój, a strach jemu towarzyszący, zaczął ćwiartować mój umysł. Spojrzałam przed siebie i wtedy stało się najgorsze czego mogłabym się spodziewać... Ujrzałam zakrwawioną dziewczynkę stojącą obok jakiegoś tajemniczego posągu. To jej krzyk słyszałam... Wołała o pomoc w jakimś niezrozumiałym mi języku... Spojrzała na mnie z wrogą nienawiścią w oczach, wyszeptała kilka słów .. "Abiit ad plures" ,po czym zniknęła w kłębach dymu... A ja... przerażona całym zdarzeniem zaczęłam piszczeć i jak najszybciej mogłam, uciekałam z przerażającego domu, posuwając się ku miastu...
Przestraszyłam się nie na żarty.!
Szybko pobiegłam do przedpokoju.Wyjrzałam przez wizjer-na klatce schodowej było ciemno, jednak gdy wyjrzałam, nikogo tam nie było(chyba, że był ubrany na czarno i go nie zauważyłam w tych egipskich ciemnościach), i nagle zauważyłam, że klamka się ruszyła.!Rybka znów zaczęła szczekać, najeżyła się. Popatrzyłam na zegarek- była 12 w nocy.Wszyscy domownicy byli już dawno w domu, i spali w najlepsze.
A Rybka szczekała i nie mogłam jej uspokoić.Przy okazji trochę mnie podrapała.Więc znów podeszłam do drzwi, i było tak samo-ciemno i ani żywej duszy(chyba :shock: ).Jednak udałam, że zamykam drzwi.Pies się uspokoił.Usłyszałam jednak, że na klatce ktoś jest, słychać było, jak "przemyka" po schodach.
Poszłam obudzić mamę.Powiedziałam jej o wszystkimi.Zaczęła mnie uspokajać (byłam nieźle roztrzęsiona).
Potem położyłam się do łózko, chociaż nie mogłam spać.Zasnęłam nad ranem.
Następnego dnia opowiedziałam wszystko dziadkom i mamie.Tylko Mama mi uwierzyła.Dziadkowie powiedzieli, że nic nie słyszeli, i że pewnie mi się przyśniło.
To jakim cudem miałam "świeże" zadrapania na rękach.
Było to 23 sierpnia ubiegłego roku.
Tego dnia pogoda była piękna. Jasne promienie słońca przedzierały się przez korony drzew, ujawniając radosny obraz flory i fauny. Błękitne niebo kontrastowało z pierwszoplanową zielenią współtworząc bajeczny krajobraz świata. Śpiew ptaków, rozbrzmiewał echem po całym paśmie górskim...
Postanowiłam wybrać się na spacer. Pełna entuzjazmu i pośpiechu, ubrałam swoje ulubione adidasy i wybiegłam na dwór, kierując się w stronę lasu... Jak już mówiłam, pogoda była cudowna. Szmer strumienia, odgłos bawiących się dzieci... Radość rozprzestrzeniana na wszystkie strony świata...
Dochodziłam akurat do jakiegoś dziwnego domu, otoczonego żywopłotem i obrośniętego bluszczem. Wyglądał tak dziwnie, jak gdyby krył w sobie coś, czego nikt nie był w stanie pojąć. Sekrety? Ukryte komnaty?.. Nie wiem...
I nagle stało się coś niezrozumianego... Jak gdyby cały świat zawirował.
Wszystko zaczęło się w okamgnieniu. Niespodziewanie kiedy niebo zostało zasnute chmurami, nie ciemniejszymi jednak niż zwykle podczas niepogody... Zaraz potem eksplodowało błyskawicami, huraganem i oślepiającą ulewą.
Nie miałam gdzie się schronić. Byłam zbyt daleko od domu. Jedyną możliwością był stary dom, koło którego się znajdowałam. Niewiele myśląc, pobiegłam w jego stronę, a już po kilku sekundach, znalazłam się wewnątrz tajemniczego budynku...
...Było tu przerażająco ciemno i zimno. Mnóstwo, jak gdyby renesansowych przedmiotów oplecionych było pajęczynami, po których kroczyły niewielkie insekty...
Rozejrzałam się wokoło i po chwili znalazłam świeczkę, która natychmiast rozjaśniłam zakamarki strachu... Ujrzałam także spróchniałe schody, prowadzące gdzieś do góry, po których postanowiłam kroczyć.
Posunęłam się cztery stopnie ku górze gdy nagle usłyszałam przerażający krzyk... Moje serce ogarnął niepokój, a strach jemu towarzyszący, zaczął ćwiartować mój umysł.
Spojrzałam przed siebie i wtedy stało się najgorsze czego mogłabym się spodziewać...
Ujrzałam zakrwawioną dziewczynkę stojącą obok jakiegoś tajemniczego posągu. To jej krzyk słyszałam... Wołała o pomoc w jakimś niezrozumiałym mi języku... Spojrzała na mnie z wrogą nienawiścią w oczach, wyszeptała kilka słów .. "Abiit ad plures" ,po czym zniknęła w kłębach dymu...
A ja... przerażona całym zdarzeniem zaczęłam piszczeć i jak najszybciej mogłam, uciekałam z przerażającego domu, posuwając się ku miastu...