klaudia2012
Ferie zimowe są czasem podczas którego można poznać wielu ludzi i przeżyć mnóstwo ciekawych i niezapomnianych przygód. Taką właśnie interesującą przygodę przeżyłem w ubiegłoroczne ferie zimowe. Wraz z przyjaciółmi wyjechaliśmy w góry. Nasze schronisko znajdowało się jakieś 40 km od Zakopanego w małej miejscowości. Było tam przepięknie, a dookoła rozciąga się górzysty krajobraz. Moja przygoda rozpoczęła się już na samym początku, gdy poznaliśmy grupę młodzieży także spędzającą tam wakacje. Na początku naszego pobytu wszystko było w porządku, dopóki któryś z mieszkańców powiedział nam, że w okolicy od kilku lat zdarzają się dziwne i niewyjaśnione historie, dlatego było tam tak mało turystów, mimo iż okolica jest naprawdę piękna. Jednak nie przejęliśmy się tą opowiedzianą nam historią. Następnego dnia wyruszyliśmy na podbój szlaku górskiego. Od mieszkańców miejscowości, w której znajdowało się nasze schronisko, dowiedzieliśmy się, że jest to góra zwana „ Straszny duch”, ponieważ na jej szczycie odbywa się wywoływanie duchów. Pewnej nocy przy pełni księżyca grupa młodzieży wywołała strasznego ducha, który jak mówią miejscowi był sprawcą wielu dziwnych zdarzeń, a nawet śmierci kilku ludzi. Nastolatkowi ci wystraszyli się i zapomnieli odwołać ducha, który i tak się na nich zemścił. Jak głosi legenda, ten duch straszy na szlaku do dzisiaj. Mimo tej przestrogi związanej z duchem postanowiliśmy osiągnąć szczyt tej góry. Zmierzają na szczyt pierwszą dziwnych sytuacji, która nam się przytrafiło było to złamanie ręki przez Marcina. Marcin i Tomek musieli się odłączyć od naszej grupy i zejść na dół. My zaś podążaliśmy dalej. Miejscami spotykaliśmy tablice i rysunki na skałach których nie rozumieliśmy. Im wyżej wchodziliśmy tym bardziej miałem przeczucie, że za skały zaraz wyskoczy ten duch z legendy. Trochę się bałem, lecz najgorsze był widok w jaskini, w której musiały odbywać się niegdyś spotkania sekt satanistycznych, ponieważ zobaczyliśmy tam ludzkie kości. W jednej chwili chciałem stamtąd uciec jak najdalej, ale silniejsze ode mnie było pragnienie wejścia na szczyt. Więc szedłem dale. Pocieszyłem się myślą, że do szczytu nie było już tak daleko. Gdy w końcu wspięliśmy się na górę „Strasznego ducha” nagle Monika upadła w niewielką przepaść. Początkowo wszyscy się wystraszyli i myśleliśmy, że coś się jej stało. Mieliśmy już dzwonić po górskie ochotnicze pogotowie ratunkowe, ale oprócz kilku potłuczeń, na szczęście wszystko było w porządku. Wszyscy mieli dosyć wrażeń, jak na jeden dzień, więc postanowiliśmy schodzić na dół, gdy zaczął padać deszcz. Najpierw był to drobny deszczyk, ale po chwili przekształcił się w prawdziwą burzę, w której nie zabrakło błyskawic. Czułem się jak w prawdziwym horrorze. Nie mieliśmy wyjścia, musieliśmy skryć się w najbliższej jaskini. Było bardzo ciemno i zimno a poza tym czułem jakby coś miało się zaraz stać. Rozpaliliśmy ognisko i nagle cała jaskinia zapełniła się mnóstwem nietoperzy, zaczęliśmy wrzeszczeć, lecz nagle wszystko ucichło gdy ognisko zgasło pod wpływem silnego wiatru, który nie pozwalał na ponowne rozpalenie ogniska. Musieliśmy przeczekać burzę w tym strasznym miejscu. Siedząc w ciszy otoczeni ciemnością, słyszeliśmy bardzo wyraźne chodzenie i wycie jednak nie był to wiatr. Byliśmy naprawdę wystraszeni, lecz w końcu z tego zmęczenia zasnęliśmy. Następnego dnia obudziło nas nawoływanie. Był to Tomek wraz z ratownikami GOPR, którzy myśleli że coś się nam stało. Później wszyscy zeszliśmy na dół, a nasza przygoda z górą ducha zakończyła się. Było to nasza najciekawsza i niezapomniana przygoda. Gdy się dzisiaj spotykamy zastanawiamy się, co to na tej górze chodziło i wyło. Może jeszcze kiedyś tam pojedziemy by dowiedzieć się co to było.
Moja przygoda rozpoczęła się już na samym początku, gdy poznaliśmy grupę młodzieży także spędzającą tam wakacje. Na początku naszego pobytu wszystko było w porządku, dopóki któryś z mieszkańców powiedział nam, że w okolicy od kilku lat zdarzają się dziwne i niewyjaśnione historie, dlatego było tam tak mało turystów, mimo iż okolica jest naprawdę piękna. Jednak nie przejęliśmy się tą opowiedzianą nam historią. Następnego dnia wyruszyliśmy na podbój szlaku górskiego. Od mieszkańców miejscowości, w której znajdowało się nasze schronisko, dowiedzieliśmy się, że jest to góra zwana „ Straszny duch”, ponieważ na jej szczycie odbywa się wywoływanie duchów. Pewnej nocy przy pełni księżyca grupa młodzieży wywołała strasznego ducha, który jak mówią miejscowi był sprawcą wielu dziwnych zdarzeń, a nawet śmierci kilku ludzi. Nastolatkowi ci wystraszyli się i zapomnieli odwołać ducha, który i tak się na nich zemścił. Jak głosi legenda, ten duch straszy na szlaku do dzisiaj. Mimo tej przestrogi związanej z duchem postanowiliśmy osiągnąć szczyt tej góry. Zmierzają na szczyt pierwszą dziwnych sytuacji, która nam się przytrafiło było to złamanie ręki przez Marcina. Marcin i Tomek musieli się odłączyć od naszej grupy i zejść na dół. My zaś podążaliśmy dalej. Miejscami spotykaliśmy tablice i rysunki na skałach których nie rozumieliśmy. Im wyżej wchodziliśmy tym bardziej miałem przeczucie, że za skały zaraz wyskoczy ten duch z legendy. Trochę się bałem, lecz najgorsze był widok w jaskini, w której musiały odbywać się niegdyś spotkania sekt satanistycznych, ponieważ zobaczyliśmy tam ludzkie kości. W jednej chwili chciałem stamtąd uciec jak najdalej, ale silniejsze ode mnie było pragnienie wejścia na szczyt. Więc szedłem dale. Pocieszyłem się myślą, że do szczytu nie było już tak daleko. Gdy w końcu wspięliśmy się na górę „Strasznego ducha” nagle Monika upadła w niewielką przepaść. Początkowo wszyscy się wystraszyli i myśleliśmy, że coś się jej stało. Mieliśmy już dzwonić po górskie ochotnicze pogotowie ratunkowe, ale oprócz kilku potłuczeń, na szczęście wszystko było w porządku. Wszyscy mieli dosyć wrażeń, jak na jeden dzień, więc postanowiliśmy schodzić na dół, gdy zaczął padać deszcz. Najpierw był to drobny deszczyk, ale po chwili przekształcił się w prawdziwą burzę, w której nie zabrakło błyskawic. Czułem się jak w prawdziwym horrorze. Nie mieliśmy wyjścia, musieliśmy skryć się w najbliższej jaskini. Było bardzo ciemno i zimno a poza tym czułem jakby coś miało się zaraz stać. Rozpaliliśmy ognisko i nagle cała jaskinia zapełniła się mnóstwem nietoperzy, zaczęliśmy wrzeszczeć, lecz nagle wszystko ucichło gdy ognisko zgasło pod wpływem silnego wiatru, który nie pozwalał na ponowne rozpalenie ogniska. Musieliśmy przeczekać burzę w tym strasznym miejscu. Siedząc w ciszy otoczeni ciemnością, słyszeliśmy bardzo wyraźne chodzenie i wycie jednak nie był to wiatr. Byliśmy naprawdę wystraszeni, lecz w końcu z tego zmęczenia zasnęliśmy. Następnego dnia obudziło nas nawoływanie. Był to Tomek wraz z ratownikami GOPR, którzy myśleli że coś się nam stało.
Później wszyscy zeszliśmy na dół, a nasza przygoda z górą ducha zakończyła się. Było to nasza najciekawsza i niezapomniana przygoda. Gdy się dzisiaj spotykamy zastanawiamy się, co to na tej górze chodziło i wyło. Może jeszcze kiedyś tam pojedziemy by dowiedzieć się co to było.