Tak sobie siedzę i się zastanawiam, z czego to wynika, że żyjemy w takim paradoksie związanym ze Świętami Bożego Narodzenia. Z jednej strony, wszyscy chyba bez wyjątku narzekamy na spam melodii, dekoracji i mikołajów w każdym sklepie, zmęczeni na początku grudnia przedświątecznym lansem, jednak z drugiej strony sami w tym wszystkim jakoś uczestniczymy, sami stoimi w kolejkach i szukamy prezentów. Nie mówię już o słynnym "zastaw się, a postaw się", gdzie ludzie biorą kredyt, by spłacać go potem przez cały rok, tylko po to, żeby te święta były wyjątkowe. To wszystko chyba jednak bardziej frustruje, niż cieszy w efekcie końcowym, ale ja tego nie wiem, bo autentycznie się temu nie poddaję, więc nie ocenię. Dla mnie Święta są okresem, w którym sobie uświadamiam, że nie mogę być w tych dniach ze wszystkimi, których kocham, bo jest to fizycznie niemożliwe. Bywa. I możnaby powiedzieć, że w tym miejscu pryska czar świąt i możemy się spokojnie rozejść. Ale, ale, ale w tym momencie pozostaje jednak jeden aspekt. Są ludzie, z którymi jednak te święta spędzimy. Dla nich jest to ważne i oni się cieszą i czekają. Ja mam luksus, bo nie muszę robić nic. Dokładnie nic. No może ogarniam mieszkanie przed wyjazdem, ale bez przesady, łaski nie robię. Potem jedziemy z menszem na gotowe. Do mojej rodziny, potem do jego. I wszędzie jesteśmy oczekiwanymi gośćmi, wszędzie każdy ma łzy w oczach, przy składaniu życzeń przy łamaniu się opłatkiem.
Zacytowany fragment jest bliższy współczesności niż się to pozornie wydaje. Bo choć czasy PRL-u już za nami, to jednak pewne paradoksy wydają się trwać wiecznie. No, właśnie. Kiedy zaczynają się święta? Czy wraz z pierwszą gwiazdką w wigilijną noc? Czy może... 5 tygodni przed Wigilią, jak ma to miejsce chociażby w filmie "To właśnie miłość" . Przecież już w listopadzie, tuż po Święcie Zmarłych (czy też Halloween w Stanach) na wystawach sklepowych pojawiają się świerkowe gałązki, lampki i dzwonki. W hipermarketach roi się od czekoladowych mikołajów i świątecznych promocji, a po ulicach przechadzają się wystrojeni "prawdziwi" Mikołajowie...
Święta w filmach pojawiają się niezwykle często, a filmowy przebój "Im dreaming of the white Christmas", pochodzący z romantycznej "Świątecznej gospody" (Holiday Inn) Marka Sandricha potrafi zanucić niemalże każdy z nas.
Przyczyn świątecznej inspiracji jest wiele. Święta dzięki swojej atmosferze ciepła i przeżywaniu zaczynania się czegoś nowego (Boże Narodzenie) i w życiu filmowych bohaterów mogą coś rozpocząć. W święta przecież łatwiej przebaczyć, powiedzieć "kocham cię", łatwiej przeprosić. Święta to także nierzadko czas przemiany - bo kiedy indziej stać się lepszym człowiekiem, jak nie wraz z narodzeniem Boga? Twórcom filmowym udaje się też przenieść na ekran nowe tendencje świąteczne, czasem to oni sprzyjają kreowaniu nowych, nie zawsze dobrych wzorców.
We współczesnych produkcjach filmowych doskonale widać, że święta nabierają wymiaru jedynie konsumpcyjnego - stają się wyłącznie czasem kupowania (nierzadko szalonego, co może zakończyć się w najlepszym wypadku poturbowaniem - patrz "Świąteczna gorączka" z Arnoldem Schwarzenegerem) i dostawania prezentów (nie zawsze spełniających nasze oczekiwania), wizyt w domach handlowych w celu spotkania tam Świętego Mikołaja (często wcale nie takiego znowu świętego...). Coraz częściej święta, mimo kolorowej i świecącej otoczki, tracą swój prawdziwy magiczny urok. Dzieciom mówi się, że Świętego Mikołaja nie ma ("Cud w Nowym Jorku" z 1994 roku), a gdy same zaczynają powątpiewać, dorośli nie starają się wyprowadzić ich z błędu.
Święta - z rodziną, ale też samotne
Święta to jednak wciąż przede wszystkim czas spędzany wśród rodziny - często jest to jedyna okazja do spotkania się z dawno niewidzianymi krewnymi ("Christmas Vacation"). W trakcie takiego rodzinnego spotkania niespodziewanie okazać się może, że z malca, którego pamiętamy z dzieciństwa, wyrósł całkiem przystojny mężczyzna ("Dziennik Bridget Jones" ). Choćby z tego względu należy więc pamiętać, że wypada się na nim dobrze zaprezentować. Cóż, nie wszyscy są tego świadomi i zakładają na siebie bluzkę-dywan (Renee Zelweger), a inni dziecinne sweterki - z reniferem bądź bałwankiem (Collin Firth). Oczywiście święta to wspaniały czas na okazywanie sobie uczuć. I choć czasami, mimo wyznania, czeku na miłość nie da zrealizować (np. wątek Keiry Knightley we wspominanym już "To właśnie miłość" , czy też niewinny romans Denzela Washingtona - Anioła, z Whitney Huston - żoną pastora, w "Żonie pastora" Penny Marshall z 1996 roku) to jednak takie historie mają sporą uroku.
Samotnie spędzane święta z pewnością nie nastrajają optymistycznie do życia, a czasem wręcz skłaniają do nieoczekiwanych kroków i zachowań. W "Złap mnie, jeśli potrafisz" Stevena Spielberga Leoś DiCaprio każdej Wigilii, ryzykując namierzeniem miejsca swojego pobytu przez FBI, dzwoni do ścigającego go detektywa (Tom Hanks). W innej opowieści w trakcie pewnego uroczystego i wystawnego przyjęcia świątecznego ujawnia się gorszy typ samotności - samotność we dwoje. To przełomowy moment dla małżeństwa Nicole Kidman-Tom Cruise - podejrzane na imprezie sceny rozbudzą ich (a przynajmniej jej) fantazje erotyczne, co pociągnie za sobą poważne konsekwencje ("Oczy szeroko zamknięte"
Kino radzi
Na szczęście kino nie jest jedynie odtwórcze i czasem podsuwa też jakieś oryginalne rozwiązanie naszego problemu. Bo co na przykład zrobić, gdy na wigilijną wieczerzę nie możemy dotrzeć osobiście? Cóż, zawsze można wysłać kasetę wideo z zarejestrowanymi życzeniami, w ten sposób można się nawet podzielić opłatkiem ("Szczęśliwego Nowego Jorku" Janusza Zaorskiego). Kino podpowiada również, jak można spędzić okres przedświąteczny - na podziwianiu występów pociech w szkolnym przedstawieniu - zwłaszcza tych przebranych za homary i ośmiornice, w towarzystwie Trzech Króli (jeden z twarzą Spidermana) śpiewających kolędy nad kołyską z plastikowym Jezuskiem ("To właśnie miłość"), a jak się nie powinno, np. na rozdzielaniu i dystrybuowaniu narkotyków ("R Xmas").
Naturalnie święta, nie tylko te sam na sam z telewizorem, nie zawsze mają radosne i spokojne oblicze. Czasem okazują się wręcz upiornym przeżyciem. Stać się tak może, gdy w Mikołaja, a raczej Mikołaje, postanawiają zabawić się Gremliny. O tak, za sprawką tych złośliwych stworów, które w zaświaty wysłały znaczną część mieszkańców pewnego miasteczka, ci ocalali przynajmniej nie mogli użalać się na świąteczną nudę ("Gremliny" Joego Dante z 1984 roku). Na brak emocji w wigiljny wieczór narzekać nie mógł także Bruce Willis w "Szklanej Pułapce" (1988), kiedy to, tak jak i pozostali uczestnicy świątecznego party w jednym z wieżowców Los Angeles, stał się zakładnikiem grupy morderców (w drugiej części akcja filmu znowu dzieje się w czasie świąt, ale na lotnisku).
Święta - czas refleksji
W wielu filmach święta funkcjonują jako czas rozrachunku z życiem. To właśnie wtedy George Bailey (rola życia Jamesa Stewarta) zamierza popełnić samobójstwo - uświadamia sobie bowiem, że w życiu poświęcił własne marzenia (podróżowanie) na rzecz innych ludzi. Zamiast jeździć po egzotycznych krajach prowadzi mały bank, jest mężem cudownej kobiety i ojcem sympatycznych dzieci. Jednak w obliczu kłopotów finansowych (spowodowanych przez jego wujka) postanawia skoczyć z mostu w świąteczny dzień. Przed ostatnim w życiu krokiem ratuje Georgea przysłany z nieba anioł Clarence. Pokazuje niedoszłemu samobójcy, jak wyglądałby świat bez niego i uświadamia mu, że wbrew temu, co myśli, jego życie jest bardzo wartościowe i wpływa na dziesiątki innych żyć. "Its a wonderful world", bo o nim mowa, to niezwykły film - dla wielu kinomanów wśród pozycji świątecznych, ta najlepsza.
Wigilijny wieczór to dla niektórych najwłaściwszy dzień na uratowanie dawnej miłości. W "Dekalogu III" Krzysztofa Kieślowskiego pozbawioną świątecznej atmosfery Wigilię zakłóca dawna kochanka Daniela Olbrychskiego (świetna Maria Pakulnis), która nie przyjmuje do świadomości wiadomości o zakończeniu ich romansu. Wieczór poprzedzający Boże Narodzenie ma szansę stać się dla tej dwójki początkiem nowego, niezakłamanego, życia. Ze świątecznym naprawianiem mamy też do czynienia w "Żurku" Ryszarda Brylskiego. Święta to bowiem ostateczny termin ochrzczenia dziecka nastoletniej Iwonki. Do świąt należy zatem odnaleźć ojca dziecka, by po świętach już wszystko było po bożemu.
Święta inaczej
Nierzadko filmowe święta ukazane są w krzywym zwierciadle. Bardzo często jednak, pod wierzchnią warstwą uśmiechów i żartów, kryje się mroczna prawda o postępującym upadku rodzaju ludzkiego (poważnie zabrzmiało, prawda?). Jak pokazuje Brian Levant święta, te skomercjalizowane oczywiście i podporządkowane manii kupowania prezentów, mogą być też czasem walki na śmierć i życie, ale wcale nie dla jakiejś szczytnej idei lub dla ratowania świata. W jego "Świątecznej gorączce" (1996) można zginąć dla Turbo Mana - zabawki, o której marzy synek pewnego taty, który spełniając to marzenie, chce wynagrodzić dziecku swoją notoryczną nieobecność i niewywiązywanie się z ojcowskich obowiązków. Szał zakupów ukazany w filmie znamy i w Polsce (choćby z otwarcia pewnego sklepu w Łodzi, czy innego w Warszawie, co dla niektórych zakończyło się wizytą w szpitalu), co raczej nie pokrzepia.
Innym filmem, który uważnemu widzowi, daje jednak do myślenia, jest wyreżyserowana przez Rona Howarda aktorska wersja bardzo znanego filmu animowanego (opartego na książce Dr. Seussa, który stworzył także postać Shreka) - "Grinch. Świąt nie będzie" . To, wbrew pozorom, (i oryginalnemu tytułowi: How the Grinch Stole Christmas), nie jest film o kradzieży świąt, ale raczej o ich odnajdywaniu. Zielony, dość paskudny Grinch nienawidzi świąt (nie bardzo wiadomo dlaczego), Ktosiowie (znienawidzeni sąsiedzi) święta kochają (choć dla nich oznaczają one wielkie sprzątanie, prezenty, lampki, światełka...), a pewna mała dziewczynka świąt, tych prawdziwych, szuka. I choć Grinch jest komedią spod znaku Jima Carreya (początkowo zielonego stworka miał grać Eddie Murphy), nie brak tu trafnych odniesień do współczesnej, galopującej komercjalizacji świąt i pozbawiania ich duchowego charakteru i głębszego sensu.
Naturalnie zdarzają się i filmy jakiegokolwiek skłaniania do refleksji pozbawione. Warto jednak zauważyć, że "Christmas Vacation" (1989) to jeden z lepszych filmów w dorobku Chevy Chasea. Rodzina Griswoldów, z granym przez niego Clarkiem na czele, tym razem nigdzie nie wyjeżdża, lecz postanawia urządzić niezapomniane święta dla (prawie) całej rodziny. Niestety prześladujący Clarka pech (problemy z oświetleniem domu) i wizyta nie tyle niespodziewanego co niechcianego gościa i wiele innych zdarzeń świąteczny dzień zamieniają w piekło. To jeden z filmów ku przestrodze. Swoją drogą bardzo zabawny.
Święta pojawiają się, na chwilę, i w filmach bardzo nieświątecznych. W "Długim pocałunku na dobranoc" Geenea Davis w czapeczce Mikołaja uczestniczy w świątecznej paradzie (co przysporzy jej problemów...), a we "Francuskim łączniku" oglądać możemy Genea Hackmana w stroju Świętego Mikołaja.
Jak święta to i Święty Mikołaj
Trudno wyobrazić sobie współczesne święta bez Świętego Mikołaja. I choć polskie domy odwiedza on tradycyjnie 6 grudnia, to jednak pod wpływem kultur zachodnich, pojawia się w nich i w wigilijny wieczór. Jeszcze trudniej natomiast wyobrazić sobie świąteczny film bez Świętego Mikołaja.
Pierwsze filmy o brodatym staruszku roznoszącym prezenty pochodzą jeszcze z XIX wieku! I nic w tym dziwnego - podglądanie Mikołaja wchodzącego przez komin i wypełniającego prezentami powieszone nad kominkiem skarpety ("Santa Claus Filling Stockings" z 1897 roku), czy też tajemnicze zniknięcie Mikołaja w kominku ("Wizyta Świętego Mikołaja" z 1899 roku) - mogły tylko filmowcom przynieść sympatię publiczności, wypełnioną po brzegi salkę projekcyjną, a co za tym idzie - niemałe zyski. I te pierwsze filmiki (bo chyba jeszcze nie można nazwać ich profesjonalnymi produkcjami) tak właśnie wyglądały. Co ciekawe bohaterem swojego filmu uczynił Świętego Mikołaja i wielki David W. Griffith (znany głównie dzięki dziełom "Nietolerancja" i "Narodziny Narodu"). U niego jednak film posiada, na szczęście, już bardziej konkretną fabułę. W Wigilię Bożego Narodzenia dzieci zastawiają na Mikołaja pułapkę - ponieważ ich dom nie ma komina wiedzą, że będzie on korzystał z okna. Tak się jednak składa, że w tę wyjątkową noc ojciec dzieci, który jakiś czas wcześniej je porzucił, i jego nowa żona planują obrabować tenże dom. Oczywiście nic nie wiedzą o zastawionej przez dzieci pułapce... Ciekawostka: w "A Trap for Santa Claus" z 1909 roku, bo o nim mowa, człowieka w barze zagrał Mack Sennett, król burleski (to w jego filmach początkowo występował Charlie Chaplin).
Strój Mikołaja - lep i kamuflaż
Okazuje się jednak, że Święty Mikołaj nie tylko przynosi prezenty - otóż jego czerwony kubraczek i siwa broda działają na kobiety jak lep na muchy. Przekonał się o tym bohater filmu Jeana Eustachea "Święty Mikołaj ma niebieskie oczy" z 1966 [Le Pere Noel a les yeux bleus]. Wdziewając na siebie strój Mikołaja (ma pozować fotografowi, a za zarobione pieniądze zamierza kupić sobie modną budrysówkę - stylowy płaszcz zimowy) staje się idolem miejscowych dziewcząt. Z kolei w "Santa Claus vs. Cupid" z 1915 roku za kogo przebrani są obecni na świątecznym przyjęciu dwaj kawalerowie walczący o względy uroczej dziewczyny? Za Świętego Mikołaja, oczywiście!
Strój Mikołaja to nie tylko skuteczny wabik na kobiety, ale w okresie świątecznym najlepszy kamuflaż dla włamywaczy i wszelkiej maści złodziei. Za Świętego Mikołaja co rok przebiera się wiecznie przepity Billy Bob Thorton, by móc obrabować sejf domu handlowego, w którym się zatrudnia ("Zły Mikołaj" ); to samo przebranie wybiera włamywacz z francuskiego filmu "3615 code Pere Noel" (angielski tytuł Dial Code Santa Claus) Rene Manzora, wcześniejszej wersji amerykańskiego "Kevina samego w domu" . By "zrobić zakupy" w okazałej posiadłości, musi uporać się on z pozostawionym tam przez rodziców na wigilijny wieczór nastolatkiem, który bronią własnej produkcji i innymi psikusami utrudnia mu życie i pracę.
Wiele ryzykują też tatusiowie przebierający się za Mikołajów. Ot, chociażby sprowadzenie na siebie nienawiści i ataków ze strony własnego dziecka. Bo co innego może czekać Mikołaja, gdy zestresowany nastolatek, którego najlepszy przyjaciel przeżywa rozwód rodziców, słyszy nocną kłótnię swoich rodzicieli, a następnego dnia widzi jak mama całuje... Świętego Mikołaja właśnie! Nic więc dziwnego, że postanawia on uprzykrzyć mu życie. Ech, gdyby tylko wiedział, że siwa broda skrywa oblicze jego taty... "I Saw Mommy Kissing Santa Claus" (2002) powinien obejrzeć każdy przed nałożeniem czerwonego wdzianka i sztucznej brody.
Zaś tego, że do przechadzających się po ulicach Mikołajów trzeba podchodzić z dystansem, uczy nas "Satan Claus" Massimiliano Cerchi - Mikołaj, jeżeli już nie jest prawdziwy, to nie zawsze jest tatą, wujkiem, czy sąsiadem. Czasem jest to po prostu morderca pożądający świeżej krwi. Dlatego uważajcie na pięknie przystrojone, wręcz idealne choinki. Niektórym służą one jako wabik na ofiary... A nie zawsze w pobliżu znajdzie się ktoś znający tajniki voodoo...
Ziemianie to szczęściarze
Ale przyznajmy szczerze, posiadanie Świętego Mikołaja czyni z nas szczęściarzy. Bo choć nie każdy miał szczęście spotkać tego prawdziwego, to jednak, gdy pod choinką znajdował prezenty i tak wierzył, że dostarczone zostały przez staruszka z siwą brodą. Nicholas Webster, po tym jak wyreżyserował kilka odcinków telewizyjnej "Bonanzy", postanowił przekonać nas, że i Marsjanie chcą mieć Świętego Mikołaja. Pod wpływem ziemskiego telewizyjnego programu decydują się oni odwiedzić naszą planetę i uprowadzić staruszka od prezentów. Niestety skutecznie. Film "Santa Claus Conquers the Martians" (z 1964 roku) dowodzi jednak, że Mikołaj poradzi sobie w każdych warunkach i że potrafi uszczęśliwić prezentami nawet Marsjańskie dzieci.
Jak zostać św. Mikołajem
Czy zastanawialiście się kiedykolwiek kim jest Święty Mikołaj i skąd on się w ogóle wziął? Mam na myśli tego jednego prawdziwego Mikołaja, a nie marne imitacjez domów handlowych. Czy też, tak jak kiedyś my-zwykli ludzie, był mały i dorastał świadomy obowiązków, jakie go czekają? Hm... Jest kilka odpowiedzi.
Jeannot Szwarc w "Santa Claus" z 1985 roku próbuje nas przekonać, że setki lat temu w zamian za zobowiązanie się do corocznego dostarczania zabawek dzieciom na całym świecie, pewien starszy pan zyskał nieśmiertelność i tak oto stał się Świętym Mikołajem. Z kolei w "Santa with Muscles" (reżyseria John Murlowski, 1996 rok) Mikołajem zostaje gwiazda wrestlingu Hulk Hogan - grany przez niego mało sympatyczny milioner traci pamięć i od tej chwili jest przekonany o tym, że Mikołaj to właśnie on. Cóż, chyba Hulk nie może się mylić...
Nieco inaczej sprawa ma się u reżysera "Śniętego Mikołaja" (1994). Twierdzi on bowiem, że by zostać Mikołajem wystarczy... znaleźć aktualnego Mikołaja, uniemożliwić mu dalsze wykonywanie obowiązków i wskoczyć w jego ciuszki. Wprawdzie bohater tego filmu, brawurowo zagrany przez Tima Allena, wszystkie te czynności wykonuje niechcący i w całkowitej nieświadomości ich konsekwencji. Nie zmienia to jednak faktu, że staje się Świętym (śniętym) Mikołajem. (Do czasu, aż, zapewne nieświadomie, zostanie zlikwidowany przez jakiegoś innego zapracowanego biznesmena). A ponieważ nie ma zmiłuj, nie pomoże codzienne golenie się (bujna siwa broda i tak się pojawi), drakońską dietą też nic się nie wskóra - obfity brzuch i tak wyrośnie. Jedyne co można zrobić to oddać się pracy. I nie przejmować walącymi się choinkami, nietrafionymi prezentami, czy też setkami zapracowanych elfów. Martwić trzeba się zacząć, gdy syn trafia na listę niegrzecznych dzieci i grozi mu nieotrzymanie świątecznego prezentu, gdy do Wigilii trzeba znaleźć sobie nową żonę, a także w chwili, kiedy chwilowy zastępca Mikołaja (zabawka-klon) redefiniuje pojęcia "grzeczny" i "niegrzeczny" ("Śnięty Mikołaj 2" , rok 2002).
Mikołaj ma problemy
Oj, nie łatwo być Świętym Mikołajem. Często nawet nie zdajemy sobie sprawy, na jakie niebezpieczeństwa bywa on narażony. Bo czasem z interesu Mikołaja chce wyeliminować diabelski Elf, działający na rzecz jeszcze bardziej diabelskiego producenta zabawek ("Santa Claus" Jeannota Szwarca), a czasem wypełnienie misji dostarczenia prezentów stara się uniemożliwić wysłany z Hadesu przez samego diabła demon Pitch i jego pomocnicy - Trzej Niegrzeczni Chłopcy (w meksykańskim filmie Rene Cardona "Santa Claus" z 1959 roku).
Mikołajowi zaprząta głowę, chyba coraz częściej, jeszcze jeden problem. Coraz więcej osób przestaje w niego wierzyć. I tak w istnienie Mikołaja zaczyna powątpiewać Julie z filmu "I kto to mówi 3" (swoją drogą najsłabszego z całej serii). Dziewczynka przestaje wierzyć, gdy na zapleczu domu towarowego widzi jak Święty Mikołaj ściąga swoją siwą brodę i specjalny kostium. Sporo wysiłku będą musieli włożyć jej rodzice, by to zmienić. Z kolei wiarę w Świętego Mikołaja u 6-letniej Susan odbudować będzie musiał Święty Mikołaj we własnej osobie ("Miracle on 34th Street", 1994 rok). W tej, nowszej, ekranizacji powieści Valentine Davies, dziewczynka nie wierzy w "pana od prezentów", bo już jakiś czas temu sekret, a raczej prawdę o nim, wyjawiła jej mama. I dopiero Mikołaj nauczy dziewczynkę, że marzenia spełniają się, gdy się ich bardzo mocno pragnie.
Film o tym samym tytule z roku 1947 (reżyseria George Seaton), inspirowany tą samą powieścią, testowi na wiarę w Świętego Mikołaja poddaje z kolei dorosłych. Czy uwierzą oni, że zatrudniony w domu handlowym staruszek, jest prawdziwym Mikołajem (on sam tak uważa)? A czy Wy wierzycie w Świętego Mikołaja?
Oto święta - czas się zmienić
Czy Charles Dickens, pisząc w wigilię Bożego Narodzenia 1843 roku "Opowieść wigilijną", zdawał sobie sprawę z tego, że doczeka się ona kilkudziesięciu filmowych adaptacji i stanie się najczęściej przenoszonym na ekran świątecznym utworem literackim? Z pewnością nie -umożliwiające oglądanie ruchomych obrazów kinematograf i kinetoskop pojawiły się dopiero pół wieku później, już po śmierci pisarza (umarł w 1870 roku).
Opowieść wigilijna przedstawia historię zgorzkniałego, posępnego skąpca Ebenezera Scroogea, owładniętego przez chciwość, niewrażliwego na innych ludzi. Prowadzi on samotne życie, jednocześnie uprzykrzając egzystencję wszystkich naokoło. Potrzeba wizyty czterech duchów, by otworzyć starcowi oczy i skłonić do przemiany. W Wigilijny wieczór ukazują mu się kolejno - zjawa zmarłego przed laty przyjaciela Marleya (zapowiada on przybycie kolejnych gości z zaświatów), duchy świąt poprzednich, teraźniejszych i przyszłych. Ukazują one Scroogeowi ubóstwo i nędzę ludzi, których starał się on w swym życiu nie zauważać, pokazują również, jaki los go czeka. Te wizje sprawiają, że Ebenezer zmienia się nie do poznania...
Uniwersalizm utworu Dickensa - współistnienie obok siebie bogatych i biednych, ogarniająca ludzi chciwość, brak poszanowania dla tradycji, brak zainteresowania innymi ludźmi - a także bardzo optymistyczne zakończenie to z pewnością przyczyny wielkiej popularności opowiadania. Jawny stosunek autora do bogaczy (niechętny) i solidaryzowanie się z biednymi to kolejne zalety dla filmowców szukających inspiracji.
Pierwsza filmowa wersja utworu Dickensa powstała w 1901 roku (reż. Walter R. Booth), a na kolejne nie trzeba było czekać zbyt długo, pojawiały się zresztą z dość sporą częstotliwością (lata 1913, 1922, 1923, 1928) - wszystkie zatytułowano "Scrooge". Zapewne sprzyjały temu okoliczności powojenne - ludzie potrzebowali pokrzepienia, a "Opowieść wigilijna" w wymowie krzepiąca jest niewątpliwie. Przed wojną powstały jeszcze co najmniej dwie ekranizacje - już dźwiękowe. I tak w roku 1935 rolę Scroogea po raz drugi w karierze zagrał Seymour Hicks (ciekawostka: ducha przeszłych świąt zagrała Marie Ney, ale głosu użyczył mu... nie uwzględniony w liście płac męski aktor). Za jedną z najlepszych ekranizacji uważana jest "Christmas Carroll" z 1938 roku, co w znacznej mierze stało się zasługą wyśmienitej obsady. Główną rolę zagrał Reginald Owen, ale to Gene i Kathleen Lockhartowie (jako małżeństwo Cratchit) zbierali najwięcej pochwał.
Te pierwsze filmowe wersje Opowieści wigilijnej pozostawały raczej wierne oryginałowi. Dopiero w czasach nam bliższych popuszczono wodze fantazji. Projekcje duchów zyskiwały na atrakcyjności, a sama opowieść stawała się musicalem. Taką właśnie formę ma "Wigilijna opowieść Muppetów". W wyreżyserowanym przez Briana Hensona filmie piosenki śpiewają Kermit, Miss Piggy, Gonzo, a także... Michael Caine, odtwarzający postać Ebenezera. Ponoć rola Scroogea dla aktorów jest rolą bardzo atrakcyjną, jest swoistym wyzwaniem. Wśród aktorów, którzy z tego zadania wywiązali się najlepiej wymieniani są przeważnie Alastair Sim ("Scrooge" Briana Desmonda Hursta z 1951 roku) oraz, zapewne bardziej przez nas kojarzony, oschły, ale i dość ekspresyjny, przepełniony złością Patrick Stewart ("Christmas Carroll", 1999).
Opowieść Dickensa doczekała się oczywiście współczesnych wariacji, dalekich od XIX-wiecznych realiów. Wprawdzie Richard Donner ("Scrooged") z przedsiębiorcy Scroogea zrobił Francisa Xaviera Crossa (Bill Murray) - kierownika amerykańskiej stacji telewizyjnej, główne elementy treści (niechęć do świąt, spotkania z duchami, przemiana) pozostały jednak bez zmian (ciekawostka: w tym filmie wystąpili wszyscy bracia Billa Murraya).
Co w tym roku?
Niemal każdego roku dystrybutorzy w okolicach listopada i grudnia raczą nas świątecznymi produkcjami. Przed nami premiery: całkiem udanego "Złego Mikołaja" - filmu zdecydowanie nie dla dzieci (jeżeli nadal chcecie, by Święty Mikołaj wywołał u nich wyłącznie przyjemne i niewinne skojarzenia), oraz "Święta Last Minute" - dowód na to, że mimo najszczerszych chęci, od świąt uciec się nie da. W Polsce, przynajmniej na razie, nie zobaczymy natomiast produkcji "Przetrwać święta" z Benem Affleckiem w roli samotnika, który jest gotów zapłacić obcym ludziom za udawanie jego rodziny. Do kin IMAX powrócił także świąteczny "Mikołaj kontra Bałwanek" , a wkrótce pojawi się (także w tradycyjnych kinach) "Ekspres Polarny" . Na DVD zagości "Elf" i liczne grono produkcji animowanych traktujących o tym okresie.
Na koniec apel - Kinomaniacy! Wiem, że święta i tak w znacznym stopniu spędzicie przed telewizorem lub ekranem komputera. Nie przegapcie jednak pierwszej gwiazdki na wigilijnym niebie. Wesołych, filmowych, Świąt!
Tak sobie siedzę i się zastanawiam, z czego to wynika, że żyjemy w takim paradoksie związanym ze Świętami Bożego Narodzenia. Z jednej strony, wszyscy chyba bez wyjątku narzekamy na spam melodii, dekoracji i mikołajów w każdym sklepie, zmęczeni na początku grudnia przedświątecznym lansem, jednak z drugiej strony sami w tym wszystkim jakoś uczestniczymy, sami stoimi w kolejkach i szukamy prezentów. Nie mówię już o słynnym "zastaw się, a postaw się", gdzie ludzie biorą kredyt, by spłacać go potem przez cały rok, tylko po to, żeby te święta były wyjątkowe. To wszystko chyba jednak bardziej frustruje, niż cieszy w efekcie końcowym, ale ja tego nie wiem, bo autentycznie się temu nie poddaję, więc nie ocenię. Dla mnie Święta są okresem, w którym sobie uświadamiam, że nie mogę być w tych dniach ze wszystkimi, których kocham, bo jest to fizycznie niemożliwe. Bywa. I możnaby powiedzieć, że w tym miejscu pryska czar świąt i możemy się spokojnie rozejść. Ale, ale, ale w tym momencie pozostaje jednak jeden aspekt. Są ludzie, z którymi jednak te święta spędzimy. Dla nich jest to ważne i oni się cieszą i czekają. Ja mam luksus, bo nie muszę robić nic. Dokładnie nic. No może ogarniam mieszkanie przed wyjazdem, ale bez przesady, łaski nie robię. Potem jedziemy z menszem na gotowe. Do mojej rodziny, potem do jego. I wszędzie jesteśmy oczekiwanymi gośćmi, wszędzie każdy ma łzy w oczach, przy składaniu życzeń przy łamaniu się opłatkiem.
Zacytowany fragment jest bliższy współczesności niż się to pozornie wydaje. Bo choć czasy PRL-u już za nami, to jednak pewne paradoksy wydają się trwać wiecznie. No, właśnie. Kiedy zaczynają się święta? Czy wraz z pierwszą gwiazdką w wigilijną noc? Czy może... 5 tygodni przed Wigilią, jak ma to miejsce chociażby w filmie "To właśnie miłość" . Przecież już w listopadzie, tuż po Święcie Zmarłych (czy też Halloween w Stanach) na wystawach sklepowych pojawiają się świerkowe gałązki, lampki i dzwonki. W hipermarketach roi się od czekoladowych mikołajów i świątecznych promocji, a po ulicach przechadzają się wystrojeni "prawdziwi" Mikołajowie...
Święta w filmach pojawiają się niezwykle często, a filmowy przebój "Im dreaming of the white Christmas", pochodzący z romantycznej "Świątecznej gospody" (Holiday Inn) Marka Sandricha potrafi zanucić niemalże każdy z nas.
Przyczyn świątecznej inspiracji jest wiele. Święta dzięki swojej atmosferze ciepła i przeżywaniu zaczynania się czegoś nowego (Boże Narodzenie) i w życiu filmowych bohaterów mogą coś rozpocząć. W święta przecież łatwiej przebaczyć, powiedzieć "kocham cię", łatwiej przeprosić. Święta to także nierzadko czas przemiany - bo kiedy indziej stać się lepszym człowiekiem, jak nie wraz z narodzeniem Boga? Twórcom filmowym udaje się też przenieść na ekran nowe tendencje świąteczne, czasem to oni sprzyjają kreowaniu nowych, nie zawsze dobrych wzorców.
We współczesnych produkcjach filmowych doskonale widać, że święta nabierają wymiaru jedynie konsumpcyjnego - stają się wyłącznie czasem kupowania (nierzadko szalonego, co może zakończyć się w najlepszym wypadku poturbowaniem - patrz "Świąteczna gorączka" z Arnoldem Schwarzenegerem) i dostawania prezentów (nie zawsze spełniających nasze oczekiwania), wizyt w domach handlowych w celu spotkania tam Świętego Mikołaja (często wcale nie takiego znowu świętego...). Coraz częściej święta, mimo kolorowej i świecącej otoczki, tracą swój prawdziwy magiczny urok. Dzieciom mówi się, że Świętego Mikołaja nie ma ("Cud w Nowym Jorku" z 1994 roku), a gdy same zaczynają powątpiewać, dorośli nie starają się wyprowadzić ich z błędu.
Święta - z rodziną, ale też samotne
Święta to jednak wciąż przede wszystkim czas spędzany wśród rodziny - często jest to jedyna okazja do spotkania się z dawno niewidzianymi krewnymi ("Christmas Vacation"). W trakcie takiego rodzinnego spotkania niespodziewanie okazać się może, że z malca, którego pamiętamy z dzieciństwa, wyrósł całkiem przystojny mężczyzna ("Dziennik Bridget Jones" ). Choćby z tego względu należy więc pamiętać, że wypada się na nim dobrze zaprezentować. Cóż, nie wszyscy są tego świadomi i zakładają na siebie bluzkę-dywan (Renee Zelweger), a inni dziecinne sweterki - z reniferem bądź bałwankiem (Collin Firth). Oczywiście święta to wspaniały czas na okazywanie sobie uczuć. I choć czasami, mimo wyznania, czeku na miłość nie da zrealizować (np. wątek Keiry Knightley we wspominanym już "To właśnie miłość" , czy też niewinny romans Denzela Washingtona - Anioła, z Whitney Huston - żoną pastora, w "Żonie pastora" Penny Marshall z 1996 roku) to jednak takie historie mają sporą uroku.
Samotnie spędzane święta z pewnością nie nastrajają optymistycznie do życia, a czasem wręcz skłaniają do nieoczekiwanych kroków i zachowań. W "Złap mnie, jeśli potrafisz" Stevena Spielberga Leoś DiCaprio każdej Wigilii, ryzykując namierzeniem miejsca swojego pobytu przez FBI, dzwoni do ścigającego go detektywa (Tom Hanks). W innej opowieści w trakcie pewnego uroczystego i wystawnego przyjęcia świątecznego ujawnia się gorszy typ samotności - samotność we dwoje. To przełomowy moment dla małżeństwa Nicole Kidman-Tom Cruise - podejrzane na imprezie sceny rozbudzą ich (a przynajmniej jej) fantazje erotyczne, co pociągnie za sobą poważne konsekwencje ("Oczy szeroko zamknięte"
Kino radzi
Na szczęście kino nie jest jedynie odtwórcze i czasem podsuwa też jakieś oryginalne rozwiązanie naszego problemu. Bo co na przykład zrobić, gdy na wigilijną wieczerzę nie możemy dotrzeć osobiście? Cóż, zawsze można wysłać kasetę wideo z zarejestrowanymi życzeniami, w ten sposób można się nawet podzielić opłatkiem ("Szczęśliwego Nowego Jorku" Janusza Zaorskiego). Kino podpowiada również, jak można spędzić okres przedświąteczny - na podziwianiu występów pociech w szkolnym przedstawieniu - zwłaszcza tych przebranych za homary i ośmiornice, w towarzystwie Trzech Króli (jeden z twarzą Spidermana) śpiewających kolędy nad kołyską z plastikowym Jezuskiem ("To właśnie miłość"), a jak się nie powinno, np. na rozdzielaniu i dystrybuowaniu narkotyków ("R Xmas").
Naturalnie święta, nie tylko te sam na sam z telewizorem, nie zawsze mają radosne i spokojne oblicze. Czasem okazują się wręcz upiornym przeżyciem. Stać się tak może, gdy w Mikołaja, a raczej Mikołaje, postanawiają zabawić się Gremliny. O tak, za sprawką tych złośliwych stworów, które w zaświaty wysłały znaczną część mieszkańców pewnego miasteczka, ci ocalali przynajmniej nie mogli użalać się na świąteczną nudę ("Gremliny" Joego Dante z 1984 roku). Na brak emocji w wigiljny wieczór narzekać nie mógł także Bruce Willis w "Szklanej Pułapce" (1988), kiedy to, tak jak i pozostali uczestnicy świątecznego party w jednym z wieżowców Los Angeles, stał się zakładnikiem grupy morderców (w drugiej części akcja filmu znowu dzieje się w czasie świąt, ale na lotnisku).
Święta - czas refleksji
W wielu filmach święta funkcjonują jako czas rozrachunku z życiem. To właśnie wtedy George Bailey (rola życia Jamesa Stewarta) zamierza popełnić samobójstwo - uświadamia sobie bowiem, że w życiu poświęcił własne marzenia (podróżowanie) na rzecz innych ludzi. Zamiast jeździć po egzotycznych krajach prowadzi mały bank, jest mężem cudownej kobiety i ojcem sympatycznych dzieci. Jednak w obliczu kłopotów finansowych (spowodowanych przez jego wujka) postanawia skoczyć z mostu w świąteczny dzień. Przed ostatnim w życiu krokiem ratuje Georgea przysłany z nieba anioł Clarence. Pokazuje niedoszłemu samobójcy, jak wyglądałby świat bez niego i uświadamia mu, że wbrew temu, co myśli, jego życie jest bardzo wartościowe i wpływa na dziesiątki innych żyć. "Its a wonderful world", bo o nim mowa, to niezwykły film - dla wielu kinomanów wśród pozycji świątecznych, ta najlepsza.
Wigilijny wieczór to dla niektórych najwłaściwszy dzień na uratowanie dawnej miłości. W "Dekalogu III" Krzysztofa Kieślowskiego pozbawioną świątecznej atmosfery Wigilię zakłóca dawna kochanka Daniela Olbrychskiego (świetna Maria Pakulnis), która nie przyjmuje do świadomości wiadomości o zakończeniu ich romansu. Wieczór poprzedzający Boże Narodzenie ma szansę stać się dla tej dwójki początkiem nowego, niezakłamanego, życia. Ze świątecznym naprawianiem mamy też do czynienia w "Żurku" Ryszarda Brylskiego. Święta to bowiem ostateczny termin ochrzczenia dziecka nastoletniej Iwonki. Do świąt należy zatem odnaleźć ojca dziecka, by po świętach już wszystko było po bożemu.
Święta inaczej
Nierzadko filmowe święta ukazane są w krzywym zwierciadle. Bardzo często jednak, pod wierzchnią warstwą uśmiechów i żartów, kryje się mroczna prawda o postępującym upadku rodzaju ludzkiego (poważnie zabrzmiało, prawda?). Jak pokazuje Brian Levant święta, te skomercjalizowane oczywiście i podporządkowane manii kupowania prezentów, mogą być też czasem walki na śmierć i życie, ale wcale nie dla jakiejś szczytnej idei lub dla ratowania świata. W jego "Świątecznej gorączce" (1996) można zginąć dla Turbo Mana - zabawki, o której marzy synek pewnego taty, który spełniając to marzenie, chce wynagrodzić dziecku swoją notoryczną nieobecność i niewywiązywanie się z ojcowskich obowiązków. Szał zakupów ukazany w filmie znamy i w Polsce (choćby z otwarcia pewnego sklepu w Łodzi, czy innego w Warszawie, co dla niektórych zakończyło się wizytą w szpitalu), co raczej nie pokrzepia.
Innym filmem, który uważnemu widzowi, daje jednak do myślenia, jest wyreżyserowana przez Rona Howarda aktorska wersja bardzo znanego filmu animowanego (opartego na książce Dr. Seussa, który stworzył także postać Shreka) - "Grinch. Świąt nie będzie" . To, wbrew pozorom, (i oryginalnemu tytułowi: How the Grinch Stole Christmas), nie jest film o kradzieży świąt, ale raczej o ich odnajdywaniu. Zielony, dość paskudny Grinch nienawidzi świąt (nie bardzo wiadomo dlaczego), Ktosiowie (znienawidzeni sąsiedzi) święta kochają (choć dla nich oznaczają one wielkie sprzątanie, prezenty, lampki, światełka...), a pewna mała dziewczynka świąt, tych prawdziwych, szuka. I choć Grinch jest komedią spod znaku Jima Carreya (początkowo zielonego stworka miał grać Eddie Murphy), nie brak tu trafnych odniesień do współczesnej, galopującej komercjalizacji świąt i pozbawiania ich duchowego charakteru i głębszego sensu.
Naturalnie zdarzają się i filmy jakiegokolwiek skłaniania do refleksji pozbawione. Warto jednak zauważyć, że "Christmas Vacation" (1989) to jeden z lepszych filmów w dorobku Chevy Chasea. Rodzina Griswoldów, z granym przez niego Clarkiem na czele, tym razem nigdzie nie wyjeżdża, lecz postanawia urządzić niezapomniane święta dla (prawie) całej rodziny. Niestety prześladujący Clarka pech (problemy z oświetleniem domu) i wizyta nie tyle niespodziewanego co niechcianego gościa i wiele innych zdarzeń świąteczny dzień zamieniają w piekło. To jeden z filmów ku przestrodze. Swoją drogą bardzo zabawny.
Święta pojawiają się, na chwilę, i w filmach bardzo nieświątecznych. W "Długim pocałunku na dobranoc" Geenea Davis w czapeczce Mikołaja uczestniczy w świątecznej paradzie (co przysporzy jej problemów...), a we "Francuskim łączniku" oglądać możemy Genea Hackmana w stroju Świętego Mikołaja.
Jak święta to i Święty Mikołaj
Trudno wyobrazić sobie współczesne święta bez Świętego Mikołaja. I choć polskie domy odwiedza on tradycyjnie 6 grudnia, to jednak pod wpływem kultur zachodnich, pojawia się w nich i w wigilijny wieczór. Jeszcze trudniej natomiast wyobrazić sobie świąteczny film bez Świętego Mikołaja.
Pierwsze filmy o brodatym staruszku roznoszącym prezenty pochodzą jeszcze z XIX wieku! I nic w tym dziwnego - podglądanie Mikołaja wchodzącego przez komin i wypełniającego prezentami powieszone nad kominkiem skarpety ("Santa Claus Filling Stockings" z 1897 roku), czy też tajemnicze zniknięcie Mikołaja w kominku ("Wizyta Świętego Mikołaja" z 1899 roku) - mogły tylko filmowcom przynieść sympatię publiczności, wypełnioną po brzegi salkę projekcyjną, a co za tym idzie - niemałe zyski. I te pierwsze filmiki (bo chyba jeszcze nie można nazwać ich profesjonalnymi produkcjami) tak właśnie wyglądały. Co ciekawe bohaterem swojego filmu uczynił Świętego Mikołaja i wielki David W. Griffith (znany głównie dzięki dziełom "Nietolerancja" i "Narodziny Narodu"). U niego jednak film posiada, na szczęście, już bardziej konkretną fabułę. W Wigilię Bożego Narodzenia dzieci zastawiają na Mikołaja pułapkę - ponieważ ich dom nie ma komina wiedzą, że będzie on korzystał z okna. Tak się jednak składa, że w tę wyjątkową noc ojciec dzieci, który jakiś czas wcześniej je porzucił, i jego nowa żona planują obrabować tenże dom. Oczywiście nic nie wiedzą o zastawionej przez dzieci pułapce... Ciekawostka: w "A Trap for Santa Claus" z 1909 roku, bo o nim mowa, człowieka w barze zagrał Mack Sennett, król burleski (to w jego filmach początkowo występował Charlie Chaplin).
Strój Mikołaja - lep i kamuflaż
Okazuje się jednak, że Święty Mikołaj nie tylko przynosi prezenty - otóż jego czerwony kubraczek i siwa broda działają na kobiety jak lep na muchy. Przekonał się o tym bohater filmu Jeana Eustachea "Święty Mikołaj ma niebieskie oczy" z 1966 [Le Pere Noel a les yeux bleus]. Wdziewając na siebie strój Mikołaja (ma pozować fotografowi, a za zarobione pieniądze zamierza kupić sobie modną budrysówkę - stylowy płaszcz zimowy) staje się idolem miejscowych dziewcząt. Z kolei w "Santa Claus vs. Cupid" z 1915 roku za kogo przebrani są obecni na świątecznym przyjęciu dwaj kawalerowie walczący o względy uroczej dziewczyny? Za Świętego Mikołaja, oczywiście!
Strój Mikołaja to nie tylko skuteczny wabik na kobiety, ale w okresie świątecznym najlepszy kamuflaż dla włamywaczy i wszelkiej maści złodziei. Za Świętego Mikołaja co rok przebiera się wiecznie przepity Billy Bob Thorton, by móc obrabować sejf domu handlowego, w którym się zatrudnia ("Zły Mikołaj" ); to samo przebranie wybiera włamywacz z francuskiego filmu "3615 code Pere Noel" (angielski tytuł Dial Code Santa Claus) Rene Manzora, wcześniejszej wersji amerykańskiego "Kevina samego w domu" . By "zrobić zakupy" w okazałej posiadłości, musi uporać się on z pozostawionym tam przez rodziców na wigilijny wieczór nastolatkiem, który bronią własnej produkcji i innymi psikusami utrudnia mu życie i pracę.
Wiele ryzykują też tatusiowie przebierający się za Mikołajów. Ot, chociażby sprowadzenie na siebie nienawiści i ataków ze strony własnego dziecka. Bo co innego może czekać Mikołaja, gdy zestresowany nastolatek, którego najlepszy przyjaciel przeżywa rozwód rodziców, słyszy nocną kłótnię swoich rodzicieli, a następnego dnia widzi jak mama całuje... Świętego Mikołaja właśnie! Nic więc dziwnego, że postanawia on uprzykrzyć mu życie. Ech, gdyby tylko wiedział, że siwa broda skrywa oblicze jego taty... "I Saw Mommy Kissing Santa Claus" (2002) powinien obejrzeć każdy przed nałożeniem czerwonego wdzianka i sztucznej brody.
Zaś tego, że do przechadzających się po ulicach Mikołajów trzeba podchodzić z dystansem, uczy nas "Satan Claus" Massimiliano Cerchi - Mikołaj, jeżeli już nie jest prawdziwy, to nie zawsze jest tatą, wujkiem, czy sąsiadem. Czasem jest to po prostu morderca pożądający świeżej krwi. Dlatego uważajcie na pięknie przystrojone, wręcz idealne choinki. Niektórym służą one jako wabik na ofiary... A nie zawsze w pobliżu znajdzie się ktoś znający tajniki voodoo...
Ziemianie to szczęściarze
Ale przyznajmy szczerze, posiadanie Świętego Mikołaja czyni z nas szczęściarzy. Bo choć nie każdy miał szczęście spotkać tego prawdziwego, to jednak, gdy pod choinką znajdował prezenty i tak wierzył, że dostarczone zostały przez staruszka z siwą brodą. Nicholas Webster, po tym jak wyreżyserował kilka odcinków telewizyjnej "Bonanzy", postanowił przekonać nas, że i Marsjanie chcą mieć Świętego Mikołaja. Pod wpływem ziemskiego telewizyjnego programu decydują się oni odwiedzić naszą planetę i uprowadzić staruszka od prezentów. Niestety skutecznie. Film "Santa Claus Conquers the Martians" (z 1964 roku) dowodzi jednak, że Mikołaj poradzi sobie w każdych warunkach i że potrafi uszczęśliwić prezentami nawet Marsjańskie dzieci.
Jak zostać św. Mikołajem
Czy zastanawialiście się kiedykolwiek kim jest Święty Mikołaj i skąd on się w ogóle wziął? Mam na myśli tego jednego prawdziwego Mikołaja, a nie marne imitacjez domów handlowych. Czy też, tak jak kiedyś my-zwykli ludzie, był mały i dorastał świadomy obowiązków, jakie go czekają? Hm... Jest kilka odpowiedzi.
Jeannot Szwarc w "Santa Claus" z 1985 roku próbuje nas przekonać, że setki lat temu w zamian za zobowiązanie się do corocznego dostarczania zabawek dzieciom na całym świecie, pewien starszy pan zyskał nieśmiertelność i tak oto stał się Świętym Mikołajem. Z kolei w "Santa with Muscles" (reżyseria John Murlowski, 1996 rok) Mikołajem zostaje gwiazda wrestlingu Hulk Hogan - grany przez niego mało sympatyczny milioner traci pamięć i od tej chwili jest przekonany o tym, że Mikołaj to właśnie on. Cóż, chyba Hulk nie może się mylić...
Nieco inaczej sprawa ma się u reżysera "Śniętego Mikołaja" (1994). Twierdzi on bowiem, że by zostać Mikołajem wystarczy... znaleźć aktualnego Mikołaja, uniemożliwić mu dalsze wykonywanie obowiązków i wskoczyć w jego ciuszki. Wprawdzie bohater tego filmu, brawurowo zagrany przez Tima Allena, wszystkie te czynności wykonuje niechcący i w całkowitej nieświadomości ich konsekwencji. Nie zmienia to jednak faktu, że staje się Świętym (śniętym) Mikołajem. (Do czasu, aż, zapewne nieświadomie, zostanie zlikwidowany przez jakiegoś innego zapracowanego biznesmena). A ponieważ nie ma zmiłuj, nie pomoże codzienne golenie się (bujna siwa broda i tak się pojawi), drakońską dietą też nic się nie wskóra - obfity brzuch i tak wyrośnie. Jedyne co można zrobić to oddać się pracy. I nie przejmować walącymi się choinkami, nietrafionymi prezentami, czy też setkami zapracowanych elfów. Martwić trzeba się zacząć, gdy syn trafia na listę niegrzecznych dzieci i grozi mu nieotrzymanie świątecznego prezentu, gdy do Wigilii trzeba znaleźć sobie nową żonę, a także w chwili, kiedy chwilowy zastępca Mikołaja (zabawka-klon) redefiniuje pojęcia "grzeczny" i "niegrzeczny" ("Śnięty Mikołaj 2" , rok 2002).
Mikołaj ma problemy
Oj, nie łatwo być Świętym Mikołajem. Często nawet nie zdajemy sobie sprawy, na jakie niebezpieczeństwa bywa on narażony. Bo czasem z interesu Mikołaja chce wyeliminować diabelski Elf, działający na rzecz jeszcze bardziej diabelskiego producenta zabawek ("Santa Claus" Jeannota Szwarca), a czasem wypełnienie misji dostarczenia prezentów stara się uniemożliwić wysłany z Hadesu przez samego diabła demon Pitch i jego pomocnicy - Trzej Niegrzeczni Chłopcy (w meksykańskim filmie Rene Cardona "Santa Claus" z 1959 roku).
Mikołajowi zaprząta głowę, chyba coraz częściej, jeszcze jeden problem. Coraz więcej osób przestaje w niego wierzyć. I tak w istnienie Mikołaja zaczyna powątpiewać Julie z filmu "I kto to mówi 3" (swoją drogą najsłabszego z całej serii). Dziewczynka przestaje wierzyć, gdy na zapleczu domu towarowego widzi jak Święty Mikołaj ściąga swoją siwą brodę i specjalny kostium. Sporo wysiłku będą musieli włożyć jej rodzice, by to zmienić. Z kolei wiarę w Świętego Mikołaja u 6-letniej Susan odbudować będzie musiał Święty Mikołaj we własnej osobie ("Miracle on 34th Street", 1994 rok). W tej, nowszej, ekranizacji powieści Valentine Davies, dziewczynka nie wierzy w "pana od prezentów", bo już jakiś czas temu sekret, a raczej prawdę o nim, wyjawiła jej mama. I dopiero Mikołaj nauczy dziewczynkę, że marzenia spełniają się, gdy się ich bardzo mocno pragnie.
Film o tym samym tytule z roku 1947 (reżyseria George Seaton), inspirowany tą samą powieścią, testowi na wiarę w Świętego Mikołaja poddaje z kolei dorosłych. Czy uwierzą oni, że zatrudniony w domu handlowym staruszek, jest prawdziwym Mikołajem (on sam tak uważa)? A czy Wy wierzycie w Świętego Mikołaja?
Oto święta - czas się zmienić
Czy Charles Dickens, pisząc w wigilię Bożego Narodzenia 1843 roku "Opowieść wigilijną", zdawał sobie sprawę z tego, że doczeka się ona kilkudziesięciu filmowych adaptacji i stanie się najczęściej przenoszonym na ekran świątecznym utworem literackim? Z pewnością nie -umożliwiające oglądanie ruchomych obrazów kinematograf i kinetoskop pojawiły się dopiero pół wieku później, już po śmierci pisarza (umarł w 1870 roku).
Opowieść wigilijna przedstawia historię zgorzkniałego, posępnego skąpca Ebenezera Scroogea, owładniętego przez chciwość, niewrażliwego na innych ludzi. Prowadzi on samotne życie, jednocześnie uprzykrzając egzystencję wszystkich naokoło. Potrzeba wizyty czterech duchów, by otworzyć starcowi oczy i skłonić do przemiany. W Wigilijny wieczór ukazują mu się kolejno - zjawa zmarłego przed laty przyjaciela Marleya (zapowiada on przybycie kolejnych gości z zaświatów), duchy świąt poprzednich, teraźniejszych i przyszłych. Ukazują one Scroogeowi ubóstwo i nędzę ludzi, których starał się on w swym życiu nie zauważać, pokazują również, jaki los go czeka. Te wizje sprawiają, że Ebenezer zmienia się nie do poznania...
Uniwersalizm utworu Dickensa - współistnienie obok siebie bogatych i biednych, ogarniająca ludzi chciwość, brak poszanowania dla tradycji, brak zainteresowania innymi ludźmi - a także bardzo optymistyczne zakończenie to z pewnością przyczyny wielkiej popularności opowiadania. Jawny stosunek autora do bogaczy (niechętny) i solidaryzowanie się z biednymi to kolejne zalety dla filmowców szukających inspiracji.
Pierwsza filmowa wersja utworu Dickensa powstała w 1901 roku (reż. Walter R. Booth), a na kolejne nie trzeba było czekać zbyt długo, pojawiały się zresztą z dość sporą częstotliwością (lata 1913, 1922, 1923, 1928) - wszystkie zatytułowano "Scrooge". Zapewne sprzyjały temu okoliczności powojenne - ludzie potrzebowali pokrzepienia, a "Opowieść wigilijna" w wymowie krzepiąca jest niewątpliwie. Przed wojną powstały jeszcze co najmniej dwie ekranizacje - już dźwiękowe. I tak w roku 1935 rolę Scroogea po raz drugi w karierze zagrał Seymour Hicks (ciekawostka: ducha przeszłych świąt zagrała Marie Ney, ale głosu użyczył mu... nie uwzględniony w liście płac męski aktor). Za jedną z najlepszych ekranizacji uważana jest "Christmas Carroll" z 1938 roku, co w znacznej mierze stało się zasługą wyśmienitej obsady. Główną rolę zagrał Reginald Owen, ale to Gene i Kathleen Lockhartowie (jako małżeństwo Cratchit) zbierali najwięcej pochwał.
Te pierwsze filmowe wersje Opowieści wigilijnej pozostawały raczej wierne oryginałowi. Dopiero w czasach nam bliższych popuszczono wodze fantazji. Projekcje duchów zyskiwały na atrakcyjności, a sama opowieść stawała się musicalem. Taką właśnie formę ma "Wigilijna opowieść Muppetów". W wyreżyserowanym przez Briana Hensona filmie piosenki śpiewają Kermit, Miss Piggy, Gonzo, a także... Michael Caine, odtwarzający postać Ebenezera. Ponoć rola Scroogea dla aktorów jest rolą bardzo atrakcyjną, jest swoistym wyzwaniem. Wśród aktorów, którzy z tego zadania wywiązali się najlepiej wymieniani są przeważnie Alastair Sim ("Scrooge" Briana Desmonda Hursta z 1951 roku) oraz, zapewne bardziej przez nas kojarzony, oschły, ale i dość ekspresyjny, przepełniony złością Patrick Stewart ("Christmas Carroll", 1999).
Opowieść Dickensa doczekała się oczywiście współczesnych wariacji, dalekich od XIX-wiecznych realiów. Wprawdzie Richard Donner ("Scrooged") z przedsiębiorcy Scroogea zrobił Francisa Xaviera Crossa (Bill Murray) - kierownika amerykańskiej stacji telewizyjnej, główne elementy treści (niechęć do świąt, spotkania z duchami, przemiana) pozostały jednak bez zmian (ciekawostka: w tym filmie wystąpili wszyscy bracia Billa Murraya).
Co w tym roku?
Niemal każdego roku dystrybutorzy w okolicach listopada i grudnia raczą nas świątecznymi produkcjami. Przed nami premiery: całkiem udanego "Złego Mikołaja" - filmu zdecydowanie nie dla dzieci (jeżeli nadal chcecie, by Święty Mikołaj wywołał u nich wyłącznie przyjemne i niewinne skojarzenia), oraz "Święta Last Minute" - dowód na to, że mimo najszczerszych chęci, od świąt uciec się nie da. W Polsce, przynajmniej na razie, nie zobaczymy natomiast produkcji "Przetrwać święta" z Benem Affleckiem w roli samotnika, który jest gotów zapłacić obcym ludziom za udawanie jego rodziny. Do kin IMAX powrócił także świąteczny "Mikołaj kontra Bałwanek" , a wkrótce pojawi się (także w tradycyjnych kinach) "Ekspres Polarny" . Na DVD zagości "Elf" i liczne grono produkcji animowanych traktujących o tym okresie.
Na koniec apel - Kinomaniacy! Wiem, że święta i tak w znacznym stopniu spędzicie przed telewizorem lub ekranem komputera. Nie przegapcie jednak pierwszej gwiazdki na wigilijnym niebie. Wesołych, filmowych, Świąt!