Opisz wycieczkę na której coś poszło nie tak. np złapaliśmy gumę i musieliśmy nocować na polanie pod namiotem itp. ok 25 zdań
caerme
Można na wesoło: Jakiś miesiąc temu dowiedzieliśmy się że jedziemy na wycieczkę. Chcieliśmy jechać do jakiegoś większego miasta na całe trzy dni, gdzie wszystko będzie w jednym miejscu a i czasu wolnego byłoby dość. Byłoby łatwiej coś napisać. Jak się jednak okazało mieliśmy jechać by zobaczyć jakieś miejsca ważne dla naszej edukacji - do Warszawy, potem, znaczy dzień później jeszcze do Torunia, a na końcu do Malborka. Wszystko poszło nie tak, nasza pani poprosiła kierowcę by pojechał bokiem, jak się wyraziła, "Wie Pan tą drogą, przez te lasy, tam jest coś co powinni zobaczyć". Kierowca pojechał... Dzicz taka, że nawet Wi-Fi w autokarze nie działało, o komórkach nie wspominając, a na dodatek po powrocie z jakichś skałek co się tam jakieś wojska kiedyś pobiły, kierowca oświadczył, że nie pojedziemy, bo ma rozwaloną oponę. Okazało się, że wśród nas są harcerze - mieli nawet namioty i śpiwory. Jak jeden z nich wyjaśnił, oni zawsze biorą, bo nie wiadomo co może się wydarzyć, a poza tym wszystkim taki nocleg w lesie, Bóg wie gdzie, to naprawdę świetna sprawa. Wzięli swoje namioty, rozpalili ognisko, ktoś miał jakąś harmonijkę czy coś i zaczęli śpiewać. A u nas nie było zasięgu, internetu i niczego... Namioty rozbili raz - dwa, fajnie to wyglądało, ale wiatr potem nimi w nocy targał... Większość z nas spała w autobusie na fotelach, w pozycji jakiej normalnie oglądamy telewizję.Z samego rana obudziły nas głosy - oni wstali i zaczęli jakby nigdy nic biegać, potem błyskawicznie spakowali namioty i śpiwory i byli gotowi do drogi... A ja nawet śniadania nie zjadłem. W tym samym czasie dwójka kierowców wypiła poranną kawę, wypaliła po papierosie i razem zabrali się do wymiany koła. Po dwóch godzinach wśród głośnych żalów harcerzy, aplauzu pozostałych, westchnień pań nauczycielek pojechaliśmy dalej. Do cywilizacji czyli telefonów i WiFi wróciliśmy za jakieś dwadzieścia minut. Wszystkie strony społecznościowe po kwadransie były pelne opisów tego co się stało. A i nam skrócono wyjazd - dojechaliśmy tylko do Torunia, a potem do domu - do Konina... Tym razem już bez przygód i normalnymi drogami. Miasto jak miasto. I jedno i drugie. Szkoda tylko straconego dnia, bo potem to już wszystko szło ekspresowo, czasu wolnego nawet mniej niż w planach. Tylko harcerze wspominali o tym noclegu... Nie wiedziałem, że u nas i u sąsiadów w trzeciej "c" mają harcerzy...
Jakiś miesiąc temu dowiedzieliśmy się że jedziemy na wycieczkę. Chcieliśmy jechać do jakiegoś większego miasta na całe trzy dni, gdzie wszystko będzie w jednym miejscu a i czasu wolnego byłoby dość. Byłoby łatwiej coś napisać. Jak się jednak okazało mieliśmy jechać by zobaczyć jakieś miejsca ważne dla naszej edukacji - do Warszawy, potem, znaczy dzień później jeszcze do Torunia, a na końcu do Malborka.
Wszystko poszło nie tak, nasza pani poprosiła kierowcę by pojechał bokiem, jak się wyraziła, "Wie Pan tą drogą, przez te lasy, tam jest coś co powinni zobaczyć". Kierowca pojechał... Dzicz taka, że nawet Wi-Fi w autokarze nie działało, o komórkach nie wspominając, a na dodatek po powrocie z jakichś skałek co się tam jakieś wojska kiedyś pobiły, kierowca oświadczył, że nie pojedziemy, bo ma rozwaloną oponę.
Okazało się, że wśród nas są harcerze - mieli nawet namioty i śpiwory. Jak jeden z nich wyjaśnił, oni zawsze biorą, bo nie wiadomo co może się wydarzyć, a poza tym wszystkim taki nocleg w lesie, Bóg wie gdzie, to naprawdę świetna sprawa. Wzięli swoje namioty, rozpalili ognisko, ktoś miał jakąś harmonijkę czy coś i zaczęli śpiewać. A u nas nie było zasięgu, internetu i niczego...
Namioty rozbili raz - dwa, fajnie to wyglądało, ale wiatr potem nimi w nocy targał... Większość z nas spała w autobusie na fotelach, w pozycji jakiej normalnie oglądamy telewizję.Z samego rana obudziły nas głosy - oni wstali i zaczęli jakby nigdy nic biegać, potem błyskawicznie spakowali namioty i śpiwory i byli gotowi do drogi...
A ja nawet śniadania nie zjadłem. W tym samym czasie dwójka kierowców wypiła poranną kawę, wypaliła po papierosie i razem zabrali się do wymiany koła. Po dwóch godzinach wśród głośnych żalów harcerzy, aplauzu pozostałych, westchnień pań nauczycielek pojechaliśmy dalej.
Do cywilizacji czyli telefonów i WiFi wróciliśmy za jakieś dwadzieścia minut. Wszystkie strony społecznościowe po kwadransie były pelne opisów tego co się stało. A i nam skrócono wyjazd - dojechaliśmy tylko do Torunia, a potem do domu - do Konina...
Tym razem już bez przygód i normalnymi drogami. Miasto jak miasto. I jedno i drugie. Szkoda tylko straconego dnia, bo potem to już wszystko szło ekspresowo, czasu wolnego nawet mniej niż w planach. Tylko harcerze wspominali o tym noclegu...
Nie wiedziałem, że u nas i u sąsiadów w trzeciej "c" mają harcerzy...