Akcja pod Arsenałem była starannie przygotowana przez Kedyw i Szare Szeregi. Miała na celu odbicie Rudego z rąk gestapo podczas przewożenia transportem więziennym z Alei Szucha na Pawiak. Przyjaciele z niecierpliwością oczekiwali dnia, w którym miała przejeżdżać więzienna karetka. Rudy podczas przesłuchania został przez gestapowców okrutnie pobity i dalsze przesłuchania wiązały się ze straszliwym cierpieniem, do którego postanowiono nie dopuścić. Nadszedł długo oczekiwany dzień. Był to piątek, około piątej po południu, wszyscy byli na swoich posterunkach. Młodzi ludzie uzbrojeni byli w granaty i pistolety, a w zanadrzu mieli butelki z benzyną. Czekali pełni napięcia i skupienia na rogu ulic Bielańskiej i Długiej. Dowódca akcji, którym był komendant Orsza, trzymał rękę na kolbie pistoletu, w każdej chwili gotowy do strzału. Napięcie i zdecydowanie w miarę upływu czasu rosło coraz bardziej. Nagle w szerokiej perspektywie ulicy dostrzegł znak dawany przez łącznika, który był wyznaczony do sygnalizowania o zbliżającej się karetce policyjnej. Orsza jakby tylko na ten sygnał czekał. Serce zaczęło mu bić przyspieszonym tętnem i krew pulsowała w skroniach. Ale nie było czasu na wzruszenia. Trzeba było działać – pewnie i zdecydowanie. Komendant zagwizdał przeraźliwie i dał sygnał pozostałym uczestnikom, że akcja została rozpoczęta. Młodzi ludzie zaczęli z niepokojem obserwować kłębiący się ulicą tłum. W tej masie ludzkiej mogło roić się od agentów i policjantów. Wtem na zakręcie pojawiło się duże niemieckie auto więzienne. Zbliżało się coraz bardziej, gdy naraz pojawiła się nieprzewidziana przeszkoda. Z bramy pobliskiego budynku wyszedł granatowy policjant, który z łatwością mógł popsuć starannie przygotowany plan akcji. Zośka, który pierwszy dostrzegł policjanta, krzyknął: „ Precz stąd...odejdź, jeśli ci życie miłe!”, jednak ten nie usłuchał i wyciągnął broń. Trzeba go było unieszkodliwić. Właśnie nadjeżdżała niemiecka więźniarka. Kierowca widocznie przeczuwał niebezpieczeństwo, gdyż w ostatniej chwili zmienił kierunek jazdy i przyspieszył. Wtedy drogę zagrodzili mi młodzi ludzie z butelkami benzyny. Pojazd wkrótce stanął w płomieniach. Z szoferki wyskoczyli w pośpiechu gestapowcy i zaczęli strzelać na oślep. Odpowiadały im strzały Polaków. Wkrótce już tylko jeden z gestapowców, doskonale ukryty, wciąż strzelał. Tę przeszkodę trzeba było jak najszybciej usunąć, ponieważ każda chwila zwłoki groziła niepowodzeniem akcji. Niemca w końcu dosięgła kula jednego z uczestników akcji. Chłopcy dobiegli do płonącego samochodu. Alek otworzył drzwi więźniarki, z wnętrza której wysypali się w popłochu oniemiali więźniowie. Dopiero po chwili dostrzegli wypełzającego na czworakach Rudego. W przypływie radości przyjaciele porwali go na ręce i ostrożnie przenieśli do czekającego samochodu. Pozostali zbierali w pośpiechu zdobytą na Niemcach broń. Na twarzy Rudego poprzez paraksyzmy bólu i cierpienia malował się uśmiech. Samochód odjechał uwożąc uczestników akcji wraz z ocalonym Rudym. Skrzyżowanie ulic pozostało puste. Na chodniku i jezdni leżały tylko trupy niemieckich żołnierzy. Na końcu tego reportażu pragnę dodać, że w tej szczególnej i ważnej dla chłopców akcji wykazali się oni niezwykłą odwagą i chęcią walki ponad wszystko, aby odzyskać przyjaciela. Akcja skończyła się łzami szczęścia.
Akcja pod Arsenałem była starannie przygotowana przez Kedyw i Szare Szeregi. Miała na celu odbicie Rudego z rąk gestapo podczas przewożenia transportem więziennym z Alei Szucha na Pawiak.
Przyjaciele z niecierpliwością oczekiwali dnia, w którym miała przejeżdżać więzienna karetka. Rudy podczas przesłuchania został przez gestapowców okrutnie pobity i dalsze przesłuchania wiązały się ze straszliwym cierpieniem, do którego postanowiono nie dopuścić.
Nadszedł długo oczekiwany dzień. Był to piątek, około piątej po południu, wszyscy byli na swoich posterunkach. Młodzi ludzie uzbrojeni byli w granaty i pistolety, a w zanadrzu mieli butelki z benzyną. Czekali pełni napięcia i skupienia na rogu ulic Bielańskiej i Długiej. Dowódca akcji, którym był komendant Orsza, trzymał rękę na kolbie pistoletu, w każdej chwili gotowy do strzału. Napięcie i zdecydowanie w miarę upływu czasu rosło coraz bardziej. Nagle w szerokiej perspektywie ulicy dostrzegł znak dawany przez łącznika, który był wyznaczony do sygnalizowania o zbliżającej się karetce policyjnej. Orsza jakby tylko na ten sygnał czekał. Serce zaczęło mu bić przyspieszonym tętnem i krew pulsowała w skroniach. Ale nie było czasu na wzruszenia. Trzeba było działać – pewnie i zdecydowanie. Komendant zagwizdał przeraźliwie i dał sygnał pozostałym uczestnikom, że akcja została rozpoczęta. Młodzi ludzie zaczęli z niepokojem obserwować kłębiący się ulicą tłum. W tej masie ludzkiej mogło roić się od agentów i policjantów. Wtem na zakręcie pojawiło się duże niemieckie auto więzienne. Zbliżało się coraz bardziej, gdy naraz pojawiła się nieprzewidziana przeszkoda. Z bramy pobliskiego budynku wyszedł granatowy policjant, który z łatwością mógł popsuć starannie przygotowany plan akcji. Zośka, który pierwszy dostrzegł policjanta, krzyknął: „ Precz stąd...odejdź, jeśli ci życie miłe!”, jednak ten nie usłuchał i wyciągnął broń. Trzeba go było unieszkodliwić.
Właśnie nadjeżdżała niemiecka więźniarka. Kierowca widocznie przeczuwał niebezpieczeństwo, gdyż w ostatniej chwili zmienił kierunek jazdy i przyspieszył. Wtedy drogę zagrodzili mi młodzi ludzie z butelkami benzyny. Pojazd wkrótce stanął w płomieniach. Z szoferki wyskoczyli w pośpiechu gestapowcy i zaczęli strzelać na oślep. Odpowiadały im strzały Polaków. Wkrótce już tylko jeden z gestapowców, doskonale ukryty, wciąż strzelał. Tę przeszkodę trzeba było jak najszybciej usunąć, ponieważ każda chwila zwłoki groziła niepowodzeniem akcji. Niemca w końcu dosięgła kula jednego z uczestników akcji.
Chłopcy dobiegli do płonącego samochodu. Alek otworzył drzwi więźniarki, z wnętrza której wysypali się w popłochu oniemiali więźniowie. Dopiero po chwili dostrzegli wypełzającego na czworakach Rudego. W przypływie radości przyjaciele porwali go na ręce i ostrożnie przenieśli do czekającego samochodu. Pozostali zbierali w pośpiechu zdobytą na Niemcach broń.
Na twarzy Rudego poprzez paraksyzmy bólu i cierpienia malował się uśmiech. Samochód odjechał uwożąc uczestników akcji wraz z ocalonym Rudym.
Skrzyżowanie ulic pozostało puste. Na chodniku i jezdni leżały tylko trupy niemieckich żołnierzy.
Na końcu tego reportażu pragnę dodać, że w tej szczególnej i ważnej dla chłopców akcji wykazali się oni niezwykłą odwagą i chęcią walki ponad wszystko, aby odzyskać przyjaciela. Akcja skończyła się łzami szczęścia.