Nareszcie spełniło się moje marzenie. Zostałem zaproszony przez Sędziego do jego gospodarstwa . Niewiele po tym byłem na miejscu. Na niewielkim pagórku, otoczonym brzozowym gajem, stał piękny dwór szlachecki. W pobliżu znajdowała się wielka stodoła, aż po dach wypełniona sianem, obok niej stały poukładane stogi zboża. Wszystko wskazywało na to że okolica jest bogata i urodzajna w plony. Wszedłem przez otwartą bramę, na progu ostrzegłem wyczekujących mojego przyjazdu Sędziego i Tadeusza. Przywitali mnie bardzo miło i zaprosili do środka. Tam czekała uczta, zorganizowana z okazji mojego przybycia. Gdy tylko wszedłem od razu rzucił mi się w oczy starannie nakryty stół, z rozmaitymi specjalnościami kuchni polskiej. W całej izbie pachniało przepysznym z pewnością jedzeniem. Usiadłem wygodnie przy stole i zajadałem się wspaniałymi twarogami i pieczeniami. Zaś po śniadaniu podano wyśmienitą kawę, przygotowywaną przez kobietę zwaną „kawiarką”. Sędzia wraz z Tadeuszem nie dali mi dojść do głosu, ciągle rozprawiali o Soplicowie. Po południu obiecali mi zabrać mnie na polowanie. Dosiedliśmy koni i pojechaliśmy w głąb lasu. Wyborowi myśliwi bacznie dopatrywali się zwierzyny. Nagle z zarośli jednym susem wyskoczył dzik. Jednak nim zdążył uciec został powalony jednym, celnym strzałem na ziemię. Sędzia zabrał ciało biedaka do domu a ja z Tadeuszem pojechałem na konną przejażdżkę. Galopowaliśmy przez lasy i pola. W tym miejscu, godziny płynęły mi jak minuty. Nic nie zauważyłem a nastał wieczór ciągnący za sobą nieuchronnie mroczną noc a z nim mój powrót do domu, do rutyny. Nie chciałem jeszcze wracać. Czułem się jak bym tu mieszkał od dzieciństwa. Klimat panujący w Soplicowie był ogromnie przyjazny i gościnny. Przed domem czekał już na mnie powóz, który miał zawieźć me zmęczone ciało do domu. Na szczęście gospodarze obiecali zaprosić mnie ponownie w przyszłym roku.
Nareszcie spełniło się moje marzenie. Zostałem zaproszony przez Sędziego do jego gospodarstwa .
Niewiele po tym byłem na miejscu. Na niewielkim pagórku, otoczonym brzozowym gajem, stał piękny dwór szlachecki. W pobliżu znajdowała się wielka stodoła, aż po dach wypełniona sianem, obok niej stały poukładane stogi zboża. Wszystko wskazywało na to że okolica jest bogata i urodzajna w plony. Wszedłem przez otwartą bramę, na progu ostrzegłem wyczekujących mojego przyjazdu Sędziego i Tadeusza. Przywitali mnie bardzo miło i zaprosili do środka. Tam czekała uczta, zorganizowana z okazji mojego przybycia. Gdy tylko wszedłem od razu rzucił mi się w oczy starannie nakryty stół, z rozmaitymi specjalnościami kuchni polskiej. W całej izbie pachniało przepysznym z pewnością jedzeniem. Usiadłem wygodnie przy stole i zajadałem się wspaniałymi twarogami i pieczeniami. Zaś po śniadaniu podano wyśmienitą kawę, przygotowywaną przez kobietę zwaną „kawiarką”. Sędzia wraz z Tadeuszem nie dali mi dojść do głosu, ciągle rozprawiali o Soplicowie. Po południu obiecali mi zabrać mnie na polowanie. Dosiedliśmy koni i pojechaliśmy w głąb lasu. Wyborowi myśliwi bacznie dopatrywali się zwierzyny. Nagle z zarośli jednym susem wyskoczył dzik. Jednak nim zdążył uciec został powalony jednym, celnym strzałem na ziemię. Sędzia zabrał ciało biedaka do domu a ja z Tadeuszem pojechałem na konną przejażdżkę. Galopowaliśmy przez lasy i pola.
W tym miejscu, godziny płynęły mi jak minuty. Nic nie zauważyłem a nastał wieczór ciągnący za sobą nieuchronnie mroczną noc a z nim mój powrót do domu, do rutyny. Nie chciałem jeszcze wracać. Czułem się jak bym tu mieszkał od dzieciństwa. Klimat panujący w Soplicowie był ogromnie przyjazny i gościnny. Przed domem czekał już na mnie powóz, który miał zawieźć me zmęczone ciało do domu. Na szczęście gospodarze obiecali zaprosić mnie ponownie w przyszłym roku.