Za wieloma górami i siedmioma morzami, w środku nizinnego kraju było sobie jezioro. Na jeziorze była wysepka, na której stała mała chatka. W domku żył człowiek z brodą tak długą, że mógł nią opleść dziesięć razy największy jesion rosnący nad brzegiem jeziora. Nie wiadomo czy był stary, czy nie? Nikt nie wiedział, kim jest i skąd się tu wziął. Dawno temu w jeziorze mieszkał władca wód- Harpun. Był on dobrym człowiekiem. Szanował każdego: i biednego i bogatego. W swoim wodnym pałacu urządzał wytworne przyjęcia, na które zapraszał mnóstwo ludzi. Każdy bywalec tych zabaw odchodził z nich zadowolony i obdarowany podarkiem. O wspaniałych zabawach w głębi jeziora dowiedziała się niezbyt mądra, ale za to strasznie zła Pietrucha. Bardzo chciała być gościem króla Harpuna, ale do tej pory nigdy nie otrzymała zaproszenia. Królewscy heroldzi roznosili zaproszenia do chłopskich chat. Za każdym razem, gdy szli i oznajmiali wszystkim o przyjęciu miała nadzieję, że w końcu ją odwiedzą. Czas mijał, kolejne przyjęcia odbywały się bez jej udziału. Pietrucha wściekała się, złościła, dokuczała ludziom w około, ale nikt się nie domyślał ,o co jej naprawdę chodzi. Fałszywa duma nie pozwoliła jej wprost przyznać się do tego, że bardzo chce zobaczyć przyjęcie u Harpuna. Nadchodziła jesień. Władca jeziora urządzał ostanie przyjęcie w tym roku. Ponieważ z nastaniem mrozów jezioro będzie przykryte taflą lodu a jej mieszkańcy pogrążeni w zimowym śnie. Trwała wesoła zabawa. Tuż przed północą wszystkich gości ogarnęła niesamowita trwoga. To złość Pietruchy osiągnęła apogeum. Rzuciła czar na bawiących się ludzi, którzy ze strachu skakali w otchłań jeziora i ginęli. Dopóki szalała zła czarownica, opętani goście topili się w jeziorze. Tak oto umarli wszyscy uczestnicy balu. Przeżył tylko król Harpun. Wkrótce w pałacu pojawiła się wiedźma. Zadowolona ze swojego dzieła, chciała jeszcze ukarać władcę. - Zniknie twój pałac. Ty zaś zamieszkasz na środku jeziora w małej chatce. Nikt nie będzie znał twojej tożsamości. Będziesz sam, ciągle sam ze swoją tęsknotą. Dopóki na jeziorze nie pojawi się rycerz w czerwonej zbroi na czarnym koniu, który suchą nogą dotrze do twego domku. Niech się tak stanie! – to powiedziała i znikła. Natychmiast pojawiła się wysepka, potem chatka i długobrody człowiek. Wielu ludzi przybywało na wysepkę. Jedni chcieli posadzić na niej jakieś rośliny, ale każda sadzonka została wciągnięta przez piasek. Inni próbowali porozumieć się z pustelnikiem. Był głuchy na ich pytania. Siedział nieruchomo jak posąg.
Minęło wiele zim, nikt już nie wie ile. Księżniczka Flora rozbudziła się w środku nocy. Miała dziwny sen. Przyśnił jej się podwodny pałac, wspaniałe przyjęcie i dziwny człowiek oplatający swoją brodą kilkakrotnie pień drzewa. Wewnętrzny głos zaczął wołać : „Chodź”. Sen się skończył, ale w głowie ciągle brzmiało : „chodź”. Głos nawoływał bezustannie. Flora przywołała tłumacza snów. Pan Mag kazał jej się wsłuchać wewnętrzny głos i wykonywać jego polecenia. Dziewczyna posłuchała rady. W głowie rodziły się coraz to nowe myśli. Księżniczka musiała sprawić sobie czerwoną zbroję. Potem po całym księstwie szukała pięknego czarnego rumaka. - Mój koń jest niezwykły. Potrafi chodzić wierzchem po jeziorze. Jeśli Wasza Wysokość go kupi ,na pewno nie pożałuje – zachwalał zwierzę stajenny hrabiego Bonawentury. Księżniczka ubrana w czerwoną zbroję, dosiadająca wspaniałego rumaka wyruszyła w świat. Mijała góry i rzeki. Wiele dni i nocy spędziła w siodle. A głos wciąż wołał: „chodź” , więc jechała dalej, tracąc już rachubę czasu. Pewnego razu zatrzymała się nad brzegiem jeziora. Przywiązała rumaka do pnia drzewa jaworowego, zdjęła zbroję oraz ubranie i postanowiła się wykąpać. Wskoczyła do wody i zaczęła się pluskać jak małe dziecko. Nagle dostrzegła wysepkę i malutką chatkę na środku jeziora. Zaintrygowana odkryciem, szybko popłynęła zobaczyć to miejsce. Obok chatki siedział człowiek z niewyobrażalnie długą brodą. Mówiła do niego, ale on nie reagował na jej wołanie. -Nie żyje, czy co? – myślała. Zrezygnowana wróciła do swego rumaka. Zapaliła ognisko, ugotowała ostanie zapasy i padła znużona snem. Noc miała niespokojną. Głos wciąż nawoływał: „ chodź, chodź, chodź.” Bladym świtem odziana w czerwoną zbroję, dosiadła czarnego rumaka i ruszyła. Wjechał wprost do jeziora. Wcale nie słuchał się swojej pani, szedł po wodzie jakby jej wcale nie było. Niczym łódka dowiózł Florę na wysepkę. Stała się niesamowita rzecz. Zniknęła wysepka z biednym domkiem a pojawił się piękny okazały pałac. Na progu stał bogaty pan, bardzo przypominający długobrodego niemowę. Z elegancją przywitał się z księżniczką i zaprosił ją do komnaty. Za oknami coś zawiało i zahuczało. Nie wiadomo skąd w sali tronowej pojawiła się Pietrucha. - A ty czego chcesz? – powiedział wystraszony Harpun, albowiem on był tym tajemniczym brodaczem. - Dzięki ci piękna nieznajoma. – Pietrucha z wdziękiem zwróciła się do księżniczki Flory – Wyzwoliłaś mnie z czarów. –powiedziała. Okazało się, że Pietrucha była kiedyś piękną dobrą dziewczyną, ale zakochał się we niej zły czarodziej Lewy. Gdy nie zgodziła się zostać jego żoną, rzucił na nią czar. Zrobił z Pietruchy wstrętną jędzę, która wyrządzała zło niewinnym ludziom. Tak oto złość jednego człowieka spowodowała lawinę nieszczęść na świecie. Dzięki Florze dobro zwyciężyło. A potem było jak w każdej baśni. Młodzi się pobrali, mieli dużo dzieci i żyli długo i szczęśliwie. Pietrucha opiekowała się najpierw ich potomstwem, potem dziećmi ich dzieci, czyli wnukami, potem prawnukami i praprawnukami….
Za wieloma górami i siedmioma morzami, w środku nizinnego kraju było sobie jezioro. Na jeziorze była wysepka, na której stała mała chatka. W domku żył człowiek z brodą tak długą, że mógł nią opleść dziesięć razy największy jesion rosnący nad brzegiem jeziora. Nie wiadomo czy był stary, czy nie? Nikt nie wiedział, kim jest i skąd się tu wziął.
Dawno temu w jeziorze mieszkał władca wód- Harpun. Był on dobrym człowiekiem. Szanował każdego: i biednego i bogatego. W swoim wodnym pałacu urządzał wytworne przyjęcia, na które zapraszał mnóstwo ludzi. Każdy bywalec tych zabaw odchodził z nich zadowolony i obdarowany podarkiem.
O wspaniałych zabawach w głębi jeziora dowiedziała się niezbyt mądra, ale za to strasznie zła Pietrucha. Bardzo chciała być gościem króla Harpuna, ale do tej pory nigdy nie otrzymała zaproszenia.
Królewscy heroldzi roznosili zaproszenia do chłopskich chat. Za każdym razem, gdy szli i oznajmiali wszystkim o przyjęciu miała nadzieję, że w końcu ją odwiedzą. Czas mijał, kolejne przyjęcia odbywały się bez jej udziału. Pietrucha wściekała się, złościła, dokuczała ludziom w około, ale nikt się nie domyślał ,o co jej naprawdę chodzi. Fałszywa duma nie pozwoliła jej wprost przyznać się do tego, że bardzo chce zobaczyć przyjęcie u Harpuna.
Nadchodziła jesień. Władca jeziora urządzał ostanie przyjęcie w tym roku. Ponieważ z nastaniem mrozów jezioro będzie przykryte taflą lodu a jej mieszkańcy pogrążeni w zimowym śnie.
Trwała wesoła zabawa. Tuż przed północą wszystkich gości ogarnęła niesamowita trwoga. To złość Pietruchy osiągnęła apogeum. Rzuciła czar na bawiących się ludzi, którzy ze strachu skakali w otchłań jeziora i ginęli. Dopóki szalała zła czarownica, opętani goście topili się w jeziorze. Tak oto umarli wszyscy uczestnicy balu.
Przeżył tylko król Harpun. Wkrótce w pałacu pojawiła się wiedźma. Zadowolona ze swojego dzieła, chciała jeszcze ukarać władcę.
- Zniknie twój pałac. Ty zaś zamieszkasz na środku jeziora w małej chatce. Nikt nie będzie znał twojej tożsamości. Będziesz sam, ciągle sam ze swoją tęsknotą. Dopóki na jeziorze nie pojawi się rycerz w czerwonej zbroi na czarnym koniu, który suchą nogą dotrze do twego domku. Niech się tak stanie! – to powiedziała i znikła.
Natychmiast pojawiła się wysepka, potem chatka i długobrody człowiek. Wielu ludzi przybywało na wysepkę. Jedni chcieli posadzić na niej jakieś rośliny, ale każda sadzonka została wciągnięta przez piasek. Inni próbowali porozumieć się z pustelnikiem. Był głuchy na ich pytania. Siedział nieruchomo jak posąg.
Minęło wiele zim, nikt już nie wie ile. Księżniczka Flora rozbudziła się w środku nocy. Miała dziwny sen. Przyśnił jej się podwodny pałac, wspaniałe przyjęcie i dziwny człowiek oplatający swoją brodą kilkakrotnie pień drzewa. Wewnętrzny głos zaczął wołać : „Chodź”.
Sen się skończył, ale w głowie ciągle brzmiało : „chodź”. Głos nawoływał bezustannie. Flora przywołała tłumacza snów. Pan Mag kazał jej się wsłuchać wewnętrzny głos i wykonywać jego polecenia.
Dziewczyna posłuchała rady. W głowie rodziły się coraz to nowe myśli. Księżniczka musiała sprawić sobie czerwoną zbroję. Potem po całym księstwie szukała pięknego czarnego rumaka.
- Mój koń jest niezwykły. Potrafi chodzić wierzchem po jeziorze. Jeśli Wasza Wysokość go kupi ,na pewno nie pożałuje – zachwalał zwierzę stajenny hrabiego Bonawentury.
Księżniczka ubrana w czerwoną zbroję, dosiadająca wspaniałego rumaka wyruszyła w świat. Mijała góry i rzeki. Wiele dni i nocy spędziła w siodle. A głos wciąż wołał: „chodź” , więc jechała dalej, tracąc już rachubę czasu.
Pewnego razu zatrzymała się nad brzegiem jeziora. Przywiązała rumaka do pnia drzewa jaworowego, zdjęła zbroję oraz ubranie i postanowiła się wykąpać. Wskoczyła do wody i zaczęła się pluskać jak małe dziecko.
Nagle dostrzegła wysepkę i malutką chatkę na środku jeziora. Zaintrygowana odkryciem, szybko popłynęła zobaczyć to miejsce.
Obok chatki siedział człowiek z niewyobrażalnie długą brodą. Mówiła do niego, ale on nie reagował na jej wołanie.
-Nie żyje, czy co? – myślała.
Zrezygnowana wróciła do swego rumaka. Zapaliła ognisko, ugotowała ostanie zapasy i padła znużona snem. Noc miała niespokojną. Głos wciąż nawoływał: „ chodź, chodź, chodź.”
Bladym świtem odziana w czerwoną zbroję, dosiadła czarnego rumaka i ruszyła. Wjechał wprost do jeziora. Wcale nie słuchał się swojej pani, szedł po wodzie jakby jej wcale nie było. Niczym łódka dowiózł Florę na wysepkę.
Stała się niesamowita rzecz. Zniknęła wysepka z biednym domkiem a pojawił się piękny okazały pałac. Na progu stał bogaty pan, bardzo przypominający długobrodego niemowę. Z elegancją przywitał się z księżniczką i zaprosił ją do komnaty.
Za oknami coś zawiało i zahuczało. Nie wiadomo skąd w sali tronowej pojawiła się Pietrucha.
- A ty czego chcesz? – powiedział wystraszony Harpun, albowiem on był tym tajemniczym brodaczem.
- Dzięki ci piękna nieznajoma. – Pietrucha z wdziękiem zwróciła się do księżniczki Flory – Wyzwoliłaś mnie z czarów. –powiedziała.
Okazało się, że Pietrucha była kiedyś piękną dobrą dziewczyną, ale zakochał się we niej zły czarodziej Lewy. Gdy nie zgodziła się zostać jego żoną, rzucił na nią czar. Zrobił z Pietruchy wstrętną jędzę, która wyrządzała zło niewinnym ludziom.
Tak oto złość jednego człowieka spowodowała lawinę nieszczęść na świecie. Dzięki Florze dobro zwyciężyło. A potem było jak w każdej baśni. Młodzi się pobrali, mieli dużo dzieci i żyli długo i szczęśliwie. Pietrucha opiekowała się najpierw ich potomstwem, potem dziećmi ich dzieci, czyli wnukami, potem prawnukami i praprawnukami….