Dziennikarz: Jakie są Pańskie korzenie? J.R.R. Tolkien: Szczerze mówiąc trudno je określić. Urodziłem się w Bloemfontem w Afryce Południowej. Jednak moje nazwisko wskazuje na pochodzenie niemieckie, ale nigdy nie czułem się Niemcem.
D: Wczesne dzieciństwo spędził Pan w Afryce, co szczególnie utkwiło w Pańskiej pamięci? T: Na pewno przeżycie z jadowitym pająkiem, przez którego zostałem ukąszony. Narodziło to we mnie ogromny lęk przed pajęczakami, ale także pomogło w opisach tych stworzeń w „Hobbicie” i „Władcy Pierścieni”.
D: Oprócz przeżyć z pająkami, miewał Pan jakieś wesołe, dziecięce przygody? T: Hm… Jako młody chłopiec, miałem wiele przygód, ale nie sposób je wszystkie spamiętać. W pamięci szczególnie utkwił mi charakterystyczny afrykański krajobraz, kąpiele w Oceanie Indyjskim oraz Boże Narodzenie z więdnącym eukaliptusem zamiast choinki.
D: Długo mieszkał Pan w Afryce? T: Niedługo, bo w wieku czterech lat wraz z matką i bratem przenieśliśmy się do Anglii, głównie z przyczyn zdrowotnych. Przez to rozstałem się z ojcem, dla takiego brzdąca było to ciężkie przeżycie. Ojca już nigdy więcej nie zobaczyłem.
D: Jak spodobała się Panu Anglia? T: Anglię początkowo odbierałem jako miejsce obce i wrogie, jednak z czasem przyzwyczaiłem się. Tak na marginesie, mów mi na „ty” (śmiech)
D: W porządku. W takim razie, co możesz powiedzieć o swojej nauce? T: Jako pierwsza nauczała mnie matka, była wykształconą kobietą. Nauczyła mnie m.in. pisania, greki, łaciny i czytania, które wybitnie polubiłem. Pozwolę sobie pochwalić się zdolnościami językowymi, jakie posiadałem. Starałem się samodzielnie tworzyć przedziwne języki, przerodziło się to w pasję. Posłużyły mi m.in. do utworzenia języków elfów.
D: Wspomniałeś o czytaniu, czy mógłbyś rozwinąć tę myśl? T: Początkowo czytałem wybierane przez matkę mity i baśnie, później sam dobierałem sobie lektury. Szczególnie fascynowały mnie staroangielskie legendy, legendy arturiańskie, poemat Beowulf, sagi skandynawskie itp.
D: Co było inspiracją do napisania Hobbita? T: Inspiracją był przede wszystkim język walijski. Wykorzystałem go szczególnie przy tworzeniu nazw miejsc, opisywanych w moich powieściach, np. Rovendell, czy Moria.
D: Czy możesz nam coś powiedzieć na temat Klubu Herbacianego? T: Jako szesnastolatek wraz z przyjaciółmi ze szkolnej ławy założyliśmy stowarzyszenie zwane Klubem Herbacianym, gdyż spotykaliśmy się w herbaciarni. Później nazwę zmieniliśmy na T.C.B.S, ponieważ brzmiała bardziej tajemniczo. Dzieliliśmy się wiedzą na temat literatury oraz podejmowaliśmy pierwsze próby pisarskie. Nigdy tego nie zapomnę. Wtedy m.in. zakochałem się po raz pierwszy.
D: Kim więc była ta pierwsza miłość? T: Moją pierwszą miłością była moja obecna żona. Na samym początku wszyscy byli przeciwni naszej znajomości, gdyż Edith jest ode mnie o trzy lata starsza i z tego powodu musieliśmy się rozstać na trzy lata, ale to nie osłabiło naszych uczuć, przeciwnie – jeszcze bardziej je wzmocniło.
D: Czym się wtedy zajmowałeś? T: Jesienią 1911 roku rozpocząłem studia w Oksfordzie.
D: Co studiowałeś? T: Najpierw filologię klasyczną, ale gdy jeden z wykładowców skierował mnie na język fiński, przeniosłem się na filologię angielską. Działo się to w 1913 roku, wtedy to osiągnąłem pełnoletność i oświadczyłem się Edith.
D: W Europie trwała I wojna światowa, jaki brałeś w niej udział? T: Przydzielono mnie do Batalionu Strzelców. Wojskowy tryb życia działał na mnie przygnębiająco. Dostrzegłem marnowanie czasu i ludzkiej energii, a sama wojna była dla mnie czymś bezsensownym i przerażającym. Chciałem coś ze sobą zrobić. Zacząłem specjalizować się w sygnalizacji wojskowej, wolałem kody Morse’a i szyfrowanie łączności telefonicznej od dowodzenia oddziałem.
D: Co robiłeś po wojnie? T: Gdy wojna dobiegła końca, mogłem wreszcie normalnie żyć, poświęcić rodzinie. W 1917 zostałem ojcem, otrzymałem pracę przy redagowaniu słownika języka angielskiego, potem zostałem wykładowcą na uniwersytecie Leeds.
D: Co działo się dalej? T: W 1924 roku otrzymałem tytuł profesora języka angielskiego, po raz drugi zostałem ojcem. Rok później podjąłem się stanowiska profesora języka staroangielskiego w Oksfordzie. Po czterech latach urodziła mi się córeczka Priscilla.
D: Słyszałam, że w 1930r. z przyjaciółmi, przyłączyliście się do stowarzyszenie The Inklings. Dodasz coś więcej? T: Na spotkaniach Inklingów po raz pierwszy czytałam fragmenty „Hobbita”. Dużo dyskutowaliśmy nad tym tekstem, wkrótce na świat poszła fama o tej opowieści.
D: Jak narodził się „Hobbit”? T: „Hobbit” narodził się z bajek, jakie opowiadałem dzieciom na dobranoc. Jakimiś drogami wiadomość o „Hobbicie” dotarła do Susan Dagnall, redaktorki z wydawnictwa Allen and Unwin.
D: Bajki na dobranoc? Niesamowite! Jak doszło do druku tej powieści? T: Namówiono mnie do napisania zakończenia i przygotowania rękopisu. (śmiech) Jesienią 1936 roku maszynopis powędrował do bardzo surowego krytyka, jakiego można sobie wyobrazić.
D: Jak ocenił Twoje pisarskie zdolności? Spodobało mu się? T: Zdecydował, że książkę dla dzieci powinno zrecenzować dziecko. Przekazał ją zatem swemu 10-letniemu synowi, który po przeczytaniu, wyraził się o niej pozytywnie.
D: To świetnie. Kiedy ukazał się „Hobbit”? T: „Hobbit” ukazał się 21 września 1937 roku.
D: Czy oprócz „Hobbita” wydałeś jeszcze jakieś inne książki? T: „Hobbit” zyskał wyjątkowo pozytywną opinię czytelników. Poproszono mnie o nową powieść. Postanowiłem przesłać wydawcy rękopis „Silmarillion”, napisany wiele lat wcześniej.
D: I również został wydany? T: (śmiech) Oczywiście, że nie. W głębi siebie podejrzewałem, że „Silmarillion” zwyczajnie nie nadaje się do publikacji. Zdanie Stanleya Unwina było podobne. Dzieło zostało odrzucone, a Urwin zachęcił mnie do stworzenia innej powieści, podobnej do „Hobbita”.
D: Zgodziłeś się? T: (śmiech) Jasne, że tak! Od razu zabrałem się do pracy.
D: Jaki nosiła tytuł książka, nad którą zacząłeś pracować? T: Nosiła roboczy tytuł „Nowy hobbit” i zaczynała się opisem przyjęcia urodzinowego Bilba Bagginsa.
D: Długo nad nią pracowałeś? T: Hm… Praca nad dziełem trwała kilkanaście lat. Miała mi przynieść największą sławę. Nosiła tytuł „Władca pierścieni”, ukazała się w 1954r. Kolejne wydano w następnych latach.
D: Czego chciałbyś życzyć na koniec swoim czytelnikom? T: Przede wszystkim niezapomnianych wrażeń podczas lektury z moimi książkami, a także wielu przygód z bohaterami powieści.
troche długie ale masz :)
Dziennikarz: Jakie są Pańskie korzenie?
J.R.R. Tolkien: Szczerze mówiąc trudno je określić. Urodziłem się w Bloemfontem w Afryce Południowej. Jednak moje nazwisko wskazuje na pochodzenie niemieckie, ale nigdy nie czułem się Niemcem.
D: Wczesne dzieciństwo spędził Pan w Afryce, co szczególnie utkwiło w Pańskiej pamięci?
T: Na pewno przeżycie z jadowitym pająkiem, przez którego zostałem ukąszony. Narodziło to we mnie ogromny lęk przed pajęczakami, ale także pomogło w opisach tych stworzeń w „Hobbicie” i „Władcy Pierścieni”.
D: Oprócz przeżyć z pająkami, miewał Pan jakieś wesołe, dziecięce przygody?
T: Hm… Jako młody chłopiec, miałem wiele przygód, ale nie sposób je wszystkie spamiętać. W pamięci szczególnie utkwił mi charakterystyczny afrykański krajobraz, kąpiele w Oceanie Indyjskim oraz Boże Narodzenie z więdnącym eukaliptusem zamiast choinki.
D: Długo mieszkał Pan w Afryce?
T: Niedługo, bo w wieku czterech lat wraz z matką i bratem przenieśliśmy się do Anglii, głównie z przyczyn zdrowotnych. Przez to rozstałem się z ojcem, dla takiego brzdąca było to ciężkie przeżycie. Ojca już nigdy więcej nie zobaczyłem.
D: Jak spodobała się Panu Anglia?
T: Anglię początkowo odbierałem jako miejsce obce i wrogie, jednak z czasem przyzwyczaiłem się. Tak na marginesie, mów mi na „ty” (śmiech)
D: W porządku. W takim razie, co możesz powiedzieć o swojej nauce?
T: Jako pierwsza nauczała mnie matka, była wykształconą kobietą. Nauczyła mnie m.in. pisania, greki, łaciny i czytania, które wybitnie polubiłem. Pozwolę sobie pochwalić się zdolnościami językowymi, jakie posiadałem. Starałem się samodzielnie tworzyć przedziwne języki, przerodziło się to w pasję. Posłużyły mi m.in. do utworzenia języków elfów.
D: Wspomniałeś o czytaniu, czy mógłbyś rozwinąć tę myśl?
T: Początkowo czytałem wybierane przez matkę mity i baśnie, później sam dobierałem sobie lektury. Szczególnie fascynowały mnie staroangielskie legendy, legendy arturiańskie, poemat Beowulf, sagi skandynawskie itp.
D: Co było inspiracją do napisania Hobbita?
T: Inspiracją był przede wszystkim język walijski. Wykorzystałem go szczególnie przy tworzeniu nazw miejsc, opisywanych w moich powieściach, np. Rovendell, czy Moria.
D: Czy możesz nam coś powiedzieć na temat Klubu Herbacianego?
T: Jako szesnastolatek wraz z przyjaciółmi ze szkolnej ławy założyliśmy stowarzyszenie zwane Klubem Herbacianym, gdyż spotykaliśmy się w herbaciarni. Później nazwę zmieniliśmy na T.C.B.S, ponieważ brzmiała bardziej tajemniczo. Dzieliliśmy się wiedzą na temat literatury oraz podejmowaliśmy pierwsze próby pisarskie. Nigdy tego nie zapomnę. Wtedy m.in. zakochałem się po raz pierwszy.
D: Kim więc była ta pierwsza miłość?
T: Moją pierwszą miłością była moja obecna żona. Na samym początku wszyscy byli przeciwni naszej znajomości, gdyż Edith jest ode mnie o trzy lata starsza i z tego powodu musieliśmy się rozstać na trzy lata, ale to nie osłabiło naszych uczuć, przeciwnie – jeszcze bardziej je wzmocniło.
D: Czym się wtedy zajmowałeś?
T: Jesienią 1911 roku rozpocząłem studia w Oksfordzie.
D: Co studiowałeś?
T: Najpierw filologię klasyczną, ale gdy jeden z wykładowców skierował mnie na język fiński, przeniosłem się na filologię angielską. Działo się to w 1913 roku, wtedy to osiągnąłem pełnoletność i oświadczyłem się Edith.
D: W Europie trwała I wojna światowa, jaki brałeś w niej udział?
T: Przydzielono mnie do Batalionu Strzelców. Wojskowy tryb życia działał na mnie przygnębiająco. Dostrzegłem marnowanie czasu i ludzkiej energii, a sama wojna była dla mnie czymś bezsensownym i przerażającym. Chciałem coś ze sobą zrobić. Zacząłem specjalizować się w sygnalizacji wojskowej, wolałem kody Morse’a i szyfrowanie łączności telefonicznej od dowodzenia oddziałem.
D: Co robiłeś po wojnie?
T: Gdy wojna dobiegła końca, mogłem wreszcie normalnie żyć, poświęcić rodzinie. W 1917 zostałem ojcem, otrzymałem pracę przy redagowaniu słownika języka angielskiego, potem zostałem wykładowcą na uniwersytecie Leeds.
D: Co działo się dalej?
T: W 1924 roku otrzymałem tytuł profesora języka angielskiego, po raz drugi zostałem ojcem. Rok później podjąłem się stanowiska profesora języka staroangielskiego w Oksfordzie. Po czterech latach urodziła mi się córeczka Priscilla.
D: Słyszałam, że w 1930r. z przyjaciółmi, przyłączyliście się do stowarzyszenie The Inklings. Dodasz coś więcej?
T: Na spotkaniach Inklingów po raz pierwszy czytałam fragmenty „Hobbita”. Dużo dyskutowaliśmy nad tym tekstem, wkrótce na świat poszła fama o tej opowieści.
D: Jak narodził się „Hobbit”?
T: „Hobbit” narodził się z bajek, jakie opowiadałem dzieciom na dobranoc. Jakimiś drogami wiadomość o „Hobbicie” dotarła do Susan Dagnall, redaktorki z wydawnictwa Allen and Unwin.
D: Bajki na dobranoc? Niesamowite! Jak doszło do druku tej powieści?
T: Namówiono mnie do napisania zakończenia i przygotowania rękopisu. (śmiech) Jesienią 1936 roku maszynopis powędrował do bardzo surowego krytyka, jakiego można sobie wyobrazić.
D: Jak ocenił Twoje pisarskie zdolności? Spodobało mu się?
T: Zdecydował, że książkę dla dzieci powinno zrecenzować dziecko. Przekazał ją zatem swemu 10-letniemu synowi, który po przeczytaniu, wyraził się o niej pozytywnie.
D: To świetnie. Kiedy ukazał się „Hobbit”?
T: „Hobbit” ukazał się 21 września 1937 roku.
D: Czy oprócz „Hobbita” wydałeś jeszcze jakieś inne książki?
T: „Hobbit” zyskał wyjątkowo pozytywną opinię czytelników. Poproszono mnie o nową powieść. Postanowiłem przesłać wydawcy rękopis „Silmarillion”, napisany wiele lat wcześniej.
D: I również został wydany?
T: (śmiech) Oczywiście, że nie. W głębi siebie podejrzewałem, że „Silmarillion” zwyczajnie nie nadaje się do publikacji. Zdanie Stanleya Unwina było podobne. Dzieło zostało odrzucone, a Urwin zachęcił mnie do stworzenia innej powieści, podobnej do „Hobbita”.
D: Zgodziłeś się?
T: (śmiech) Jasne, że tak! Od razu zabrałem się do pracy.
D: Jaki nosiła tytuł książka, nad którą zacząłeś pracować?
T: Nosiła roboczy tytuł „Nowy hobbit” i zaczynała się opisem przyjęcia urodzinowego Bilba Bagginsa.
D: Długo nad nią pracowałeś?
T: Hm… Praca nad dziełem trwała kilkanaście lat. Miała mi przynieść największą sławę. Nosiła tytuł „Władca pierścieni”, ukazała się w 1954r. Kolejne wydano w następnych latach.
D: Czego chciałbyś życzyć na koniec swoim czytelnikom?
T: Przede wszystkim niezapomnianych wrażeń podczas lektury z moimi książkami, a także wielu przygód z bohaterami powieści.
D: Dziękuję za rozmowę.
T: Ja również dziękuję.
licze o naj!!!!!!!