Albert Camus w swej powieści pod tytułem „Dżuma” przedstawia wizję epidemii, która atakuje pewne dwudziestowieczne miasto. Kreując ten symboliczny obraz, autor koncentruje się na ukazaniu masowych reakcji wywołanych egzystencją w sytuacji zagrożenia. Analiza mechanizmów, które rządzą ludzkim postępowaniem w ekstremalnych warunkach ma prowadzić do wyciągnięcia uniwersalnych wniosków dotyczących natury człowieczeństwa.
Camus w powieści przedstawia możliwe postawy wobec dżumy, która jest parabolą zła. Różne reakcje na zło prezentują sami bohaterowie powieści: doktor Bernard Rieux, Jean Tarrou, ojciec Paneloux, Cottard, Joseph Grand, Raymond Rambert.
DOKTOR BERNARD RIEUX Jest głównym bohaterem powieści. Pracuje jako lekarz miejski. Pełni on również funkcję narratora, który w możliwie najbardziej obiektywnym świetle stara się ukazać losy mieszkańców Oranu, ich reakcje oraz przemiany wewnętrzne, jakim ulegają pod wpływem doświadczeń z dżumą. Opisuje nastroje towarzyszące ludności Oranu od początku epidemii aż po chwilę, gdy opuszcza ona granice miasta. Jego sylwetkę zewnętrzną poznajemy dzięki zapiskom Tarrou:
„Wygląda na trzydzieści pięć lat. Średniego wzrostu. Mocne ramiona. Twarz niemal kwadratowa. Oczy ciemne i lojalne, ale szczęki wystające. Duży i regularny. Czarne włosy obcięte bardzo krótko. Usta łukowate, wargi pełne i niemal zawsze zaciśnięte. Wygląda trochę na sycylijskiego chłopa ze swoją opaloną skórą, czarnym włosem i ubraniami zawsze w ciemnych kolorach, w których jest mu jednak dobrze. Chodzi szybko. Zstępuje z chodnika nie zmieniając kroku, ale najczęściej na przeciwległy chodnik lekko wskakuje. Jest roztargniony przy kierownicy swego auta i często zostawia strzałki kierunkowe uniesione, nawet już po zakręcie. Zawsze z gołą głową. Wygląda na człowieka zorientowanego w sytuacji.”
Wszystkie zewnętrzne cechy doktora zaobserwowane przez Tarrou zdradzają odpowiednie właściwości jego psychiki. Domniemane lata znamionują wiek dojrzały. Fizyczna siła i zdrowie, na które wskazują mocne ramiona, opalenizna czy wyrazistość rysów twarzy będą przekładały się na odporność psychiczną i równowagę wewnętrzną bohatera. Roztargnienie podczas prowadzenia samochodu sugeruje zaś typową dla postaci doktora skłonność do zadumy. Dodatkowych informacji na temat Rieux dostarcza nam początkowa scena pożegnania z chorą żoną, która na krótko przed wybuchem epidemii wyjeżdża na kurację. Widzimy tu doktora zatroskanego o zdrowie kochanej kobiety, przygnębionego, a jednocześnie nieporadnego w okazaniu tych uczuć. Dalej następuje już opis wydarzeń zwiastujących pojawienie się zarazy, potem miesiące wyczerpującej walki, która dla bohatera będzie stanowiła „niekończącą się klęskę”. Dżuma uświadamia mu jego bezradność, ale doktor nie uważa, by zwalniało go to od podejmowania, co dzień na nowo pracy. Autor powieści nawiązuje tym samym do mitu Syzyfa, z którego zaczerpnął motyw bezskutecznej i nigdy niekończącej się pracy. Camusa interesował szczególnie Syzyf w chwili, kiedy po raz kolejny schodzi po swój kamień, świadom, że kolejny wysiłek znowu zakończy się fiaskiem. Syzyf wiedział o decyzji bogów, o tym, że jego praca będzie trwała w nieskończoność. Mimo to podchodzi do głazu i zaczyna pchać go pod górę. Podejmuje swoje działanie rozumiejąc, że na tym właśnie polega jego los. Postawa dr Rieux podobna jest do syzyfowej. Ten lekarz, niegodzący się na cierpienie ludzi, gotów stale na nowo podejmować walkę, wie, że nigdy nie pokona śmierci. Nie sądzi jednak by świadomość przegranej zwalniała go z obowiązku podejmowania wysiłku. Dżuma dla Rieux jest wrogiem i dlatego należy z nią walczyć wszelkimi dostępnymi środkami. Lekarz ten jest uosobieniem szlachetności i uczciwości, gdyż pragnie nieść pomoc potrzebującym, bez względu na wynagrodzenie. Prezentuje on aktywną, bardzo często bohaterską postawę, którą należy upatrywać w upartej niezgodzie na zło i w buncie przeciw niemu. On sam twierdzi, że bohaterem nie jest, tłumacząc się, że „uczciwość to jedyny sposób walki z dżumą”. Nie próbuje też określić, czym jest uczciwość w ogóle w jego przypadku „Najważniejsze to dobrze wykonać swój zawód”. Jako lekarz Rieux ma stały kontakt z ludźmi chorymi i ich najbliższym otoczeniem, jest więc świadkiem tragedii, która stopniowo niszczy porządek miasta. Poznajemy najgłębsze refleksje doktora, obserwujemy jego codzienne zmagania z dżumą, nadludzki wysiłek i poświęcenie, jakie ofiaruje chorym. Rieux jako pierwszy w swym środowisku przestrzega przed lekceważeniem oznak epidemii. Widząc, w jakim tempie rozprzestrzenia się niebezpieczna i nie nazwana jeszcze choroba, apeluje do swoich kolegów, aby natychmiast stanęli w stan pogotowia, nawet jeśli alarm miałby okazać się fałszywy. Sam nie szczędząc wysiłku, przystępuje do tworzenia szpitala pomocniczego, który w razie konieczności mógłby pomieścić jak największą liczbę pacjentów. Epidemia zmusiła społeczność orańską do przewartościowania wszystkiego, co uważano dotychczas za fundamentalne, na czym opierano życie. Nikt nie mógł zostać wobec niej obojętny, każdy, prędzej czy później, zmuszony był przyjąć postawę, która stawiałaby go w określonej relacji do zła, które przyniosła dżuma, i do zła w ogóle. Tylko Rieux wydaje się nie być zmuszonym do dokonywania wyboru czy obierania nowej postawy. W każdej bowiem sytuacji, na każdym etapie rozwoju wydarzeń w mieście doktor postępuje zgodnie z etyką swojego zawodu, tożsamą z nakazem własnej moralności. Wyznawana przez niego filozofia życiowa, oparta na miłości do ludzi determinuje jego działania zarówno w sferze zawodowej, jak i prywatnej, bez względu na sytuację zewnętrzną. Rozpoczynając studia medyczne, Rieux nie był prawdopodobnie świadom wszystkich konsekwencji swojego wyboru, lecz z czasem zrozumiał, że niesienie pomocy ludziom jest jego najważniejszą misją i powołaniem. Oto jak argumentuje swoją decyzję podczas rozmowy z Tarrou:
„Kiedy wybrałem ten zawód, był to wybór w pewien sposób abstrakcyjny; bo chciałem być lekarzem, bo jest to zawód jak każdy inny, jeden z tych, który wybierają młodzi ludzie. Może także dlatego, że nastręczał szczególne trudności dla syna robotnika jak ja. A potem zobaczyłem jak się umiera. Czy pan wie, że są ludzie, którzy nie zgadzają się na śmierć? Czy słyszał pan kiedyś kobietę krzyczącą „Nigdy!” w chwili śmierci? Ja słyszałem i zrozumiałem wtedy, że nie będę się mógł do tego przyzwyczaić. Byłem wówczas młody i zdawało mi się, że moja niechęć godzi w porządek świata. Potem stawałem się bardziej skromny. Po prostu nie jestem wciąż przyzwyczajony do widoku śmierci.”
Rieux w pewien sposób buntuje się wobec własnej bezsilności w stosunku do śmierci. Nie godzi się na nią i jako człowiek obdarzony niezwykłą siłą i odpornością psychiczną, próbuje z nią walczyć, nie szukając ukojenia w religii i naukach Kościoła. Nie wierzy w Boga, w jego odczuciu wiara kłóci się z ideą zawodu lekarza:
„gdyby wierzył we wszechmogącego Boga, przestałby leczyć ludzi zostawiając Bogu tę troskę. Ale ponieważ nikt na świecie, nawet Paneloux, choć sądzi, że w Boga wierzy, nie wierzy w niego w taki sposób, ponieważ nikt nie poddaje się całkowicie, on, Rieux, myśli, że tu przynajmniej jest na drodze prawdy, skoro walczy przeciw światu takiemu, jaki jest.”
Rieux wie, że świat jest absurdalny, że nie rządzą nim prawa nie tyko przychylne, ale nawet zrozumiałe dla człowieka. Właśnie dlatego twierdzi: „Nie mam upodobania do świętości. Obchodzi mnie, żeby być człowiekiem”. Być człowiekiem w pojęciu doktora to nieustannie na nowo podejmować walkę ze złem, mimo świadomości przegranej. Nie zwycięstwo bowiem, ale gotowość podjęcia owej walki staje się symbolem człowieczeństwa. Doktor przyjmuje na siebie rolę samotnego bojownika ze złem i ludzką krzywdą. Kieruje się przy tym wyłącznie własną skalą wartości i indywidualnym poczuciem konieczności. Uważa się za człowieka głęboko doświadczonego przez los. Najpierw bieda w rodzinnym domu, potem choroba ukochanej żony, wreszcie praca, w której codziennie styka się z dramatem umierania, wszystko to sprawia, że bohater przyzwyczaja się do stale towarzyszącego mu cierpienia. Uświadamia sobie, że jest ono niejako wpisane w ludzką egzystencję. Może właśnie, dlatego z takim spokojem przyjmuje wieść o śmierci żony? Okrucieństwa jakie zsyła mu los, nie niszczą go, ale uczą pokory i umacniają w przekonaniu o konieczności ciągłej walki, ”by nie pozwolić umrzeć i zaznać ostatecznej rozłąki możliwie wielkiej liczbie ludzi”. Rieux czuje się jako człowiek i lekarz powołany do walki z cierpieniem. Swój zawód pojmuje bardzo szeroko i humanistycznie- jako niesienie pomocy ludziom, walkę ze złem, jakim jest nie tylko choroba ciała, ale i duszy. Nienawiść do śmierci i do zła w parze z przekonaniem, że „w ludziach więcej rzeczy zasługuje na podziw niż na pogardę” nie pozwalają mu pozostać obojętnym na los drugiego człowieka. Dla Rieux bowiem bycie lekarzem to nie zawód- to postawa życiowa, którą powinien przyjąć każdy człowiek.
JEAN TARROU Ten człowiek jest przykładem tułacza, który w swoim życiu zaznał wszystkiego. Każda nowa sytuacja jest dla niego nowym celem, drogą do poszukiwania wartości, spokoju i sensu życia. Narrator przedstawia go nam na początkowych kartach powieści jako
„młodego mężczyznę, o ciężkiej sylwetce, o twarzy masywnej i porytej, zamkniętej szerokimi brwiami”.(...)”Jean Tarrou pilnie palił papierosa, przyglądając się ostatnim konwulsjom szczura, który zdychał u jego stóp na stopniu schodów. Spojrzał na doktora spokojnie i przenikliwie szarymi oczami...”.
Na dalszych stronach książki dowiadujemy się, że Tarrou sprowadził się do Oranu na kilka tygodni przed wybuchem epidemii. Zamieszkał w wielkim hotelu w centrum miasta, co skłoniło Rieux do przypuszczenia, że „ był dość zamożny, by żyć ze swych dochodów”. Choć mieszkańcy miasta nic o ni nie wiedzieli, to jednak szybko się przyzwyczaili do obecności zagadkowego gościa, a nawet go polubili. Był, bowiem człowiekiem zawsze uśmiechniętym, dobrodusznym, gustującym w miejscowych rozrywkach. „Spotykano go we wszystkich miejscach publicznych. Od początku wiosny zjawiał się często na plażach, pływając dużo i z widoczną przyjemnością”. Ze szczególną ochotą chadzał na występy tancerzy i muzyków hiszpańskich. Tarrou jest drugim obok Rieux kronikarzem okresu epidemii. Jednak jego zapiski przybierają dość oryginalną i osobliwą formę. Całe swoje zainteresowanie skupia on na rzeczach pozornie błahych, z uwagą śledząc losy i zachowania takich postaci, jak tajemniczy Cottard czy dziwaczny staruszek z sąsiedztwa. Notatki Tarrou są w pewnym sensie wyrazem „ posłuszeństwa wobec błahości”, ale jednocześnie dokumentują niezwykły dar obserwacji ich autora, jego wyczulenie na paradoksy osobowości ludzkich, a wreszcie upodobanie do łagodnej ironii i przekory. Tarrou od pierwszych chwil wzbudza w miejscowym lekarzu sympatię i zainteresowanie. Rieux dostrzega jego niebanalną osobowość i specyficzny stosunek do rzeczywistości. W pierwszych dniach epidemii Tarrou namawia doktora do stworzenia ochotniczych oddziałów sanitarnych i sam jako ochotnik zgłasza się do ich prowadzenia. Jak widać jest to kolejny aktywista, organizator, „żołnierz” niosący pomoc. Już w trakcie tego pierwszego kontaktu zawiązuje się nić przyjaźni między Tarrou, a jego późniejszym przyjacielem- dr Rieux. Uczucie to będzie dla obu mężczyzn w późniejszym czasie jedną z nielicznych wartości, w które obaj będą wierzyć. Tarrou podczas rozmów z przyjacielem często dyskutował na tematy dotyczące wiary i obowiązku przyjęcia określonej postawy w czasie walki z dżumą. Tarrou nie mówi zbyt dużo o sobie, ale daje się poznać jako niezwykle doświadczony człowiek, przenikliwy i bezpośredni rozmówca, bez trudu odnajdujący się w tematyce moralno-filozoficznej. Tarrou dopiero podczas „godziny przyjaźni”, kiedy to był już pewien przyjaźni doktora przemógł się i wyjawił mu historię swojego życia. Dzięki tej spowiedzi wiemy, że dżumę traktuje jako zło tkwiące w ludzkiej naturze. Mówi „cierpiałem na dżumę długo przedtem, zanim poznałem to miasto i tę epidemię”. Dalej dowiadujemy się, że w młodości Tarrou- syn zastępcy prokuratora generalnego-stał się świadkiem wydarzenia, które na zawsze zmieniło jego życie. Siedemnastoletni wówczas bohater przeżył moralny wstrząs, dowiadując się, że jego ojciec uczestniczy w egzekucjach osób skazanych na karę śmierci. To wydarzenie stało się dla Tarrou „początkiem wszystkiego”. W wieku osiemnastu lat odszedł z domu i próbował żyć na własny rachunek. Chwytał się każdej pracy, „nauczył się tysiąca zawodów”, ale wciąż czuł, że ma do spełnienia dług, że nie chce być „zadżumiony” jak jego ojciec. Zaczął więc zajmować się polityką. Jednak po kilku latach na własne oczy zobaczył egzekucję i zrozumiał, że jego działalność niczego nie zmieniła. O tym kolejnym zawodzie tak opowiada przyjacielowi:
„Zrozumiałem wówczas, że przynajmniej ja nie przestałem być zadżumionym przez te wszystkie długie lata, choć wierzyłem z całej duszy, że walczę właśnie z dżumą. Dowiedziałem się, że pośrednio kładłem swój podpis pod śmiercią tysięcy ludzi, że nawet tę śmierć powodowałem uważając za słuszne czyny i zasady, które ją nieuchronnie sprowadzały. [...] Od dawna już czuję wstyd, śmiertelny wstyd, że i ja z kolei, choć z daleka, choć działając w dobrej woli, byłem mordercą”.
Dalsza część monologu Tarrou odsłania przed nami motywy, które skłoniły go do walki z epidemią w Oranie. Jego postawę można określić jako niezgodę na zło tkwiące w ludzkim świecie. Tarrou jest człowiekiem niewierzącym i w związku z tym osiągnięcia wewnętrznego spokoju szuka w tym, co nazywa „świętością bez Boga”. Chce działać w obronie ludzi pokrzywdzonych, usiłuje „zrozumieć wszystkich i nie być śmiertelnym wrogiem nikogo”. Sądzi, iż jedynie taka postawa „może ulżyć ludziom i jeśli ich nie uratuje, to przynajmniej przyniesie im mniej zła, a nawet niekiedy trochę dobra”. Swą mądrość życiową, zdobytą w skutek wielu tragicznych doświadczeń, stara się wykorzystać w walce z epidemią, która jak mówi, „niewiele może go już nauczyć”. Tarrou jest człowiekiem niebywale doświadczonym i dlatego dżuma nie zaskakuje go. Dzięki swej życiowej mądrości czuje się przygotowany na poświęcenie, jakie winien ofiarować światu w tym tragicznym momencie. Tarrou umarł na dżumę w chwili, gdy choroba powoli zaczynała opuszczać miasto. Uzasadnieniem dla jego śmierci jest fakt poszukiwania przez bohatera spokoju. Bohater twierdził, że najtrudniejszym i najbardziej męczącym zadaniem w życiu jest „nie chcieć zarażać innych”. Dążył do tego żeby zachować moralną nieskazitelność, zostać „świętym bez Boga”, co wymagało od niego ogromnego wysiłku, którym czuł się mocno zmęczony.
GRAND JOSEPH Ten bohater „Dżumy” nie jest herosem, to zwykły człowiek budzący ogólną sympatię. Jest skromnym i niepozornym urzędnikiem, urzędnikiem, który z wielkim zaangażowaniem pomaga Rieux i Tarrou Tarrou walce z epidemią. Narrator opisuje go następująco:
„długi i chudy, pływał w ubraniu, które kupował zawsze za wielkie, w złudzeniu, że będzie się nosić dłużej. Zachował jeszcze większość zębów w dolnych dziąsłach, ale za to stracił zęby górnej szczęki. Dzięki temu uśmiech, który unosił przede wszystkim górną wargę, pogrążał jego usta w cieniu. Jeśli dodać do tego portretu krok seminarzysty, sztukę przemykania się pod ścianami i prześlizgiwania się przez drzwi, zapach piwnicy i dymu oraz skromną minę, trzeba przyznać, że można go było wyobrażać sobie gdzie indziej niż przy biurku.”
„Można by powiedzieć, że życie Granda było w pewnym sensie wzorowe”.
Każdy pracodawca, bowiem marzy o takim pracowniku. Pracuje za dużo, dostaje za to śmiesznie niskie zarobki i w dodatku nie ma odwagi sprzeciwić się temu absurdalnemu stanowi rzeczy. Grand jest bardzo solidnym pracownikiem urzędu merostwa. Cechuje go pracowitość, solidność, sumienność, dokładność i odpowiedzialność (gdy się podejmuje wykonania jakieś rzeczy, oddaje się jej bez reszty). Podczas epidemii wstępuje w szeregi oddziałów sanitarnych i podejmuje się bardzo żmudnej, i wyczerpującej pracy- prowadzenia statystyki zgonów. Predysponują go do niej jego cechy charakteru: drobiazgowość, dokładność, wręcz pedantyczność oraz pracowitość i sumienność. Już na początkowych kartach powieści bohater jawi się nam jako dobry człowiek. Pomaga bezinteresownie swojemu sąsiadowi- niedoszłemu samobójcy- Cottardowi. Poza tym widzimy jak bardzo kocha swoją własną rodzinę- dzieci i żonę. Mimo, że ukochana opuściła go z innym mężczyzną. Bohater nawet tłumaczy jej postępowanie tym, że w natłoku codziennego życia przestali sobie okazywać miłość lub też, że to jego wina, bo nie znajdywał dla niej czasu. Postać przez cały czas marzy o wydaniu książki, której jeszcze nie napisał, ale już pragnie by wzbudziła podziw wydawców. Niestety niedoszły autor bestselleru nie potrafi wyjść w swojej książce poza, nieustannie cyzelowane, pierwsze zdanie. Ustawicznie poprawianie zdania ma doprowadzić go do formy idealnej, której styl i język trafią w gusta wszystkich czytelników. Świadczyć to może jedynie o niebywałym dziwactwie sympatycznego bohatera. Niestety fakt ten kładzie się cieniem na pozytywnej sylwetce Granda. Pod względem temperamentu i osobowości przypomina on postać Rześkiego z powieści Bolesława Prusa pod tytułem „Lalka”. Można by rzec, że są to postacie bliźniacze. Joseph, podobnie jak Rzecki żyjący czasami napoleońskimi, egzystuje czasami przeszłymi. Obaj są dobrymi, skromnymi i cichymi ludźmi, którzy cały swój czas poświęcają, traktowanej z wielkim szacunkiem, pracy. Co jednak najważniejsze, obaj są zdolni do wielkich przyjaźni. Jedynym pragnieniem Granda jest chęć bycia szczęśliwym. Nie wstydzi się o tym mówić. Szczęście w jego pojęciu rodzi się dzięki kontaktom z innymi ludźmi, a nie dzięki dobrom materialnym. Narrator mówi o bohaterze z rozrzewnieniem
„Należał do ludzi, równie rzadkich naszym mieście jak gdzie indziej, którzy zawsze mają odwagę dobrych uczuć. Jego nieliczne zwierzenia świadczą o dobroci i przywiązaniu, do czego człowiek nie śmie się przyznać w naszych czasach.”
Źródłem postawy tego prostego człowieka może być wdzięczność wobec doktora, którego niegdyś był pacjentem. Być może chciał mu się w ten sposób odwdzięczyć za udzieloną niegdyś w potrzebie pomoc, a może po prostu kierowała nim jego wrodzona dobroć serca, która nakazywała bunt przeciw złu i cierpieniu? Sam przecież stwierdził, że „mamy dżumę i musimy się bronić”. Przecież był dobrym człowiekiem, więc jak mógł się zgodzić na cierpienie ludzkie, które zewsząd go otaczało?
RAYMOND RAMBERT Jest to przypadkowo przybyły dziennikarz, który myślał, że w Oranie znajdzie materiał do reportażu. Nie mylił się, materiał był, tyle, że chęć jego nakręcenia, spowodowała uwięzienie reportera w mieście razem z jego mieszkańcami na długie miesiące. Uwięziony zakładnik dżumy początkowo szukał możliwości ucieczki. Twierdził, że dżuma to nie jego sprawa, to problem orańczyków. Chciał wyjechać, ponieważ Paryżu czekała na niego ukochana kobieta. Rambert chce przeżyć swoje uczucie, uważa je za wartościowe i chce o nie walczyć. Nie boi się śmierci- nieraz ocierał się o nią, walcząc na wojnie domowej w Hiszpanii. Wtedy także zrozumiał, że nie ma sensu umierać dla idei. Właśnie poświęcenie się temu celowi zarzuca doktorowi Rieux, który wyjaśnia mu, że w jego mniemaniu „człowiek to nie idea”. Rieux nie potępia jednak Ramberta za chęć ucieczki z Oranu. Wręcz przeciwnie rozumie go i jego dążenie do szczęścia. Drugim powodem dla którego Raymond chce opuścić miasto jest samotność i wyobcowanie jakich w nim zaznaje. Nie potrafi się uporać z tymi uczuciami, więc się im poddaje. Nieoczekiwany zwrot akcji w zachowaniu reportera ma miejsce gdy otrzymuje on możliwość opuszczenia zagrożonego miasta. Bohater niespodziewanie zmienia decyzję i pozostaje na miejscu. Pozostaje jednak nie dlatego, że zakwestionował wartość miłości, ale dlatego, że byłoby to poniżej jego godności. „Może być wstyd, że człowiek jest sam tylko szczęśliwy” mówi doktorowi w uzasadnieniu postanowienia pozostania i pomocy w opanowywaniu epidemii. Nie potrafi tak po prostu zostawić nowo poznanych przyjaciół na pastwę dżumy, a sam rozkoszować się swoją wolnością, szczęściem, zdrowiem i miłością. Pod wpływem poznanych w mieście ludzi Raymond podlega przemianie z egoisty w człowieka humanitarnego. Ośmieliłabym się zaryzykować stwierdzenie w dobrego samanitaryna. Reasumując jest to nawrócony egoista.
OJCIEC PANELOUX Jest to zakonnik, który podczas epidemii wygłosił dwa kazania, ilustrujące ewolucję jego poglądów. W pierwszej mowie wskazuje na dżumę jako na karę bożą za grzechy popełnione przez ludzi. Z tym poglądem nie zgadza się jednak dr Rieux, który stwierdza, że Paneloux przemawia z pozycji czysto naukowej, teoretycznej. Nie potępia go lecz jest głęboko przekonany, że gdyby ksiądz częściej widział w jaki sposób umierają ludzie, to z pewnością nie wygłaszałby tak krzywdzących opinii. W niedługi czas później Paneloux był obecny przy śmierci synka sędziego Ottona. Dziecko umierało w wielkich męczarniach. Był to moment przełomowy dla zakonnika, którego owocem było drugie, z goła inne kazanie. Paneloux stwierdził w nim bowiem, że popełnił błąd, mówiąc o chorobie jako każe boskiej, ponieważ nie jest w stanie wskazać win za jakie dziecko mogłoby być tak okrutnie ukarane. Cierpienie dzieci mogą podważyć wiarę w dobroć i sprawiedliwość wyroków boskich. Jednak zakonnik dochodzi do wniosku, że Bóg doświadcza w ten sposób ludzi aby umożliwić im osiągnięcie pokory. Ponieważ to co dzieje się na świecie, nie znajduje racjonalnego wytłumaczenia, obserwator może albo odrzucić wszystko (tzn. wiarę), albo uznać, że logika Boga nie przekłada się na ludzkie kategorie. Innymi słowy mówiąc, jeśli chcemy zachować wiarę w Stwórcę musimy przyjąć doświadczenia boskie jako cos naturalnego, niezależnie od tego czy rozumiemy ich źródło czy nie. Musimy po prostu je przyjąć i zaakceptować jako słuszny, choć niezrozumiały wyrok boży. Należy jeszcze dodać, że ten wojujący jezuita był bardzo poważaną personą w Oranie, „nawet przez tych, co są obojętni w sprawach religii”.
Wystarczy:
Albert Camus w swej powieści pod tytułem „Dżuma” przedstawia wizję epidemii, która atakuje pewne dwudziestowieczne miasto. Kreując ten symboliczny obraz, autor koncentruje się na ukazaniu masowych reakcji wywołanych egzystencją w sytuacji zagrożenia. Analiza mechanizmów, które rządzą ludzkim postępowaniem w ekstremalnych warunkach ma prowadzić do wyciągnięcia uniwersalnych wniosków dotyczących natury człowieczeństwa.
Camus w powieści przedstawia możliwe postawy wobec dżumy, która jest parabolą zła. Różne reakcje na zło prezentują sami bohaterowie powieści: doktor Bernard Rieux, Jean Tarrou, ojciec Paneloux, Cottard, Joseph Grand, Raymond Rambert.
DOKTOR BERNARD RIEUX
Jest głównym bohaterem powieści. Pracuje jako lekarz miejski. Pełni on również funkcję narratora, który w możliwie najbardziej obiektywnym świetle stara się ukazać losy mieszkańców Oranu, ich reakcje oraz przemiany wewnętrzne, jakim ulegają pod wpływem doświadczeń z dżumą. Opisuje nastroje towarzyszące ludności Oranu od początku epidemii aż po chwilę, gdy opuszcza ona granice miasta.
Jego sylwetkę zewnętrzną poznajemy dzięki zapiskom Tarrou:
„Wygląda na trzydzieści pięć lat. Średniego wzrostu. Mocne ramiona. Twarz niemal kwadratowa. Oczy ciemne i lojalne, ale szczęki wystające. Duży i regularny. Czarne włosy obcięte bardzo krótko. Usta łukowate, wargi pełne i niemal zawsze zaciśnięte. Wygląda trochę na sycylijskiego chłopa ze swoją opaloną skórą, czarnym włosem i ubraniami zawsze w ciemnych kolorach, w których jest mu jednak dobrze.
Chodzi szybko. Zstępuje z chodnika nie zmieniając kroku, ale najczęściej na przeciwległy chodnik lekko wskakuje. Jest roztargniony przy kierownicy swego auta i często zostawia strzałki kierunkowe uniesione, nawet już po zakręcie. Zawsze z gołą głową. Wygląda na człowieka zorientowanego w sytuacji.”
Wszystkie zewnętrzne cechy doktora zaobserwowane przez Tarrou zdradzają odpowiednie właściwości jego psychiki. Domniemane lata znamionują wiek dojrzały. Fizyczna siła i zdrowie, na które wskazują mocne ramiona, opalenizna czy wyrazistość rysów twarzy będą przekładały się na odporność psychiczną i równowagę wewnętrzną bohatera. Roztargnienie podczas prowadzenia samochodu sugeruje zaś typową dla postaci doktora skłonność do zadumy.
Dodatkowych informacji na temat Rieux dostarcza nam początkowa scena pożegnania z chorą żoną, która na krótko przed wybuchem epidemii wyjeżdża na kurację. Widzimy tu doktora zatroskanego o zdrowie kochanej kobiety, przygnębionego, a jednocześnie nieporadnego w okazaniu tych uczuć. Dalej następuje już opis wydarzeń zwiastujących pojawienie się zarazy, potem miesiące wyczerpującej walki, która dla bohatera będzie stanowiła „niekończącą się klęskę”. Dżuma uświadamia mu jego bezradność, ale doktor nie uważa, by zwalniało go to od podejmowania, co dzień na nowo pracy. Autor powieści nawiązuje tym samym do mitu Syzyfa, z którego zaczerpnął motyw bezskutecznej i nigdy niekończącej się pracy. Camusa interesował szczególnie Syzyf w chwili, kiedy po raz kolejny schodzi po swój kamień, świadom, że kolejny wysiłek znowu zakończy się fiaskiem. Syzyf wiedział o decyzji bogów, o tym, że jego praca będzie trwała w nieskończoność. Mimo to podchodzi do głazu i zaczyna pchać go pod górę. Podejmuje swoje działanie rozumiejąc, że na tym właśnie polega jego los. Postawa dr Rieux podobna jest do syzyfowej. Ten lekarz, niegodzący się na cierpienie ludzi, gotów stale na nowo podejmować walkę, wie, że nigdy nie pokona śmierci. Nie sądzi jednak by świadomość przegranej zwalniała go z obowiązku podejmowania wysiłku. Dżuma dla Rieux jest wrogiem i dlatego należy z nią walczyć wszelkimi dostępnymi środkami. Lekarz ten jest uosobieniem szlachetności i uczciwości, gdyż pragnie nieść pomoc potrzebującym, bez względu na wynagrodzenie. Prezentuje on aktywną, bardzo często bohaterską postawę, którą należy upatrywać w upartej niezgodzie na zło i w buncie przeciw niemu. On sam twierdzi, że bohaterem nie jest, tłumacząc się, że „uczciwość to jedyny sposób walki z dżumą”. Nie próbuje też określić, czym jest uczciwość w ogóle w jego przypadku „Najważniejsze to dobrze wykonać swój zawód”.
Jako lekarz Rieux ma stały kontakt z ludźmi chorymi i ich najbliższym otoczeniem, jest więc świadkiem tragedii, która stopniowo niszczy porządek miasta. Poznajemy najgłębsze refleksje doktora, obserwujemy jego codzienne zmagania z dżumą, nadludzki wysiłek i poświęcenie, jakie ofiaruje chorym. Rieux jako pierwszy w swym środowisku przestrzega przed lekceważeniem oznak epidemii. Widząc, w jakim tempie rozprzestrzenia się niebezpieczna i nie nazwana jeszcze choroba, apeluje do swoich kolegów, aby natychmiast stanęli w stan pogotowia, nawet jeśli alarm miałby okazać się fałszywy. Sam nie szczędząc wysiłku, przystępuje do tworzenia szpitala pomocniczego, który w razie konieczności mógłby pomieścić jak największą liczbę pacjentów.
Epidemia zmusiła społeczność orańską do przewartościowania wszystkiego, co uważano dotychczas za fundamentalne, na czym opierano życie. Nikt nie mógł zostać wobec niej obojętny, każdy, prędzej czy później, zmuszony był przyjąć postawę, która stawiałaby go w określonej relacji do zła, które przyniosła dżuma, i do zła w ogóle. Tylko Rieux wydaje się nie być zmuszonym do dokonywania wyboru czy obierania nowej postawy. W każdej bowiem sytuacji, na każdym etapie rozwoju wydarzeń w mieście doktor postępuje zgodnie z etyką swojego zawodu, tożsamą z nakazem własnej moralności. Wyznawana przez niego filozofia życiowa, oparta na miłości do ludzi determinuje jego działania zarówno w sferze zawodowej, jak i prywatnej, bez względu na sytuację zewnętrzną.
Rozpoczynając studia medyczne, Rieux nie był prawdopodobnie świadom wszystkich konsekwencji swojego wyboru, lecz z czasem zrozumiał, że niesienie pomocy ludziom jest jego najważniejszą misją i powołaniem. Oto jak argumentuje swoją decyzję podczas rozmowy z Tarrou:
„Kiedy wybrałem ten zawód, był to wybór w pewien sposób abstrakcyjny; bo chciałem być lekarzem, bo jest to zawód jak każdy inny, jeden z tych, który wybierają młodzi ludzie. Może także dlatego, że nastręczał szczególne trudności dla syna robotnika jak ja. A potem zobaczyłem jak się umiera. Czy pan wie, że są ludzie, którzy nie zgadzają się na śmierć? Czy słyszał pan kiedyś kobietę krzyczącą „Nigdy!” w chwili śmierci? Ja słyszałem i zrozumiałem wtedy, że nie będę się mógł do tego przyzwyczaić. Byłem wówczas młody i zdawało mi się, że moja niechęć godzi w porządek świata. Potem stawałem się bardziej skromny. Po prostu nie jestem wciąż przyzwyczajony do widoku śmierci.”
Rieux w pewien sposób buntuje się wobec własnej bezsilności w stosunku do śmierci. Nie godzi się na nią i jako człowiek obdarzony niezwykłą siłą i odpornością psychiczną, próbuje z nią walczyć, nie szukając ukojenia w religii i naukach Kościoła. Nie wierzy w Boga, w jego odczuciu wiara kłóci się z ideą zawodu lekarza:
„gdyby wierzył we wszechmogącego Boga, przestałby leczyć ludzi zostawiając Bogu tę troskę. Ale ponieważ nikt na świecie, nawet Paneloux, choć sądzi, że w Boga wierzy, nie wierzy w niego w taki sposób, ponieważ nikt nie poddaje się całkowicie, on, Rieux, myśli, że tu przynajmniej jest na drodze prawdy, skoro walczy przeciw światu takiemu, jaki jest.”
Rieux wie, że świat jest absurdalny, że nie rządzą nim prawa nie tyko przychylne, ale nawet zrozumiałe dla człowieka. Właśnie dlatego twierdzi: „Nie mam upodobania do świętości. Obchodzi mnie, żeby być człowiekiem”. Być człowiekiem w pojęciu doktora to nieustannie na nowo podejmować walkę ze złem, mimo świadomości przegranej. Nie zwycięstwo bowiem, ale gotowość podjęcia owej walki staje się symbolem człowieczeństwa.
Doktor przyjmuje na siebie rolę samotnego bojownika ze złem i ludzką krzywdą. Kieruje się przy tym wyłącznie własną skalą wartości i indywidualnym poczuciem konieczności. Uważa się za człowieka głęboko doświadczonego przez los. Najpierw bieda w rodzinnym domu, potem choroba ukochanej żony, wreszcie praca, w której codziennie styka się z dramatem umierania, wszystko to sprawia, że bohater przyzwyczaja się do stale towarzyszącego mu cierpienia. Uświadamia sobie, że jest ono niejako wpisane w ludzką egzystencję. Może właśnie, dlatego z takim spokojem przyjmuje wieść o śmierci żony?
Okrucieństwa jakie zsyła mu los, nie niszczą go, ale uczą pokory i umacniają w przekonaniu o konieczności ciągłej walki, ”by nie pozwolić umrzeć i zaznać ostatecznej rozłąki możliwie wielkiej liczbie ludzi”.
Rieux czuje się jako człowiek i lekarz powołany do walki z cierpieniem. Swój zawód pojmuje bardzo szeroko i humanistycznie- jako niesienie pomocy ludziom, walkę ze złem, jakim jest nie tylko choroba ciała, ale i duszy. Nienawiść do śmierci i do zła w parze z przekonaniem, że „w ludziach więcej rzeczy zasługuje na podziw niż na pogardę” nie pozwalają mu pozostać obojętnym na los drugiego człowieka. Dla Rieux bowiem bycie lekarzem to nie zawód- to postawa życiowa, którą powinien przyjąć każdy człowiek.
JEAN TARROU
Ten człowiek jest przykładem tułacza, który w swoim życiu zaznał wszystkiego. Każda nowa sytuacja jest dla niego nowym celem, drogą do poszukiwania wartości, spokoju i sensu życia.
Narrator przedstawia go nam na początkowych kartach powieści jako
„młodego mężczyznę, o ciężkiej sylwetce, o twarzy masywnej i porytej, zamkniętej szerokimi brwiami”.(...)”Jean Tarrou pilnie palił papierosa, przyglądając się ostatnim konwulsjom szczura, który zdychał u jego stóp na stopniu schodów. Spojrzał na doktora spokojnie i przenikliwie szarymi oczami...”.
Na dalszych stronach książki dowiadujemy się, że Tarrou sprowadził się do Oranu na kilka tygodni przed wybuchem epidemii. Zamieszkał w wielkim hotelu w centrum miasta, co skłoniło Rieux do przypuszczenia, że „ był dość zamożny, by żyć ze swych dochodów”. Choć mieszkańcy miasta nic o ni nie wiedzieli, to jednak szybko się przyzwyczaili do obecności zagadkowego gościa, a nawet go polubili. Był, bowiem człowiekiem zawsze uśmiechniętym, dobrodusznym, gustującym w miejscowych rozrywkach. „Spotykano go we wszystkich miejscach publicznych. Od początku wiosny zjawiał się często na plażach, pływając dużo i z widoczną przyjemnością”. Ze szczególną ochotą chadzał na występy tancerzy i muzyków hiszpańskich.
Tarrou jest drugim obok Rieux kronikarzem okresu epidemii. Jednak jego zapiski przybierają dość oryginalną i osobliwą formę. Całe swoje zainteresowanie skupia on na rzeczach pozornie błahych, z uwagą śledząc losy i zachowania takich postaci, jak tajemniczy Cottard czy dziwaczny staruszek z sąsiedztwa. Notatki Tarrou są w pewnym sensie wyrazem „ posłuszeństwa wobec błahości”, ale jednocześnie dokumentują niezwykły dar obserwacji ich autora, jego wyczulenie na paradoksy osobowości ludzkich, a wreszcie upodobanie do łagodnej ironii i przekory. Tarrou od pierwszych chwil wzbudza w miejscowym lekarzu sympatię i zainteresowanie. Rieux dostrzega jego niebanalną osobowość i specyficzny stosunek do rzeczywistości.
W pierwszych dniach epidemii Tarrou namawia doktora do stworzenia ochotniczych oddziałów sanitarnych i sam jako ochotnik zgłasza się do ich prowadzenia. Jak widać jest to kolejny aktywista, organizator, „żołnierz” niosący pomoc. Już w trakcie tego pierwszego kontaktu zawiązuje się nić przyjaźni między Tarrou, a jego późniejszym przyjacielem- dr Rieux. Uczucie to będzie dla obu mężczyzn w późniejszym czasie jedną z nielicznych wartości, w które obaj będą wierzyć. Tarrou podczas rozmów z przyjacielem często dyskutował na tematy dotyczące wiary i obowiązku przyjęcia określonej postawy w czasie walki z dżumą.
Tarrou nie mówi zbyt dużo o sobie, ale daje się poznać jako niezwykle doświadczony człowiek, przenikliwy i bezpośredni rozmówca, bez trudu odnajdujący się w tematyce moralno-filozoficznej.
Tarrou dopiero podczas „godziny przyjaźni”, kiedy to był już pewien przyjaźni doktora przemógł się i wyjawił mu historię swojego życia. Dzięki tej spowiedzi wiemy, że dżumę traktuje jako zło tkwiące w ludzkiej naturze. Mówi „cierpiałem na dżumę długo przedtem, zanim poznałem to miasto i tę epidemię”. Dalej dowiadujemy się, że w młodości Tarrou- syn zastępcy prokuratora generalnego-stał się świadkiem wydarzenia, które na zawsze zmieniło jego życie. Siedemnastoletni wówczas bohater przeżył moralny wstrząs, dowiadując się, że jego ojciec uczestniczy w egzekucjach osób skazanych na karę śmierci. To wydarzenie stało się dla Tarrou „początkiem wszystkiego”. W wieku osiemnastu lat odszedł z domu i próbował żyć na własny rachunek. Chwytał się każdej pracy, „nauczył się tysiąca zawodów”, ale wciąż czuł, że ma do spełnienia dług, że nie chce być „zadżumiony” jak jego ojciec. Zaczął więc zajmować się polityką. Jednak po kilku latach na własne oczy zobaczył egzekucję i zrozumiał, że jego działalność niczego nie zmieniła. O tym kolejnym zawodzie tak opowiada przyjacielowi:
„Zrozumiałem wówczas, że przynajmniej ja nie przestałem być zadżumionym przez te wszystkie długie lata, choć wierzyłem z całej duszy, że walczę właśnie z dżumą. Dowiedziałem się, że pośrednio kładłem swój podpis pod śmiercią tysięcy ludzi, że nawet tę śmierć powodowałem uważając za słuszne czyny i zasady, które ją nieuchronnie sprowadzały. [...] Od dawna już czuję wstyd, śmiertelny wstyd, że i ja z kolei, choć z daleka, choć działając w dobrej woli, byłem mordercą”.
Dalsza część monologu Tarrou odsłania przed nami motywy, które skłoniły go do walki z epidemią w Oranie. Jego postawę można określić jako niezgodę na zło tkwiące w ludzkim świecie.
Tarrou jest człowiekiem niewierzącym i w związku z tym osiągnięcia wewnętrznego spokoju szuka w tym, co nazywa „świętością bez Boga”. Chce działać w obronie ludzi pokrzywdzonych, usiłuje „zrozumieć wszystkich i nie być śmiertelnym wrogiem nikogo”. Sądzi, iż jedynie taka postawa „może ulżyć ludziom i jeśli ich nie uratuje, to przynajmniej przyniesie im mniej zła, a nawet niekiedy trochę dobra”. Swą mądrość życiową, zdobytą w skutek wielu tragicznych doświadczeń, stara się wykorzystać w walce z epidemią, która jak mówi, „niewiele może go już nauczyć”. Tarrou jest człowiekiem niebywale doświadczonym i dlatego dżuma nie zaskakuje go. Dzięki swej życiowej mądrości czuje się przygotowany na poświęcenie, jakie winien ofiarować światu w tym tragicznym momencie.
Tarrou umarł na dżumę w chwili, gdy choroba powoli zaczynała opuszczać miasto. Uzasadnieniem dla jego śmierci jest fakt poszukiwania przez bohatera spokoju.
Bohater twierdził, że najtrudniejszym i najbardziej męczącym zadaniem w życiu jest „nie chcieć zarażać innych”. Dążył do tego żeby zachować moralną nieskazitelność, zostać „świętym bez Boga”, co wymagało od niego ogromnego wysiłku, którym czuł się mocno zmęczony.
GRAND JOSEPH
Ten bohater „Dżumy” nie jest herosem, to zwykły człowiek budzący ogólną sympatię. Jest skromnym i niepozornym urzędnikiem, urzędnikiem, który z wielkim zaangażowaniem pomaga Rieux i Tarrou Tarrou walce z epidemią.
Narrator opisuje go następująco:
„długi i chudy, pływał w ubraniu, które kupował zawsze za wielkie, w złudzeniu, że będzie się nosić dłużej. Zachował jeszcze większość zębów w dolnych dziąsłach, ale za to stracił zęby górnej szczęki. Dzięki temu uśmiech, który unosił przede wszystkim górną wargę, pogrążał jego usta w cieniu. Jeśli dodać do tego portretu krok seminarzysty, sztukę przemykania się pod ścianami i prześlizgiwania się przez drzwi, zapach piwnicy i dymu oraz skromną minę, trzeba przyznać, że można go było wyobrażać sobie gdzie indziej niż przy biurku.”
„Można by powiedzieć, że życie Granda było w pewnym sensie wzorowe”.
Każdy pracodawca, bowiem marzy o takim pracowniku. Pracuje za dużo, dostaje za to śmiesznie niskie zarobki i w dodatku nie ma odwagi sprzeciwić się temu absurdalnemu stanowi rzeczy.
Grand jest bardzo solidnym pracownikiem urzędu merostwa. Cechuje go pracowitość, solidność, sumienność, dokładność i odpowiedzialność (gdy się podejmuje wykonania jakieś rzeczy, oddaje się jej bez reszty). Podczas epidemii wstępuje w szeregi oddziałów sanitarnych i podejmuje się bardzo żmudnej, i wyczerpującej pracy- prowadzenia statystyki zgonów. Predysponują go do niej jego cechy charakteru: drobiazgowość, dokładność, wręcz pedantyczność oraz pracowitość i sumienność.
Już na początkowych kartach powieści bohater jawi się nam jako dobry człowiek. Pomaga bezinteresownie swojemu sąsiadowi- niedoszłemu samobójcy- Cottardowi. Poza tym widzimy jak bardzo kocha swoją własną rodzinę- dzieci i żonę. Mimo, że ukochana opuściła go z innym mężczyzną. Bohater nawet tłumaczy jej postępowanie tym, że w natłoku codziennego życia przestali sobie okazywać miłość lub też, że to jego wina, bo nie znajdywał dla niej czasu.
Postać przez cały czas marzy o wydaniu książki, której jeszcze nie napisał, ale już pragnie by wzbudziła podziw wydawców. Niestety niedoszły autor bestselleru nie potrafi wyjść w swojej książce poza, nieustannie cyzelowane, pierwsze zdanie. Ustawicznie poprawianie zdania ma doprowadzić go do formy idealnej, której styl i język trafią w gusta wszystkich czytelników. Świadczyć to może jedynie o niebywałym dziwactwie sympatycznego bohatera. Niestety fakt ten kładzie się cieniem na pozytywnej sylwetce Granda.
Pod względem temperamentu i osobowości przypomina on postać Rześkiego z powieści Bolesława Prusa pod tytułem „Lalka”. Można by rzec, że są to postacie bliźniacze. Joseph, podobnie jak Rzecki żyjący czasami napoleońskimi, egzystuje czasami przeszłymi. Obaj są dobrymi, skromnymi i cichymi ludźmi, którzy cały swój czas poświęcają, traktowanej z wielkim szacunkiem, pracy. Co jednak najważniejsze, obaj są zdolni do wielkich przyjaźni.
Jedynym pragnieniem Granda jest chęć bycia szczęśliwym. Nie wstydzi się o tym mówić. Szczęście w jego pojęciu rodzi się dzięki kontaktom z innymi ludźmi, a nie dzięki dobrom materialnym. Narrator mówi o bohaterze z rozrzewnieniem
„Należał do ludzi, równie rzadkich naszym mieście jak gdzie indziej, którzy zawsze mają odwagę dobrych uczuć. Jego nieliczne zwierzenia świadczą o dobroci i przywiązaniu, do czego człowiek nie śmie się przyznać w naszych czasach.”
Źródłem postawy tego prostego człowieka może być wdzięczność wobec doktora, którego niegdyś był pacjentem. Być może chciał mu się w ten sposób odwdzięczyć za udzieloną niegdyś w potrzebie pomoc, a może po prostu kierowała nim jego wrodzona dobroć serca, która nakazywała bunt przeciw złu i cierpieniu? Sam przecież stwierdził, że „mamy dżumę i musimy się bronić”. Przecież był dobrym człowiekiem, więc jak mógł się zgodzić na cierpienie ludzkie, które zewsząd go otaczało?
RAYMOND RAMBERT
Jest to przypadkowo przybyły dziennikarz, który myślał, że w Oranie znajdzie materiał do reportażu. Nie mylił się, materiał był, tyle, że chęć jego nakręcenia, spowodowała uwięzienie reportera w mieście razem z jego mieszkańcami na długie miesiące. Uwięziony zakładnik dżumy początkowo szukał możliwości ucieczki. Twierdził, że dżuma to nie jego sprawa, to problem orańczyków. Chciał wyjechać, ponieważ Paryżu czekała na niego ukochana kobieta. Rambert chce przeżyć swoje uczucie, uważa je za wartościowe i chce o nie walczyć. Nie boi się śmierci- nieraz ocierał się o nią, walcząc na wojnie domowej w Hiszpanii. Wtedy także zrozumiał, że nie ma sensu umierać dla idei. Właśnie poświęcenie się temu celowi zarzuca doktorowi Rieux, który wyjaśnia mu, że w jego mniemaniu „człowiek to nie idea”. Rieux nie potępia jednak Ramberta za chęć ucieczki z Oranu. Wręcz przeciwnie rozumie go i jego dążenie do szczęścia. Drugim powodem dla którego Raymond chce opuścić miasto jest samotność i wyobcowanie jakich w nim zaznaje. Nie potrafi się uporać z tymi uczuciami, więc się im poddaje. Nieoczekiwany zwrot akcji w zachowaniu reportera ma miejsce gdy otrzymuje on możliwość opuszczenia zagrożonego miasta. Bohater niespodziewanie zmienia decyzję i pozostaje na miejscu. Pozostaje jednak nie dlatego, że zakwestionował wartość miłości, ale dlatego, że byłoby to poniżej jego godności. „Może być wstyd, że człowiek jest sam tylko szczęśliwy” mówi doktorowi w uzasadnieniu postanowienia pozostania i pomocy w opanowywaniu epidemii. Nie potrafi tak po prostu zostawić nowo poznanych przyjaciół na pastwę dżumy, a sam rozkoszować się swoją wolnością, szczęściem, zdrowiem i miłością. Pod wpływem poznanych w mieście ludzi Raymond podlega przemianie z egoisty w człowieka humanitarnego. Ośmieliłabym się zaryzykować stwierdzenie w dobrego samanitaryna. Reasumując jest to nawrócony egoista.
OJCIEC PANELOUX
Jest to zakonnik, który podczas epidemii wygłosił dwa kazania, ilustrujące ewolucję jego poglądów. W pierwszej mowie wskazuje na dżumę jako na karę bożą za grzechy popełnione przez ludzi. Z tym poglądem nie zgadza się jednak dr Rieux, który stwierdza, że Paneloux przemawia z pozycji czysto naukowej, teoretycznej. Nie potępia go lecz jest głęboko przekonany, że gdyby ksiądz częściej widział w jaki sposób umierają ludzie, to z pewnością nie wygłaszałby tak krzywdzących opinii. W niedługi czas później Paneloux był obecny przy śmierci synka sędziego Ottona. Dziecko umierało w wielkich męczarniach. Był to moment przełomowy dla zakonnika, którego owocem było drugie, z goła inne kazanie. Paneloux stwierdził w nim bowiem, że popełnił błąd, mówiąc o chorobie jako każe boskiej, ponieważ nie jest w stanie wskazać win za jakie dziecko mogłoby być tak okrutnie ukarane. Cierpienie dzieci mogą podważyć wiarę w dobroć i sprawiedliwość wyroków boskich. Jednak zakonnik dochodzi do wniosku, że Bóg doświadcza w ten sposób ludzi aby umożliwić im osiągnięcie pokory. Ponieważ to co dzieje się na świecie, nie znajduje racjonalnego wytłumaczenia, obserwator może albo odrzucić wszystko (tzn. wiarę), albo uznać, że logika Boga nie przekłada się na ludzkie kategorie. Innymi słowy mówiąc, jeśli chcemy zachować wiarę w Stwórcę musimy przyjąć doświadczenia boskie jako cos naturalnego, niezależnie od tego czy rozumiemy ich źródło czy nie. Musimy po prostu je przyjąć i zaakceptować jako słuszny, choć niezrozumiały wyrok boży.
Należy jeszcze dodać, że ten wojujący jezuita był bardzo poważaną personą w Oranie, „nawet przez tych, co są obojętni w sprawach religii”.