Napisz wypracowanie o wakacjach!! Proszę!!!!!!!!!!!!!
Zgłoś nadużycie!
Najpiękniejsze dni moich wakacji Minęła już prawie połowa wakacji, a w moim życiu nie wydarzyło się nic niezwykłego. Tego jednak dnia nudziłem się wyjątkowo. Marek, z którym dotąd spędzałem wakacje w naszym małym miasteczku, wyjechał na kolonie. W kinie sezon ogórkowy, a biblioteka zamknięta z powodu remontu. Innym razem istniałaby jeszcze w ostateczności możliwość zażartych dyskusji z Magdą (to moja siostra) na temat zespołów młodzieżowych, mody itp. Od dwóch dni jednak Magdy nie ma w domu. Udało jej się „załapać” na obóz w Sudety. Szczęściara.
Gdy byłem już kompletnie zrezygnowany, zadzwonił telefon. Usłyszałem głos Wojtka:
- Cześć stary! Co porabiasz?
- Właśnie chciałem do ciebie zadzwonić - skłamałem.
- To świetnie się składa, bo i ja chciałem z tobą pogadać.
- Stało się coś? - spytałem.
- Ależ nie! Mam tylko dla ciebie pewną propozycję.
- Mów! - rzuciłem w słuchawkę.
- Co byś powiedział na wyjazd ze mną na kilka dni do Warszawy?
- Sami? - spytałem.
- Z moimi rodzicami - głos Wojtka był jakiś niewyraźny.
- No wiesz! - rzekłem starając się ukryć rozczarowanie.
- To nie jest tak, jak myślisz, chętnie wpadłbym do ciebie, to nie jest rozmowa na telefon.
- Świetnie! - powiedziałem - pędź natychmiast. Mam jeszcze w lodówce colę.
Wojtek mieszkał niedaleko, toteż za chwilę wyjaśniał mi, że jego rodzice muszą na kilka dni wyjechać w interesach do Warszawy. Zatrzymują się tam, jak zwykle, w mieszkaniu wujka, który obecnie przebywa z rodziną na Mazurach. On Wojtek jedzie z nimi, a nie chce mu się samemu włóczyć po Warszawie, bądź oglądać telewizję w domu, więc rodzice zgodzili się, by wziął ze sobą kolegę. Pomyślał więc o mnie, bo w końcu znamy się od lat i często pomagałem mu w matmie.
Nie mając innych planów, zgodziłem się, bez większego zresztą entuzjazmu. Moi rodzice sprawę zaakceptowali i następnego dnia wczesnym rankiem mknęliśmy nowym oplem do stolicy.
Od razu, gdy przybyliśmy na miejsce, okazało się, że był to dobry pomysł. Wspólne śniadanie i do godziny 20 „wolna ręka”. Ja w Warszawie byłem jeden raz, Wojtek, jak się później okazało, znał ją nie gorzej od naszego miasteczka. Obaj byliśmy zadowoleni. Wojtek, że mógł być moim przewodnikiem, a ja, że mogłem do woli zwiedzać stolicę.
Minęła już prawie połowa wakacji, a w moim życiu nie wydarzyło się nic niezwykłego. Tego jednak dnia nudziłem się wyjątkowo. Marek, z którym dotąd spędzałem wakacje w naszym małym miasteczku, wyjechał na kolonie. W kinie sezon ogórkowy, a biblioteka zamknięta z powodu remontu. Innym razem istniałaby jeszcze w ostateczności możliwość zażartych dyskusji z Magdą (to moja siostra) na temat zespołów młodzieżowych, mody itp. Od dwóch dni jednak Magdy nie ma w domu. Udało jej się „załapać” na obóz w Sudety. Szczęściara.
Gdy byłem już kompletnie zrezygnowany, zadzwonił telefon. Usłyszałem głos Wojtka:
- Cześć stary! Co porabiasz?
- Właśnie chciałem do ciebie zadzwonić - skłamałem.
- To świetnie się składa, bo i ja chciałem z tobą pogadać.
- Stało się coś? - spytałem.
- Ależ nie! Mam tylko dla ciebie pewną propozycję.
- Mów! - rzuciłem w słuchawkę.
- Co byś powiedział na wyjazd ze mną na kilka dni do Warszawy?
- Sami? - spytałem.
- Z moimi rodzicami - głos Wojtka był jakiś niewyraźny.
- No wiesz! - rzekłem starając się ukryć rozczarowanie.
- To nie jest tak, jak myślisz, chętnie wpadłbym do ciebie, to nie jest rozmowa na telefon.
- Świetnie! - powiedziałem - pędź natychmiast. Mam jeszcze w lodówce colę.
Wojtek mieszkał niedaleko, toteż za chwilę wyjaśniał mi, że jego rodzice muszą na kilka dni wyjechać w interesach do Warszawy. Zatrzymują się tam, jak zwykle, w mieszkaniu wujka, który obecnie przebywa z rodziną na Mazurach. On Wojtek jedzie z nimi, a nie chce mu się samemu włóczyć po Warszawie, bądź oglądać telewizję w domu, więc rodzice zgodzili się, by wziął ze sobą kolegę. Pomyślał więc o mnie, bo w końcu znamy się od lat i często pomagałem mu w matmie.
Nie mając innych planów, zgodziłem się, bez większego zresztą entuzjazmu. Moi rodzice sprawę zaakceptowali i następnego dnia wczesnym rankiem mknęliśmy nowym oplem do stolicy.
Od razu, gdy przybyliśmy na miejsce, okazało się, że był to dobry pomysł. Wspólne śniadanie i do godziny 20 „wolna ręka”. Ja w Warszawie byłem jeden raz, Wojtek, jak się później okazało, znał ją nie gorzej od naszego miasteczka. Obaj byliśmy zadowoleni. Wojtek, że mógł być moim przewodnikiem, a ja, że mogłem do woli zwiedzać stolicę.