Napisz wypracowanie na temat: " Najciekawsza przygoda wakacyjna" Min. 1,5 strony w zeszycie.
katarina
Teraz kiedy, wakacje dobiegają końca wiem , że przezyłem tego lata najwspanialszą przygodę jaka mogła mnie spotkać. Dzień, 28 sierpnia zapowiadał się jak każdy inny, zwyczajnie i monotonnie. Nie mniałem nawet ochoty wyjść z domu. Kiedy tak motałem się pomiędzy czterema ścianami swojego pokoju, jak szalony wpadł do niego mój kuzyn, z propozycją wyjazdu na wycieczkę rowerową z naszymi kolegami do lasu. po długich wahaniach i namowach zgodziłem się. Zapakowalismy plecaki, wsiedliśmy na rowery i pojechaliśmy do pobliskiego lasu. zaczęliśmy zwiedzać zakątki przyrody, przepiękne okolice, wzgórza i prześwitujące jezioro za drzew. W pewnym momencie stanęliśmy na przepieknej polanie gdzie, było dużo kwiatów, roślin nam nie znanych, jedno drzewo z dzikimi gruszkami. Rozłozylismy więc koc i zaczęliśmy podziwiać widoki, odprężając swoje umysły. Gdy nagle za krzaków wybiegły trzy Sarny,zerwaliśmy się ze strachu na równe nogi gdyż po chwili z przeciwnej strony wyszedł dzik z nastroszonymi kłamy. Zapomnieliśmy o rowerach i zaczęliśmy uciekać co sił w nogach. Nagle przypomniałem sobie o rowerach, krzyknąłem do wszystkich żeby wdrapać się na drzewo. W popłochu każdy z nas z resztakami sił wczołgał się na drzewo , sledząc czy nie ma w pobliżu naszego postrachu. Po dziku nie było ani sladu. Zaczęliśmy śmiać się głośno, otrzepywać od liści. Cóz nam pozostało. jak wolnymi krokami wracać na polankę. Po zwierzętach nie było ani sladu, więc mogliśmy ruszać w dalszą drogę. Kiedy tak już spokojnie jechaliśmy, żartując z tego co nas spotkało, zauważyliśmy coś małego błąkającego się w zaroślach. Nikt nie miał odwagi podejść do zarośli. wziąłem kija i powolnymi krokami ruszyłem na przóg. Ależ to była adrenalina. Gdy odsłoniłem gałąź zauważyłem małego słodkiego pieska. Wziąłem go na ręce i przytuliłem mocno do siebie. Widać był głodny, może się zgubił, a może był porzucony. Koledzy i mój strachliwy kuzyn Adam, zaczęli mi zazdrościć, takiego szczeniaka. Zawsze chciałem mieć swojego przyjaciela czworonożnego, z teraz się mażenie spełniło. Wziołem go do domu, choć nie wiedziałem czy zgodzą się rodzice na zatrzymanie go w domku. Po przybyciu do mieszkania moje obawy się nie potwierdziłe, zresztą na szczęście, bo rodzice przyznali, że zachowałem się dobrze. Jestem szczęsliwy bo mam pieska , którego nazwałem Drapuś. Niedość, że był to wspaniały dzień, pełen przygód to jeszcze z wyprawy mam Drapusia. Od pierwszego spojrzenia przypadliśmy sobie do serca. Czyż, to nie była najciekawsza przygoda wakacyjna? Dla mnie tak i najszczęśliwsza.
Dzień, 28 sierpnia zapowiadał się jak każdy inny, zwyczajnie i monotonnie. Nie mniałem nawet ochoty wyjść z domu. Kiedy tak motałem się pomiędzy czterema ścianami swojego pokoju, jak szalony wpadł do niego mój kuzyn, z propozycją wyjazdu na wycieczkę rowerową z naszymi kolegami do lasu. po długich wahaniach i namowach zgodziłem się. Zapakowalismy plecaki, wsiedliśmy na rowery i pojechaliśmy do pobliskiego lasu. zaczęliśmy zwiedzać zakątki przyrody, przepiękne okolice, wzgórza i prześwitujące jezioro za drzew. W pewnym momencie stanęliśmy na przepieknej polanie gdzie, było dużo kwiatów, roślin nam nie znanych, jedno drzewo z dzikimi gruszkami. Rozłozylismy więc koc i zaczęliśmy podziwiać widoki, odprężając swoje umysły. Gdy nagle za krzaków wybiegły trzy Sarny,zerwaliśmy się ze strachu na równe nogi gdyż po chwili z przeciwnej strony wyszedł dzik z nastroszonymi kłamy. Zapomnieliśmy o rowerach i zaczęliśmy uciekać co sił w nogach. Nagle przypomniałem sobie o rowerach, krzyknąłem do wszystkich żeby wdrapać się na drzewo. W popłochu każdy z nas z resztakami sił wczołgał się na drzewo , sledząc czy nie ma w pobliżu naszego postrachu. Po dziku nie było ani sladu. Zaczęliśmy śmiać się głośno, otrzepywać od liści. Cóz nam pozostało. jak wolnymi krokami wracać na polankę. Po zwierzętach nie było ani sladu, więc mogliśmy ruszać w dalszą drogę. Kiedy tak już spokojnie jechaliśmy, żartując z tego co nas spotkało, zauważyliśmy coś małego błąkającego się w zaroślach. Nikt nie miał odwagi podejść do zarośli. wziąłem kija i powolnymi krokami ruszyłem na przóg. Ależ to była adrenalina. Gdy odsłoniłem gałąź zauważyłem małego słodkiego pieska. Wziąłem go na ręce i przytuliłem mocno do siebie. Widać był głodny, może się zgubił, a może był porzucony. Koledzy i mój strachliwy kuzyn Adam, zaczęli mi zazdrościć, takiego szczeniaka. Zawsze chciałem mieć swojego przyjaciela czworonożnego, z teraz się mażenie spełniło. Wziołem go do domu, choć nie wiedziałem czy zgodzą się rodzice na zatrzymanie go w domku. Po przybyciu do mieszkania moje obawy się nie potwierdziłe, zresztą na szczęście, bo rodzice przyznali, że zachowałem się dobrze. Jestem szczęsliwy bo mam pieska , którego nazwałem Drapuś.
Niedość, że był to wspaniały dzień, pełen przygód to jeszcze z wyprawy mam Drapusia. Od pierwszego spojrzenia przypadliśmy sobie do serca.
Czyż, to nie była najciekawsza przygoda wakacyjna? Dla mnie tak i najszczęśliwsza.