luna32
Dom na modrzewiu Na niebotycznym modrzewiu, modrzewiu o lekkich włosach, który się w światła zarzewiu kołysze i w złotych rosach, wisi ptaszęce gniazdko - gniazdko, skorupka orzecha - domek, nad dzwiami strzecha, strzecha ze słońca gwiazdką. Wysoko, wysoko, wyżej, wyżej, niż sięgnie drabina, niż człowiek sam się wspina, czerni się domek w mgle ryżej. Z wierzchołkiem cofa się, stoi, wraca, kołuje w niebiosach - w niebiosach, skąd blask się roi i plącze w modrzewia włosach. Był modrzew rosą opity - nie wiedząc po co i czemu włożono ciężar młodemu i wyniósł ciężar w błękity. - Tam! tam wysoko na drzewie w poszumach zamieszkać chcę! Chcę! w mym żałosnym gniewie pod złoto skryć się i rdzę! I w domku pod chmur koroną przekrzywić na bok głowę, głowę, zatulnie wtuloną w piórka czerwone i płowe. I płowe... I nic nie żądać, lecz w bezpieczeństwie głębokiem głupio, o, głupio spoglądać na ziemię, w dół, jednym okiem.