ciechoooo
Był sobie kiedyś bardzo bogaty król imieniem Midas. Kochał złoto bardziej niż wszystko inne na świecie. Jeśli zależało mu na czymś więcej niż na bogactwie, to było to szczęście jego małej córeczki, Złotowłosej. Ale im goręcej kochał Midas swoją córkę, tym więcej pożądał pieniędzy. Myślał, że najlepsze, co może uczynić dla swojego dziecka, to pozostawić mu w spadku najogromniejszy stos monet, jaki usypano od stworzenia świata. Kiedy mała Złotowłosa wybiegała mu na spotkanie z pękiem jaskrów w rękach, mówił: - Ho, ho, dziecino, gdyby te kwiaty były złote, wtedy byłyby warte zbierania. W końcu Midas doprowadził się do takiego stanu, że niemal nie mógł już dotykać ani oglądać przedmiotów, które nie zostały wykonane ze złota. Najwięcej czasu spędzał w swoim skarbcu. Pewnego dnia, kiedy Midas jak zwykle napawał się widokiem swoich skarbów, dostrzegł nagle, że na stos złota pada cień. W drzwiach skarbca stał jakiś nieznajomy. I chociaż zasłaniał sobą słońce, nagromadzone skarby jaśniały większym blaskiem niż przedtem. Kiedy potoczył wzrokiem po izbie, wszystkie nagromadzone tam przedmioty zaczęły iskrzyć się złotym blaskiem. - Jesteś bogatym człowiekiem, drogi Midasie! - rzekł. - Powiodło mi się... dość dobrze - odparł Midas niezadowolonym tonem. - Jak to?! - wykrzyknął obcy. - Czyżbyś nie był szczęśliwy? Midas przecząco pokręcił głową. - A cóż zdołałoby cię zadowolić? - spytał nieznajomy. Midas zamyślił się. Przeczuwał, że jeśli wypowie odpowiednio mądre życzenie, już nigdy nie będzie musiał martwić się o złoto. W końcu wpadł na wspaniały pomysł. - Pragnę, by wszystko, czego dotknę, zmieniało się w złoto - powiedział. - Cóż za niezwykły pomysł! - wykrzyknął nieznajomy. - Chcesz mieć złototwórczą moc! Jesteś tego pewien? Pragniesz jej na zawsze? - Nie potrzebuję niczego więcej do szczęścia - odparł Midas. - Stanie się, jak chciałeś. Jutro o świcie - odrzekł nieznajomy i zniknął. Historia milczy, czy Midas spał tej nocy. W każdym razie, ledwie dzień wstał za wzgórzami, król zaczął dotykać wszystkich przedmiotów, które znajdowały się wokół łóżka. Złapał jeden ze słupków podtrzymujących baldachim i ten stał się natychmiast złotą kolumną. Odsłonił okno i firanka zaciążyła mu w dłoni. Potem sięgnął po książkę. Z radością przerzucał stos złotych płytek, na których nie sposób było odnaleźć śladu liter. Midas tak się puszył swoim powodzeniem, że w pokoju zrobiło mu się za ciasno. Wyszedł więc do ogrodu. Znalazł tam mnóstwo pięknych róż w pełnym rozkwicie. Delikatny rumieniec ich płatków był jednym z najpiękniejszym widoków na świecie. Ale Midas pożądał innego widoku. Nie szczędząc wysiłku szedł od krzaka do krzaka i niestrudzenie czynił użytek ze swej magicznej mocy, aż każdy kwiat zamienił w złoto. W chwili, gdy to ukończył, poproszono go na śniadanie. Małej Złotowłosej nie było w jadalni. Król kazał ją zawołać, żeby mogli wspólnie zjeść śniadanie. Trzeba mu przyznać, że bardzo kochał swoją córeczkę, a tego dnia - dzięki szczęściu, które go spotkało - kochał ją jeszcze bardziej. Dlatego zasmucił się bardzo, gdy Złotowłosa weszła do pokoju szlochając jakby za chwilę miało jej pęknąć serce. - Ej, moja panieneczko! - zawołał Midas. - Cóż się z tobą dzieje? Złotowłosa oskarżycielskim gestem wyciągnęła rękę, w której trzymała jedną z róż zamienionych przez jej ojca w złoto. Zmieszany Midas nalał sobie kawy i - rzecz jasna! - zarówno dzbanek , jak i filiżanka ze srebrnych stały się złote. "Gdzie ja będę trzymać te wszystkie skarby? - pomyślał król. - W kuchni przecież nie będą bezpieczne." Wziął do ust łyk kawy i nagle poczuł, że w ustach trzyma grudkę złota. - Ha! - krzyknął Midas, nieco przestraszony. - Co się stało, tatusiu? - spytała Złotowłosa przez łzy. - Nic, nic, dziecko... - odpowiedział Midas. - Jedz śniadanie, zanim ostygnie. Położył na talerzu pstrąga i na próbę dotknął widelcem ogona. Ku jego przerażeniu prześlicznie usmażony pstrąg zmienił się w złotą rybę. "Właściwie nie bardzo wiem - pomyślał - jak mam zjeść śniadanie! Może powinienem szybciej przełykać jedzenie?" Błyskawicznie złapał gorący kartofel i równie szybko wpakował go sobie do ust. Ale złototwórcza moc była jeszcze szybsza. Gorący metal tak bardzo piekł go w język, że Midas zerwał się na równe nogi i zaczął pośpiesznie wciągać chłodne powietrze. - Tatusiu, kochany tatusiu! - zawołała Złotowłosa, która była bardzo czułym dzieckiem. - Co się stało? Sparzyłeś sobie buzię? Podbiegła do ojca i serdecznie go objęła. Midas pochylił się i pocałował córkę. - Moja najdroższa Złotowłosa - powiedział. Ale dziewczynka milczała. Nie była już dzieckiem, tylko złotym posążkiem! Jak opisać rozpacz załamanego ojca, który w krótkim czasie z najszczęśliwszego człowieka na ziemi przemienił się w największego nieszczęśnika?! Nie ma w ludzkim języku słów, które opisałyby cierpienia Midasa. Przejdźmy więc od razu do tego, co było dalej. Gdy Midas stał nad córką pogrążony w rozpaczy, ujrzał przed sobą tego samego nieznajomego, który obdarzył go złototwórczą mocą. - Jakże, przyjacielu? - spytał nieznajomy. - Czy jesteś wreszcie szczęśliwy? Midas w milczeniu pokręcił głową. - Nie do wiary! - wykrzyknął nieznajomy. - Czyż nie dałem ci złototwórczej mocy? - Złoto to nie wszystko - wyszeptał załamany król. - Jesteś mądrzejszy niż wczoraj, Midasie - powiedział nieznajomy przyglądając się uważnie nieszczęśliwemu ojcu. - Czy chcesz uwolnić się od złotodajnej mocy? - Nienawidzę jej ! - krzyknął Midas. - Idź więc i wykąp się w rzece, która płynie poniżej twojego ogrodu. Potem spryskaj nią wszystko, co zamieniłeś w złoto, by odzyskało swą pierwotną postać. Jeśli zrobisz to szczerze, być może uda ci się naprawić zło, które spowodowałeś. Nie trzeba chyba nikogo przekonywać, że Midas nie tracąc czasu porwał dzban i pędem pobiegł nad rzekę. Zanurzył się w niej z głową, nawet nie zdejmując butów. Potem napełnił dzban i pospieszył do pałacu. Oczywiście, pierwszą rzeczą, jaką zrobił, było polanie wodą posągu Złotowłosej. Ledwie padły na nią krople wody, a już rumieńce zaczęły wracać na policzki dziecka. - Przestań, tatusiu, bardzo cię proszę! - zawołała. - Zobacz, zamoczyłeś moją nową sukienkę, którą dopiero włożyłam. Złotowłosa nie pamiętała nic z tego, co się wydarzyło od chwili, gdy podbiegła do ojca, by go pocieszyć. A Midas - rzecz jasna - nie zamierzał kiedykolwiek informować swej ukochanej córeczki o tym, jakim był głupcem.
Jeśli zależało mu na czymś więcej niż na bogactwie, to było to szczęście jego małej córeczki, Złotowłosej. Ale im goręcej kochał Midas swoją córkę, tym więcej pożądał pieniędzy.
Myślał, że najlepsze, co może uczynić dla swojego dziecka, to pozostawić mu w spadku najogromniejszy stos monet, jaki usypano od stworzenia świata.
Kiedy mała Złotowłosa wybiegała mu na spotkanie z pękiem jaskrów w rękach, mówił:
- Ho, ho, dziecino, gdyby te kwiaty były złote, wtedy byłyby warte zbierania.
W końcu Midas doprowadził się do takiego stanu, że niemal nie mógł już dotykać ani oglądać przedmiotów, które nie zostały wykonane ze złota. Najwięcej czasu spędzał w swoim skarbcu.
Pewnego dnia, kiedy Midas jak zwykle napawał się widokiem swoich skarbów, dostrzegł nagle, że na stos złota pada cień. W drzwiach skarbca stał jakiś nieznajomy. I chociaż zasłaniał sobą słońce, nagromadzone skarby jaśniały większym blaskiem niż przedtem. Kiedy potoczył wzrokiem po izbie, wszystkie nagromadzone tam przedmioty zaczęły iskrzyć się złotym blaskiem.
- Jesteś bogatym człowiekiem, drogi Midasie! - rzekł.
- Powiodło mi się... dość dobrze - odparł Midas niezadowolonym tonem.
- Jak to?! - wykrzyknął obcy. - Czyżbyś nie był szczęśliwy?
Midas przecząco pokręcił głową.
- A cóż zdołałoby cię zadowolić? - spytał nieznajomy.
Midas zamyślił się. Przeczuwał, że jeśli wypowie odpowiednio mądre życzenie, już nigdy nie będzie musiał martwić się o złoto.
W końcu wpadł na wspaniały pomysł.
- Pragnę, by wszystko, czego dotknę, zmieniało się w złoto - powiedział.
- Cóż za niezwykły pomysł! - wykrzyknął nieznajomy. - Chcesz mieć złototwórczą moc! Jesteś tego pewien? Pragniesz jej na zawsze?
- Nie potrzebuję niczego więcej do szczęścia - odparł Midas.
- Stanie się, jak chciałeś. Jutro o świcie - odrzekł nieznajomy i zniknął.
Historia milczy, czy Midas spał tej nocy. W każdym razie, ledwie dzień wstał za wzgórzami, król zaczął dotykać wszystkich przedmiotów, które znajdowały się wokół łóżka.
Złapał jeden ze słupków podtrzymujących baldachim i ten stał się natychmiast złotą kolumną. Odsłonił okno i firanka zaciążyła mu w dłoni. Potem sięgnął po książkę. Z radością przerzucał stos złotych płytek, na których nie sposób było odnaleźć śladu liter.
Midas tak się puszył swoim powodzeniem, że w pokoju zrobiło mu się za ciasno. Wyszedł więc do ogrodu. Znalazł tam mnóstwo pięknych róż w pełnym rozkwicie. Delikatny rumieniec ich płatków był jednym z najpiękniejszym widoków na świecie.
Ale Midas pożądał innego widoku. Nie szczędząc wysiłku szedł od krzaka do krzaka i niestrudzenie czynił użytek ze swej magicznej mocy, aż każdy kwiat zamienił w złoto. W chwili, gdy to ukończył, poproszono go na śniadanie.
Małej Złotowłosej nie było w jadalni. Król kazał ją zawołać, żeby mogli wspólnie zjeść śniadanie. Trzeba mu przyznać, że bardzo kochał swoją córeczkę, a tego dnia - dzięki szczęściu, które go spotkało - kochał ją jeszcze bardziej.
Dlatego zasmucił się bardzo, gdy Złotowłosa weszła do pokoju szlochając jakby za chwilę miało jej pęknąć serce.
- Ej, moja panieneczko! - zawołał Midas. - Cóż się z tobą dzieje?
Złotowłosa oskarżycielskim gestem wyciągnęła rękę, w której trzymała jedną z róż zamienionych przez jej ojca w złoto.
Zmieszany Midas nalał sobie kawy i - rzecz jasna! - zarówno dzbanek , jak i filiżanka ze srebrnych stały się złote.
"Gdzie ja będę trzymać te wszystkie skarby? - pomyślał król. - W kuchni przecież nie będą bezpieczne."
Wziął do ust łyk kawy i nagle poczuł, że w ustach trzyma grudkę złota.
- Ha! - krzyknął Midas, nieco przestraszony.
- Co się stało, tatusiu? - spytała Złotowłosa przez łzy.
- Nic, nic, dziecko... - odpowiedział Midas. - Jedz śniadanie, zanim ostygnie.
Położył na talerzu pstrąga i na próbę dotknął widelcem ogona. Ku jego przerażeniu prześlicznie usmażony pstrąg zmienił się w złotą rybę.
"Właściwie nie bardzo wiem - pomyślał - jak mam zjeść śniadanie! Może powinienem szybciej przełykać jedzenie?"
Błyskawicznie złapał gorący kartofel i równie szybko wpakował go sobie do ust. Ale złototwórcza moc była jeszcze szybsza. Gorący metal tak bardzo piekł go w język, że Midas zerwał się na równe nogi i zaczął pośpiesznie wciągać chłodne powietrze.
- Tatusiu, kochany tatusiu! - zawołała Złotowłosa, która była bardzo czułym dzieckiem. - Co się stało? Sparzyłeś sobie buzię?
Podbiegła do ojca i serdecznie go objęła. Midas pochylił się i pocałował córkę.
- Moja najdroższa Złotowłosa - powiedział.
Ale dziewczynka milczała. Nie była już dzieckiem, tylko złotym posążkiem!
Jak opisać rozpacz załamanego ojca, który w krótkim czasie z najszczęśliwszego człowieka na ziemi przemienił się w największego nieszczęśnika?! Nie ma w ludzkim języku słów, które opisałyby cierpienia Midasa.
Przejdźmy więc od razu do tego, co było dalej.
Gdy Midas stał nad córką pogrążony w rozpaczy, ujrzał przed sobą tego samego nieznajomego, który obdarzył go złototwórczą mocą.
- Jakże, przyjacielu? - spytał nieznajomy. - Czy jesteś wreszcie szczęśliwy?
Midas w milczeniu pokręcił głową.
- Nie do wiary! - wykrzyknął nieznajomy. - Czyż nie dałem ci złototwórczej mocy?
- Złoto to nie wszystko - wyszeptał załamany król.
- Jesteś mądrzejszy niż wczoraj, Midasie - powiedział nieznajomy przyglądając się uważnie nieszczęśliwemu ojcu. - Czy chcesz uwolnić się od złotodajnej mocy?
- Nienawidzę jej ! - krzyknął Midas.
- Idź więc i wykąp się w rzece, która płynie poniżej twojego ogrodu. Potem spryskaj nią wszystko, co zamieniłeś w złoto, by odzyskało swą pierwotną postać. Jeśli zrobisz to szczerze, być może uda ci się naprawić zło, które spowodowałeś.
Nie trzeba chyba nikogo przekonywać, że Midas nie tracąc czasu porwał dzban i pędem pobiegł nad rzekę. Zanurzył się w niej z głową, nawet nie zdejmując butów.
Potem napełnił dzban i pospieszył do pałacu. Oczywiście, pierwszą rzeczą, jaką zrobił, było polanie wodą posągu Złotowłosej.
Ledwie padły na nią krople wody, a już rumieńce zaczęły wracać na policzki dziecka.
- Przestań, tatusiu, bardzo cię proszę! - zawołała. - Zobacz, zamoczyłeś moją nową sukienkę, którą dopiero włożyłam.
Złotowłosa nie pamiętała nic z tego, co się wydarzyło od chwili, gdy podbiegła do ojca, by go pocieszyć. A Midas - rzecz jasna - nie zamierzał kiedykolwiek informować swej ukochanej córeczki o tym, jakim był głupcem.