Napisz streszczenie opowiadania pt,,Dno" Zofii Nałkowskiej Proszę o szybką odpowiedz potrzebne mi jest to bardzo:)
Cypisowa1xD
Narratorka rozmawia z kobietą „ siwą, raczej ładną, zaokrągloną, bardzo zmęczoną”. Kobieta ta przeszła tak straszne rzeczy, że ciężko w nie uwierzyć. Początkowo nie wie, co ma opowiadać. Mówi więc o swoim jedynym pragnieniu: chce, aby ludzie okazywali jej życzliwość, bo życie ciężko ją doświadczyło. Straciła dwoje dzieci. Tak naprawdę nie wie, czy umarły, ale nie ma o nich żadnych wiadomości. O mężu też nic nie wie. Ostatnie informacje o nim, dotyczą przebywania w pruszkowskim obozie. Następnie opowiada o tym, jak zamęczano ludzi w Ravensbrück, przeprowadzając na kobietach praktyki (robili zastrzyki, otwierali rany). Jest zdziwiona, że te tortury wykonywali lekarze. Razem z córką po trzech tygodniach została zabrana do innego łagru, fabryki amunicji. Wspomina córkę, którą razem z nią aresztowali i z którą zgubiła się dopiero w drodze. Mówi, ze była to zdolna, ładna dziewczyna, która należała do organizacji, uczyła dzieci. Wspomina także syna, ale on został zabrany z powstania.
Zanim trafiły do tego obozu dwa miesiące spędziły na Pawiaku. Tu także dochodziło do masowych zbrodni na ludziach (robiono zastrzyki, ściągano krew dla żołnierzy, wieszanie, rozstrzeliwanie). Wiele spraw jest przemilczanych przez kobietę. Opowieść sprawia, że wydarzenia odżywają w niej na nowo, w oczach pojawiają się łzy... Wspomina trupy wynoszone z pakamery z wyjedzonymi przez szczury wnętrznościami. Przyznaje, że jej tak bardzo nie męczyli, ale bardzo ją bili, żeby uzyskać jakieś informacje. Bili ją gumową pałką po ciele, a ból po wybitym palcu jest wciąż odczuwany. Dzielnie wytrzymywała jednak tortury i zawzięcie milczała. Dalsza jej opowieść dotyczy fabryki amunicji. Tu pracowały po dwanaście godzin dziennie w nieludzkich warunkach. Mówi, że to była ciężka praca, ciągle w dymie i gorącu. Budzili ich o trzeciej, głodzili, a jeśli ktoś nie wyrobił swojej normy katowano go. Przetrzymywano je wówczas w piwnicach z ciałami zmarłych ludzi lub kazano stać na mrozie, czy deszczu 12 godzin w cienkim ubraniu. Karę można było dostać nawet za źle posłane łóżko lub niedomyty kubek po kawie. Nieustannie głodne kobiety jadły mięso z trupów, choć było to strasznie karane. Esmanki (strażniczki) były bezwzględne. Nie pozwalały dzielić się, i tak małym, kawałkiem chleba, cieszyły się ze śmierci, nie pomagały w chorobie. Rozmówczyni mówi, że bunkry mężczyzn były jeszcze gorsze. Próbuje sobie przypomnieć jeszcze jakieś historie i mówi o ciekawej podróży do Ravensbrück. Jechały stłoczone po sto osób w wagonie. Każdej dano jeden bochenek chleba i nic więcej. Brakowało im wody, nie mogły wyjść, spały na stojąco, a podróż trwała aż siedem dni. Na jednej ze stacji „wyły jak zwierzęta” domagając się wody i wyjścia na zewnątrz. Słysząc te krzyki zaciekawił się jeden oficer niemiecki i kazał otworzyć wagon. Widok zduszonych kobiet, potwornie wyglądających przeraził go. Kazał wypuścić je na tor, by napiły się wody i oporządziły się. Później znowu je zaplombowano i tak już dojechały na miejsce. Podczas „podróży” wiele więźniarek oszalało – wykrzykiwały to, czego wcześniej nie mówiły podczas przesłuchań. Niektóre kobiety rozstrzeliwano. Rozmówczyni, żałuje, ze nie pamięta jak się nazywały, bo wśród kobiet, z którymi przebywała było wiele zasłużonych osób, których z pewnością poszukuje rodzina.
Zanim trafiły do tego obozu dwa miesiące spędziły na Pawiaku. Tu także dochodziło do masowych zbrodni na ludziach (robiono zastrzyki, ściągano krew dla żołnierzy, wieszanie, rozstrzeliwanie). Wiele spraw jest przemilczanych przez kobietę. Opowieść sprawia, że wydarzenia odżywają w niej na nowo, w oczach pojawiają się łzy... Wspomina trupy wynoszone z pakamery z wyjedzonymi przez szczury wnętrznościami. Przyznaje, że jej tak bardzo nie męczyli, ale bardzo ją bili, żeby uzyskać jakieś informacje. Bili ją gumową pałką po ciele, a ból po wybitym palcu jest wciąż odczuwany. Dzielnie wytrzymywała jednak tortury i zawzięcie milczała. Dalsza jej opowieść dotyczy fabryki amunicji. Tu pracowały po dwanaście godzin dziennie w nieludzkich warunkach. Mówi, że to była ciężka praca, ciągle w dymie i gorącu. Budzili ich o trzeciej, głodzili, a jeśli ktoś nie wyrobił swojej normy katowano go. Przetrzymywano je wówczas w piwnicach z ciałami zmarłych ludzi lub kazano stać na mrozie, czy deszczu 12 godzin w cienkim ubraniu. Karę można było dostać nawet za źle posłane łóżko lub niedomyty kubek po kawie. Nieustannie głodne kobiety jadły mięso z trupów, choć było to strasznie karane. Esmanki (strażniczki) były bezwzględne. Nie pozwalały dzielić się, i tak małym, kawałkiem chleba, cieszyły się ze śmierci, nie pomagały w chorobie. Rozmówczyni mówi, że bunkry mężczyzn były jeszcze gorsze. Próbuje sobie przypomnieć jeszcze jakieś historie i mówi o ciekawej podróży do Ravensbrück. Jechały stłoczone po sto osób w wagonie. Każdej dano jeden bochenek chleba i nic więcej. Brakowało im wody, nie mogły wyjść, spały na stojąco, a podróż trwała aż siedem dni. Na jednej ze stacji „wyły jak zwierzęta” domagając się wody i wyjścia na zewnątrz. Słysząc te krzyki zaciekawił się jeden oficer niemiecki i kazał otworzyć wagon. Widok zduszonych kobiet, potwornie wyglądających przeraził go. Kazał wypuścić je na tor, by napiły się wody i oporządziły się. Później znowu je zaplombowano i tak już dojechały na miejsce. Podczas „podróży” wiele więźniarek oszalało – wykrzykiwały to, czego wcześniej nie mówiły podczas przesłuchań. Niektóre kobiety rozstrzeliwano. Rozmówczyni, żałuje, ze nie pamięta jak się nazywały, bo wśród kobiet, z którymi przebywała było wiele zasłużonych osób, których z pewnością poszukuje rodzina.