Satyra „Żona modna” zawiera rozmowę między dwoma znajomymi. Jeden z nich, pan Piotr, niedawno się ożenił i przyjaciel składa mu gratulacje. Dziwi się jednak oziębłym podziękowaniom za taki przejaw grzeczności. Wówczas Piotr tłumaczy mu swoją sytuację.
Ożenił się on z piękną kobietą, znającą dobre maniery, która wniosła mu w posagu cztery wsie. To jej niewątpliwe zalety, ale wielką wadą jest fakt, że wychowała się w mieście i we wszystkim hołduje francuskim wzorom. Już w czasie narzeczeństwa wymagała od swego adoratora nadzwyczajnych zabiegów znanych z modnych romansów. Przed ślubem spisano intercyzę, w której przyszła małżonka zastrzegła sobie, że w razie choroby będzie mieszkać w mieście, a ponadto zażądała własnego ekwipażu, wystawnego domu do podejmowania gości i ustaleń na wypadek rozwodu.
Po ślubie, chcąc zabrać żonę do domu, pan Piotr musiał sprowadzić z Anglii karetę na resorach, jednak wyjazd opóźnił się z powodu niemocy kobiety. Kiedy w końcu poczuła się lepiej, nie sposób było zmieścić w karecie jej bagażu:
(…) Kładą skrzynki, skrzyneczki, woreczki i paczki/ Te od wódek pachnących, tamte od tabaczki,/ Niosą pudło kornetów, jakiś kosz na fanty;/ W jednej klatce kanarek, co śpiewa kuranty,/ W drugiej sroka, dla ptaków jedzenie w garnuszku,/ Dalej kotka z kocięty i mysz na łańcuszku./ Chcę siadać, nie masz miejsca (…).
Podczas podróży żona nieustannie łajała męża za prostactwo („wyrażenia z kalendarza”), brak „paradnego” stangreta, cudzoziemskich kucharzy, cukierników i pasztetników. Wyliczała rzeczy, które koniecznie muszą nabyć: serwis i figurki z porcelany oraz przeróżne drogie smakołyki.
Dom pana Piotra też nie zrobił na „modnej żonie” dobrego wrażenia – brakowało w nim sali, jadalni na 40 osób, bawialni, gabinetu i osobnych sypialni. Pani żąda dla siebie części domu, gdzie będzie miała własne pokoje:
(…) osobne od spania, od strojów,/ Od książek, od muzyki, od zabaw prywatnych,/ Dla panien pokojowych, dla służebnic płatnych (…).
Następnie małżonka zajęła się ogrodem, który jej zdaniem wymagał gruntownych zmian ze stylu niemieckiego na francuski.
Na zakończenie pan Piotr skarży się przyjacielowi, że nie może poznać swojego domu, który teraz przypomina raczej warszawski pałacyk niż wiejską rezydencję. A najgorsze jest to, że wszystko, co wymyśliła żona, bardzo drogo kosztowało, podobnie zresztą jak częste wizyty licznych gości.
Mimo wszystko, żona nie była zadowolona z nowego życia, on także był zmęczony tymi zmianami i przystał na zamieszkanie w mieście. Żyją więc nie pracując i opływając w dostatki, na które ich nie stać.
Utwór kończy się puentą: „Próżny żal, jak mówią, po szkodzie”.
Satyra „Żona modna” zawiera rozmowę między dwoma znajomymi. Jeden z nich, pan Piotr, niedawno się ożenił i przyjaciel składa mu gratulacje. Dziwi się jednak oziębłym podziękowaniom za taki przejaw grzeczności. Wówczas Piotr tłumaczy mu swoją sytuację.
Ożenił się on z piękną kobietą, znającą dobre maniery, która wniosła mu w posagu cztery wsie. To jej niewątpliwe zalety, ale wielką wadą jest fakt, że wychowała się w mieście i we wszystkim hołduje francuskim wzorom. Już w czasie narzeczeństwa wymagała od swego adoratora nadzwyczajnych zabiegów znanych z modnych romansów. Przed ślubem spisano intercyzę, w której przyszła małżonka zastrzegła sobie, że w razie choroby będzie mieszkać w mieście, a ponadto zażądała własnego ekwipażu, wystawnego domu do podejmowania gości i ustaleń na wypadek rozwodu.
Po ślubie, chcąc zabrać żonę do domu, pan Piotr musiał sprowadzić z Anglii karetę na resorach, jednak wyjazd opóźnił się z powodu niemocy kobiety. Kiedy w końcu poczuła się lepiej, nie sposób było zmieścić w karecie jej bagażu:
(…) Kładą skrzynki, skrzyneczki, woreczki i paczki/ Te od wódek pachnących, tamte od tabaczki,/ Niosą pudło kornetów, jakiś kosz na fanty;/ W jednej klatce kanarek, co śpiewa kuranty,/ W drugiej sroka, dla ptaków jedzenie w garnuszku,/ Dalej kotka z kocięty i mysz na łańcuszku./ Chcę siadać, nie masz miejsca (…).
Podczas podróży żona nieustannie łajała męża za prostactwo („wyrażenia z kalendarza”), brak „paradnego” stangreta, cudzoziemskich kucharzy, cukierników i pasztetników. Wyliczała rzeczy, które koniecznie muszą nabyć: serwis i figurki z porcelany oraz przeróżne drogie smakołyki.
Dom pana Piotra też nie zrobił na „modnej żonie” dobrego wrażenia – brakowało w nim sali, jadalni na 40 osób, bawialni, gabinetu i osobnych sypialni. Pani żąda dla siebie części domu, gdzie będzie miała własne pokoje:
(…) osobne od spania, od strojów,/ Od książek, od muzyki, od zabaw prywatnych,/ Dla panien pokojowych, dla służebnic płatnych (…).
Następnie małżonka zajęła się ogrodem, który jej zdaniem wymagał gruntownych zmian ze stylu niemieckiego na francuski.
Na zakończenie pan Piotr skarży się przyjacielowi, że nie może poznać swojego domu, który teraz przypomina raczej warszawski pałacyk niż wiejską rezydencję. A najgorsze jest to, że wszystko, co wymyśliła żona, bardzo drogo kosztowało, podobnie zresztą jak częste wizyty licznych gości.
Mimo wszystko, żona nie była zadowolona z nowego życia, on także był zmęczony tymi zmianami i przystał na zamieszkanie w mieście. Żyją więc nie pracując i opływając w dostatki, na które ich nie stać.
Utwór kończy się puentą: „Próżny żal, jak mówią, po szkodzie”.