Zastów Polanowski to jedna z tych wsi, które w majowej powodzi ucierpiały najbardziej. Tam zalało wszystkich, tam też woda stała najdłużej, bo aż miesiąc.
- Najgorszy był żal, że wszystko znika w parę minut. Że darmo się człowiek urobił. I, że wszystko będzie trzeba zacząć od nowa – wspomina Paweł Całka.
Od powodzi minęło już pół roku, ale w Zastowie niewiele się zmieniło. Rodzina Teresy Rybickiej, podobnie jak trzydzieści innych rodzin, wciąż mieszka w kontenerze.
- To nie jest wygoda. Chcielibyśmy trochę spokoju, a tymczasem mamy brak intymności. Wszystkie meble mamy z darów. Kąpiemy się w miskach. Moja wygoda już się skończyła – opowiada pani Teresa.
Sytuacja mieszkańców Zastowa Polanowskiego jest dramatyczna. W powodzi stracili wszystko. Większość nie odbudowała jeszcze swoich domów i mieszka w spartańskich warunkach. Ale każdy na swój sposób stara się, aby było jak w domu.
Powodzianie robią co mogą, aby na zimę wrócić do swoich domów. Na odbudowę zakwalifikowanych do rozbiórki domów z rządowej pomocy otrzymali do 300 tysięcy, na remont od 20 do 100 tysięcy.
- Do zimy może nawet tynki uda się zrobić. Założyć chociaż dwa, trzy grzejniki. Może tylko to uruchomię i może nawet bez podłóg, ale tu się wprowadzimy. Wolałbym w takich warunkach, a nie w kontenerze mieszkać – mówi Paweł Całka.
Kontenery nie nadają się do mieszkania w zimę, dlatego urzędnicy zaproponowali powodzianom na ten okres zastępcze mieszkania. Najbliższe oddalone są od Zastowa o kilkanaście kilometrów. Mieszkańcy Zastowa wolą jednak zostać u siebie, choć ich domy długo jeszcze nie będą przypominały tych sprzed powodzi.
- Miało się komfort. Nie trzeba było wychodzić z domu jak się nie chciało. Była ciepła woda. A teraz tylko żal po tym pozostał. Żal tego wszystkiego – komentuje sytuację Teresa Rybicka.
W Zastowie Polanowskim większość rodzin utrzymywała się z uprawy chmielu i sadownictwa. Powódź zabrała im nie tylko dach nad głową. Pozbawiła ich również źródła dochodu.
- Na naprawę wszystkiego trzeba czasu i pieniędzy. Na nowe pełne plony będziemy musieli czekać siedem, osiem lat - mówi Andrzej Rybicki.
Przed powodzią z pomocy opieki społecznej z sześćdziesięciu rodzin Zastowa korzystało pięć. Dziś wszyscy.
- Po powodzi odwiedzamy każdy dom. Każda rodzina potrzebuje pomocy – opowiada Małgorzata Mazurkiewicz z Ośrodka Pomocy Społecznej w Wilkowie.
Obecnie większość mieszkańców Zastowa zarabia na usuwaniu skutków powodzi. Ale nie wiadomo do kiedy te prace potrwają. Dlatego ludzie już martwią się o swoją przyszłość.
- Po powodzi wszystko się zmieniło. Wszystko przemeblowane. Nic nie jest skończone. Ściany powoli pękają. I nadchodzi zima, która może to wszystko zniszczyć – martwi się Dominika Całka.
Zastów Polanowski to jedna z tych wsi, które w majowej powodzi ucierpiały najbardziej. Tam zalało wszystkich, tam też woda stała najdłużej, bo aż miesiąc.
- Najgorszy był żal, że wszystko znika w parę minut. Że darmo się człowiek urobił. I, że wszystko będzie trzeba zacząć od nowa – wspomina Paweł Całka.
Od powodzi minęło już pół roku, ale w Zastowie niewiele się zmieniło. Rodzina Teresy Rybickiej, podobnie jak trzydzieści innych rodzin, wciąż mieszka w kontenerze.
- To nie jest wygoda. Chcielibyśmy trochę spokoju, a tymczasem mamy brak intymności. Wszystkie meble mamy z darów. Kąpiemy się w miskach. Moja wygoda już się skończyła – opowiada pani Teresa.
Sytuacja mieszkańców Zastowa Polanowskiego jest dramatyczna. W powodzi stracili wszystko. Większość nie odbudowała jeszcze swoich domów i mieszka w spartańskich warunkach. Ale każdy na swój sposób stara się, aby było jak w domu.
Powodzianie robią co mogą, aby na zimę wrócić do swoich domów. Na odbudowę zakwalifikowanych do rozbiórki domów z rządowej pomocy otrzymali do 300 tysięcy, na remont od 20 do 100 tysięcy.
- Do zimy może nawet tynki uda się zrobić. Założyć chociaż dwa, trzy grzejniki. Może tylko to uruchomię i może nawet bez podłóg, ale tu się wprowadzimy. Wolałbym w takich warunkach, a nie w kontenerze mieszkać – mówi Paweł Całka.
Kontenery nie nadają się do mieszkania w zimę, dlatego urzędnicy zaproponowali powodzianom na ten okres zastępcze mieszkania. Najbliższe oddalone są od Zastowa o kilkanaście kilometrów. Mieszkańcy Zastowa wolą jednak zostać u siebie, choć ich domy długo jeszcze nie będą przypominały tych sprzed powodzi.
- Miało się komfort. Nie trzeba było wychodzić z domu jak się nie chciało. Była ciepła woda. A teraz tylko żal po tym pozostał. Żal tego wszystkiego – komentuje sytuację Teresa Rybicka.
W Zastowie Polanowskim większość rodzin utrzymywała się z uprawy chmielu i sadownictwa. Powódź zabrała im nie tylko dach nad głową. Pozbawiła ich również źródła dochodu.
- Na naprawę wszystkiego trzeba czasu i pieniędzy. Na nowe pełne plony będziemy musieli czekać siedem, osiem lat - mówi Andrzej Rybicki.
Przed powodzią z pomocy opieki społecznej z sześćdziesięciu rodzin Zastowa korzystało pięć. Dziś wszyscy.
- Po powodzi odwiedzamy każdy dom. Każda rodzina potrzebuje pomocy – opowiada Małgorzata Mazurkiewicz z Ośrodka Pomocy Społecznej w Wilkowie.
Obecnie większość mieszkańców Zastowa zarabia na usuwaniu skutków powodzi. Ale nie wiadomo do kiedy te prace potrwają. Dlatego ludzie już martwią się o swoją przyszłość.
- Po powodzi wszystko się zmieniło. Wszystko przemeblowane. Nic nie jest skończone. Ściany powoli pękają. I nadchodzi zima, która może to wszystko zniszczyć – martwi się Dominika Całka.