Sztuka Daniela Colasa „Skarpetki, opus 124” to jedna z tych licznych – wymieńmy choćby „Garderobianego” Rolanda Harwooda czy „Słonecznych chłopców” Neila Simona – które dają aktorom szansę opowiedzenia o blaskach i cieniach swojego zawodu. Zwykle nie zaskakują konstrukcją ani też nie przynoszą specjalnych rewelacji na temat aktorstwa i samych aktorów. „Skarpetki” to portret dwóch starzejących się aktorów o kompletnie różnych charakterach, systemach wartości i nastawieniu do życia, którzy przygotowują przedstawienie będące dla nich szansą powrotu na szczyt. W toku kłótni, wygłaszania sobie „prawdy prosto w oczy”, trzaskania drzwiami i wracania z podkulonym ogonem, stopniowo dochodzą do wniosku, że pod maskami, które noszą, są samotnymi, starzejącymi się ludźmi, których więcej łączy, niż dzieli.
Sztuka Daniela Colasa „Skarpetki, opus 124” to jedna z tych licznych – wymieńmy choćby „Garderobianego” Rolanda Harwooda czy „Słonecznych chłopców” Neila Simona – które dają aktorom szansę opowiedzenia o blaskach i cieniach swojego zawodu. Zwykle nie zaskakują konstrukcją ani też nie przynoszą specjalnych rewelacji na temat aktorstwa i samych aktorów. „Skarpetki” to portret dwóch starzejących się aktorów o kompletnie różnych charakterach, systemach wartości i nastawieniu do życia, którzy przygotowują przedstawienie będące dla nich szansą powrotu na szczyt. W toku kłótni, wygłaszania sobie „prawdy prosto w oczy”, trzaskania drzwiami i wracania z podkulonym ogonem, stopniowo dochodzą do wniosku, że pod maskami, które noszą, są samotnymi, starzejącymi się ludźmi, których więcej łączy, niż dzieli.