Historii tragicznej miłości dwójki nastolatków, których zwaśnione rodziny nie potrafią dojść do porozumienia, nie trzeba chyba nikomu przedstawiać. William Szekspir i jego znany na całym świecie dramat „Romeo i Julia” doczekał się w XX w. wielu ekranizacji i adaptacji filmowych. Franco Zeffirelli jest cenionym inscenizatorem dzieł W. Szekspira, Międzynarodową sławę przyniosły mu adaptacje dzieł: "Poskromienie złośnicy" (1967) z Richardem Burtonem i Elizabeth Taylor, "Romea i Julii" (1968) z Leonardem Whitingiem i Olivią Hussey, oraz "Hamleta" (1990) z Melem Gibsonem. W 1968 roku przedstawił moim zdaniem najlepszą do dziś filmową wersję sztuki Szekspira. Dzięki tym i innym adaptacjom reżyser zyskał sławę w Europie i w Stanach Zjednoczonych.
Dwoje głównych bohaterów Julia Capuletti i Romeo Monteki poznają się na balu maskowym w domu Capulettich. Zakochują się w sobie do szaleństwa, już na pierwszym spotkaniu, gdzie dochodzi do pierwszych pocałunków. Następnego dnia pobierają się w celi ojca Laurentego. Dalszy rozwój akcji jest na tyle znany, że chyba nikomu nie trzeba go bliżej przedstawiać. Fabuła filmu starannie trzyma się swojego pierwowzoru.
Film Zeffirellego należy do odmiany teatru szekspirowskiego, jaki współcześnie uprawia kino. Początek dał Laurence Olivier ( „Henryk V”, „Hamlet”, „Ryszard III”), rozwijali Kurosawa („Tron we krwi” na podstawie „Makbeta”), Kozincew („Hamlet”, „Król Lear”), Welles („Falstaff” oparty na „Henryku IV” i innych dramatach). Jest to teatr, który przybliża Szekspira do kina i współczesnego widza. Do niego należą zresztą nie tylko adaptacje, ale także filmy związane luźno z dziełem autora z XVI w., jak np. „Ofelia” Chabrola czy „West Side Story” Wisego oparta na motywie „Romea i Julii”. Czy więc ta wersja „Romea i Julii” to już tylko dzieło z lamusa filmowych widowisk historycznych? Na szczęście nie.
Obraz F. Zeffirellego to jedna z najlepszych adaptacji wielkiej literatury, jaką było mi dane obejrzeć. Reżyser pojmuje Szekspira bardzo klasycznie. Lubuje się w plenerach autentycznej Werony. Rozbudowuje sekwencje, w których może wykorzystać tłumy statystów. Czasem wychodzi to bardzo dobrze, jak w scenie dwóch kolejnych pojedynków, które wypadają naprawdę emocjonująco. Należy tu wspomnieć, że za zdjęcia do omawianego filmu Pasquale De Santis został nagrodzony Oscarem w 1969 roku.
Zupełnie świeżo, bardzo naturalnie i przekonująco wypada dwójka tytułowych bohaterów. Na autentyczność filmowej historii dodatkowo wpływa wiek odtwórców głównych ról, Olivii Hussey i Leonarda Whitinga, którzy są rówieśnikami bohaterów opisanych przez Szekspira. Para młodych i urodziwych aktorów z dużą wrażliwością buduje historię pierwszego prawdziwego uczucia. Oboje dodają filmowi tak wiele niekłamanego uroku, zwłaszcza Olivia Hussey jako Julia przedstawiła piękny obraz dziewczyny budzącej się do świadomej, odważnej kobiecości.
Cała ta piękna i wzruszająca historia genialnie przedstawiona przez reżysera upiększona została znakomitą muzyką skomponowaną przez samego Nino Rotę. Włoski kompozytor po raz kolejny udowodnił swój talent. Wręcz idealnie stworzył nastrój oddający ducha szekspirowskiego dzieła, oraz dodatkowo wzbogacił przekaz działa literackiego.
Jest to jedna z tych produkcji, o której można z czystym sumieniem powiedzieć, że to jest właśnie Wielkie Kino.
Historii tragicznej miłości dwójki nastolatków, których zwaśnione rodziny nie potrafią dojść do porozumienia, nie trzeba chyba nikomu przedstawiać. William Szekspir i jego znany na całym świecie dramat „Romeo i Julia” doczekał się w XX w. wielu ekranizacji i adaptacji filmowych. Franco Zeffirelli jest cenionym inscenizatorem dzieł W. Szekspira, Międzynarodową sławę przyniosły mu adaptacje dzieł: "Poskromienie złośnicy" (1967) z Richardem Burtonem i Elizabeth Taylor, "Romea i Julii" (1968) z Leonardem Whitingiem i Olivią Hussey, oraz "Hamleta" (1990) z Melem Gibsonem. W 1968 roku przedstawił moim zdaniem najlepszą do dziś filmową wersję sztuki Szekspira. Dzięki tym i innym adaptacjom reżyser zyskał sławę w Europie i w Stanach Zjednoczonych.
Dwoje głównych bohaterów Julia Capuletti i Romeo Monteki poznają się na balu maskowym w domu Capulettich. Zakochują się w sobie do szaleństwa, już na pierwszym spotkaniu, gdzie dochodzi do pierwszych pocałunków. Następnego dnia pobierają się w celi ojca Laurentego. Dalszy rozwój akcji jest na tyle znany, że chyba nikomu nie trzeba go bliżej przedstawiać. Fabuła filmu starannie trzyma się swojego pierwowzoru.
Film Zeffirellego należy do odmiany teatru szekspirowskiego, jaki współcześnie uprawia kino. Początek dał Laurence Olivier ( „Henryk V”, „Hamlet”, „Ryszard III”), rozwijali Kurosawa („Tron we krwi” na podstawie „Makbeta”), Kozincew („Hamlet”, „Król Lear”), Welles („Falstaff” oparty na „Henryku IV” i innych dramatach). Jest to teatr, który przybliża Szekspira do kina i współczesnego widza. Do niego należą zresztą nie tylko adaptacje, ale także filmy związane luźno z dziełem autora z XVI w., jak np. „Ofelia” Chabrola czy „West Side Story” Wisego oparta na motywie „Romea i Julii”. Czy więc ta wersja „Romea i Julii” to już tylko dzieło z lamusa filmowych widowisk historycznych? Na szczęście nie.
Obraz F. Zeffirellego to jedna z najlepszych adaptacji wielkiej literatury, jaką było mi dane obejrzeć. Reżyser pojmuje Szekspira bardzo klasycznie. Lubuje się w plenerach autentycznej Werony. Rozbudowuje sekwencje, w których może wykorzystać tłumy statystów. Czasem wychodzi to bardzo dobrze, jak w scenie dwóch kolejnych pojedynków, które wypadają naprawdę emocjonująco. Należy tu wspomnieć, że za zdjęcia do omawianego filmu Pasquale De Santis został nagrodzony Oscarem w 1969 roku.
Zupełnie świeżo, bardzo naturalnie i przekonująco wypada dwójka tytułowych bohaterów. Na autentyczność filmowej historii dodatkowo wpływa wiek odtwórców głównych ról, Olivii Hussey i Leonarda Whitinga, którzy są rówieśnikami bohaterów opisanych przez Szekspira. Para młodych i urodziwych aktorów z dużą wrażliwością buduje historię pierwszego prawdziwego uczucia. Oboje dodają filmowi tak wiele niekłamanego uroku, zwłaszcza Olivia Hussey jako Julia przedstawiła piękny obraz dziewczyny budzącej się do świadomej, odważnej kobiecości.
Cała ta piękna i wzruszająca historia genialnie przedstawiona przez reżysera upiększona została znakomitą muzyką skomponowaną przez samego Nino Rotę. Włoski kompozytor po raz kolejny udowodnił swój talent. Wręcz idealnie stworzył nastrój oddający ducha szekspirowskiego dzieła, oraz dodatkowo wzbogacił przekaz działa literackiego.
Jest to jedna z tych produkcji, o której można z czystym sumieniem powiedzieć, że to jest właśnie Wielkie Kino.