Była ciemna, burzliwa noc. Błąkałem się po lesie bez celu, nawet nie pamiętam dlaczego... Było jakoś dziwnie, pobudzająco, nie mogłem nawet ustać w miejscu. Miałem wrażenie, że coś, lub ktoś na mnie patrzy. I nie było inaczej.
Jedyne, co zobaczyłem tej nocy, to jego wielkie, czarne oczy. Patrzyły się na mnie, a ja na nie, powoli zasypiałem... Obudziłem się rano, gdzieś koło ósmej. Już nie było tej magii w powietrzu, było całkiem normalnie. Starałem się wrócić do domu. I tak minął kolejny dzień... W nocy znowu zrobiło się tak dziwnie, jednakże żadnego stwora nie widziałem, ani nie słyszałem. Do czasu... Było gdzieś koło 22:00, zauważyłem na niebie coś w rodzaju talerza... Obiekt był ogromny, świecił się w niektórych miejscach na jasno niebiesko-biało. Postanowiłem schować się za krzaki. Obiekt wylądował. Gdy jakieś obce istoty wyszły z niego, cały zdrętwiałem, lecz nie z przerażenia, po prostu nie mogłem niczym ruszyć. Obiekty wyszły, nazwałem je Flubonoidami, ponieważ wyglądały, jakby były zrobione z wody. Nagle wstałem i kierowałem się w ich stronę. Nie wiem dlaczego, nie chciałem tam iść. Flubonoidy podeszły do mnie. Spojrzały w moje oczy, a ja w ich oczy. To były te oczy, które zobaczyłem zeszłej nocy, duże, całe czarne. Stałem przed nimi, nie mogąc uciec.
Nagle, ze statku wyszedł jeszcze jeden. Było nas tutaj łącznie czterech (ja i trzech obcych). Odeszli oni i mówili do siebie, lecz w jakimś niezrozumiałym dla mnie języku (dosłownie piszczeli). Potem weszli do statku i odlecieli, a ja mogłem się już ruszać. Chciałem wszystkim powiedzieć, lecz nazajutrz już nic nie pamiętałem. Przypomniałem sobie o nich dzisiaj.
Nazywam się Mark Lipiński i twierdzę, że widziałem kosmitów.
Była ciemna, burzliwa noc. Błąkałem się po lesie bez celu, nawet nie pamiętam dlaczego... Było jakoś dziwnie, pobudzająco, nie mogłem nawet ustać w miejscu. Miałem wrażenie, że coś, lub ktoś na mnie patrzy. I nie było inaczej.
Jedyne, co zobaczyłem tej nocy, to jego wielkie, czarne oczy. Patrzyły się na mnie, a ja na nie, powoli zasypiałem... Obudziłem się rano, gdzieś koło ósmej. Już nie było tej magii w powietrzu, było całkiem normalnie. Starałem się wrócić do domu. I tak minął kolejny dzień... W nocy znowu zrobiło się tak dziwnie, jednakże żadnego stwora nie widziałem, ani nie słyszałem. Do czasu... Było gdzieś koło 22:00, zauważyłem na niebie coś w rodzaju talerza... Obiekt był ogromny, świecił się w niektórych miejscach na jasno niebiesko-biało. Postanowiłem schować się za krzaki. Obiekt wylądował. Gdy jakieś obce istoty wyszły z niego, cały zdrętwiałem, lecz nie z przerażenia, po prostu nie mogłem niczym ruszyć. Obiekty wyszły, nazwałem je Flubonoidami, ponieważ wyglądały, jakby były zrobione z wody. Nagle wstałem i kierowałem się w ich stronę. Nie wiem dlaczego, nie chciałem tam iść. Flubonoidy podeszły do mnie. Spojrzały w moje oczy, a ja w ich oczy. To były te oczy, które zobaczyłem zeszłej nocy, duże, całe czarne. Stałem przed nimi, nie mogąc uciec.
Nagle, ze statku wyszedł jeszcze jeden. Było nas tutaj łącznie czterech (ja i trzech obcych). Odeszli oni i mówili do siebie, lecz w jakimś niezrozumiałym dla mnie języku (dosłownie piszczeli). Potem weszli do statku i odlecieli, a ja mogłem się już ruszać. Chciałem wszystkim powiedzieć, lecz nazajutrz już nic nie pamiętałem. Przypomniałem sobie o nich dzisiaj.
Nazywam się Mark Lipiński i twierdzę, że widziałem kosmitów.
I jak ? Może być ?