Napiszę opowiadanie z dialogiem ktorym tematem bedzie bunt :) PRoszę o szybką odpowiedź :)
Alienova
Słoneczne, piątkowe popołudnie. Delikatne promienie wpadały do sali od matematyki, mieszczącej się na najwyższym piętrze budynku szkoły. Mętnym wzrokiem spojrzałem na nauczycielkę, która starała się wytłumaczyć nam, na czym polega twierdzenie Pitagorasa. Oparłem brodę o dłonie i dalej tępo patrzyłem się w kierunku tablicy, na której pojawiały się niezrozumiałe dla mnie literki i liczby. Matematyka zawsze była dla mnie czarną magią, ale tak źle to jeszcze nigdy nie było. Spojrzałem za okno, bo nie miałem zamiaru słuchać o jakimś greckim matematyku, który swoimi dziwnymi wywodami dorzucił więcej materiału do nauki takim kiepskim umysłom ścisłym, jak ja. Zamiast dodawać, odejmować, mnożyć i dzielić jakieś abstrakcyjne działania, wolałem się skupić na pisaniu tekstów piosenek. Marzyłem o karierze muzyka. Chciałem aby na okładkach gazet pojawiały się zdjęcia mojego zespołu, który założyłem wraz z bratem bliźniakiem i dwójką przyjaciół. Nazwaliśmy go Devilish, czyli „Diabelski”. Występowaliśmy już na paru apelach szkolnych i imprezach w okolicy, lecz jeszcze nie udało nam się spotkać z wytwórnią płytową. Rozesłaliśmy parę nagrań do okolicznych producentów, ale nie uzyskaliśmy odpowiedzi. Poprawiłem swoją grzywkę, opadającą na podkreślone czarną kredką oczy i zabrałem się za pisanie kolejnego utworu na wyrwanej kartce z zeszytu. Nie miałem zamiaru marnować cennego czasu na bzdury, które i tak nie przydadzą mi się w prawdziwym życiu. Nagle zobaczyłem jak ktoś zabiera mi mój kawałek papieru. Spanikowałem. Uniosłem niepewnie wzrok i ujrzałem moją nauczycielkę, która z zainteresowaniem czytała kolejne linijki piosenki. Wiedziałem, że nie wyniknie z tego nic dobrego. „-Jesteśmy młodzi, a niedozwoleni dla młodzieży.” -usłyszałem swoje słowa w ustach kobiety. -No, no Kaulitz, bardzo ambitny tekst- nauczycielka rzuciła ironicznie. -Zapraszam do dyrekcji.Podniosłem się leniwie z krzesełka. Poczułem na sobie wzrok wszystkich ludzi w klasie. Wyszedłem z sali i skierowałem się do gabinetu dyrektora, który mieścił się na parterze, zaraz przy drzwiach wyjściowych. Zszedłem powoli po schodach, zatrzymując się za każdym razem przy jakimś większym oknie, by spojrzeć na jesienny krajobraz. Po niedługim czasie dotarłem do celu. Zapukałem grzecznie do drzwi, po czym wszedłem do środka. Przy dużym, mahoniowym biurku siedział łysy mężczyzna o ostrych rysach twarzy i niezbyt przyjemnym spojrzeniu. Jego donośny, niski głos potoczył się po pomieszczeniu. -Już trzeci raz w tygodniu panie Kaulitz i to zawsze u pani Schulz.-mężczyzna odwrócił się w moim kierunku.-Oh, ściągnij te beznadziejne ozdoby z twarzy. W szkole panuje zakaz noszenia kolczyków oraz malowania się. Myślę, że przynajmniej raz w całej pańskiej szkolnej karierze powinien pan przeczytać szkolny statut . -Owszem, ale to jest moje ciało i nie zabroni mi pan ozdabiania go, jeśli tego chcę. Od wychowywania są rodzice, a nie obcy ludzie.-odpowiedziałem, spoglądając dyrektorowi prosto w oczy. Poczułem jak mój umysł walczy ze sobą. Jedna jego część mówiła, że mam się uspokoić i nie narobić sobie kłopotów, a druga podsycała moją euforię. Wybrałem, że posłucham tej drugiej i nie będę się podporządkowywał jakimś dziwnym i przestarzałym zasadom. Chciałem być wolny. Pragnąłem tego jak ryba wody, jak roślina słońca, jak balon powietrza. Podążałem pod prąd, ale podobało mi się to. Nic nie było mi w stanie tego zepsuć….... -Dobrze, panie Kaulitz, ja nie będę się więcej z panem spierał. Wzywam rodziców. Mężczyzna sięgnął po telefon, po czym zadzwonił do mojej mamy. Usiadłem na tylnym siedzeniu naszego samochodu. Wolałem nie zajmować miejsca obok mamy. To chyba po niej odziedziczyłem swój talent wokalny. Na moje nieszczęście wszyscy słyszeli reprymendę, jaką dostałem od rodzicielki zaraz po spotkaniu z dyrektorem. Oczywiście otrzymałem długi szlaban, lecz wieść o najgorszej karze w moim życiu miała dopiero nadejść. -Gdy byłeś w szkole zadzwonili z wytwórni muzycznej. Macie przyjechać na spotkanie z producentami. Ucieszyłem się. Wreszcie jacyś ludzie, zajmujący się muzyką na poważnie, zauważyli nasz zespół. Mieliśmy szansę na międzynarodową karierę. Najpierw Niemcy, potem Polska i reszta europejskich krajów, a za parę lat cały świat. Był to szczyt marzeń, dosłownie na wyciągnięcie ręki. Z taką wiadomością mogłem spokojnie przeczekać szlaban, a potem zabrać się za tworzenie muzyki. Byłem w siódmym niebie, lecz po chwili poczułem mocny upadek na ziemię. -Nie ciesz się zbyt prędko, panie Kaulitz.- nie cierpiałem jak zwracała się do mnie po nazwisku, bo wiedziałem, że nic dobrego z tego nie wyjdzie.- Ty nigdzie nie jedziesz. -Dlaczego? Ale .. mamo...-spojrzałem na nią błagalnie.-Proszę, puść mnie, a do końca roku szkolnego będę grzeczny. -Nie, Bill. Złamałeś zasady i musisz ponieść konsekwencje swojego czynu. Przykro mi. Skrzyżowałem ręce na klatce piersiowej i zrobiłem naburmuszoną minę. Moje marzenie było tak blisko, a jednocześnie tak daleko. Postanowiłem o nie walczyć, a nie patrzeć ze spokojem jak się powoli oddala. Podszedłem do wielkiego okna w salonie, z którego doskonale mogłem obserwować moment wyjazdu mojej mamy z posesji. Pomimo tygodniowego błagania na kolanach i pomocy przy pracach domowych, nie uzyskałem zgody na spotkanie z prezesem wytwórni płytowej. Łzy cisnęły mi się do oczu, gdy ujrzałem jak Tom, Georg i Gustav wsiadali do samochodu z uśmiechami na twarzy. Tak bardzo chciałem być tam z nimi i cieszyć się, że spełniają się nasze marzenia. Nagle w mojej głowie pojawiła się myśl, że nie wszystko jest jeszcze stracone. Przecież rodzice nie muszą się dowiedzieć, że jednak byłem na spotkaniu. Zerwałem się z miejsca i popędziłem do swojego pokoju, by się przygotować do wyjścia. Po paru minutach byłem gotowy na podbój świata muzyki. Chwyciłem swój bilet miesięczny oraz legitymację i wybiegłem z domu. Chwilę później stałem pod ogromnym budynkiem z logiem firmy na szczycie dachu. Na mojej twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Nie zastanawiając się dłużej wbiegłem do środka, zostawiając za sobą gwar panujący na ulicy w centrum Magdeburga. Zgodnie z poleceniami w liście skierowałem się w kierunku sali konferencyjnej, znajdującej się na drugim piętrze. Idąc w stronę szklanych drzwi zauważyłem zdziwienie na twarzy mojego brata. Jego zaskoczenie spowodowało, że czułem się dumny z tego, co uczyniłem. Wszedłem do pomieszczenia i usiadłem obok reszty zespołu. Każdy w tej salce wpatrywał się we mnie. Uśmiechnąłem się pod nosem. Właśnie tego chciałem – podziwu i wielu par oczu wlepionych w moją osobę. -Zanim zaczniemy współpracę chciałbym ustalić parę zasad.-rzekł wysoki brunet wpatrując się w naszą czwórkę.-Po pierwsze: wyglądacie tak, jak my tego chcemy. Po drugie: mówicie w wywiadach rzeczy przygotowane przez nas. Po trzecie: gracie muzykę, stworzoną przez producentów. Zaczęło się we mnie gotować. Kolejni ludzie starali się wprowadzać nienormalne zasady do naszego życia. Nie miałem zamiaru godzić się na ich warunki. Miałem dość nakazów, a to właśnie muzyka miała być odskocznią do lepszego świata. Podniosłem się z krzesła i spojrzałem na producentów. -Nie akceptujemy waszych reguł. Przyszliśmy tu z zamiarem grania własnej muzyki i występowania z wizerunkiem, jaki wykreowaliśmy sami, zakładając zespół. Znajdźcie sobie jakiś inny boysband, który będzie wam posłuszny. Podszedłem do szklanych drzwi. Doskonale wiedziałem, że traciliśmy szansę na spełnianie marzeń, ale woleliśmy być sobą, a nie marionetkami jakieś wytwórni. Całą czwórką opuściliśmy gabinet i nie podpisaliśmy kontraktu. Postanowiliśmy szukać dalej. Byłem pewien, że niedługo producenci zaczną żałować swojej decyzji. Stanie się to wtedy, gdy dostaniemy się na szczyty list przebojów. W końcu mamy tylko czternaście lat i w naszym wieku wszystko jest możliwe.
Liczę, ze pomogłam. Z tą pracą wygrałam konkurs literacki na poziomie gminnym :)
Liczę, ze pomogłam. Z tą pracą wygrałam konkurs literacki na poziomie gminnym :)