Napisz opowiadanie o jednym dniu z życia córki Kochanowskiego. Prosze aby praca była samodzielna (w innym przypadku biorę zgłoś spam lub paraca nie na temat) :P Chcchailbym aby praca zajeła ok. 2-3 stron kartki A5. Daje sporo pkt bo mysle ze sie postarasz. :P
Wstałam wczoraj o ósmej. Słoneczko już głaskało mnie przyjemnie po twarzy, a ptaki ćwierkały wesoło. Pobiegłam szybko obudzić mamę i tatę. Wbiegłam do sypialni i wskoczyłam między rodziców. Tatuś, gdy się obudził, zaczął mnie łaskotać. Mój śmiech obudził również mamusię, która przeraziła się tym, że jeszcze nie wstała i migiem pognała do kuchni. Tata spytał:
-Co chcesz dziś robić Orszulko?
- Bawić się, śmiać i podskakiwać wesoło - powiedziałam.
Zamiast odpowiedzi dla mnie korzystnej usłyszałam:
- Po obiedzie. Dzisiaj muszę dokończyć moją pieśń.
Ze spuszczoną głową wróciłam do swojego pokoju i od niechcenia zaczęłam przerzucać lalki w poszukiwaniu mojej ulubionej. Mijały godziny... Tak powoli, jak porusza się ślimak... Miałam ochotę, żeby ktoś mi poczytał bajki, ale nikt nie miał na to czasu. Wszyscy byli czymś ciągle zajęci. Musiałam sobie jakoś poradzić sama. Zaczęłam bawić się w dom z lalkami. Ustawiłam stoliczek, krzesełka, usadziłam moje towarzyszki i razem piłyśmy herbatkę. Jednak to wszystko było fajne i śmieszne, kiedy ktoś bawił się ze mną... Potem zaczęłam zmieniać im ubranka i fryzury. Zajrzałam też do gabinetu, żeby popatrzeć jak tata pracuje. Miał taką stroskaną minę... Postanowiłam mu nie przeszkadzać i przysiadłam na schodkach. Zaczęłam liczyć muchy, które zainteresowały się moim nosem i przysiadały na mnie co chwila. Szybko się tym znudziłam, więc postanowiłam wyjść na dwór, aby pohasać w ogródku. Tam też spotkał mnie zawód, bo mama ze służącymi zajmowały się plewieniem i nie mogłam tam chodzić.
- Ubrudzisz się cala. Idź do domu - zawyrokowała mama.
- Kiedy tam jest tak nudno i smutno...- zaczęłam.
- To leć do kuchni, kucharki przygotowują tam obiad, możesz popatrzeć i im pomóc - wyliczała dalej.
Szkoda, że nie mogłam tam zostać, bo bardzo chciałam popatrzeć na dżdżownice, które leniwie poruszały się po ziemi. Jednak chcąc nie chcąc, musiałam się zgodzić z mamą. Przecież nie chciałam się kłócić. W kuchni panował przyjemny zaduch. Kucharki uwijały się, aby zdążyć na czas. To gotowanie jest bardzo ciekawe. Patrzyłam, jak kobiety przemieniają wyglądające niezbyt ciekawie warzywa i mięso na dzieła sztuki. Teraz już nie jestem zdziwiona, dlaczego wszystko tak bardzo mi smakuje. Jedząc już obiad, spytałam tatusia, czy juz możemy się pobawić. On sie zgodził. Poszliśmy sobie na dwór i usiedlismy pod lipą. Tatuś recytował swoje fraszki, a ja zaśmiewałam się do łez. Potem sama próbowałam coś sklecić. Po wszystkim poszliśmy razem na łąkę i bawiliśmy się w berka. Zadawałam mu też różne pytania o przyrodę, a on mi odpowiadał, jakbym była dorosłym człowiekiem. Mimowolnie zaczęłam takiego udawać, co było bardzo śmieszne. Tak nam miło upłynął czas do wieczora. Wróciliśmy do domu i służące od razu zabrały mnie do mycia. Wprawdzie bardzo to lubię, ale nie wtedy jak szorują tak mocno... Ale przynajmniej mogłam popatrzeć, jak bąbelki lecą do góry i mienią się różnymi kolorami. Jedna nawet osiadła panience na włosach! Chciałam ją złapać i odgonić, ale bałam się że się rozgniewa i sobie pójdzie. Potem wycieranie. Jejku, jak one mocno trą! Jakby chciały zetrzeć mi całą skórę... Po wszystkim okazało się, że jesteśmy zaproszeni na zabawę. Przygotowaliśmy się całą rodziną i wyruszyliśmy. Cóż to była za podróż! Powóz podskakiwał tak, że unosiłam się prawie do samego sufitu. Tatuś wprost pękał ze śmiechu. Na miejscu czekali już na nas gospodarze, którzy przywitali nas i zaprosili do wspólnej zabawy. W ogrodzie paliło się ogromne ognisko, przy którym siedzieli kołem biesiadnicy i pięknie śpiewali. Chciałam się dołączyć, ale najpierw poprowadzono nas do domu. Tam czekał na nas długi stół z różnymi przysmakami. Najbardziej spodobała mi się część środkowa, gdyż tam były różnego rodzaju słodycze, ciasta i torty. Miałam ochotę coś stamtąd wziąć. Już wyciągałam rękę, gdy mamusia powiedziała, że muszę jeszcze chwilę poczekać i usadziła mnie przy mięsiwach. Cała ta ceremonia jedzenia nudziła mnie bardzo, więc odeszłam od stołu za zgodą rodziców i pobiegłam zwiedzać zakamarki domostwa. Tam spotkałam bardzo miłą dziewczynkę, Halszkę. Powiedziała:
-Chodź, pokażę Ci mój pokój.
Poszłam za nią. Tam zauważyłam przeróżne wspaniałości, jednak najbardziej spodobał mi się domek dla lalek. Pobawiłyśmy się tam chwilę, a potem dziewczynka zabrała mnie na dwór, gdzie bawiły się inne dzieci. Bawiliśmy się pysznie. Potem usiedliśmy przy ognisku i słuchalismy, jak dorośli rozprawiają ze sobą i śpiewają. Zabawa trwała do późna...
Wróciliśmy nad ranem. Zmęczona, narzuciłam tylko przy pomocy służki nocną koszulkę i położyłam się spać, mając w głowie wspomnienia...
Wstałam wczoraj o ósmej. Słoneczko już głaskało mnie przyjemnie po twarzy, a ptaki ćwierkały wesoło. Pobiegłam szybko obudzić mamę i tatę. Wbiegłam do sypialni i wskoczyłam między rodziców. Tatuś, gdy się obudził, zaczął mnie łaskotać. Mój śmiech obudził również mamusię, która przeraziła się tym, że jeszcze nie wstała i migiem pognała do kuchni. Tata spytał:
-Co chcesz dziś robić Orszulko?
- Bawić się, śmiać i podskakiwać wesoło - powiedziałam.
Zamiast odpowiedzi dla mnie korzystnej usłyszałam:
- Po obiedzie. Dzisiaj muszę dokończyć moją pieśń.
Ze spuszczoną głową wróciłam do swojego pokoju i od niechcenia zaczęłam przerzucać lalki w poszukiwaniu mojej ulubionej. Mijały godziny... Tak powoli, jak porusza się ślimak... Miałam ochotę, żeby ktoś mi poczytał bajki, ale nikt nie miał na to czasu. Wszyscy byli czymś ciągle zajęci. Musiałam sobie jakoś poradzić sama. Zaczęłam bawić się w dom z lalkami. Ustawiłam stoliczek, krzesełka, usadziłam moje towarzyszki i razem piłyśmy herbatkę. Jednak to wszystko było fajne i śmieszne, kiedy ktoś bawił się ze mną... Potem zaczęłam zmieniać im ubranka i fryzury. Zajrzałam też do gabinetu, żeby popatrzeć jak tata pracuje. Miał taką stroskaną minę... Postanowiłam mu nie przeszkadzać i przysiadłam na schodkach. Zaczęłam liczyć muchy, które zainteresowały się moim nosem i przysiadały na mnie co chwila. Szybko się tym znudziłam, więc postanowiłam wyjść na dwór, aby pohasać w ogródku. Tam też spotkał mnie zawód, bo mama ze służącymi zajmowały się plewieniem i nie mogłam tam chodzić.
- Ubrudzisz się cala. Idź do domu - zawyrokowała mama.
- Kiedy tam jest tak nudno i smutno...- zaczęłam.
- To leć do kuchni, kucharki przygotowują tam obiad, możesz popatrzeć i im pomóc - wyliczała dalej.
Szkoda, że nie mogłam tam zostać, bo bardzo chciałam popatrzeć na dżdżownice, które leniwie poruszały się po ziemi. Jednak chcąc nie chcąc, musiałam się zgodzić z mamą. Przecież nie chciałam się kłócić. W kuchni panował przyjemny zaduch. Kucharki uwijały się, aby zdążyć na czas. To gotowanie jest bardzo ciekawe. Patrzyłam, jak kobiety przemieniają wyglądające niezbyt ciekawie warzywa i mięso na dzieła sztuki. Teraz już nie jestem zdziwiona, dlaczego wszystko tak bardzo mi smakuje. Jedząc już obiad, spytałam tatusia, czy juz możemy się pobawić. On sie zgodził. Poszliśmy sobie na dwór i usiedlismy pod lipą. Tatuś recytował swoje fraszki, a ja zaśmiewałam się do łez. Potem sama próbowałam coś sklecić. Po wszystkim poszliśmy razem na łąkę i bawiliśmy się w berka. Zadawałam mu też różne pytania o przyrodę, a on mi odpowiadał, jakbym była dorosłym człowiekiem. Mimowolnie zaczęłam takiego udawać, co było bardzo śmieszne. Tak nam miło upłynął czas do wieczora. Wróciliśmy do domu i służące od razu zabrały mnie do mycia. Wprawdzie bardzo to lubię, ale nie wtedy jak szorują tak mocno... Ale przynajmniej mogłam popatrzeć, jak bąbelki lecą do góry i mienią się różnymi kolorami. Jedna nawet osiadła panience na włosach! Chciałam ją złapać i odgonić, ale bałam się że się rozgniewa i sobie pójdzie. Potem wycieranie. Jejku, jak one mocno trą! Jakby chciały zetrzeć mi całą skórę... Po wszystkim okazało się, że jesteśmy zaproszeni na zabawę. Przygotowaliśmy się całą rodziną i wyruszyliśmy. Cóż to była za podróż! Powóz podskakiwał tak, że unosiłam się prawie do samego sufitu. Tatuś wprost pękał ze śmiechu. Na miejscu czekali już na nas gospodarze, którzy przywitali nas i zaprosili do wspólnej zabawy. W ogrodzie paliło się ogromne ognisko, przy którym siedzieli kołem biesiadnicy i pięknie śpiewali. Chciałam się dołączyć, ale najpierw poprowadzono nas do domu. Tam czekał na nas długi stół z różnymi przysmakami. Najbardziej spodobała mi się część środkowa, gdyż tam były różnego rodzaju słodycze, ciasta i torty. Miałam ochotę coś stamtąd wziąć. Już wyciągałam rękę, gdy mamusia powiedziała, że muszę jeszcze chwilę poczekać i usadziła mnie przy mięsiwach. Cała ta ceremonia jedzenia nudziła mnie bardzo, więc odeszłam od stołu za zgodą rodziców i pobiegłam zwiedzać zakamarki domostwa. Tam spotkałam bardzo miłą dziewczynkę, Halszkę. Powiedziała:
- Chodź, pokażę Ci mój pokój.
Poszłam za nią. Tam zauważyłam przeróżne wspaniałości, jednak najbardziej spodobał mi się domek dla lalek. Pobawiłyśmy się tam chwilę, a potem dziewczynka zabrała mnie na dwór, gdzie bawiły się inne dzieci. Bawiliśmy się pysznie. Potem usiedliśmy przy ognisku i słuchalismy, jak dorośli rozprawiają ze sobą i śpiewają. Zabawa trwała do późna...
Wróciliśmy nad ranem. Zmęczona, narzuciłam tylko przy pomocy służki nocną koszulkę i położyłam się spać, mając w głowie wspomnienia...