Dawno, dawno temu żyło sobie pewne rodzeństwo - Halszka i Maciek. Byli dziećmi kupca. Dzieci wybrały się na spacer po rynku, jednak ojciec zabronił im chodzić do lochów mieszczących się przy ulicy Krzywego Koła. Spotkali Walusia, który nakłonił ich do zwiedzenia zakazanych lochów. Wchodząc tam, zauważyli dziwnego stwora - był to pół kogut, pół waż. Głowę miał kogucią z ogromnym purpurowym grzebieniem, długą, cienką, wężową szyję, kadłub pękaty pokryty czarnymi, nastroszonymi piórami, nogi kosmate i wysokie, zakończone ostrymi pazurami. Ale najstraszniejsze były oczy potwora: wyłupiaste, jarzące się na czerwono i żółto. Bazyliszek, bo tak ten potwór się nazywał, spojrzał na Walusia i zabił go wzrokiem. Dzieci postanowiły się nie narażać, by nie zostać zabitym, tak, jak został ich kolega. Gdy rodzeństwo nie wracało do domu, rodzice się zaniepokoili. Dowiedzieli się od przechodnia, że owszem, widział ich dzieci, które wchodzily do lochów. Natychmiast ojciec pobiegł do czarownika, by dowiedzieć się, jak pokonać zwierza. Czarownik powiedział mu, iż istnieje sposób na zabicie potwora. Należało sprowadzić tam jakiegoś śmiałka, odzianego w lustra. Gdy Bazyliszek w nie spojrzy - sam zginie od swego wzroku. Znaleziono kogoś, kto nie bał się wejść do lochów. Bazyliszek - zgodnie z przewidywaniami - zginął, a dzieci były wolne.
Dawno, dawno temu żył w Warszawie, w podziemiach miasta, okropny bazyliszek. Miał kształt koguta i krwawe ślepia, smocze skrzydła i ogon jaszczura. Skóra jego była żółto - brązowa i mocno pomarszczona. Straszny wygląd bazyliszka przerażał ludzi. Na dodatek potwór miał straszną moc : gdy spojrzał na ofiarę, zmieniał ją w kamień. Polował zwykle nocą, siejąc wśród mieszkańców stolicy wielki strach i grozę. Nagle wpada do karczmy szewc Franciszek i zaczyna głośno krzyczeć: - Znowu zabił następną osobę! Król, słysząc tę wieść okrutną, wymyślił plan: - Niech najgorszy więzień, stawi się tu, przede mną. Po czym powiada do skazańca: - Albo wymyślisz plan na zgładzenie potwora, albo o świcie oddasz swoją głowę katu. Po chwili namysłu sprytny człowiek wpadł na wspaniały pomysł. Obwiesił się lustrami i ruszył w nocy do piwnicy, gdzie mieszkał bazyliszek. Okropny jaszczur, gdy spojrzał na niego, ujrzał w lustrach własne odbicie i zamienił się w kamień. Ludzie, którzy skamienieli pod wzrokiem jaszczura ożyli, a ludność warszawska odetchnęła z ulgą. Tak to bazyliszek został pokonany własną bronią. Sam zamienił się w kamień. A skazańcowi przywrócono wolność.
5 votes Thanks 4
669568
źle to nie jest Baśni więc nie powinno być dawno dawno temu
Dawno, dawno temu żyło sobie pewne rodzeństwo - Halszka i Maciek. Byli dziećmi kupca.
Dzieci wybrały się na spacer po rynku, jednak ojciec zabronił im chodzić do lochów mieszczących się przy ulicy Krzywego Koła.
Spotkali Walusia, który nakłonił ich do zwiedzenia zakazanych lochów.
Wchodząc tam, zauważyli dziwnego stwora - był to pół kogut, pół waż. Głowę miał kogucią z ogromnym purpurowym grzebieniem, długą, cienką, wężową szyję, kadłub pękaty pokryty czarnymi, nastroszonymi piórami, nogi kosmate i wysokie, zakończone ostrymi pazurami. Ale najstraszniejsze były oczy potwora: wyłupiaste, jarzące się na czerwono i żółto.
Bazyliszek, bo tak ten potwór się nazywał, spojrzał na Walusia i zabił go wzrokiem.
Dzieci postanowiły się nie narażać, by nie zostać zabitym, tak, jak został ich kolega.
Gdy rodzeństwo nie wracało do domu, rodzice się zaniepokoili. Dowiedzieli się od przechodnia, że owszem, widział ich dzieci, które wchodzily do lochów.
Natychmiast ojciec pobiegł do czarownika, by dowiedzieć się, jak pokonać zwierza.
Czarownik powiedział mu, iż istnieje sposób na zabicie potwora. Należało sprowadzić tam jakiegoś śmiałka, odzianego w lustra. Gdy Bazyliszek w nie spojrzy - sam zginie od swego wzroku.
Znaleziono kogoś, kto nie bał się wejść do lochów. Bazyliszek - zgodnie z przewidywaniami - zginął, a dzieci były wolne.
mam nadzieję że o to chodziło.
Dawno, dawno temu żył w Warszawie, w podziemiach miasta, okropny bazyliszek. Miał kształt koguta i krwawe ślepia, smocze skrzydła i ogon jaszczura. Skóra jego była żółto - brązowa i mocno pomarszczona. Straszny wygląd bazyliszka przerażał ludzi. Na dodatek potwór miał straszną moc : gdy spojrzał na ofiarę, zmieniał ją w kamień. Polował zwykle nocą, siejąc wśród mieszkańców stolicy wielki strach i grozę.
Nagle wpada do karczmy szewc Franciszek i zaczyna głośno krzyczeć:
- Znowu zabił następną osobę!
Król, słysząc tę wieść okrutną, wymyślił plan:
- Niech najgorszy więzień, stawi się tu, przede mną.
Po czym powiada do skazańca:
- Albo wymyślisz plan na zgładzenie potwora, albo o świcie oddasz swoją głowę katu.
Po chwili namysłu sprytny człowiek wpadł na wspaniały pomysł. Obwiesił się lustrami i ruszył w nocy do piwnicy, gdzie mieszkał bazyliszek. Okropny jaszczur, gdy spojrzał na niego, ujrzał w lustrach własne odbicie i zamienił się w kamień. Ludzie, którzy skamienieli pod wzrokiem jaszczura ożyli, a ludność warszawska odetchnęła z ulgą.
Tak to bazyliszek został pokonany własną bronią. Sam zamienił się w kamień. A skazańcowi przywrócono wolność.