Była sobota. Od rana miałam zły humor, ponieważ wszyscy wyszli, a ja zostałam sama. Z nosem przyklejonym do szyby, wpatrywałam się w krajobraz za oknem. Marzyłam o śniegu, o lepieniu bałwana, tymczasem widziałam tylko deszcz i błoto. Jednym słowem – jesienna szaruga, a przecież dawno rozpoczęła się astronomiczna zima. Poczułam się bardzo zmęczona. Zamknęłam oczy i przeniosłam się w krainę marzeń. Nareszcie spadł śnieg i delikatnym, białym puchem otulił nasze szare miasto. Las nęcił ośnieżonymi wierzchołkami drzew, zapraszał do zimowego szaleństwa na stokach leśnych pagórków. Nie zastanawiałam się długo i razem z przyjaciółmi wyruszyłam na saneczkowe szaleństwo. Mroźny wiatr cudownie chłodził nasze rozgrzane entuzjazmem twarze. Śnieg rozpryskiwał się niczym diamenty, kiedy zjeżdżaliśmy z górki na sankach. Słońce przebijało się przez gałęzie drzew, potwierdzając wspaniałą pogodę. Nic nie zapowiadało tego, co zaraz miało nastąpić. Kiedy znalazłam się u podnóża leśnej góry, nagle wiatr zaczął mocniej wiać i rozpętała się prawdziwa zawierucha. Cały las pogrążył się w szarej poświacie, zapanowała niezwykła atmosfera – pełna tajemniczości. Nie miałam odwagi ruszyć się z miejsca, nie wiedziałam w którym kierunku iść, czułam jak chłód przenika całe moje ciało. Wtem wszystko się skończyło równie szybko, jak się zaczęło. Kiedy rozejrzałam się wokół, nikogo nie widziałam. Znajdowałam się na środku leśnej polany, w całkiem obcym miejscu. Nie wiedziałam, jak się tu dostałam, czułam się zagubiona i niepewna. Postanowiłam jednak przełamać strach i znaleźć drogę powrotną do domu. Odważnie ruszyłam przed siebie. Nagle moim oczom ukazał się widok, którego nigdy nie zapomnę. Na wielkim krzaku w kolorze różowym, delikatnie połyskującym w blasku słońca rosły wielkie, soczyste, czerwone owoce w kształcie serca. Zachwycona tym widokiem, podeszłam bliżej i zerwałam jeden z nich. Wtedy usłyszałam głośne zawodzenie, które przypominało nieco płacz, ale było pełne innych uczuć: żalu, gniewu, a nawet nienawiści. Przerażona zaczęłam uciekać. Potknęłam się o wystający z ziemi korzeń. Upadając, uderzyłam się w głowę. Zapadła ciemność ... Obudziłam się z uczuciem wielkiej ulgi. Pomyślałam, że nie chciałabym, aby taka przygoda spotkała mnie w rzeczywistości. Gdy spojrzałam na swoją dłoń zaciśniętą w pięść, nie byłam już taka pewna, czy to był tylko sen. W dłoni trzymałam małe, czerwone serce. Może to było serce losu? Skarb jego władcy, kogoś, kto strzeże leśnych terenów? Może ktoś taki istnieje i nie chce, aby jego tajemnicza kraina została odkryta. Może pewnego dnia dowiem się, czy mój sen był prawdziwy..
Pewnego razu samotna i zamknięta w sobie dziewczyna -Ala, wybrała się na zimowy spacer. Przez kilka minut chodziła, przyglądała się dzrzewą obsypanym białym puchem. W ciszy zazdrościła ptakom, wolnym, które mogą robic co im się tylko zechce. Wydawało sie jej, że zaraz się rozpłaczę, usiadła na sniegu i łzy zaczęły spływać jej po policzkach. Nagle poczuła coś zimnego i mokrego na swoje twarzy, podniosła głowę i zobaczyła mała, chudą sarenkę. Ala wyjeła ze swojej kurtki kawałek ciastka i dała sarence, którą potem nazwała Aniołkiem. Aniołek zjadł ciasteczko, ale kiedy Ala chciała wrócić do domu jej mała koleżanka szła za nią i trącała ją noskiem. Ala pogłaskała sarenkę dała jej resztę ciastka i wróciła do domu. Od tego czasu dziewczyna codziennie przed i po szkole odwiedzała Aniołka i dawała mu różne smakołyki. Kiedy nadeszła wiosna Ala nie zapomniała o swoim podopiecznym i rano przyniosła jej kilka marchewek. Niestety nie mogła znalezc sarenki i zaczęł ją wołać, i wtedy usłyszała ciche skomlenie. Przeszła kilka metrów, odgarnęła wysoką trawę i zobaczyła Aniołką z trzema małymi sarenkami. Ala była w niebowzięta, bo trzy małe kruszynki przypomniały jej mamę sarenkę kiedy jeszce była mała. Od tego czasu dziewczyna spędzała z tą wesołą gromadką mnóstwo czasu. Ala bardzo sie zmieniła miała mnóstwo przyjaciół i stała sie radosną i pogodna dziewczyną.
Była sobota. Od rana miałam zły humor, ponieważ wszyscy wyszli, a ja zostałam sama. Z nosem przyklejonym do szyby, wpatrywałam się w krajobraz za oknem. Marzyłam o śniegu, o lepieniu bałwana, tymczasem widziałam tylko deszcz i błoto. Jednym słowem – jesienna szaruga, a przecież dawno rozpoczęła się astronomiczna zima. Poczułam się bardzo zmęczona. Zamknęłam oczy i przeniosłam się w krainę marzeń.
Nareszcie spadł śnieg i delikatnym, białym puchem otulił nasze szare miasto. Las nęcił ośnieżonymi wierzchołkami drzew, zapraszał do zimowego szaleństwa na stokach leśnych pagórków. Nie zastanawiałam się długo i razem z przyjaciółmi wyruszyłam na saneczkowe szaleństwo. Mroźny wiatr cudownie chłodził nasze rozgrzane entuzjazmem twarze. Śnieg rozpryskiwał się niczym diamenty, kiedy zjeżdżaliśmy z górki na sankach. Słońce przebijało się przez gałęzie drzew, potwierdzając wspaniałą pogodę. Nic nie zapowiadało tego, co zaraz miało nastąpić. Kiedy znalazłam się u podnóża leśnej góry, nagle wiatr zaczął mocniej wiać i rozpętała się prawdziwa zawierucha. Cały las pogrążył się w szarej poświacie, zapanowała niezwykła atmosfera – pełna tajemniczości. Nie miałam odwagi ruszyć się z miejsca, nie wiedziałam w którym kierunku iść, czułam jak chłód przenika całe moje ciało. Wtem wszystko się skończyło równie szybko, jak się zaczęło. Kiedy rozejrzałam się wokół, nikogo nie widziałam. Znajdowałam się na środku leśnej polany, w całkiem obcym miejscu. Nie wiedziałam, jak się tu dostałam, czułam się zagubiona i niepewna. Postanowiłam jednak przełamać strach i znaleźć drogę powrotną do domu. Odważnie ruszyłam przed siebie. Nagle moim oczom ukazał się widok, którego nigdy nie zapomnę. Na wielkim krzaku w kolorze różowym, delikatnie połyskującym w blasku słońca rosły wielkie, soczyste, czerwone owoce w kształcie serca. Zachwycona tym widokiem, podeszłam bliżej i zerwałam jeden z nich. Wtedy usłyszałam głośne zawodzenie, które przypominało nieco płacz, ale było pełne innych uczuć: żalu, gniewu, a nawet nienawiści. Przerażona zaczęłam uciekać. Potknęłam się o wystający z ziemi korzeń. Upadając, uderzyłam się w głowę. Zapadła ciemność ...
Obudziłam się z uczuciem wielkiej ulgi. Pomyślałam, że nie chciałabym, aby taka przygoda spotkała mnie w rzeczywistości. Gdy spojrzałam na swoją dłoń zaciśniętą w pięść, nie byłam już taka pewna, czy to był tylko sen. W dłoni trzymałam małe, czerwone serce. Może to było serce losu? Skarb jego władcy, kogoś, kto strzeże leśnych terenów? Może ktoś taki istnieje i nie chce, aby jego tajemnicza kraina została odkryta. Może pewnego dnia dowiem się, czy mój sen był prawdziwy..
Pewnego razu samotna i zamknięta w sobie dziewczyna -Ala, wybrała się na zimowy spacer. Przez kilka minut chodziła, przyglądała się dzrzewą obsypanym białym puchem. W ciszy zazdrościła ptakom, wolnym, które mogą robic co im się tylko zechce. Wydawało sie jej, że zaraz się rozpłaczę, usiadła na sniegu i łzy zaczęły spływać jej po policzkach. Nagle poczuła coś zimnego i mokrego na swoje twarzy, podniosła głowę i zobaczyła mała, chudą sarenkę. Ala wyjeła ze swojej kurtki kawałek ciastka i dała sarence, którą potem nazwała Aniołkiem. Aniołek zjadł ciasteczko, ale kiedy Ala chciała wrócić do domu jej mała koleżanka szła za nią i trącała ją noskiem. Ala pogłaskała sarenkę dała jej resztę ciastka i wróciła do domu. Od tego czasu dziewczyna codziennie przed i po szkole odwiedzała Aniołka i dawała mu różne smakołyki. Kiedy nadeszła wiosna Ala nie zapomniała o swoim podopiecznym i rano przyniosła jej kilka marchewek. Niestety nie mogła znalezc sarenki i zaczęł ją wołać, i wtedy usłyszała ciche skomlenie. Przeszła kilka metrów, odgarnęła wysoką trawę i zobaczyła Aniołką z trzema małymi sarenkami. Ala była w niebowzięta, bo trzy małe kruszynki przypomniały jej mamę sarenkę kiedy jeszce była mała. Od tego czasu dziewczyna spędzała z tą wesołą gromadką mnóstwo czasu. Ala bardzo sie zmieniła miała mnóstwo przyjaciół i stała sie radosną i pogodna dziewczyną.
Mam nadzieje ze pomogłam;)